Kiedy obudziłam się następnego dnia, cała moja sypialnia zalana była słońcem. Szybko sięgnęłam po telefon by sprawdzić godzinę. 9.30. Nie było tak źle.
Wygramoliłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki, a potem do kuchni by nastawić ekspres. Chwilę po mnie, do pomieszczenia wparował jedenastoletni chłopiec, który usiadł na krześle i zaczął swoją codzienną litanię pytań.
- O której wróciłaś? – zaczął poważnym tonem.
- O północy. Co chcesz na śniadanie?
- Jajecznicę. Jak było na imprezie?
- Fajnie. Spotkałam kilku starych znajomych. Herbata czy sok? – zapytałam, wyciągając z lodówki potrzebne składniki.
- Sok. Był tam Ron?
- Nie, nie było go. Pomarańcza czy jabłko z rabarbarem?
- Jabłko z rabarbarem. Co dzisiaj robimy?
- Myślę, że powinniśmy iść na zakupy. Niedługo jedziesz do Hogwartu i będziesz potrzebował trochę większych ubrań na zapas. Odrobiłeś lekcje?
- Tak.
- Matmę też? – zapytałam poważnie.
- Też.
- To dobrze. – powiedziałam stawiając przed nim talerz z parującą jajecznicą i szklankę z sokiem. Chwyciłam kubek z moją kawą i znów się odezwałam – Ja popracuję przez godzinkę i możemy iść. Pamiętaj żeby włożyć naczynia do zmywarki. – rzuciłam na odchodnym i ruszyłam w stronę kąta salonu gdzie stał mój komputer z dwoma ogromnymi monitorami.
~-o-~
Po kilkugodzinnych zakupach, spotkaliśmy się w mieście z Luną i Teo. Lou był zachwycony nowo zakupionymi rzeczami i z zapałem opowiadał o nich swojemu przybranemu wujostwu. Kiedy Luna zabrała go po dokładkę lodów, Teo spojrzał na mnie poważnie.
- Draco o tobie wspominał.
- Teo, widzieliśmy się wczoraj. To chyba niemożliwe, że już do ciebie poleciał na ploteczki.
- Wręcz przeciwnie… - powiedział z miną cierpiętnika – Zadzwonił do mnie o ósmej rano pytając, co ma zrobić. – spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Chyba sobie ze mnie jaja robisz.
- Nie śmiałbym. Słuchaj, Mionka. Draco to mój najlepszy przyjaciel, wiem o nim wszystko. Dlatego też wiem, że buja się w tobie odkąd mu dałaś w twarz na trzecim roku. – zaśmiałam się cicho na to wspomnienie, ale nie odezwałam się – A kiedy po wojnie wróciłaś do szkoły i pracowaliście razem… Nie mam pojęcia co mu się wtedy stało, ale naprawdę nie mógł przestać o tobie gadać.
- Serio? – zapytałam zdziwiona.
- Nie do końca… - rzucił Teo, na co uderzyłam go w ramię – Jak już ci mówiłem, znam go dobrze, wiem jak myśli. Kiedy po kilku miesiącach szkoły wreszcie wyciągnąłem od niego, że to przez ciebie jest taki cichy i zamyślony to mówił o tym przez kilka godzin. – Teo spojrzał mi prosto w oczy i dodał poważnie – On dzięki tobie się zmienił. Dzięki tobie chciał coś robić w życiu. Nawet jeśli ty nie miałaś o tym pojęcia. I gdyby nie to, że ja z Luną jesteśmy razem, pewnie byście już nigdy nie mieli okazji by porozmawiać. Jesteś moją przyjaciółką. Kocham cię i traktuję jak siostrę, dlatego proszę cię, nie spapraj tego. Ja wiem, że macie skomplikowaną przeszłość, a on nie jest święty, ale… on jest kompletnie innym człowiekiem. I moim zdaniem, pomimo tego wszystkiego, macie szansę na coś wyjątkowego.
Chyba nigdy nie miałam aż tak wiele do przemyślenia.
~-o-~
Zadzwonił od mnie w sobotnie popołudnie. Lou siedział na kanapie, oglądając jakiś dokument na National Geographic, a ja znów pracowałam nad teledyskiem. Kiedy usłyszałam dzwonek swojego telefonu, na ślepo poklepałam biurko po swojej prawej stronie, szukając go, po czym bez zastanowienia i nawet zerknięcia na ekran, odebrałam.
