wtorek, 28 lipca 2015

There's Nowhere We Can Hide by Lexie Song. Część trzecia (ostatnia)








Teo Nott nie lubił gdy ktoś przerywa mu kolację. Dlatego nie był zbyt zadowolony kiedy usłyszał głośne i natarczywe pukanie do drzwi. Westchnął i podniósł się z krzesła. Ruszył przez puste mieszkanie w stronę holu. Był sam. Luna odwiedzała jakąś daleką rodzinę. Dlatego nie spodziewał się nikogo. Nie ukrywał zdziwienia, kiedy w drzwiach ujrzał zdenerwowanego przyjaciela. Nie powinien być teraz z Hermioną?

- Draco, co ty tutaj robisz?
- Wiedziałeś. – odpowiedział i wszedł do mieszkania, ruszając w stronę salonu – Wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś.
- A o czym dokładnie mówimy?
- O Granger i jej… bracie. Jak mogłeś mi nie powiedzieć o czymś takim? – zapytał z wyrzutem.
- Och… jak się dowiedziałeś? Ta mała bestia nakryła was w łóżku? – rzucił z uśmiechem.
- Nie! – wykrzyknął – Ja nawet nigdy nie byłem w jej mieszkaniu! Ona… powiedziała mi. Opowiedziała mi całą historię.
- To o co się tak denerwujesz? Chyba rozumiesz, że ja nie mogłem ci powiedzieć o czymś tak ważnym, to jej decyzja.
- Nie wiem, Teo… - powiedział załamany i opadł na kanapę – Nie mam pojęcia, o co mi chodzi. Z jednej strony nie mogę uwierzyć, że ukrywała przede mną coś takiego, ale z drugiej… ja na jej miejscu zrobiłbym pewnie to samo. Cieszę się, nawet nie wiesz jak bardzo, że ufa mi na tyle by się tym ze mną podzielić, ale…
- Oj, Draco… - Teo usiadł naprzeciwko niego – Kiedy ci powiedziała?
- Dwa dni temu. – mruknął w odpowiedzi.
- Dwa dni?! Czy ty do końca oszalałeś?! Ona teraz pewnie myśli, że już nie chcesz z nią być. Zły moment sobie wybrałeś na zgrywanie divy, Malfoy. Przecież wiesz, że ona jest teraz wyjątkowo roztrzepana.
- Zauważyłem, ale nie mam pojęcia dlaczego. – Teo spojrzał na niego w osłupieniu.
- To ty nie wiesz? – powiedział, na co Draco niemal zajęczał.
- Czego znowu nie wiem?
- Dzisiaj jest rocznica śmierci jej rodziców. – niemal wyszeptał. Blondyn wpatrywał się w niego przez kilka sekund, po czym zerwał się z siedzenia.
- Dzięki Teo. – rzucił tylko i wybiegł na zewnątrz.

Wsiadł do swojego Audi i z piskiem opon ruszył w stronę mieszkania kobiety, którą chyba już kochał.

~-o-~

- Granger! Granger wiem, że tam jesteś! – krzyknął pukając nachalnie do drzwi jej mieszkania. Te nagle otworzyły się, ale zamiast kobiety, której oczekiwał, zobaczył małego chłopca patrzącego na niego kpiącym wzrokiem, podobnym do tego, który tak dobrze już znał.
- Mam nadzieję, że ma pan jakiś dobry powód na wydzieranie się pod naszymi drzwiami o 10 w nocy. – rzucił – Kim jesteś?
- Nazywam się Draco Malfoy. Jestem…
- Chłopakiem Hermiony. – dokończył za niego.
- Tak, chłopakiem Hermiony.

~-o-~

Obudziły mnie głosy w holu. Podniosłam się z kanapy, na której niewiadomo kiedy zasnęłam i ruszyłam w tamtą stronę. Kiedy zobaczyłam Malfoya rozmawiającego z Lou, zamarłam.

-Louis, ile razy mam ci powtarzać, że masz nie otwierać nikomu drzwi? – powiedziałam.
- Och no weź… - odpowiedział przeciągając samogłoski – Przecież nałożyłaś na to mieszkanie tyle zaklęć ochronnych ile tylko zdołałaś wyszukać.
- W sumie to prawda. – potargałam go po włosach – Idź spać. Już późno.
- A zrobisz mi najpierw kakao? – zapytał ze słodkimi oczkami. Dobrze wiedział jak mnie przekonać.
- Dobra. Ale idź do siebie, karzełku. Zaraz ci je przyniosę, dobra?

Dopiero kiedy Louis opuścił hol, odważyłam się spojrzeć na Malfoya.

- Co tu robisz? – zapytałam cicho.
- Byłem u Teo i powiedział mi… - zaciął się i podszedł bliżej – Nie chciałem żebyś była dzisiaj sama. – dokończył.

Westchnęłam i ruszyłam do kuchni by zrobić obiecane kakao dla brata. Blondyn ruszył za mną i, oparty o szafkę, w ciszy obserwował moje ruchy. Kiedy wróciłam z pokoju Louisa, nadal stał w tym samym miejscu.

- Mogłaś mi powiedzieć. Przyszedłbym wcześniej. – powiedział podchodząc do mnie i przytulając mnie.
- Nie chciałam zawracać ci głowy moim bałaganem. – odpowiedziałam głosem stłumionym przez jego koszulkę – Prawda jest taka, że ja sama sobie z nim nie radzę, więc nie chcę wplątywać w to innych ludzi. Przepraszam, że ci wcześniej nic nie powiedziałam. – dodałam po chwili.
- Przepraszam, że tak długo mi zajęło przyjście tutaj. – usłyszałam – Rozumiem dlaczego nie chciałaś żebym wiedział. Na twoim miejscu zrobiłbym to samo. Ale nie rozmawiajmy już o tym. – rzucił, odsuwając się ode mnie – Napijemy się herbaty i opowiesz mi o swoich rodzicach. Co ty na to? – zapytał z delikatnym uśmiechem.

Przez następne dwie godziny wspominaliśmy nasze dzieciństwo i rozmawialiśmy o swoich rodzicach, siedząc na kanapie i popijając obiecaną herbatę. Wszystko było idealnie dopóki nie usłyszeliśmy przytłumionych krzyków dochodzących z pokoju mojego małego brata. Zerwałam się z siedzenia i niemal pobiegłam w tamtą stronę, zostawiając zdziwionego Malfoya w salonie.

Jak strzała wpadłam do pomieszczenia, automatycznie kierując się w stronę łóżka. Szybko chwyciłam za ramiona rzucającego się po łóżku Lou i przytuliłam go mocno, szepcząc mu uspokajające słówka do ucha. Po kilku minutach uspokoił się i znów zasnął mocnym snem. Jeszcze przez chwilę siedziałam obok niego, obserwując jak jego klatka piersiowa regularnie podnosi się i opada. Właśnie w takich sytuacjach martwiłam się najbardziej, że jego też mogę nagle stracić.

Nawet nie poczułam łez spływających po moich policzkach. Zdałam sobie sprawę z ich obecności dopiero kiedy opuściłam pokój i osunęłam się na kolana po ścianie obok drzwi. Wtedy łzy zaczęły niekontrolowanie wypływać z moich oczu, a moim ciałem wstrząsnął niemy szloch. Poczułam silne ręce chwytające mnie pod pachami i przytulające mnie do umięśnionej klatki piersiowej. Wtedy przestałam kontrolować swoje ciało. Zaczęłam płakać. Nie płakałam od śmierci Syriusza. Nie mogłam sobie na to pozwolić, musiałam być silna. Ale teraz, nareszcie, czułam, że jest ktoś, kto się mną zajmie. Kto mnie przytuli i da mi swoją kurtkę kiedy zmarznę…

- Co się stało, kochanie? – usłyszałam ciepły głos koło mojego ucha kiedy się już uspokoiłam.

Odsunęłam się od blondyna i rozejrzałam wokół. Nadal staliśmy w korytarzu. Chwyciłam rękę Draco i pociągnęłam do mojej sypialni. Tam położyliśmy się na dużym łóżku i wreszcie się odezwałam.

- Lou ma koszmary. Z powodu wypadku. Teraz zdarza się co coraz rzadziej, ale co roku, w okolicy rocznicy śmierci naszych rodziców… On sobie z tym po prostu nie radzi. Jestem za niego odpowiedzialna, do cholery! A nawet nie wiem jak mu pomóc!
- Wiesz… Jedną z rzeczy, z jakich zdałem sobie sprawę odkąd zostałem ojcem jest to, że nieważne ile robisz dla swojego dziecka, dla ciebie zawsze nie będzie to wystarczające. I tak naprawdę nieważne jest, jak ci to wyjdzie. Najważniejsze jest to, że próbujesz, a twoje dziecko o tym wie. A Louis wie, że robisz dla niego wszystko, co możesz. Ja, Teo i Luna… wszyscy wiemy, że poświęciłaś dla tego chłopca swoje życie. I nawet jeśli czasami sobie nie radzisz… to nie ma znaczenia. Masz nas, a my ci zawsze pomożemy.

Nie byłam w stanie znaleźć w sobie słów, które mogłyby pokazać mu, jak wiele dla mnie znaczyły jego słowa, i jak bardzo jestem mu za to wdzięczna. Więc zamiast mówić cokolwiek, wpiłam się w jego usta. Kiedy po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie, Draco odezwał się słabym głosem.

- Chcesz żebym dzisiaj z tobą został? – zapytał, odgarniając mi włosy z twarzy – Obiecuję, że będę grzeczny. – dodał z uśmiechem. Kiwnęłam głową.

Leżeliśmy tak jakieś pół godziny, rozmawiając. Potem pozbyliśmy się ubrań i położyliśmy się do łóżka w samej bieliźnie. Tej nocy, zasnęłam palcami gładząc blade, przecinające się blizny na torcie blondyna, które już tak dobrze znałam.

