niedziela, 23 czerwca 2013

Cena zwycięstwa. Rozdział 9





Rozdział 9
Czarne i białe
14 sierpnia 1998

Brama była zrobiona z kutego metalu, co go zaskoczyło.

Jego wspomnienia odnośnie dworu były dosyć rozmazane – pamiętał wszystko, co się wydarzyło, ale był tak spanikowany, że tło całej historii było niejasne. Oczekiwał czegoś jak złoto albo co najmniej srebro, prawdopodobnie ozdabiane jakimiś drogimi kamieniami. Jednak nadal była dosyć wystawna, z częściami żelaza zakrzywionymi w fantazyjne wzory i zakończonymi ostrymi szpikulcami skierowanymi ku górze. W efekcie powstał swego rodzaju ponury łuk, który przypominał Harry’emu katedrę.

Potem brama przemówiła ustami, które nagle się pojawiły i wyrwały go zmyśli.
- A kimże jesteś?

Było to zaskakująco uprzejme jak na bramę dworu. Przez ostatnie kilka tygodni spotkał się z całkowitymi snobami. Kingsley praktycznie zmusił go, by chodził z nim od drzwi do drzwi domów Śmierciożerców, które w większości były dworami, szukając artefaktów Czarnej Magii. Mówiące bramy, najwidoczniej, były dobrym sposobem, by powstrzymać ludzi od wejścia.

Sięgnął ręką by dotknąć zimnych prętów. Były wystarczająco mocne, co znaczyło, że nie był w stanie się przez nie przedrzeć. Było to do przewidzenia.

- Harry Potter – powiedział, patrząc na swoje dłonie.
- Przedstaw cel swojej wizyty.

No cóż, może jednak była snobem.

- Chciałbym porozmawiać z… - zawahał się – z Draco Malfoy’em.
- Przekażę wiadomość – brama zamilkła. Po chwili, otworzyła się – Możesz przejść.

Po drugiej stronie czekał na niego skrzat, i coś na kształt obojga, złości i smutku, przemknęły przez jego serce na widok tej postaci. Malfoy’owie nadal mają skrzata domowego? Zgredek nie był jedynym… Zgredek.

- Mam na imię Dippy, sir – pisnął skrzat – Pan powiedział, by zaprowadzić Pana do trzeciego pokoju gościnnego.

Trzeciego? Pomyślał Harry z lekkim uśmiechem. Dwór Malfoy’ów był naprawdę tak duży?

- Dziękuję ci, Dippy. – powiedział uprzejmie i podążył za skrzatem ścieżką, potem po schodach, a potem szerokim korytarzem, który pamiętał przez mgłę, ten obwieszony portretami.

Dippy otworzył drzwi po lewej stronie, które prowadziły do mniejszego, dłuższego korytarza. Tapety przedstawiające jednorożce, smoki i uskrzydlone konie, ozdabiały ściany. Potem skręcali wiele razy, w efekcie czego, Harry nie miał pojęcia gdzie jest. Dwór Malfoy’ów był swego rodzaju labiryntem.

W końcu, Dippy zatrzymał się przed drzwiami, trochę zziajany skłonił się Harry’emu i powiedział.
- To tutaj, sir.
- Dziękuję – znów powtórzył Harry.

Skrzat zniknął i Harry stał tam przez chwilę, patrząc na drzwi, trochę chcąc uciec i udawać, że nigdy go tu nie było. Nie byłby to taki głupi pomysł. Nie był tutaj z obowiązku. Ale skrzat został wysłany przez Malfoya osobiście więc…

Drzwi otworzyły się.

- Potter.
- Malfoy.

Malfoy przesunął się żeby przepuścić gościa i Harry spojrzał na niego z ciekawością. Jego ręce były złożone na piersiach, w geście obronnym. Patrzył prosto na Harry’ego z brodą delikatnie wysuniętą do przodu w buncie. Naokoło oczu miał ciemne kręgi, a szaty zwisały na nim luźno. Był bledszy i chudszy niż kiedy ostatnio Harry go widział, i to coś znaczyło. Już w Ministerstwie, podczas rozprawy, wyglądał strasznie.

Rozprawa, w której Harry zeznawał po jego stronie, następnego dnia zajmował całą pierwszą stronę w Proroku i innych gazetach.

- Nie sądzę, że muszę pytać, co tu robisz. – powiedział chłodno Malfoy.
- Tak właś…
- Jesteśmy wdzięczni – Harry patrzył zdziwiony.
- Słucham?
- Dziękuję ci, Potter! To miało znaczyć, że ci dziękuję! – wysyczał Malfoy i Harry zauważył, że wiecznie obecna kpina w jego głosie zniknęła – Za uratowanie mojego życia dwa razy, za ocalenie cholernego świata przed Czarnym Panem, za wyciągniecie nas z Azkabanu! Dziękuję, dobra?

Harry zaśmiał się, na co Malfoy spiorunował go wzrokiem.

