Rozdział 9
Czarne i białe
14 sierpnia 1998
Brama była zrobiona z kutego
metalu, co go zaskoczyło.
Jego wspomnienia odnośnie dworu
były dosyć rozmazane – pamiętał wszystko, co się wydarzyło, ale był tak
spanikowany, że tło całej historii było niejasne. Oczekiwał czegoś jak złoto
albo co najmniej srebro, prawdopodobnie ozdabiane jakimiś drogimi kamieniami.
Jednak nadal była dosyć wystawna, z częściami żelaza zakrzywionymi w fantazyjne
wzory i zakończonymi ostrymi szpikulcami skierowanymi ku górze. W efekcie
powstał swego rodzaju ponury łuk, który przypominał Harry’emu katedrę.
Potem brama przemówiła ustami,
które nagle się pojawiły i wyrwały go zmyśli.
- A kimże jesteś?
Było to zaskakująco uprzejme jak
na bramę dworu. Przez ostatnie kilka tygodni spotkał się z całkowitymi snobami.
Kingsley praktycznie zmusił go, by chodził z nim od drzwi do drzwi domów
Śmierciożerców, które w większości były dworami, szukając artefaktów Czarnej
Magii. Mówiące bramy, najwidoczniej, były dobrym sposobem, by powstrzymać ludzi
od wejścia.
Sięgnął ręką by dotknąć zimnych
prętów. Były wystarczająco mocne, co znaczyło, że nie był w stanie się przez
nie przedrzeć. Było to do przewidzenia.
- Harry Potter – powiedział,
patrząc na swoje dłonie.
- Przedstaw cel swojej wizyty.
No cóż, może jednak była snobem.
- Chciałbym porozmawiać z… -
zawahał się – z Draco Malfoy’em.
- Przekażę wiadomość – brama
zamilkła. Po chwili, otworzyła się – Możesz przejść.
Po drugiej stronie czekał na
niego skrzat, i coś na kształt obojga, złości i smutku, przemknęły przez jego
serce na widok tej postaci. Malfoy’owie nadal mają skrzata domowego? Zgredek
nie był jedynym… Zgredek.
- Mam na imię Dippy, sir – pisnął
skrzat – Pan powiedział, by zaprowadzić Pana do trzeciego pokoju gościnnego.
Trzeciego? Pomyślał Harry z lekkim uśmiechem. Dwór Malfoy’ów był
naprawdę tak duży?
- Dziękuję ci, Dippy. – powiedział
uprzejmie i podążył za skrzatem ścieżką, potem po schodach, a potem szerokim
korytarzem, który pamiętał przez mgłę, ten obwieszony portretami.
Dippy otworzył drzwi po lewej
stronie, które prowadziły do mniejszego, dłuższego korytarza. Tapety przedstawiające
jednorożce, smoki i uskrzydlone konie, ozdabiały ściany. Potem skręcali wiele
razy, w efekcie czego, Harry nie miał pojęcia gdzie jest. Dwór Malfoy’ów był
swego rodzaju labiryntem.
W końcu, Dippy zatrzymał się
przed drzwiami, trochę zziajany skłonił się Harry’emu i powiedział.
- To tutaj, sir.
- Dziękuję – znów powtórzył
Harry.
Skrzat zniknął i Harry stał tam
przez chwilę, patrząc na drzwi, trochę chcąc uciec i udawać, że nigdy go tu nie
było. Nie byłby to taki głupi pomysł. Nie był tutaj z obowiązku. Ale skrzat
został wysłany przez Malfoya osobiście więc…
Drzwi otworzyły się.
- Potter.
- Malfoy.
Malfoy przesunął się żeby
przepuścić gościa i Harry spojrzał na niego z ciekawością. Jego ręce były
złożone na piersiach, w geście obronnym. Patrzył prosto na Harry’ego z brodą
delikatnie wysuniętą do przodu w buncie. Naokoło oczu miał ciemne kręgi, a
szaty zwisały na nim luźno. Był bledszy i chudszy niż kiedy ostatnio Harry go
widział, i to coś znaczyło. Już w Ministerstwie, podczas rozprawy, wyglądał
strasznie.