Następnego ranka obudziłam się w pustym łóżku. Drzwi mojej sypialni były otwarte i dzięki temu, słyszałam wesołe głosy w kuchni. Podniosłam się, ubrałam się w krótkie spodenki i koszulkę z logo Gryffindoru, którą udało mi się jakiś czas temu wyprosić od Nevilla. Włosy uczesałam i związałam w wysoką kitkę, by mi nie przeszkadzały. Tak wystrojona, opuściłam pokój.
W kuchni zastałam nietypowy widok. Louis siedział przy stole z talerzem kanapek i sokiem. Za to Draco, ubrany całkiem inaczej niż wczoraj, opowiadał mu coś, popijając kawę z mojego kubka.
- Dzień dobry. – powiedział do mnie z szerokim uśmiechem, kiedy mnie zauważył. Lou odwrócił się i również się uśmiechnął.
- Draco opowiada mi o tym, jak naskarżył na was i Hagrida za hodowanie smoka. Nie wiedziałem, że byłaś aż taką buntowniczką.
- A opowiedział ci Draco jak na czwartym roku Moody zamienił go w fretkę? – rzuciłam, po czym nalałam sobie kawę z ekspresu. Kiedy się odwróciłam w stronę moich mężczyzn, Draco kręcił głową z wrednym uśmieszkiem, a mój brat siedział z otwartymi ustami i wyrazem szczerego zdziwienia na twarzy.
- Serio? – zapytał, przeciągając samogłoski.
- Serio. – mruknął Malfoy – Zmieniając temat, co dzisiaj robicie?
- Idziemy na Pokątną! – wykrzyknął uradowany chłopiec, wyrzucając ręce w powietrze. Wybuchłam śmiechem widząc jego radość.
- Jak posprzątasz swój pokój i salon przed wyjściem, to pozwolę ci wieczorem obejrzeć jakiś film. Co ty na to? – Lou zastanawiał się przez chwilę.
- Ok. Ale pójdziemy na lody?
- Zabiorę cię na najlepsze lody, jakie kiedykolwiek jadłeś. – rzuciłam.
Draco przyglądał się nam z nieukrywanym uśmiechem. Nic nie mówił. Odezwał się dopiero kiedy Lou włożył puste naczynia do zlewu i pobiegł sprzątać.
- Śmiesznie się na was patrzy.
- Wiem. – uśmiechnęłam się słabo – Byłeś u siebie? – wskazałam głową na jego czarne spodnie i ciemnoszarą koszulę. Wczoraj miał na sobie granatowy garnitur.
- Skoczyłem pod prysznic i zmianę ubrań. – odpowiedział, po czym pocałował mnie lekko – Mogę dołączyć do was w mieście?
- A jesteś pewien, że chcesz się z nami pokazywać publicznie? – zapytałam z przekąsem, na co Draco tylko się uśmiechnął.
- Jestem pewien.

~-o-~

Od tamtego momentu minęło już pięć lat. Lat pełnych radości, miłości i smutku. Pomimo tego, że oboje chcieliśmy by nasz związek przetrwał, czasami doganiała nas przeszłość i nie byliśmy pewni czy sobie z nią poradzimy. Ale daliśmy radę. Zawsze damy radę. Bo kto jeśli nie przemądrzała gryfonka i rozpieszczony ślizgon? Dlatego stojąc dzisiaj przed lustrem i podziwiając efekt końcowy pracy kosmetyczki i fryzjera, byłam pewna, że decyzja o poślubieniu Draco Malfoya była jedną z moich najlepszych. Bo nie zawsze możemy wybrać co czujemy do danej osoby. Ale zawsze mamy wybór, co z tym uczuciem zrobimy.


Życzcie mi szczęścia na nowej drodze życia!



There's Nowhere We Can Hide by Lexie Song. Część druga








Kiedy obudziłam się następnego dnia, cała moja sypialnia zalana była słońcem. Szybko sięgnęłam po telefon by sprawdzić godzinę. 9.30. Nie było tak źle.
Wygramoliłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki, a potem do kuchni by nastawić ekspres. Chwilę po mnie, do pomieszczenia wparował jedenastoletni chłopiec, który usiadł na krześle i zaczął swoją codzienną litanię pytań.
- O której wróciłaś? – zaczął poważnym tonem.
- O północy. Co chcesz na śniadanie?
- Jajecznicę. Jak było na imprezie?
- Fajnie. Spotkałam kilku starych znajomych. Herbata czy sok? – zapytałam, wyciągając z lodówki potrzebne składniki.
- Sok. Był tam Ron?
- Nie, nie było go. Pomarańcza czy jabłko z rabarbarem?
- Jabłko z rabarbarem. Co dzisiaj robimy?
- Myślę, że powinniśmy iść na zakupy. Niedługo jedziesz do Hogwartu i będziesz potrzebował trochę większych ubrań na zapas. Odrobiłeś lekcje?
- Tak.
- Matmę też? – zapytałam poważnie.
- Też.
- To dobrze. – powiedziałam stawiając przed nim talerz z parującą jajecznicą i szklankę z sokiem. Chwyciłam kubek z moją kawą i znów się odezwałam – Ja popracuję przez godzinkę i możemy iść. Pamiętaj żeby włożyć naczynia do zmywarki. – rzuciłam na odchodnym i ruszyłam w stronę kąta salonu gdzie stał mój komputer z dwoma ogromnymi monitorami.

~-o-~

Po kilkugodzinnych zakupach, spotkaliśmy się w mieście z Luną i Teo. Lou był zachwycony nowo zakupionymi rzeczami i z zapałem opowiadał o nich swojemu przybranemu wujostwu. Kiedy Luna zabrała go po dokładkę lodów, Teo spojrzał na mnie poważnie.
- Draco o tobie wspominał.
- Teo, widzieliśmy się wczoraj. To chyba niemożliwe, że już do ciebie poleciał na ploteczki.
- Wręcz przeciwnie… - powiedział z miną cierpiętnika – Zadzwonił do mnie o ósmej rano pytając, co ma zrobić. – spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Chyba sobie ze mnie jaja robisz.
- Nie śmiałbym. Słuchaj, Mionka. Draco to mój najlepszy przyjaciel, wiem o nim wszystko. Dlatego też wiem, że buja się w tobie odkąd mu dałaś w twarz na trzecim roku. – zaśmiałam się cicho na to wspomnienie, ale nie odezwałam się – A kiedy po wojnie wróciłaś do szkoły i pracowaliście razem… Nie mam pojęcia co mu się wtedy stało, ale naprawdę nie mógł przestać o tobie gadać.
- Serio? – zapytałam zdziwiona.
- Nie do końca… - rzucił Teo, na co uderzyłam go w ramię – Jak już ci mówiłem, znam go dobrze, wiem jak myśli. Kiedy po kilku miesiącach szkoły wreszcie wyciągnąłem od niego, że to przez ciebie jest taki cichy i zamyślony to mówił o tym przez kilka godzin. – Teo spojrzał mi prosto w oczy i dodał poważnie – On dzięki tobie się zmienił. Dzięki tobie chciał coś robić w życiu. Nawet jeśli ty nie miałaś o tym pojęcia. I gdyby nie to, że ja z Luną jesteśmy razem, pewnie byście już nigdy nie mieli okazji by porozmawiać. Jesteś moją przyjaciółką. Kocham cię i traktuję jak siostrę, dlatego proszę cię, nie spapraj tego. Ja wiem, że macie skomplikowaną przeszłość, a on nie jest święty, ale… on jest kompletnie innym człowiekiem. I moim zdaniem, pomimo tego wszystkiego, macie szansę na coś wyjątkowego.

Chyba nigdy nie miałam aż tak wiele do przemyślenia.

~-o-~

Zadzwonił od mnie w sobotnie popołudnie. Lou siedział na kanapie, oglądając jakiś dokument na National Geographic, a ja znów pracowałam nad teledyskiem. Kiedy usłyszałam dzwonek swojego telefonu, na ślepo poklepałam biurko po swojej prawej stronie, szukając go, po czym bez zastanowienia i nawet zerknięcia na ekran, odebrałam.

- Granger. Słucham. – rzuciłam do słuchawki, wpatrując się w monitor i próbując ocenić czy stworzona właśnie przeze mnie koloryzacja ma w ogóle sens.
- Witaj, Granger. Jak ci minął tydzień? – na dźwięk dobrze mi znanego głosu, zamarłam. Po sekundzie wcisnęłam na klawiaturze CTRL+S by zapisać dotychczasową pracę i ruszyłam do swojej sypialni by nie przeszkadzać Lou.
- Nie tak źle, Malfoy. Trochę zapracowana byłam. A tobie? – odpowiedziałam po drodze.
- Nienajgorzej.
- Szczerze mówiąc, to jestem zdziwiona, że dzwonisz. – rzuciłam, zamykając za sobą drzwi sypialni.
- Serio?
- Serio.
- Dlaczego?
- No cóż… Zwykle, kiedy mówię facetom, żeby odezwali się za tydzień, dają sobie spokój. Przeważnie mi to nie przeszkadza. – usłyszałam głośne westchnięcie w słuchawce.
- Granger, ile razy ja mam ci mówić, że ja byłem wtedy poważny?
- Dam ci znać jak zdecyduję. – mruknęłam – Jak to się w ogóle stało, że ty używasz telefonu?
- Pozwól, że opowiem ci o tym jutro. – powiedział Draco z wyraźnie słyszalnym uśmiechem – Co byś powiedziała na spacer? Po południu, w Hyde Parku.
- Hm… O której dokładnie?
- Tak gdzieś koło 4.
- Mogę do ciebie oddzwonić z odpowiedzią? – powiedziałam po krótkim namyśle.
- A masz już jakieś plany?
- Nie. – szybko zaprzeczyłam – Po prostu najpierw muszę coś sprawdzić. Daj mi pół godzinki, ok.?
- Jasne. To…
- Do usłyszenia. – dokończyłam za niego z uśmiechem na ustach.
- Do usłyszenia, Granger.

Szybko wybrałam numer Teo i w myślach zaczęłam się modlić by odebrał.

- Co tam, Mionka? – usłyszałam w słuchawce.
- Masz jutro czas? – zapytałam prosto z mostu.
- Zależy o co chodzi. I o której.
- Mogłabym podrzucić do ciebie jutro Louisa? Chwilę przed czwartą. Na dwie, może trzy godzinki. – powiedziałam z nadzieją.
- A stało się coś? – zapytał trochę zdenerwowanym głosem.
- Nie. – szybko zaprzeczyłam po czym westchnęłam głośno – Malfoy do mnie zadzwonił. – wydusiłam z siebie wreszcie.
- I umówiłaś się z nim na jutro, tak? – upewnił się.
- Tak.
- Spoko. Powiedz tylko Lou żeby zabrał ze sobą rzeczy na basen. – powiedział bez zastanowienia.
- Idziecie na basen w niedzielę? – zapytałam zdziwiona.
- Nie, no co ty? – zaśmiał się – Planujemy się wybrać do domku moich rodziców. Tego na wsi, z farmą. I basenem, oczywiście. – wytłumaczył – Luna chciała przejrzeć meble, które są na tamtym strychu. Sądzi, że znajdzie coś do naszego mieszkania. A wszyscy dobrze wiemy, że ja się do takich zabaw nie nadaję, więc właśnie zapewniłaś mi genialną wymówkę. – oboje się zaśmialiśmy na te słowa.
- Super. Nie wiem jak ci dziękować. – powiedziałam z wdzięcznością w głosie.
- Baw się dobrze, wróć późno i nie łam serca mojemu kumplowi. Tyle chyba wystarczy.
- Postaram się. Do zobaczenia jutro.

Rozłączyłam się i znów wybrałam numer Draco by potwierdzić jutrzejsze spotkanie.

~-o-~

Na pierwszą randkę ubrałam się na luzie: włosy z niedbałym koku, czarne RayBany na nosie, przewiewny czarny tshirt pod ciemnoszarym swetrem, czarne rurki zawinięte nad kostkę i trampki w odcieniu butelkowej zieleni. Z ramienia zwisała mi mała torebka, również czarna. Zaparkowałam na Bayswater Road, wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się wokół. Mieliśmy spotkać się przy West Carriage Drive i razem przejść się do Hype Parku.