- Granger. Słucham. – rzuciłam do słuchawki, wpatrując się w monitor i próbując ocenić czy stworzona właśnie przeze mnie koloryzacja ma w ogóle sens.
- Witaj, Granger. Jak ci minął tydzień? – na dźwięk dobrze mi znanego głosu, zamarłam. Po sekundzie wcisnęłam na klawiaturze CTRL+S by zapisać dotychczasową pracę i ruszyłam do swojej sypialni by nie przeszkadzać Lou.
- Nie tak źle, Malfoy. Trochę zapracowana byłam. A tobie? – odpowiedziałam po drodze.
- Nienajgorzej.
- Szczerze mówiąc, to jestem zdziwiona, że dzwonisz. – rzuciłam, zamykając za sobą drzwi sypialni.
- Serio?
- Serio.
- Dlaczego?
- No cóż… Zwykle, kiedy mówię facetom, żeby odezwali się za tydzień, dają sobie spokój. Przeważnie mi to nie przeszkadza. – usłyszałam głośne westchnięcie w słuchawce.
- Granger, ile razy ja mam ci mówić, że ja byłem wtedy poważny?
- Dam ci znać jak zdecyduję. – mruknęłam – Jak to się w ogóle stało, że ty używasz telefonu?
- Pozwól, że opowiem ci o tym jutro. – powiedział Draco z wyraźnie słyszalnym uśmiechem – Co byś powiedziała na spacer? Po południu, w Hyde Parku.
- Hm… O której dokładnie?
- Tak gdzieś koło 4.
- Mogę do ciebie oddzwonić z odpowiedzią? – powiedziałam po krótkim namyśle.
- A masz już jakieś plany?
- Nie. – szybko zaprzeczyłam – Po prostu najpierw muszę coś sprawdzić. Daj mi pół godzinki, ok.?
- Jasne. To…
- Do usłyszenia. – dokończyłam za niego z uśmiechem na ustach.
- Do usłyszenia, Granger.
Szybko wybrałam numer Teo i w myślach zaczęłam się modlić by odebrał.
- Co tam, Mionka? – usłyszałam w słuchawce.
- Masz jutro czas? – zapytałam prosto z mostu.
- Zależy o co chodzi. I o której.
- Mogłabym podrzucić do ciebie jutro Louisa? Chwilę przed czwartą. Na dwie, może trzy godzinki. – powiedziałam z nadzieją.
- A stało się coś? – zapytał trochę zdenerwowanym głosem.
- Nie. – szybko zaprzeczyłam po czym westchnęłam głośno – Malfoy do mnie zadzwonił. – wydusiłam z siebie wreszcie.
- I umówiłaś się z nim na jutro, tak? – upewnił się.
- Tak.
- Spoko. Powiedz tylko Lou żeby zabrał ze sobą rzeczy na basen. – powiedział bez zastanowienia.
- Idziecie na basen w niedzielę? – zapytałam zdziwiona.
- Nie, no co ty? – zaśmiał się – Planujemy się wybrać do domku moich rodziców. Tego na wsi, z farmą. I basenem, oczywiście. – wytłumaczył – Luna chciała przejrzeć meble, które są na tamtym strychu. Sądzi, że znajdzie coś do naszego mieszkania. A wszyscy dobrze wiemy, że ja się do takich zabaw nie nadaję, więc właśnie zapewniłaś mi genialną wymówkę. – oboje się zaśmialiśmy na te słowa.
- Super. Nie wiem jak ci dziękować. – powiedziałam z wdzięcznością w głosie.
- Baw się dobrze, wróć późno i nie łam serca mojemu kumplowi. Tyle chyba wystarczy.
- Postaram się. Do zobaczenia jutro.
Rozłączyłam się i znów wybrałam numer Draco by potwierdzić jutrzejsze spotkanie.
~-o-~
Na pierwszą randkę ubrałam się na luzie: włosy z niedbałym koku, czarne RayBany na nosie, przewiewny czarny tshirt pod ciemnoszarym swetrem, czarne rurki zawinięte nad kostkę i trampki w odcieniu butelkowej zieleni. Z ramienia zwisała mi mała torebka, również czarna. Zaparkowałam na Bayswater Road, wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się wokół. Mieliśmy spotkać się przy West Carriage Drive i razem przejść się do Hype Parku.