- Nie… serio? Myślisz, że przyszedłem by napawać się tym, co zrobiłem? – przerwał na chwilę – Jeśli już, to ja powinienem dziękować twojej matce. Nie zrobiła tego dla mnie, ale ona uratowała moje życie, wiesz o tym. Skłamała Voldemortowi i w ogóle. Dla ciebie.
- Oczywiście, że wiem! – Draco zbladł jeszcze bardziej niż wcześniej, na dźwięk imienia Voldemorta – Pamiętam rozprawę równie dobrze jak ty. A… a poza tym, jakim cudem przetrwałeś klątwę?

Harry zamarł. Czarodzieje byli niemożliwie podejrzliwi, a śmierć nie była czymś, o czym się mówiło wszystkim naokoło. Jeśli przyznałby, że w pewnym sensie, powrócił do świata żywych…

- Nie mam pojęcia.
- Jasne, że nie masz. Powiedziałeś to samo na rozprawie… wiem, że kłamałeś.
- Ale podziałało, prawda? – rzucił Harry, zdenerwowany na sposób, jaki może wywołać tylko Malfoy – Możesz nadal żyć swoim wspaniałym życiem w swoim wspaniałym dworze…
- Moje życie na pewno nie jest wspaniałe, Potter.

Patrzyli na siebie przez kilka chwil, po czym Malfoy ustąpił i powiedział:
- Dobra. Więc dlaczego tutaj jesteś?
- Tak więc, jak już powiedziałem, twoja matka…
- Jeśli chciałeś z nią porozmawiać, mogłeś poprosić o spotkanie z nią, nie ze mną.
- Z tobą czuję się swobodniej. – przyznał Harry – Ciebie znam.
- Wcale nie.
- Właśnie, że tak. I to nie jest jedyny powód, dla którego przyszedłem.

Wyciągnął swoją różdżkę, widząc jak Malfoy wzdryga się i nagle cofa. Idiota źle zinterpretował jego gest, jednak Harry był zadowolony, że nie próbował nic zrobić. Może Malfoy się zmienia. Albo zdał sobie sprawę, że rzucenie klątwy na Wybawcę nie jest dobrym pomysłem. Albo nie ma swojej różdżki.

Harry westchnął i przejechał ręką po włosach, niemal nieświadomie.
- Jest twoja, głupku. Dobrze mi służyła, ale nadal wolę swoją własną. Pomyślałem, że chciałbyś ją odzyskać.
- Odzyskać… och. – Malfoy znów spojrzał na różdżkę i po kilku sekundach, z wahaniem wziął ją z rąk Harry’ego.
- Tak. – powiedział Harry, obserwując go jak kręci różdżką palcami – Czy… no wiesz… dobrze pasuje?
- Pasuje… tak. Jak najbardziej. – powiedział Malfoy nadal patrząc się na swoją różdżkę jakby nie wierzył, że znów ją ma – Ona jest moja.
- Tak.
- Nie mogłem… - jego głos zamarł, a jego oczy zaszły mgłą, po raz pierwszy wyglądał, jakby opuścił swoje mury, jakby zapomniał z kim rozmawia – Cieszę się. Nie mogłem znaleźć nowej, bo widzisz… chyba nie czułbym się z tym dobrze… poza tym, nikt nie zrobiłby dla mnie nowej. Dobrowolnie.

Harry nie odzywał się.

- Jest… inaczej. Trochę dziwnie. Słabiej, podejrzewam, ale to i tak lepiej niż używanie… tej należącej do mojej matki.
- Och. Tak. Ollivander… więc. Wziąłem od ciebie różdżkę więc… jej posłuszeństwo zostało transferowane na mnie, technicznie mówiąc. Ale to jest twoja różdżka, więc pomyślałem, że ci ją oddam…

Malfoy nic nie mówił przez chwilę, wyglądał jakby znów się napinał.

- Wiesz… - powiedział powoli Malfoy – Powiedziałem Dippy żeby cię tu przyprowadził, bo właśnie tutaj się to stało.

Harry rozejrzał się. Nie musiał pytać, co miał na myśli mówiąc to.
- Tak… dobrze przemyślane, ale ja słabo to pamiętam.
- Dobrze ci. – powiedział Malfoy, nagle znów z kpiną.
- Może. – Harry przerwał – Przepraszam. – Malfoy znów wyglądał na bardzo zdziwionego.
- Za co?
- Za… nasz szósty rok.
- Masz na myśli kiedy wpuściłem Śmierciożerców do Hogwartu? Też przepraszam.
- Nie za to. – Harry spojrzał na podłogę. Pod jego stopami leżał wystawny dywan, przedstawiający węże i smoki lecące w stronę czarodzieja – Za klątwę. Sectumsemprę. Kiedy cię znalazłem… - płaczącego – Mogłeś umrzeć.

Malfoy zaśmiał się, co sprawiło, że Harry znów na niego spojrzał, zaskoczony. Nie był pewien, czy kiedykolwiek widział Malfoya śmiejącego się. To była dobra zmiana. Teraz brzmiał trochę lepiej, ale nadal w jego głosie było coś z niedowierzania.