Przeszłam przez ulicę i nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Granger! – odwróciłam się i zobaczyłam Malfoya wysiadającego z czarnego Audi zaparkowanego kilka metrów dalej. Otworzył tyle drzwi, z których wyskoczył duży dalmatyńczyk – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. – powiedział wskazując na niego głową, kiedy spotkaliśmy się w połowie drogi.
- Nie. Uwielbiam psy. – powiedziałam z uśmiechem, schylając się by podrapać zwierzaka za uszami – Jak się wabi?
- Sorsha.
- Fajne imię. – rzuciłam prostując się.
- Fajne trampki. – powiedział z szerokim uśmiechem. Spojrzałam na swoje stopy, a potem, odruchowo, na jego i wybuchłam śmiechem. Miał na sobie identyczne buty, w identycznym kolorze. Na nogach miał proste jeansy. Oprócz tego ciemnozieloną koszulę i srebrne aviatory na nosie.
- Dzięki. Idziemy?

Następne kilka godzin spędziliśmy rozmawiając, spacerując i zabawiając suczkę Draco. Już po zaledwie godzinie byłam pewna, że nasze spotkanie było dobrym pomysłem. Miałam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Ale wiedziałam, że przed nami długa droga.

~-o-~
Na drugą randkę wybraliśmy się zaledwie tydzień później. Poszliśmy na obiecaną kolację do hinduskiej restauracji. Tam, nad talerzami z pysznymi curry, ryżem i naan, rozmawialiśmy o głupotach. Potem, spacerując o Londynie po ciemku, Malfoy przedstawił mi ogrom swojego biznesu.

- Zacząłem od małej firmy produkującej eliksiry. Na początku byłem tam tylko ja i Blaise. Później, kiedy Diabeł związał się z mugolską dziewczyną, zaczęliśmy rozpatrywać wprowadzenie naszych produktów na ich rynek, jako medycynę alternatywną. Opłaciło nam się to, więc w ciągu trzech lat, firma rozrosła się do tego stopnia, że mieliśmy setkę ludzi warzących eliksiry. Zaopatrywaliśmy kilka szpitali, trochę więcej aptek w całej Wielkiej Brytanii. Wtedy stwierdziłem, że potrzeba nam też czegoś innego, więc kupiłem klub. Potem otworzyłem jeszcze dwa inne. Blaise inwestuje w nieruchomości. Kupuje stare wille, remontuje je za pomocą magii i sprzedaje za fortunę.
- To jest cholernie wredne. – powiedziałam patrząc na niego z dołu – Ale też dosyć pomysłowe.
- Blaise zawsze lubił iść na łatwiznę. Wracając do biznesu… - powiedział Malfoy z chytrym uśmieszkiem – Zrobiłem małe rozeznanie na twój temat w Mungu.
- Co? – zapytałam ze zdziwieniem.
- Odnośnie twoich eliksirów. I chciałbym wiedzieć czy nie chciałabyś współpracować z moją firmą. Mam na myśli twoje działania w obszarze tworzenia i testowania kompletnie nowych, autorskich eliksirów. Nie musisz odpowiadać teraz. – zakończył z szerokim uśmiechem.

Wziął mnie za rękę i razem ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Tam, stojąc przy wejściu do wieżowca, w którym aktualnie mieszkałam, po raz pierwszy mnie pocałował.

~-o-~

Na trzecią randkę wybraliśmy się na koncert Bruno Marsa. Jeszcze dwa dni później bolały mnie nogi od skakania.

Na czwartą randkę poszliśmy na kolację do szpanerskiej francuskiej restauracji. Założyłam sukienkę, której nigdy nie planowałam nosić i niemal skręciłam kostkę biegnąc do samochodu w szpilkach, próbując uciec przed deszczem, ciągnąc za sobą śmiejącego się głośno Malfoya.

Na piątą randkę wybraliśmy się do kina. Jak się okazało, oboje uwielbialiśmy horrory. Tego dnia, po raz pierwszy spędziliśmy razem noc.

Szóstą, siódmą i ósmą randkę spędziliśmy w jego mieszkaniu. Całowaliśmy się, kochaliśmy, oglądaliśmy filmy i jedliśmy pizzę.

~-o-~

Stałam przed siedzibą firmy Malfoy & Zabini. Był to chyba najcieplejszy dzień sierpnia. Denerwowałam się. Wiedziałam, że muszę mu wszystko wytłumaczyć, zanim będzie za późno. Bałam się, że nie zrozumie, że mnie zostawi. Nie chciałam tego. Chyba zaczynałam kochać tego idiotę.

Zaśmiałam się w duchu i smutno uśmiechnęłam. Kto by pomyślał? Granger i Malfoy razem.

Wzięłam głęboki wdech i żwawym krokiem weszłam do środka.

- Dzień dobry. – powiedziała miło recepcjonistka – Jak mogę pani pomóc?
- Dzień dobry. – odpowiedziałam z uśmiechem – Chciałabym zobaczyć się z panem Malfoyem.
- Oczywiście. Najbliższy wolny termin jest w następny czwartek, o godzinie 14.00.
- Fantastycznie. Ale ja chciałabym zobaczyć się z nim teraz.
- To raczej będzie niemożliwe. Przykro mi. – odpowiedziała kobieta z lekko kpiącym uśmieszkiem.
- Trudno. Dziękuję za fatygę. – rzuciłam, wyciągając telefon z torebki i wybierając numer Draco – Malfoy. – powiedziałam do słuchawki – Jestem w holu twojej firmy. Możesz ruszyć swój kościsty tyłek ze swojego snobistycznego biura i zejść po mnie na dół? – recepcjonistka patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Jasne, mała. – powiedział tylko – Będę za pół minuty.
- Dzięki.

Chwilę później siedzieliśmy na kanapie w biurze.

- Draco. Muszę ci coś powiedzieć. Chcę żebyś wysłuchał mnie dokładnie i próbował zrozumieć mój punkt widzenia. Kiedy skończę, wyjdę i dam ci czas na zadecydowanie, co zrobisz. Ale od razu proszę cię, żebyś nie dyskutował z nikim na ten temat. – zaczęłam.
- Granger. Brzmisz poważnie. Nie wiem, czy mi się to podoba. – powiedział, prostując się.

Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam swoją opowieść.

- Zanim razem z Harrym i Ron wyruszyliśmy na te nieszczęsne poszukiwania, wymazałam moim rodzicom pamięć i wysłałam ich do Australii. Zmienili imiona, zmienili nazwisko… Wiedziałam, że mogą być celem Śmierciożerców. Chciałam ich chronić. Po wojnie, wróciłam do Hogwartu. Wszyscy myśleli, że dlatego, że chciałam dokończyć naukę. Nie było to do końca prawdą. Oczywiście, nauka była dla mnie ważna. Ale wiedziałam, że będąc w Hogwarcie, nie będę w stanie zacząć ich szukać. Wiedziałam, że jest jeszcze za wcześnie. Nadal szukano Śmierciożerców, nadal mówiono o ich atakach. Następne dwa lata próbowałam poradzić sobie z całą tą sławą, z tworzeniem związku na oczach całego świata. Kiedy po którejś z kolei kłótni wyszłam z Nory, zadecydowałam, że to koniec. Następnego dnia kupiłam bilety i poleciałam do Sydney. Znalazłam rodziców, odwróciłam zaklęcie, dostałam szlaban do końca życia… i zostałam w Australii. Zaczęłam studiować na mugolskim uniwersytecie. Po trzech latach, dowiedziałam się, że moja mama jest w ciąży. Była to dosyć dziwna sytuacja. Miałam 23 lata i miałam mieć rodzeństwo. Po narodzinach Louisa moje życie się zmieniło, diametralnie. Był dla mnie wszystkim. Miał chyba 4 lata kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że jest czarodziejem. Zaledwie rok później, moi rodzice ulegli wypadkowi. Jechali samochodem, razem z Lou, kiedy kierowca ciężarówki stracił panowanie nad kierownicą. Przeżył tylko Lou… - czułam łzy napływające do oczu, ale dzielnie walczyłam by je odgonić – Miałam 28 lat i 5 letniego brata, którym musiałam się zająć. Nawiązałam kontakt z Kingsley’em. Pomógł mi z papierkową robotą. Adoptowałam Lou i wróciliśmy do Londynu. Zaczęłam pracę, mój braciszek poszedł do mugolskiej szkoły… Trzymaliśmy się na odległość od świata magicznego. Nadal boję się, że coś mu grozi tylko dlatego, że jest moim bratem, a wiele osób myśli, że synem. Ale nie możemy się już ukrywać. Za dwa tygodnie Lou jedzie do Hogwartu i wierz mi, każdy będzie wiedział, że jesteśmy rodziną. On jest jak mała kopia mnie: brązowe, kręcone włosy, zadarty nosek i wszystkowiedzący charakterek. Poza tym, chyba znalazłam kogoś, z kim chciałabym dzielić życie. Malfoy, ja nie wymagam od ciebie cudów. Wiem, że powinnam była powiedzieć ci o tym wcześniej, ale… bałam się. Mam nadzieję, że zrozumiesz…

Zakończyłam swoją opowieść i wyszłam z biura, gdzie oniemiały Draco nadal wpatrywał się w miejsce, gdzie przed chwilą była moja twarz.

~-o-~


Po dwóch dniach przestałam czekać na jego telefon. Byłam pesymistką, czy tego chciałam, czy nie. Poza tym, miałam dużo ważniejsze rzeczy na głowie. Jak zwykle o tej porze roku, nastroje w naszym domu były ponure. Lou miał koszmary, ja martwiłam się o brata i w ciszy opłakiwałam zmarłych rodziców. To nie był czas na zamartwianie się facetami.


Sprawy rodzinne. Rozdział 8







Kiedy Harry i Ron dotarli do bram Dworu Malfoy'ów, rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie, po czym zaczęli iść w stronę dużego domu.

- Nienawidzę tego miejsca. - Harry wzdrygnął się, spoglądając na imponujący budynek – Myślałem, że po tym wszystkim, co się tutaj stało podczas wojny, pozbędą się tego miejsca. Kto normalny chce mieszkać w domu, który był główną bazą Voldemorta?
- Pewnie Śmierciożercy. - odpowiedział Ron – Mogą nam wmawiać, że się zmienili, ale Malfoy'owie zawsze już będą źli.
- Zastanawiam się, czy żona Malfoya też taka jest. - mruknął Harry. Po wczorajszym dziwnym komentarzu Lucjusza obaj byli bardzo jej ciekawi oraz tego, jaki kontakt mieli z nią w przeszłości.
- Pewnie tak. - rudzielec wzruszył ramionami – Musi zgadzać się z tym, co robili. W innym przypadku by go nie poślubiła. Pewnie była Ślizgonką. Dam głowę, że to Pansy Parkinson.
- Myślałem, że ona poślubiła Theo Notta. - odpowiedział Harry – Przysiągłbym, że słyszałem o tym kilka lat temu.
- To i tak nie ważne czy to Parkinson, czy inna Ślizgońska snobka. One wszystkie są takie same.