Rozprawa, w której Harry zeznawał
po jego stronie, następnego dnia zajmował całą pierwszą stronę w Proroku i
innych gazetach.
- Nie sądzę, że muszę pytać, co
tu robisz. – powiedział chłodno Malfoy.
- Tak właś…
- Jesteśmy wdzięczni – Harry patrzył
zdziwiony.
- Słucham?
- Dziękuję ci, Potter! To miało
znaczyć, że ci dziękuję! – wysyczał Malfoy i Harry zauważył, że wiecznie obecna
kpina w jego głosie zniknęła – Za uratowanie mojego życia dwa razy, za ocalenie cholernego świata przed Czarnym Panem, za wyciągniecie nas z Azkabanu!
Dziękuję, dobra?
Harry zaśmiał się, na co Malfoy
spiorunował go wzrokiem.
- Nie… serio? Myślisz, że
przyszedłem by napawać się tym, co
zrobiłem? – przerwał na chwilę – Jeśli już, to ja powinienem dziękować twojej matce. Nie zrobiła tego dla mnie,
ale ona uratowała moje życie, wiesz o tym. Skłamała
Voldemortowi i w ogóle. Dla ciebie.
- Oczywiście, że wiem! – Draco
zbladł jeszcze bardziej niż wcześniej, na dźwięk imienia Voldemorta – Pamiętam
rozprawę równie dobrze jak ty. A… a poza tym, jakim cudem przetrwałeś klątwę?
Harry zamarł. Czarodzieje byli
niemożliwie podejrzliwi, a śmierć nie była czymś, o czym się mówiło wszystkim
naokoło. Jeśli przyznałby, że w pewnym sensie, powrócił do świata żywych…
- Nie mam pojęcia.
- Jasne, że nie masz.
Powiedziałeś to samo na rozprawie… wiem, że kłamałeś.
- Ale podziałało, prawda? –
rzucił Harry, zdenerwowany na sposób, jaki może wywołać tylko Malfoy – Możesz
nadal żyć swoim wspaniałym życiem w swoim wspaniałym dworze…
- Moje życie na pewno nie jest wspaniałe, Potter.
Patrzyli na siebie przez kilka
chwil, po czym Malfoy ustąpił i powiedział:
- Dobra. Więc dlaczego tutaj
jesteś?
- Tak więc, jak już powiedziałem,
twoja matka…
- Jeśli chciałeś z nią
porozmawiać, mogłeś poprosić o spotkanie z nią, nie ze mną.
- Z tobą czuję się swobodniej. –
przyznał Harry – Ciebie znam.
- Wcale nie.
- Właśnie, że tak. I to nie jest
jedyny powód, dla którego przyszedłem.
Wyciągnął swoją różdżkę, widząc
jak Malfoy wzdryga się i nagle cofa. Idiota źle zinterpretował jego gest,
jednak Harry był zadowolony, że nie próbował nic zrobić. Może Malfoy się
zmienia. Albo zdał sobie sprawę, że rzucenie klątwy na Wybawcę nie jest dobrym
pomysłem. Albo nie ma swojej różdżki.
Harry westchnął i przejechał ręką
po włosach, niemal nieświadomie.
- Jest twoja, głupku. Dobrze mi
służyła, ale nadal wolę swoją własną. Pomyślałem, że chciałbyś ją odzyskać.
- Odzyskać… och. – Malfoy znów
spojrzał na różdżkę i po kilku sekundach, z wahaniem wziął ją z rąk Harry’ego.
- Tak. – powiedział Harry,
obserwując go jak kręci różdżką palcami – Czy… no wiesz… dobrze pasuje?