Przeszłam przez ulicę i nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- Granger! – odwróciłam się i zobaczyłam Malfoya wysiadającego z czarnego Audi zaparkowanego kilka metrów dalej. Otworzył tyle drzwi, z których wyskoczył duży dalmatyńczyk – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. – powiedział wskazując na niego głową, kiedy spotkaliśmy się w połowie drogi.
- Nie. Uwielbiam psy. – powiedziałam z uśmiechem, schylając się by podrapać zwierzaka za uszami – Jak się wabi?
- Sorsha.
- Fajne imię. – rzuciłam prostując się.
- Fajne trampki. – powiedział z szerokim uśmiechem. Spojrzałam na swoje stopy, a potem, odruchowo, na jego i wybuchłam śmiechem. Miał na sobie identyczne buty, w identycznym kolorze. Na nogach miał proste jeansy. Oprócz tego ciemnozieloną koszulę i srebrne aviatory na nosie.
- Dzięki. Idziemy?
Następne kilka godzin spędziliśmy rozmawiając, spacerując i zabawiając suczkę Draco. Już po zaledwie godzinie byłam pewna, że nasze spotkanie było dobrym pomysłem. Miałam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Ale wiedziałam, że przed nami długa droga.
~-o-~
Na drugą randkę wybraliśmy się zaledwie tydzień później. Poszliśmy na obiecaną kolację do hinduskiej restauracji. Tam, nad talerzami z pysznymi curry, ryżem i naan, rozmawialiśmy o głupotach. Potem, spacerując o Londynie po ciemku, Malfoy przedstawił mi ogrom swojego biznesu.
- Zacząłem od małej firmy produkującej eliksiry. Na początku byłem tam tylko ja i Blaise. Później, kiedy Diabeł związał się z mugolską dziewczyną, zaczęliśmy rozpatrywać wprowadzenie naszych produktów na ich rynek, jako medycynę alternatywną. Opłaciło nam się to, więc w ciągu trzech lat, firma rozrosła się do tego stopnia, że mieliśmy setkę ludzi warzących eliksiry. Zaopatrywaliśmy kilka szpitali, trochę więcej aptek w całej Wielkiej Brytanii. Wtedy stwierdziłem, że potrzeba nam też czegoś innego, więc kupiłem klub. Potem otworzyłem jeszcze dwa inne. Blaise inwestuje w nieruchomości. Kupuje stare wille, remontuje je za pomocą magii i sprzedaje za fortunę.
- To jest cholernie wredne. – powiedziałam patrząc na niego z dołu – Ale też dosyć pomysłowe.
- Blaise zawsze lubił iść na łatwiznę. Wracając do biznesu… - powiedział Malfoy z chytrym uśmieszkiem – Zrobiłem małe rozeznanie na twój temat w Mungu.
- Co? – zapytałam ze zdziwieniem.
- Odnośnie twoich eliksirów. I chciałbym wiedzieć czy nie chciałabyś współpracować z moją firmą. Mam na myśli twoje działania w obszarze tworzenia i testowania kompletnie nowych, autorskich eliksirów. Nie musisz odpowiadać teraz. – zakończył z szerokim uśmiechem.
Wziął mnie za rękę i razem ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Tam, stojąc przy wejściu do wieżowca, w którym aktualnie mieszkałam, po raz pierwszy mnie pocałował.
~-o-~
Na trzecią randkę wybraliśmy się na koncert Bruno Marsa. Jeszcze dwa dni później bolały mnie nogi od skakania.
Na czwartą randkę poszliśmy na kolację do szpanerskiej francuskiej restauracji. Założyłam sukienkę, której nigdy nie planowałam nosić i niemal skręciłam kostkę biegnąc do samochodu w szpilkach, próbując uciec przed deszczem, ciągnąc za sobą śmiejącego się głośno Malfoya.
Na piątą randkę wybraliśmy się do kina. Jak się okazało, oboje uwielbialiśmy horrory. Tego dnia, po raz pierwszy spędziliśmy razem noc.
Szóstą, siódmą i ósmą randkę spędziliśmy w jego mieszkaniu. Całowaliśmy się, kochaliśmy, oglądaliśmy filmy i jedliśmy pizzę.