Harry kiwnął głową w zgodzie kiedy para dotarła do drzwi wejściowych Dworu. Zapukali i czekali przez chwilę. Kiedy drzwi się otwarły, dostrzegli uśmiechniętego skrzata, ubranego w różową sukienkę i pasującą opaskę na głowie.

- Przyszliśmy zobaczyć się z Panem i Panią Malfoy. - powiedział Harry – Jesteśmy Aurorami.
- Missy zaprowadzi panów do nich. - powiedziała skrzatka, wpuszczając parę do środka – Pani Narcyza i Pan Lucjusz są w pokoju dziennym.
- Oczywiście, że Malfoy'owie nadal mają skrzaty. - mruknął Ron do Harry'ego kiedy szli za Missy w głąb domu.

Kiedy minęli kilkoro drzwi, Missy zapukała do tych na samym końcu korytarza, po czym je otworzyła. Kiedy skrzatka zapowiedziała ich przybycie, Harry i Ron weszli do przestronnego salonu. Były w nim trzy duże kanapy, a Lucjusz i Narcyza siedzieli na tej najbliżej drzwi. Narcyza nadal nie wyglądała najlepiej.

- Missy, powiedz Draco, że Aurorowie już tu są. - powiedział Lucjusz do skrzatki – I proszę, przynieś jakieś przekąski.

Skrzatka kiwnęła głową, po czym odwróciła się i zniknęła. Niepewni tego, co powinni zrobić, Harry i Ron pozostali w drzwiach.

- Powinniście usiąść. - Lucjusz powiedział do pary – Chyba, że zawsze przeprowadzacie przesłuchania stojąc w wejściu.

Ignorując zaczepkę mężczyzny, Harry i Ron usiedli na pobliskiej sofie. Ron wyjął z kieszeni notatnik by zapisać najważniejsze rzeczy. Jednak zanim którykolwiek z nich zdążył zadać pytanie, Lucjusz uniósł rękę.

- Poczekamy na Draco i jego żonę. - powiedział – Wiem, że oboje chcą pozostać na bieżąco ze wszystkim.
- Długo im zajmie dotarcie tutaj? - zapytał Harry – Nie mamy całego dnia.
- Są gdzieś w Dworze. - odpowiedział Lucjusz wzruszając ramionami – Jednak nie wiem co robią, ani kiedy tu przyjdą.

Ron otworzył usta by zaprotestować, ale Harry pokręcił głową. Zanosiło się na to, że Malfoy'owie będą sprawiać problemy, ale nie widział powodu by grać w ich grę. On i Ron poczekają cierpliwie aż Malfoy i jego żona zdecydują się pokazać.

Po kilku minutach niezręcznej ciszy, Missy powróciła z tacą pełną przekąsek. Skrzatka miała ze sobą herbatę, kawę, miętową herbatę, sok i ciasteczka. Potwierdziła również, że rozmawiała z Draco, oraz że ten niedługo pojawi się w salonie. Minęło niemal pięć minut zanim drzwi do pomieszczenia otworzyły się i Draco wszedł do środka.

- Potter, Weasley. - draco kiwnął głową kiedy wmaszerował do salonu.

Harry i Ron jednak zignorowali blond czarodzieja, a całą swoja uwagę skupili na czarownicy obok niego. Początkowo ciekawi byli kim jest kobieta, która śmiała na nich naskarżyć, ale nigdy nie spodziewali się zobaczyć kogoś, kogo znali tak dobrze. Ostatnia rzecz jakiej się spodziewali to Hermiona wchodząca do salonu w Dworze Malfoy'ów, wyglądająca jakby czuła się w domu, a nie w miejscu, gdzie była więziona i torturowana.

- Hermiona? - Ron wpatrywał się w nią z otwartymi ustami – Jak? Co? Jak?
- Jakie wyszukane słownictwo, Weasley. - zakpił Draco.
- Zamknij się, Malfoy. - rzucił rudzielec.
- Czy muszę przypominać, że to jest nasz dom? - powiedział spokojnie Lucjusz – Jeśli masz zamiar być bezczelny, będę musiał poprosić cię o wyjście i poproszę Ministerstwo o przysłanie kogoś innego.
- Powinniśmy zrobić to już dawno. - mruknął Draco.
- Dajcie spokój. Zachowujmy się. - powiedziała Hermiona, rzucając mężowi ostrzegawcze spojrzenie.
- Nie rozumiem. - powiedział Harry, nadal wpatrując się w Hermionę z niedowierzaniem – Co ty tu robisz?
- Wydawało mi się, że to oczywiste. - odpowiedziała kobieta, siadając na pozostałej kanapie, po czym Draco usiadł wygodnie obok niej – Jestem tutaj, bo należę do rodziny Malfoy'ów.
- To ty jesteś tą suką, która na nas naskarżyła. - rzucił Ron.
- Ja nie żartowałem. Mogę was wyrzucić w każdej chwili. - ostrzedł Lucjusz, rzucając dwójce Aurorów niebezbieczne spojrzenie.
- Przepraszam. - powiedział szybko Harry, uderzając Rona w żebra by go uciszyć – Nie rozumiem Hermiono, dlaczego się na nas skarżyłaś?
- Ponieważ nie byłam zadowolona z waszej pracy. - odpowiedziała – Dopiero kiedy to zrobiłam, zaczęliście traktować naszą sprawę poważnie. Praktycznie powiedzieliście Lucjuszowi, że to jego wina, bo został uwolniony z Azkabanu.
- Nic takiego nie mówiliśmy. - rzucił zdenerwowany Ron – On cię okłamuje.
- Prawdę mówiąc, to Medyk Narcyzy mi to powiedziała. - odpowiedziała kobieta – Lucjusz powiedział mi tylko o waszej teorii. To Medyk wskazała wasze podejście do sprawy.
- To wszystko dlatego, że jesteś na nas zła, prawda? - zapytał rudzilec – Nadal jesteś na nas zła o to co się stało i teraz się mścisz.
- To nie w moim stylu. - powiedziała, niewzruszona oskarżeniami – Złożyłabym skargę nawet jeśli to nie wy prowadzilibyście sprawę. Ale pewnie gdyby kto inny by się nią zajmował, nie musiałabym tego robić.
- Ale nie zaprzeczasz, że jesteś na nas zła. - odpowiedział Ron.
- Prawdę mówiąc, nie jestem. - przyznała – Przestałam być na was zła już dawno temu. Siedem lat temu byłam zła i skrzywdzona przez was, ale już nie jestem. Te kilka ostatnich dni, myślałam o was po raz pierwszy od lat.
- Naprawdę? - zapytał cicho Harry. Smutno mu było, że Hermiona o nich nie myślała, w przeciwieństwie do niego.
- Naprawdę. - kiwnęła głową – Dlaczego do cholery miałabym rozmyślać o dwójce osób, które złamały mi serce? Zrobiłam co mogłam by zapomnieć o was i reszcie ludzi, którzy mnie opuścili. Nie potrzebuję takich ludzi w moim życiu.
- Zamiast tego, masz w życiu ludzi takich jak Malfoy'owie. - zakpił Ron – Oni są dziesięć razy gorsi niż my, Hermiono. Jedyne co zrobiliśmy, to pozostaliśmy neutralni podczas procesu. Oni zrobili dużo gorsze rzeczy podczas wojny.
- Wy nie pozostaliście neutralni tylko mnie porzuciliście. - kłóciła się Hermiona. Zdecydowała zignorował słowa Rona na temat Malfoy'ów podczas wojny, bo wiedziała, że nic go do nich nie przekona – Byłam w areszcie domowym przez miesiące, a żaden z was nie przyszedł się ze mną zobaczyć. Mogliście mnie wspierać i być w zgodzie z rodziną, Georgowi się udało.
- George prawie z nami nie rozmawiał przez ten czas. - odpowiedział Ron – I nawet teraz, nie trzyma się z nami tak blisko jak kiedyś.
- To jego wybór. George celowo odizolował się od rodziny, nie w drugą stronę. Zdecydował się od nich odsunąć, bo nie podobało mu się jak mnie potraktowali. Nikt w rodzinie nie miał mu za złe wspierania mnie.
- Skąd o tym wszystkim wiesz? - zapytał Harry.
- Niektórzy ludzie potrafią być dobrymi przyjaciółmi. - odpowiedziała Hermiona – Nadal utrzymujemy kontakt. Podobnie jest z Kingsleyem.
- Żaden z nich nic o tobie nie wspomniał. - powiedział Harry, niezadowolony z tego, że George i Kingsley przez cały ten czas wiedzieli gdzie jest Hermiona, ale nikomu nie powiedzieli.
- Będziecie musieli zapytać ich dlaczego to zrobili. - kobieta wzruszyła ramionami – Nigdy nie prosiłam ich o ukrywanie naszej przyjaźni.
- Więc wiesz, co dzieje się w naszych życiach? - zapytał Ron.
- Nie mam o nich zielonego pojęcia i, prawdę mówiąc, nie jestem nimi zinteresowana. - odpowiedziała – Jak już mówiłam, nawet już o was nie myślę. Nigdy nie rozmawiałam z Georgem lub Kingsleyem na wasz temat i nie mam zamiaru robić tego w przyszłości.
- Chyba już wystarczająco nadrobiliście stracony czas. Może teraz powrócimy do głównego celu waszej wizyty. - powiedział Lucjusz do Harry'ego i Rona. Bardzo podobałą mu się reakcja Aurorów na Hermionę, ale Narcyza naprawdę powinna odpoczywać więc chciał żeby para jak najszybciej ich opuściła.

Pomimo tego, że Harry i Ron chcieli powiedzieć Hermionie jeszcze wiele rzeczy, para z oporem odwróciła się w stronę Narcyzy i zaczęła rozmawiać z nią na temat ataku. Narcyza powiedziała im wszystko, co mogła sobie przypomnieć o napadzie, ale przyznała, że nie udało jej się dokładnie spojreć na sprawcę. Co więcej, Draco wręczył Aurorom zdjęcie, na którym Narcyza ma na sobie bransoletkę.

- Zakładam, że możecie powiększyć tę część zdjęcia, której potrzebujecie. - powiedział – Jesli nie, możeby zrobić to dla was w mugolski sposób.
- To nie będzie konieczne. - rzucił ostro Harry – Jesteśmy w stanie sami to zrobić.
- I cokolwiek byśmy nie zrobili, i tak będzie to lepsze niż jakieś mugolskie głupoty. - dodał Ron.

Słysząc to, Hermiona rzuciła mu mordercze spojrzenie przez co rudzielec się zaczerwienił. Przez obrażanie mugolskich sposobów, obrażał pochodzenie Hermiony. A chciał tylko powiedzieć, że nie potrzebują pomocy Malfoya.