- Pasuje… tak. Jak najbardziej. –
powiedział Malfoy nadal patrząc się na swoją różdżkę jakby nie wierzył, że znów
ją ma – Ona jest moja.
- Tak.
- Nie mogłem… - jego głos zamarł,
a jego oczy zaszły mgłą, po raz pierwszy wyglądał, jakby opuścił swoje mury,
jakby zapomniał z kim rozmawia – Cieszę się. Nie mogłem znaleźć nowej, bo
widzisz… chyba nie czułbym się z tym dobrze… poza tym, nikt nie zrobiłby dla
mnie nowej. Dobrowolnie.
Harry nie odzywał się.
- Jest… inaczej. Trochę dziwnie.
Słabiej, podejrzewam, ale to i tak lepiej niż używanie… tej należącej do mojej
matki.
- Och. Tak. Ollivander… więc.
Wziąłem od ciebie różdżkę więc… jej posłuszeństwo zostało transferowane na mnie,
technicznie mówiąc. Ale to jest twoja
różdżka, więc pomyślałem, że ci ją oddam…
Malfoy nic nie mówił przez
chwilę, wyglądał jakby znów się napinał.
- Wiesz… - powiedział powoli
Malfoy – Powiedziałem Dippy żeby cię tu przyprowadził, bo właśnie tutaj się to
stało.
Harry rozejrzał się. Nie musiał
pytać, co miał na myśli mówiąc to.
- Tak… dobrze przemyślane, ale ja
słabo to pamiętam.
- Dobrze ci. – powiedział Malfoy,
nagle znów z kpiną.
- Może. – Harry przerwał –
Przepraszam. – Malfoy znów wyglądał na bardzo zdziwionego.
- Za co?
- Za… nasz szósty rok.
- Masz na myśli kiedy wpuściłem
Śmierciożerców do Hogwartu? Też przepraszam.
- Nie za to. – Harry spojrzał na
podłogę. Pod jego stopami leżał wystawny dywan, przedstawiający węże i smoki
lecące w stronę czarodzieja – Za klątwę. Sectumsemprę. Kiedy cię znalazłem… - płaczącego – Mogłeś umrzeć.
Malfoy zaśmiał się, co sprawiło,
że Harry znów na niego spojrzał, zaskoczony. Nie był pewien, czy kiedykolwiek
widział Malfoya śmiejącego się. To była dobra zmiana. Teraz brzmiał trochę
lepiej, ale nadal w jego głosie było coś z niedowierzania.
- Potter, chciałem na ciebie
rzucić coś Niewybaczalnego. Nie wydaje mi się, że powinieneś mnie przepraszać
za to, że powstrzymałeś mnie przed torturowaniem ciebie.
- Ja… Pomimo tego, to było złe.
- Nadal się tego trzymasz, co?
Dobre i złe, czarne i białe… Dorośnij, Potter. Rozejrzyj się i powiedz mi czy
widzisz chociaż jedną osobę, która jest w stu procentach dobra lub zła. – Harry
uśmiechnął się.
- No cóż, nie mogę, ale w końcu
tylko ty jesteś w tym pokoju,
- I ty – poprawił go Malfoy –
Myliłem się. Oto cud świata czarodziejów, stuprocentowo dobry Harry Potter.
- Nie jestem… Merlinie, ja niemal
cię zabiłem! To nie jest dobre!
- To się nie liczy. –
odpowiedział beztrosko Malfoy – Jestem zły, pamiętasz?
- Nie jesteś. – rzucił stanowczo Harry – Jeśli byłbyś, siedziałbyś teraz
w Azkabanie.
- Byłem tam.
- Za to też przepraszam –
powiedział szczerze – Wyciągnąłbym was wcześniej, ale… Nie wiedziałem. Naprawdę
nie miałem pojęcia… Myślałem, że powiadomią mnie o waszym przesłuchaniu…
- Nie ma przesłuchań dla
Śmierciożerców – powiedział gorzko Malfoy – Żadnych rozpraw. Dostarczeni prosto
do Azkabanu. Papierkowa robota jest załatwiana jak urzędnicy znajdą trochę
czasu.