- Potter, chciałem na ciebie rzucić coś Niewybaczalnego. Nie wydaje mi się, że powinieneś mnie przepraszać za to, że powstrzymałeś mnie przed torturowaniem ciebie.
- Ja… Pomimo tego, to było złe.
- Nadal się tego trzymasz, co? Dobre i złe, czarne i białe… Dorośnij, Potter. Rozejrzyj się i powiedz mi czy widzisz chociaż jedną osobę, która jest w stu procentach dobra lub zła. – Harry uśmiechnął się.
- No cóż, nie mogę, ale w końcu tylko ty jesteś w tym pokoju,
- I ty – poprawił go Malfoy – Myliłem się. Oto cud świata czarodziejów, stuprocentowo dobry Harry Potter.
- Nie jestem… Merlinie, ja niemal cię zabiłem! To nie jest dobre!
- To się nie liczy. – odpowiedział beztrosko Malfoy – Jestem zły, pamiętasz?
- Nie jesteś. – rzucił stanowczo Harry – Jeśli byłbyś, siedziałbyś teraz w Azkabanie.
- Byłem tam.
- Za to też przepraszam – powiedział szczerze – Wyciągnąłbym was wcześniej, ale… Nie wiedziałem. Naprawdę nie miałem pojęcia… Myślałem, że powiadomią mnie o waszym przesłuchaniu…
- Nie ma przesłuchań dla Śmierciożerców – powiedział gorzko Malfoy – Żadnych rozpraw. Dostarczeni prosto do Azkabanu. Papierkowa robota jest załatwiana jak urzędnicy znajdą trochę czasu.
- Była rozprawa. – przypomniał mu Harry.
- Tak. Dwa miesiące po bitwie. Dwa miesiące w cholernym Azkabanie, Potter. Po pierwszym miesiącu… Salazarze. Dementorzy zostali wywaleni dopiero w lipcu. To było… Myślałem, że… - Malfoy zamilkł na chwilę – Kiedy już jesteśmy przy niewygodnych tematach, chyba powinienem ci podziękować. Odpowiednio tym razem. – spojrzał Harry’emu prosto w oczy – Za to, co stało się w Pokoju Życzeń podczas bitwy. Uratowałeś mi życie. A później… to też byłeś ty, prawda?
- Masz na myśli tego dwutwarzowego durnia? – czuł, że kąciki jego ust unoszą się delikatnie do góry – Tak, to byliśmy my… ja i Ron. Tak nawiasem, to on cię popchnął. Ja tylko spetryfikowałem Śmierciożercę.
- Postaram się o tym pamiętać kiedy zobaczę go następnym razem. – Malfoy wyglądał jakby miał zamiar się uśmiechnąć, ale potem moment przeminął i zmarszczył brwi – Dziękuję.

Witaj znowu, niezręczność.

- Nie ma za co.
- Jesteś teraz Aurorem, tak?
- Mam zamiar rozpocząć trening we wrześniu, tak.
- Nie wracasz do Hogwartu?
- Nie, jeśli mam na to wpływ. A ty? – Malfoy wzruszył ramionami.
- Ja… ja nie wiem. Nie dokończyłem mojego siódmego roku, a z Carrowami uczącymi, nie wiele się nauczyliśmy, ale… Mam przeczucie, że będzie to dosyć trudne. No i oczywiście nikt nie ma zamiaru zaoferować mi pracy, więc jaki sens?
- Wcale… - Malfoy patrzył na niego szczerze.
- Oboje wiemy, że to prawda.
- Tak… może – powiedział niechętnie Harry – Ja… powinienem już iść.
- Raczej tak.
- I… Podziękuj swojej matce ode mnie, dobrze?


Harry czuł, że wzrok Malfoya wywierca mu dziurę – dziesięć tysięcy dziur – w plecach, kiedy opuszczał pokój. 

6 komentarzy:

  1. Dziękuję za kolejny świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie powiem - zaskoczyla mnie ta rozmowa. Skruszony Malfoy to dosc nienaturalne, wrecz dziwne zjawisko. Mam nadzieje, ze niedlugo wroci do formy, bo jednak najbardziej lubie go w bardziej 'arystokratycznym' wydaniu.
    Szkoda, ze tak krotko ;/
    Pozdrawiam
    Florence

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeee!!! Pojawił się Malfoy <333
    A tak w ogóle to muszę przyznać, że jestem zła, oburzona i jest mi jakoś głupio i przykro, że tak historia jest taka genialna, a wiedzę tak mało komentarzy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybka jesteś! Dopiero odpowiedziałam na Twój komentarz pod trzecim rozdziałem, a Ty już w dziewiątym...
      Co do komentarzy, to miło mi słyszeć (czytać) taką opinię. Ale prawda jest taka, że zaczęłam tłumaczyć tą historię nie dla komentarzy. Jasne, to miło wiedzieć co ludzie myślą na jej temat, ale nie jest to najważniejsze. No i też wiem, że wiele ludzi czyta, ale nie komentuje. Sama jestem zwykle jedną z nich. Dopiero kiedy coś mnie naprawdę ruszy to wtedy się odzywam.

      Usuń

Calliste Bajkowe szablony