- Czy istnieje szansa na odzyskanie bransoletki? - zapytała Narcyza. Ponieważ był to prezent od Draco, kobieta była dardzo do niej przywiązana.
- Obawiam się, że bardzo znikoma. - powiedział Harry ze współczuciem – Nie zdołaliśmy zlokalizować żadnego ze skradzionych przedmiotów.
- Ale jeśli posłuchalibyście naszych wsazówek, to by się w ogóle nie stało. - dodał złośliwie Ron. On nie miał żadnego współczucia dla Malfoy'ów, według niego dostali to, na co zasłużyli – Ostrzegaliśmy ludzi żeby nie obnosili się swoją biżuterią i bogactwem. Ale niektórzy chyba nie potrafią się opanować.
- Nie obnosiłam się moją biżuterią. - syknęła Narcyza – Robiłam zakupy, a nie machałam rękami w powietrzu żeby wszyscy zobaczyli moją bransoletkę.
- Jednak powinnaś być bardziej ostrożna zakładając coś tak drogiego. - rzucił Ron.
- Czy waszą radą dla ludzi naprawdę jest żeby nie nosić drogiej biżuterii? - zapytała Hermiona z niedowierzaniem – To najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek słyszałam.
- Naszą radą jest nie obnoszenie się nią. - odpowiedział – Jeśli masz coś drogiego, ukryj to.
- Więc jaki jest cel posiadania tego? - zapytał Lucjusz.
- Dokładnie. Celem posiadania biżuterii jest noszenie jej. - powiedziała Narcyza – Mówinie ludziom, żeby nie nosili nic drogiego jest po prostu śmieszne.
- Jeśli tak się załatwia sprawy w tym kraju, cieszę się, że się przeprowadziliśmy. - dodał Draco.
- Robimy wszystko, co w naszej mocy żeby złapać tego złodzieja. - zaprotestował Ron.
- Wygląda na to, że nadal nie robicie wystarczająco. - powiedział Lucjusz z kpiną w głosie – Dlaczego nie jest to dla mnie niespodzianką?
- Chyba już na nas czas. - powiedział szybko Harry zanim Ron miał szansę się znów odezwać – Naprawdę nie możemy zrobić nic więcej chyba, że pamiętasz coś więcej z ataku.
- Powiedziałam wam wszystko, co wiem. - odpowiedziała Narcyza, wstając – A teraz jeśli mi wybaczycie, pójdę się położyć.

Lucjusz wstał i razem z żoną wyszedł z pokoju pomimo tego, że z radością zostałby by zobaczyć co się stanie pomiędzy Hermioną i jej byłymi przyjaciółmi. Jednak Narcyza była jego priorytetem i był pewien, że Draco opowie mu o wszystkim, jeśli cokolwiek się stanie.

- Nie mówiliście, że musicie już iść? - zapytał Draco kiedy para Aurorów nie podniosła się ze swoich siedzeń.
- Musimy, ale miałem nadzieję, że moglibyśmy porozmawiać z Hermioną. - powiedział Harry – Na osobności. - dodał, patrząc na Draco.
- Cokolwiek chcielibyście mi powiedzieć, możecie to zrobić przy Draco. - powiedziała kobieta – Jednak nie wiem, co jeszcze jest tu do powiedzenia. Nie mam zamiaru odkopywać przeszłości.
- Czy naprawdę nie ma szansy na naprawienie tego? - zapytał Harry – Byliśmy tak dobrymi przyjaciółmi. Nie chciałbym znow stracić z tobą kontaktu.
- A czyja to wina, że straciliśmy kontakt? - zapytała kobieta chłodnym głosem – To nie ja cię opuściłam kiedy najbardziej mnie potrzebowałeś. Wspierałam cie we wszystkim, przez co przeszedłeś z powodu Voldemorta. Odesłałam moich rodziców żeby cię wspierać. Mogłam z nimi uciec, ale zdecydowałam by zostać z tobą, bo byłeś moim najlepszym przyjacielem i cię kochałam. A jak ty mi się odpłaciłeś? Porzuciłeś mnie kiedy najbadziej cię potrzebowałam.
- To ty odeszłaś, nie my. - kłócił się Ron – My nigdzie się nie ruszyliśmy, a ty opuściłaś kraj.
- Wyjechałam by oderwać się od bólu. - powiedziała – Bólu, którego przyczyną byliście wy. Jedyne czego chciałam, to waszego wsparcia, a wy nie mogliście mi dać nawet tego.
- Nasze wsparcie nic by nie zmieniło. - powiedział cichym głosem Harry – Nadal nie miałabyś rodziców. Tego nie mogliśmy zmienić.
- Wiem, ale mimo to, miałabym was.
- Nadal możemy być częścią twojego życia. - odpowiedział Harry.
- Już zapóźno. - Hermiona pokręciła głową i wstała – Potrzebowałam to usłyszeć siedem lat temu, nie teraz. Ruszyłam do przodu z moim życiem, którego wasza dwójka już nie jest częścią. Nie chcę mieć nic wspólnego z żadnym z was.

Hermiona wyszła z salu, nie odwracając się i zostawiając męża by poradził sobie z dwójką Aurorów. Draco mógł ich odprowadzić do wyjscia, ona już z nimi skończyła. Jedyne czego sobie teraz życzyła to by nie musiała już nigdy patrzeć na Harry'ego i Rona.

niedziela, 26 lipca 2015

Sprawy rodzinne. Rozdział 7






Po czterdziestu ośmiu godzinach nieprzytomności, pierwsza rzecz z jakiej zdała sobie sprawę Narcyza to przyciszone głosy prowadzące rozmowę. Przez uderzający ból głowy, trochę zajęło jej stwierdzenie, że głosy należą do jej męża, syna i synowej. Zastanawiając się, co do diabła Draco i Hermiona robią w Anglii, Narcyza powoli otworzyła oczy, wydając z siebie cichy odgłos niezadowolenia kiedy światło je poraziło.

- Cyziu. - Lucjusz podskoczył na ten odgłos i szybko podszedł do żony by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku – Wybudza się. Draco, zawołaj Medyka.
Narcyza ledwie była świadoma tego, że ktoś opuszcza pomieszczenie. Jej uwaga skupiona była na Lucjuszu. Jej mąż wyglądał na zmęczonego i mogła dostrzec zmartwienie w jego oczach kiedy delikatnie odgarniał włosy z jej twarzy.

- Wszystko w porządku, kochanie. - powiedział – Nie próbuj mówić. Medyk będzie tu za chwilę.

Narcyza chciała zapytać co się dzieje, ale nie miała siły by zadawać pytania. Zamiast tego, zamknęła oczy i słuchała tego, co działo się wokół niej. Zaraz kiedy to zrobiła, usłyszała otwieranie drzwi i kobiecy głos, którego nie była w stanie rozpoznać, pytający Lucjusza, co się stało.

- Narcyza się obudziła. - odpowiedział Lucjusz – Przed chwilą. Otworzyła oczy.
- Dajcie mi kilka minut. Przeprowadzę kilka badań. - powiedziała Medyk kiedy Narcyza znów otworzyła oczy.

Kiedy jej rodzina wyszła z pokoju, kobieta została dokładnie przebadana. Im dłużej była przytomna, tym lepiej zaczynała współpracować. A kiedy Medyk dała jej eliksir przeciwbólowy, poczuła się znacznie lepiej. Pamiętała również, co stało się na Ulicy Pokątnej i dlaczego była w szpitalu. Jednak była zdziwiona słysząc, że było już poniedziałkowe popołudnie, i że była nieprzytomna od soboty.

- Cieszę się, że nie ma żadnego poważnego urazu. - powiedziała Medyk po zakończeniu badań.
- Czy to oznacza, że mogę wrócić do domu? - zapytała z nadzieją Narcyza. Nie przepadała za szpitalami i wolałaby odzyskiwać siły we własnym łózku.
- Nie dzisiaj. - powiedziała Medyk z uśmiechem – Chcę zatrzymać cię na noc, na wszelki wypadek, ale nie widzę przeszkód żebyś mogła wrócić do domu jutro. Oczywiście pod warunkiem, że dzisiaj będziesz odpoczywać. Miałaś ciężki wypadek i musisz leżeć.
- I tak nie mam siły robić nic innego. - przyznała Narcyza, zmęczona przez badania i rozmowę.
- Jak twoja głowa? - zapytała Magomedyk – Potrzebujesz więcej eliksitu przeciwbólowego?
- Nadal boli, ale jest lepiej niż kiedy się obudziłam.
- To dobrze. Daj nam znać kiedy ból będzie zbyt silny. Doznałaś mocnego urazu głowy i musimy być pewni, że nie jest on zbyt poważny zanim wypuścimy cię do domu.
- Czy mogę teraz zobaczyć się z rodziną? - zapytała Narcyza.
- Oczywiście. Powiem im, że mogą już wejść.

Wychodząc z pomieszczenia, kobieta wpuściła Lucjusza, Hermionę i Draco do środka, ale ostrzegła ich, że Narcyza musi odpoczywać. Powiedziała im również żeby nie zadawali jej zbyt wiele pytań na temat wypadku. Te wspomnienia powrócą z czasem.

- Wróciłaś do nas. - uśmiechnął się Lucjusz widząc żonę półsiedzącą, wspartą o poduszki – Naprawdę nas wystraszyłaś.
- Przepraszam. - powiedziała kiedy Lucjusz całował ją delikatnie w policzek, po czym usiadł obok łóżka – Przepraszam również, że ściągnęłam tutaj waszą dwójkę. - dodała w stronę Draco i Hermiony.
- Nie musisz przepraszać. - Draco zapewnił matkę kiedy usiadł po jej drugiej stronie – Cieszymy się, że się obudziłaś.
- Nie mogę uwierzyć, że minęły dwa dni. - powiedziała Narcyza.
- Nie rozmyślaj na ten temat. - powiedział Lucjusz – Najważniejsze, że już się obudziłaś.
- Czy Medyk wspomniała, kiedy cię wypuszczą? - zapytała Hermiona.
- Chce żebym została na noc, ale jeśli wszystko będzie dobrze, jutro będę mogła wrócić do domu.
- To świetnie. - Hermiona uśmiechnęła się do teściowej.
- To prawda. - dodał Lucjusz – Dwór nie jest taki sam bez ciebie.
- Znam to uczucie. - Narcyza powiedziała do męża – Właśnie dlatego mieszkałam we Francji z Draco. Bez ciebie, Dwór nie był taki sam.
- Bo jeszcze sobie pomyślimy, że w czymś wam przeszkadzamy. - zażartował Draco – Zachowujecie się jak para zakochanych nastolatków.
- Draco, zachowuj się. - Hermiona skarciła męża i udeżyła go w ramię – Powinieneś się cieszyć, że twoi rodzice nadal są razem i są szczęśliwi po tylu latach.
- Ja się cieszę. Ale to nie znaczy, że chcę wysłuchiwać o tym, jak za sobą tęsknili. - odpowiedział Draco.
- Cieszę się, że trafił mi się tak romantyczny mąż. - powiedziała Hermiona, przewracając oczami.
- Przyzwyczaisz się. - powiedziała jej Narcyza.
- Wyglądasz na zmęczoną, Narcyzo. - rzuciła brunetka, obserwując teściową – Chcesz byśmy wyszli żebyś mogła się przespać?
- Jeszcze nie. - odpowiedziała kobieta – Chciałabym dowiedzieć się, co się działo. Złapali już złodzieja?
- Złodzieja? - zapytał skołowany Lucjusz – Jakiego złodzieja?
- Tego, który zabrał moją bransoletkę. - wytłumaczyła Narcyza – Próbowałam go odgonić kiedy mnie popchnął. Poczyłam jak zapięcie puszcza kiedy pociągnął za mój nadgarstek.
- Ci debile nie potrafią wykonywać pożądnie własnej pracy. - przeklął Lucjusz – Nawet przez chwilę nie rozważali kradzieży.
- Kto? - zapytała Narcyza.
- Harry i Ron. - odpowiedziała młodsza z kobiet – To oni zajmują się sprawą. Próbowali nam wmówić, że zostałaś zaatakowana z powodu uwolnienia Lucjusza, więc musiałam porozmawiać z Kingsleyem. Obiecał, że teraz potraktują naszą sprawę poważniej.
- Ale nie przyszło im na myśl żeby zapytać, czy coś zginęło. - powiedział Draco – Niekompetentne dupki.
- Powinniśmy sprawdzić, czy coś jeszcze zniknęło. - zasugerowała Hermiona – Kiedy zawiadomimy Aurorów, że Narcyza się obudziła, będziemy w stanie powiedzieć im, dlaczego została zaatakowana.
- Pielęgniarka, która nas tu umieściła, włożyła wszystkie rzeczy Narcyzy do tamtej szafki. - powiedział Lucjusz wskazując na szafkę po drugiej stronie pokoju – Nikt nie wspomniał nawet o kradzieży jako motywie, więc nie przyszło mi na myśl żeby je przejrzeć.