- Była rozprawa. – przypomniał mu
Harry.
- Tak. Dwa miesiące po bitwie.
Dwa miesiące w cholernym Azkabanie, Potter. Po pierwszym miesiącu… Salazarze. Dementorzy zostali wywaleni
dopiero w lipcu. To było… Myślałem, że… - Malfoy zamilkł na chwilę – Kiedy już
jesteśmy przy niewygodnych tematach, chyba powinienem ci podziękować.
Odpowiednio tym razem. – spojrzał Harry’emu prosto w oczy – Za to, co stało się
w Pokoju Życzeń podczas bitwy. Uratowałeś mi życie. A później… to też byłeś ty,
prawda?
- Masz na myśli tego
dwutwarzowego durnia? – czuł, że kąciki jego ust unoszą się delikatnie do góry –
Tak, to byliśmy my… ja i Ron. Tak nawiasem, to on cię popchnął. Ja tylko
spetryfikowałem Śmierciożercę.
- Postaram się o tym pamiętać
kiedy zobaczę go następnym razem. – Malfoy wyglądał jakby miał zamiar się
uśmiechnąć, ale potem moment przeminął i zmarszczył brwi – Dziękuję.
Witaj znowu, niezręczność.
- Nie ma za co.
- Jesteś teraz Aurorem, tak?
- Mam zamiar rozpocząć trening we
wrześniu, tak.
- Nie wracasz do Hogwartu?
- Nie, jeśli mam na to wpływ. A
ty? – Malfoy wzruszył ramionami.
- Ja… ja nie wiem. Nie
dokończyłem mojego siódmego roku, a z Carrowami uczącymi, nie wiele się
nauczyliśmy, ale… Mam przeczucie, że będzie to dosyć trudne. No i oczywiście
nikt nie ma zamiaru zaoferować mi pracy, więc jaki sens?
- Wcale… - Malfoy patrzył na
niego szczerze.
- Oboje wiemy, że to prawda.
- Tak… może – powiedział niechętnie
Harry – Ja… powinienem już iść.
- Raczej tak.
- I… Podziękuj swojej matce ode
mnie, dobrze?
Harry czuł, że wzrok Malfoya wywierca
mu dziurę – dziesięć tysięcy dziur – w plecach, kiedy opuszczał pokój.
Dziękuję za kolejny świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńNie powiem - zaskoczyla mnie ta rozmowa. Skruszony Malfoy to dosc nienaturalne, wrecz dziwne zjawisko. Mam nadzieje, ze niedlugo wroci do formy, bo jednak najbardziej lubie go w bardziej 'arystokratycznym' wydaniu.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze tak krotko ;/
Pozdrawiam
Florence
dobreeeeeee ;)
OdpowiedzUsuńdobreeeeee ;D
OdpowiedzUsuńJeee!!! Pojawił się Malfoy <333
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to muszę przyznać, że jestem zła, oburzona i jest mi jakoś głupio i przykro, że tak historia jest taka genialna, a wiedzę tak mało komentarzy...
Szybka jesteś! Dopiero odpowiedziałam na Twój komentarz pod trzecim rozdziałem, a Ty już w dziewiątym...
UsuńCo do komentarzy, to miło mi słyszeć (czytać) taką opinię. Ale prawda jest taka, że zaczęłam tłumaczyć tą historię nie dla komentarzy. Jasne, to miło wiedzieć co ludzie myślą na jej temat, ale nie jest to najważniejsze. No i też wiem, że wiele ludzi czyta, ale nie komentuje. Sama jestem zwykle jedną z nich. Dopiero kiedy coś mnie naprawdę ruszy to wtedy się odzywam.