Draco wyjął rzeczy z szafki, rozłożył je na łóżku, a Lucjusz dokładnie się im przyjrzał. Zauważył, że srebrna bransoletka z szafirami, którą Narcyza dostała od Draco na poprzednie urodziny zniknęła. Potwierdził również, że gdyby poproszono go o sprawdzenie rzeczy żony wcześniej, zauważyłby brakującą biżuterię.

- Chyba nadszedł czas żebym wybrał się do Ministerstwa i poinformował ich o sytuacji. - powiedział Draco.
- Upewnij się, że przyjdą porozmawiać z Narcyzą jutro lub nawet pojutrze. - polecił Lucjusz synowi – Nie pozwolę żeby przeszkadzali jej dzisiaj. Ona potrzebuje odpoczynku.
- Nie martw się, nie przyjdą dzisiaj. - obiecał Draco – Powiem im żeby przyszli do Dworu jutro popołudniu.
- Chcesz żebym z tobą poszła? - zapytała Hermiona kiedy jej mąż wstał i sięgnął po kurtkę.
- Nie ma takiej potrzeby. I tak niedługo wrócę. Powinnać iść do domu. Jak wrócę, wyjdziemy gdzieś na kolację. Jestem pewien, że matka i ojciec nie będą narzekali, kiedy zostawimy ich samych na kilka godzin.
- Wspaniały pomysł. - powiedziała Narcyza – Wy idźcie i bawcie się dobrze. Nie chcę, żebyście się o mnie martwili.
- Wrócimy jutro, wczesnym rankiem. - obiecał Draco matce i pocałował ją na pożegnanie.

Hermiona różnież pożegnała się z Narcyzą, po czym razem z Draco, opuściła szpital. Podczas gdy Hermiona ruszyła do Dworu, Draco ruszył do Ministerstwa. Pomimo tego, że był prawie wieczór, podejrzewał, że ktoś na pewno będzie w Departamencie Aurorów. Jeśli miał szczęście, nie będzie to ani Potter, ani Weasley. Nie musiałby wtedy na nich znów patrzeć.

Jego nadzieja szybko legła w gruzach, bo kiedy stanął w drzwiach do Departamentu, zobaczył tam Harry'ego i Rona rozmawiających z Kingsleyem. Cała trójka mężczyzn spojrzała na niego kiedy weszedł. Harry i Ron spojrzeli na na niego nieprzyjaźnie, a Kingsley uśmiechnął się do niego i zapytał o matkę.

- Matka obudziła się. - powiedział Draco Ministrowi – Mamy nadzieję, że jutro wypuszczą ją ze szpitala.
- To świetnie. - powiedział Kingsley, szczerze szczęśliwy, że Narcyza miała się dobrze.
- Mam jeszcze jedną sprawę. - rzucił blondyn, odwracając się w stronę pary Aurorów – Matka nie została zaatakowana z powodu uwolnienia mojego ojca. Ona została okradziona. Jej bransoletka zaginęła. Złdziej popchnął ją kiedy próbowała się z nim szarpać.
- Dlaczego nikt nam o tym wcześniej nie powiedział? - zapytał Harry – Zmarnowaliście masę naszego czasu.
- My zmarnowaliśmy wasz czas, to ciekawe. - rzucił ironicznie Draco – To wam nie przyszło na myśl żeby zapytać o coś takiego. Jakim cudem ojciec miał wiedzieć, że matka została okradziona?
- Draco ma rację, powinniście byli sprawdzić to wcześniej. - powiedział Kingsley dwójce Aurorów zanim ktokolwiek miał szansę się odezwać – Zwłaszcza biorą pod uwagę zwiększoną ilość kradzierzy przez ostatnie osiemnaście miesięcy.
- Nikt wcześniej nie był zaatakowany. - kłócił się Ron – Jakim cudem mieliśmy połączyć to z kradzieżami? To wyglądało na bezpośredni atak.
- Tu się z tobą zgodzę. - powiedział Kingsley.
- O co chodzi? - zapytał Draco – O jakich kradzieżach mówicie?
- Przez ostatnie osiemnaście miesięcy mieliśmy serię kradzieży. - zaczął Kingsley – Zwykle zdarzają się na Ulicy Pokątnej lub w innym zatłoczonym miejscu. Ktoś wpada na ofiarę i szybko pozbawia ją jakiejś biżuterii. W większości przypadków, ofiara nie ma pojęcia, że coś jej zginęło. A kiedy zda sobie z tego sprawę, sprawca jest już daleko. Te kilka osób, które zdawały sobie sprawę z tego, że są okradane, były tak zaskoczone, że nie walczyły.
- Ale matka to zrobiła i została skrzywdzona. - westchnął Draco – Mam nadzieję, że macie jakieś poszlaki w tej sprawie.
- Chcielibyśmy. - rzucił Harry z niezadowoleniem – Pomimo tego, że mamy opisy i zdjęcia każdej części biżuterii, która została skradziona, nie znaleźliśmy nawet jej śladu. Mamy nawet kilku agentów pracujących na czarnym rynku w przypadku jeśli ktoś chciałby coś tam sprzedać. Ale jak do tej pory nic nie znaleźliśmy.
- Wy naprawdę wiecie jak zapewnić ludziom bezpieczeństwo. - mruknął Draco z sarkazmem.
- Byłoby nam łatwiej gdyby każdy Śmierciożerca siedział w celi. - odpyskował mu Ron.
- Wystarczy. - Kingsley stanął pomiędzy mężczyznami zanim sprawa wymknęła się spod kontroli – Draco, kiedy Harry i Ron będą mogli porozmawiać z twoją matką?
- Mogę przyjść do Dworu jutro po południu. - odpowiedział blondyn – Spróbuję również znaleźć zdjęcie matki w bransoletce.
- Dziękuję. Doceniam twój wkład. - powiedział Minister.
- Może mógłbyś podać nam opis zanim wyjdziesz? - zapytał Harry, po tym, jak zdecydował, że pomimo swojej nienawiści do Malfoy'ów, będzie zachowywał się profesjonalnie – W ten sposób będziemy mogli dodać opis dzisiaj, a zdjęcie jutro.

Draco kiwnął głową, zadowolony z tego, że przynajmniej jeden z Aurorów zachowywał się jak przystało. Podczas gdy Ron nadal rzucał mu spojrzenia pełne nienawiści, młody Malfoy podał drugiemu z Aurorów opis skradzionej biżuterii. Podał im również przedział czasowy kiedy będą mogli przyjść do Dworu, po czym opuścił Ministerstwo i skierował się do domu, do Hermiony.

There's Nowhere We Can Hide by Lexie Song. Część pierwsza.






Zdecydowanie zbyt dawno nie byłam w żadnym klubie. Pomyślałam rozglądając się za przyjaciółmi. Przepychając się między nieznajomymi w stronę baru, zdjęłam z ramion czarno-czerwoną koszulę i zawiązałam ją luźno w pasie. Już miałam siadać na wysokim stołku przy ladzie, kiedy ktoś poklepał mnie w ramię. Odwróciłam się by zobaczyć nikogo innego, tylko Blaise’a Zabiniego.
- Hermiona! – powiedział głośno, próbując przekrzyczeć głośną muzykę.

W sumie to nie powinnam się dziwić widząc go tutaj. W końcu była to impreza zaręczynowa jego najlepszego przyjaciela. Do tej pory, po niemal trzech latach, nadal nie mogłam przestać się dziwić widząc jedną z moich najlepszych przyjaciółek razem z Teodorem Nott. Ale nie mogłam zaprzeczyć, że razem wyglądali przepięknie. Oboje niesamowicie bladzi i szczupli. Ona z długimi, teraz sięgającymi pasa, blond włosami, a on z zawadiacko roztapirzoną, kruczoczarną czupryną. Na początku w niego wątpiłam. No bo dlaczego Nott miałby być zainteresowany Luną? Ale kiedy zobaczyłam ich razem po raz pierwszy wiedziałam, że to jest coś wyjątkowego. Pomimo tego, że wtedy byli ze sobą tylko trzy miesiące, on patrzył na nią jak na cud świata. Nie miał nic przeciwko jej dziwnym zwyczajom, ale udało mu się stopniowo wyeliminować część z nich. I wszyscy byli mu za to wdzięczni. Zmienił ją. Niezaprzeczalnie. Ale pomimo tego, co myślałam na początku, teraz wiem, że zmienił ją na lepsze. Dlatego byłam szczęśliwa widząc ich szczęście. I dlatego byłam tu dzisiaj, narażając się na kontakt z ludźmi, których nie chciałam widzieć.

Cały klub był tylko do naszej dyspozycji. Zaletą było to, że był własnością któregoś ze znajomych Teo. Czułam się tu trochę niepewnie. Dawno nie byłam w kontakcie z czarodziejami. Po wojnie zniknęłam, chciałam odpocząć. Cały ten medialny szum i sława mnie przytłaczały. Wróciłam do Hogwartu, gdzie trzymałam się tylko z Luną i Ginny. Potem okazało się, że stałam się sensacją. Okazało się, że chłopak, którego początkowo uważałam za mojego przyszłego męża, wcale się na niego nie nadaje. Więc po dwóch latach męki w świetle reflektorów, zniknęłam. Poświęciłam czas dziecięcej pasji, która musiała zostać przerwana z powodu szkoły. Odnalazłam rodzinę. Wylądowałam na jednym z mugolskich uniwersytetów i zaczęłam studiować grafikę komputerową i obróbkę filmu, po godzinach ważąc eliksiry dla Świętego Munga. Mój kontakt ze światem magicznym był minimalny. Ograniczał się do spotkań z Ginny, Luną i Harrym, gdyż moja przyjaźń z Ronem nie przetrwała próby związku. Ale nawet oni nie wiedzieli wiele na temat tego, czym się zajmuję. Do czasu.

A teraz jestem tutaj, w klubie pełnym czarodziei. Moja logika podpowiadała mi, że to nie jest mój najlepszy pomysł w życiu, ale dzień dzisiejszy nie był dniem, w którym miałam ochotę słuchać własnej logiki. Moja najlepsza przyjaciółka właśnie zaręczyła się z niesamowitym facetem i miałam zamiar to świętować. Bez względu na wszystko.

- Hermiona. – powtórzył głośniej Blaise – Luna i Teo są tam. – wskazał dłonią na kilka kanap po lewej stronie – Chcesz coś do picia? – zapytał, machając ręką do barmana.

Cóż za dżentelmen. Pomyślałam ironicznie. Nie ma co ukrywać, nadal nie byłam zbyt zadowolona z kontaktów z byłymi Ślizgonami.

- Sok pomarańczowy byłby w sam raz. – powiedziałam na głos. Blaise uniósł brwi ze zdziwienia.
- Sok? Daj spokój Granger, to impreza. Serio nie masz zamiaru się upić?
- Mam, ale może później. – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. Byłam szczerze zdziwiona normalnością tej rozmowy.
- Jak tam sobie chcesz, mała. – odpowiedział, po czym chwycił nasze drinki i ruszył w stronę kanap, odwracając głowę by sprawdzić czy idę za nim.

Nie mając wyboru, podniosłam się ze stołka i ruszyłam przed siebie.

Następne kilka minut to witanie się z gromada ludzi, których nie widziałam przez lata i odpowiadanie na niezliczone pytania o moje obecne życie. Cierpliwie odpowiedziałam na część z nich, po czym opadłam na kanapę obok Luny.

- Ech… Wiedziałam, że tak to będzie wyglądać. Kradniesz całą uwagę, Granger. Nie zapominaj, że to moja impreza. – rzucił w moją stronę Teo. Od zawsze mieliśmy podobne poczucie humoru.
- Poczekaj aż zacznę tańczyć na barze, Nott! Wtedy będziesz żałował, że nie wziąłeś ode mnie autografu kiedy miałeś na to szansę. – odpowiedziałam z ironicznym uśmieszkiem.
 - Ja się właśnie przesłyszałem, czy grzeczna Granger serio ma zamiar tańczyć na barze? – powiedział ktoś po mojej prawej stronie.

Odwróciłam głowę. Ktoś przystojny. Ktoś w idealnym garniturze. Ktoś o nazwisku Malfoy.

- Malfoy. Dawno cię nie widziałam. Nie powiem, że lamentowałam z tego powodu. – rzuciłam tylko i odwróciłam głowę do Teo.

Naprawdę wyglądał dobrze. Kolorowe światła odbijały się na jego nadal bladej skórze. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. Był wysoki. Wyższy niż zapamiętałam. Byłam pewna, że teraz sięgałam mu ledwie do ramienia. Miał na sobie dobrze skrojony, czarny garnitur, białą koszulę i wąski, czarny krawat. Marynarka delikatnie opinała się na jego ramionach, co znaczyło, że zapewne są widocznie umięśnione. Kątem oka widziałam jak siada na kanapie obok, rozpinając guzik marynarki. W ręce trzymał szklankę z bursztynowym płynem, pewnie whiskey. Założył nogę na nogę i zaczął lustrować mnie wzrokiem.

- Zrób zdjęcie. Starczy ci na dłużej. – rzuciłam znanym mugolskim tekstem. On tylko się zaśmiał.
- Może powinienem. Zanim znowu znikniesz na dziesięć lat. Dobrze wyglądasz. – powiedział.

Miałam na sobie czarną, obcisłą sukienkę. Wojna zrobiła ze mnie chudzielca i do tej pory nie udało mi się tego zmienić. Jednak dzięki dobrym genom, nadal dobrą figurę. Z mojej szyi zwisało kilka srebrnych łańcuszków pasujących do delikatnej bransoletki na nadgarstku. W biodrach miałam przewiązaną koszulę w czarno-czerwoną kratę. Moje nogi okryte były delikatnymi, czarnymi pończochami, a na stopach miałam czarne, matowe Martensy nad kostkę. Moje włosy nadal były burzą brązowych loków. Teraz jednak były one dłuższe i opadały kaskadami aż do talii, idealnie uzupełniając stylizację. Lubiłam swój trochę punkowy, trochę grunge’owy, trochę nerdowy styl ubierania. Niemal idealnie oddawał mój charakter.

Wzdychając, odwróciłam się w stronę blondyna. Raz się żyje!

- Co tam u ciebie Malfoy? Jak ci mija życie? – zapytałam, pociągając łyk ze swojej szklanki. Chłopak… Mężczyzna, poprawiłam się w myślach, wyglądał na szczerze zdziwionego moim pytaniem. Uśmiechnęłam się widząc wyraz jego twarzy. Po chwili odchrząknął i odpowiedział.
- Nie narzekam. Oprócz ślubu, syna i rozwodu to nic ciekawego się u mnie nie działo. A u ciebie, Granger? Muszę przyznać, że zniknięcie mojej ulubionej Gryfoneczki trochę mnie zawiodło. – teraz to ja się zdziwiłam.
- Czyżby Malfoy właśnie przyznał, że mnie lubi? – powiedziałam – Niemożliwe! Co tu robisz Malfoy? – dodałam już poważnie.
- Mój kumpel się żeni. I ten klub należy do mnie. – teraz to naprawdę byłam zdziwiona.
- Tego mi twój kumpel nie powiedział. – rzuciłam, odwracając się w stronę Notta, który przysłuchiwał się naszej rozmowie, trzymając za rękę Lunę, która dyskutowała o czymś z Pansy. Wzruszył tylko ramionami.
- Nie chciałem żeby ci mówił. – wytłumaczył blondyn – Sądziłem, że wtedy mogłabyś nie przyjść.
- Chyba za wysoko siebie cenisz, Malfoy. – powiedziałam rzucając mu powątpiewające spojrzenie – Naprawdę sądziłeś, że mogłabym nie przyjść na zaręczynową imprezę mojej przyjaciółki tylko z twojego powodu?
- Hermiona, idziemy tańczyć! – zarządziła Luna i już sekundę później byłam ciągnięta za rękę w stronę parkietu.

Jakiś czas później, męczona tańcem, opadłam na wysoki stołek przy barze. Moja koszula zniknęła gdzieś, prawdopodobnie okupując którąś z kanap. Moja torebka również zaginęła. Było mi gorąco. Przerzuciłam włosy na lewe ramię by doprowadzić chociaż trochę chłodnego powietrza do spoconego karku. Nie było to zbyt łatwe biorąc pod uwagę, że w klubie było przynajmniej sto osób w takiej samej sytuacji. Westchnęłam głośno i zaczęłam wachlować się serwetką z kupki na ladzie.

- Cześć piękna. – usłyszałam po mojej prawej stronie – Mogę postawić ci drinka?

Mimowolnie odwróciłam się w tamtą stronę i zlustrowałam wzrokiem chłopaka. Nie zdążyłam jeszcze nic powiedzieć kiedy ten spojrzał na coś za mną i trochę zbladł na twarzy.
- Spieprzaj, Avery. – usłyszałam zza pleców, na co chłopak odwrócił się i zniknął w tłumie ludzi. Westchnęłam w myślach i odwróciłam się twarzą do blondyna.
- Dlaczego, Malfoy? Dlaczego? – powiedziałam teatralnie załamanym głosem – Może ja chciałam żeby Avery postawił mi drinka.

Blondyn tylko się zaśmiał i usiadł na stołku obok, kiwając ręką na barmana.

- Co pijesz? – rzucił do mnie – Cześć, Stuart. Myślałem, że dzisiaj nie pracujesz. – dodał w stronę chłopaka za ladą.
- Mary się rozchorowała i poprosiła mnie żebym ją zastąpił. – powiedział Stuart, ściskając rękę Draco, podaną mu przez bar – Co podać? – zapytał, przenosząc wzrok z blondyna na mnie i z powrotem. Malfoy odwrócił się w moją stronę i teraz obaj na mnie patrzyli.
- Gin z tonikiem, poproszę. – rzuciłam.
- Dla mnie to co zwykle. – powiedział Malfoy – Jak ci mija impreza, Granger? – dodał w moją stronę.
- Zadziwiająco dobrze. – odpowiedziałam z uśmiechem – Gdyby nie ci wszyscy ludzie wokół, byłaby idealna.
- Jesteś fanką jednoosobowych imprez? – zapytał z wyraźnym podtekstem. Prychnęłam pod nosem.
- Cóż… może nie jednoosobowych. Tak do trzech osób maksimum. – Malfoy wydawał się szczerze zdziwiony.
- Prawdę mówiąc, Granger… - zaczął – jestem pod wrażeniem.
- Czego? – zapytałam.
- Znikasz na kilka lat i wracasz taka… odmieniona. Ubierasz się inaczej, rzucasz seksualnymi podtekstami i normalnie ze mną rozmawiasz. Coś pominąłem? – dokończył, biorąc do ręki drinka, którego barman właśnie przed nim postawił.
- Nie podoba ci się jak się ubieram? – zapytałam udając obrażoną.
- Wręcz przeciwnie. – odpowiedział patrząc mi w oczy. W pewnej chwili wyciągnął rękę i odrzucił kosmyk włosów, który błąkał się po moim czole.
- Przeszkadzają ci moje seksualne podteksty? – kontynuowałam.
- Niebardzo. Prawdę mówiąc, jesteś chyba pierwszą kobietą, z którą mogę tak porozmawiać.
- Widzisz Malfoy… tak to jest jak się z arystokracją kumplujesz. – rzuciłam z uśmiechem.
- Ale jednak Granger, czuję się trochę zawiedziony. Obiecałaś taniec na barze.– uśmiechnął się szeroko, na co ja uderzyłam go delikatnie w kolano.
- Co nam jeszcze zostało…? Rozmawianie z tobą, tak? – kiwnął głową – Cóż… zawsze uważałam, że jesteś jedną z niewielu osób na moim poziomie intelektualnym więc rozmowa z tobą byłaby ciekawa. Nie chcę stracić okazji.
- Powiedzmy, że ma to trochę sensu. Nawiasem mówiąc, dzięki. To zaszczyt być postrzeganym jako inteligentny przez samą Hermionę Granger.

Ukłoniłam się delikatnie i pociągnęłam łyk ze swojej szklanki.

- Powiedz mi coś o sobie Malfoy.
- Co byś chciała wiedzieć, Granger?
- Powiedz mi o swoim synu. – rzuciłam po krótkim zastanowieniu. Twarz blondyna momentalnie się rozjaśniła i uśmiechnął się, jakby do siebie.
- Scorp jest dla mnie wszystkim. – powiedział, wpatrując się w bursztynowy płyn w swojej szklance – Jest jedyną dobrą rzeczą, jaka zdarzyła się w całym moim życiu.
- Scorp? Co to w ogóle za imię? Przysięgam, Malfoyowie robią się coraz dziwniejsi z pokolenia na pokolenie. – rzuciłam, na co mężczyzna się zaśmiał.
- Ma na imię Scorpius Hyperion. Matka chyba by mnie zabiła jeśli nie kontynuowałbym rodzinnej tradycji Blacków. Ale razem z Astorią…
- Astorią? – przerwałam mu.
- Wow. Granger, ty chyba serio byłaś odcięta od świata. – powiedział szczerze zdumiony – Astoria to moja żona. No… była żona. Prorok chyba przez miesiąc trąbił o naszym ślubie. A potem chyba przed trzy miesiące trąbił o rozwodzie – dodał zniesmaczony – Ale wracając do tematu. Jest niesamowicie inteligentny. Miał sześć lat kiedy powiedzieliśmy mu o wojnie i moim w niej udziale, i… to jest naprawdę najinteligentniejsze dziecko jakie znam. I jest twoim fanem. – dokończył kręcąc głową.
- Serio? – zapytałam szczerze zdziwiona.
- Wierz mi, nikt nie był bardziej zdziwiony niż ja. A co u ciebie, Granger? Maż, chłopak, dzieci?
- Nie. Przynajmniej ja o żadnych nie wiem.
- A co z Weaslyem? Byłem pewien, że po zakończeniu szkoły, hajtniecie się w przeciągu roku i zaczniesz z siebie wypluwać małe rudzielce. – oboje się zaśmialiśmy.
- Z Ronem nam nie wyszło. Chyba po prostu chcieliśmy innych rzeczy od życia. Przynajmniej wtedy.
- A czego chciała wtedy sławna Hermiona Granger?
- Malfoy, ja nie jestem jeszcze na tyle pijana żeby dzielić się z tobą moją życiową filozofią.
- Więc musimy to zmienić. – rzucił z uśmiechem i machnął ręką na barmana. Już chwilę później stała przede mną kolejna szklanka pełna ginu z tonikiem.
- Czy ty serio chcesz mnie upić, Malfoy?
- Nie. Tak naprawdę to chciałbym cię zaprosić na kolację. – powiedział poważnie.
- Mnie? – zapytałam zdziwiona, dla podkreślenia, wskazując na siebie palcem.
- Tak, ciebie.

Wpatrywałam się w niego przez chwilę, oniemiała, próbując rozszyfrować czy to żart. Po czym machnęłam ręką na kelnera.

- Stuart. – zwróciłam się do niego – Masz może jakiś długopis przy sobie?
- Mam markera. Może być? – odpowiedział, wyciągając pisak w moją stronę. Wzięłam go do rąk bez wahania. Spojrzałam Malfoyowi w oczy równocześnie biorąc do rąk jego lewą dłoń. Podciągnęłam rękaw białej koszuli i delikatnie przejechałam palcami po wyblakłym Mrocznym Znaku. Otworzyłam markera i szybko napisałam na bladej skórze rząd cyferek.
- Zapytaj mnie za tydzień. – rzuciłam. Po czym jednym łykiem dokończyłam drinka, zeskoczyłam ze stołka i zaczęłam przepychać się między tańczącymi ludźmi w stronę kanap, na których podobno siedzieli moi przyjaciele.

Kiedy tam dotarłam, zobaczyłam chyba najśmieszniejszą scenę tego wieczoru. Cztery wielkie kanapy były prawie puste. Stolik pomiędzy nimi pełen był pustych butelek i szklanek po alkoholu. W jednym kącie siedział Harry, którego wcześniej nie widziałam. Na jego kolanach siedziała Ginny i namiętnie go całowała, nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa. Delikatnie zniesmaczona, odwróciłam od nich głowę. Chyba nigdy nie przekonam się do publicznego okazywania uczuć. Przynajmniej tego w ich wykonaniu.
Luna i Teo znajdowali się kilka metrów dalej, tańcząc przytuleni do siebie. Na jednej z kanap spał kompletnie pijany Blaise, przykryty moją koszulą.

Pomachałam do Luny by zwrócić na mnie jej uwagę. Ta chwyciła Teo za rękę i pociągnęła go w moją stronę.
- Co tam, Mionka? – zapytała wesoło.
- Chyba będę się zbierać. – odpowiedziałam, a widząc zawiedzioną minę przyjaciółki dodałam – Przepraszam, ale moje zoo nie może zbyt długo beze mnie pociągnąć.
- Zoo? Ty tak na serio? – usłyszałam za sobą głos Malfoya. Czy on musi wszędzie za mną łazić?
- Nieważne. – powiedziałam, machając ręką – Będę się już zbierać.
- Zadzwonię do ciebie jutro i umówimy się na lunch. – rzuciła Luna i przytuliła mnie mocno – Ucałuj swoje zoo ode mnie. – dodała z szerokim uśmiechem.

Pożegnałam się Teo, pozbawiłam Zabiniego mojej koszuli, znalazłam swoją torebkę z niezawodną pomocą niewerbalnego zaklęcia przywołującego i byłam gotowa do wyjścia.

- Odprowadzę cię. – powiedział Malfoy, który znów, niewiadomo skąd, znalazł się u mojego boku. Nic nie odpowiedziałam, kiwając tylko głową. Kiedy byliśmy już na zewnątrz, znów się odezwał – Mówiłem serio, Granger.
- Co masz na myśli? – odpowiedziałam zdezorientowana, szukając w torebce kluczy do domu.
- Chciałbym cię jeszcze zobaczyć zanim znów znikniesz. – zaśmiałam się słysząc to.
- Niestety, Malfoy, ale wydaje mi się, że lata mojej nieobecności w świecie magicznym zbliżają się ku końcowi. Czy tego chcę czy nie… - dokończyłam gorzko i podniosłam wzrok.
- Do tej pory nie powiedziałaś mi, co robiłaś przez ten czas.
- Studiowałam na mugolskim uniwersytecie i ważyłam eliksiry dla Munga. To tak w wielkim skrócie.
- I rozkręcałaś zoo? – zapytał z uśmiechem. Znów się zaśmiałam.
- Coś w tym stylu. Może kiedyś ci opowiem. – spojrzałam na wyświetlacz telefonu i zaklęłam cicho pod nosem.
- Coś się stało?
- Nie… Chodzi o to, że już prawie północ. Nie planowałam zostawać tak długo. – wytłumaczyłam
- Północ?! – niemal wykrzyknął Malfoy z dziwnym wyrazem twarzy – Cholera, obiecałem synowi, że go do łóżka położę. Jeśli nadal nie śpi, to moja matka chyba mnie zabije. – spojrzałam na niego trochę rozbawiona, trochę zdziwiona – Co?
- Nic… Po prostu nigdy nie sądziłam, że usłyszę od ciebie coś takiego. – tym razem to on się zaśmiał.
- Scorp jest ze mną w ten weekend. Dzisiaj zostawiłem go z moją matką, a ona ma coraz mniej cierpliwości.
- Matki już tak mają, Malfoy. A teraz żegnam. Miłego weekendu. – rzuciłam z uśmiechem i odwróciłam się z zamiarem teleportacji. Nagle poczułam czyjś mocny uścisk na moim lewym przedramieniu. Tym pokrytym teraz już zabliźnionymi ranami. Odwróciłam głowę by spojrzeć pytająco na Malfoya.
- Do usłyszenia za tydzień, Granger. – powiedział z uśmiechem, odwrócił się na pięcie i wszedł do klubu.

~-o-~

- Teo, ona coś ukrywa, prawda? – zapytał Draco, siadając obok swojego przyjaciela. Brunet spojrzał na niego i westchnął.
- Hermiona? – chciał upewnić się Teo, na co Malfoy kiwnął nieznacznie głową - Nawet nie masz pojęcia jak wiele. – odpowiedział ze smutkiem.
- Więc…? Podzielisz się czymś ze mną?
- Draco… Nie mogę. – powiedział poważnie Teo – Nie możesz sobie nawet wyobrazić, ile czasu zajęło mi zyskanie jej zaufania. Kiedy się dowiedziałem o… czymś, było to przez przypadek. Nie miała wyjścia. Musiała mi powiedzieć. Ale wiem, że mi ufa. Nie mógłbym jej zawieść. Przepraszam, Draco.

~-o-~

Najciszej jak umiałam, otworzyłam drzwi do mojego mieszkania w centrum Londynu. Szybko zdjęłam buty i odłożyłam klucze na komodę obok drzwi. Rzuciłam okiem na swoje odbicie w lustrze i cicho ruszyłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i, rozmyślając nad wydarzeniami z dzisiejszego dnia, wpatrywałam się w śpiące miasto.
- Hej, piękna. – usłyszałam za sobą i niemal podskoczyłam.
- James… przestraszyłeś mnie. – rzuciłam cicho, nie odwracając się. Mężczyzna podszedł do mnie od tyłu, objął mnie ramionami w pasie i oparł brodę na czubku mojej głowy.
- Jak ci się udała impreza? – zapytał.
- Nie było tak źle. – zaczęłam – Spotkałam Malfoya.
- Tego Malfoya?
- Tak, tego Malfoya. – potwierdziłam i przez chwilę oboje się nie odzywaliśmy.
- Więc…? Ty jesteś cała, a on? Leży gdzieś walnięty Sectumsemprą? – zaśmiałam się słysząc co.
- Nie. Rozmawialiśmy trochę. Chciał mnie zaprosić na kolację.
- I co powiedziałaś?
- To co zwykle. ‘Zadzwoń do mnie za tydzień’. Miejmy nadzieję, że się podda. Lub zapomni. Jak Lou? Nie rozrabiał? – zapytałam, po czym wydostałam się z objęć Jamesa i usiadłam na szafce kuchennej.
- Rozrabiający Lou? No weź mnie nie rozśmieszaj. Przecież to aniołek. – odpowiedział z szerokim uśmiechem – Obejrzeliśmy mecz, odrobiliśmy resztę lekcji i położyłem go do łóżka o dziesiątej.
- Dzięki James. Nie wiem co ja bym bez ciebie zrobiła. – powiedziałam z wdzięcznością.
- Pewnie byś padła z głodu i rozpaczy. Kto by pomyślał, że mózg Świętej Trójcy nawet gotować porządnie nie umie…
- Ej! – uderzyłam go lekko w ramię – Umiem gotować. Tylko nie tak dobrze jak ty.
- Taa… wmawiaj sobie, może kiedyś uwierzysz. – zaśmiał się – Ja będę już leciał, dobra? Jutro mam masę roboty. Trzymaj się, mała. – powiedział.
- Dobranoc.


James ucałował mnie w czoło i cicho wyszedł. Westchnęłam i ruszyłam do łazienki by wziąć długi prysznic. Pół godziny później zajrzałam do pokoju Lou by sprawdzić czy śpi i sama położyłam się do łóżka. Wyczerpana kilkugodzinnym tańcem, usnęłam po kilku sekundach. 


Calliste Bajkowe szablony