~-o-~
Stałam przed siedzibą firmy Malfoy & Zabini. Był to chyba najcieplejszy dzień sierpnia. Denerwowałam się. Wiedziałam, że muszę mu wszystko wytłumaczyć, zanim będzie za późno. Bałam się, że nie zrozumie, że mnie zostawi. Nie chciałam tego. Chyba zaczynałam kochać tego idiotę.
Zaśmiałam się w duchu i smutno uśmiechnęłam. Kto by pomyślał? Granger i Malfoy razem.
Wzięłam głęboki wdech i żwawym krokiem weszłam do środka.
- Dzień dobry. – powiedziała miło recepcjonistka – Jak mogę pani pomóc?
- Dzień dobry. – odpowiedziałam z uśmiechem – Chciałabym zobaczyć się z panem Malfoyem.
- Oczywiście. Najbliższy wolny termin jest w następny czwartek, o godzinie 14.00.
- Fantastycznie. Ale ja chciałabym zobaczyć się z nim teraz.
- To raczej będzie niemożliwe. Przykro mi. – odpowiedziała kobieta z lekko kpiącym uśmieszkiem.
- Trudno. Dziękuję za fatygę. – rzuciłam, wyciągając telefon z torebki i wybierając numer Draco – Malfoy. – powiedziałam do słuchawki – Jestem w holu twojej firmy. Możesz ruszyć swój kościsty tyłek ze swojego snobistycznego biura i zejść po mnie na dół? – recepcjonistka patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Jasne, mała. – powiedział tylko – Będę za pół minuty.
- Dzięki.
Chwilę później siedzieliśmy na kanapie w biurze.
- Draco. Muszę ci coś powiedzieć. Chcę żebyś wysłuchał mnie dokładnie i próbował zrozumieć mój punkt widzenia. Kiedy skończę, wyjdę i dam ci czas na zadecydowanie, co zrobisz. Ale od razu proszę cię, żebyś nie dyskutował z nikim na ten temat. – zaczęłam.
- Granger. Brzmisz poważnie. Nie wiem, czy mi się to podoba. – powiedział, prostując się.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam swoją opowieść.
- Zanim razem z Harrym i Ron wyruszyliśmy na te nieszczęsne poszukiwania, wymazałam moim rodzicom pamięć i wysłałam ich do Australii. Zmienili imiona, zmienili nazwisko… Wiedziałam, że mogą być celem Śmierciożerców. Chciałam ich chronić. Po wojnie, wróciłam do Hogwartu. Wszyscy myśleli, że dlatego, że chciałam dokończyć naukę. Nie było to do końca prawdą. Oczywiście, nauka była dla mnie ważna. Ale wiedziałam, że będąc w Hogwarcie, nie będę w stanie zacząć ich szukać. Wiedziałam, że jest jeszcze za wcześnie. Nadal szukano Śmierciożerców, nadal mówiono o ich atakach. Następne dwa lata próbowałam poradzić sobie z całą tą sławą, z tworzeniem związku na oczach całego świata. Kiedy po którejś z kolei kłótni wyszłam z Nory, zadecydowałam, że to koniec. Następnego dnia kupiłam bilety i poleciałam do Sydney. Znalazłam rodziców, odwróciłam zaklęcie, dostałam szlaban do końca życia… i zostałam w Australii. Zaczęłam studiować na mugolskim uniwersytecie. Po trzech latach, dowiedziałam się, że moja mama jest w ciąży. Była to dosyć dziwna sytuacja. Miałam 23 lata i miałam mieć rodzeństwo. Po narodzinach Louisa moje życie się zmieniło, diametralnie. Był dla mnie wszystkim. Miał chyba 4 lata kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że jest czarodziejem. Zaledwie rok później, moi rodzice ulegli wypadkowi. Jechali samochodem, razem z Lou, kiedy kierowca ciężarówki stracił panowanie nad kierownicą. Przeżył tylko Lou… - czułam łzy napływające do oczu, ale dzielnie walczyłam by je odgonić – Miałam 28 lat i 5 letniego brata, którym musiałam się zająć. Nawiązałam kontakt z Kingsley’em. Pomógł mi z papierkową robotą. Adoptowałam Lou i wróciliśmy do Londynu. Zaczęłam pracę, mój braciszek poszedł do mugolskiej szkoły… Trzymaliśmy się na odległość od świata magicznego. Nadal boję się, że coś mu grozi tylko dlatego, że jest moim bratem, a wiele osób myśli, że synem. Ale nie możemy się już ukrywać. Za dwa tygodnie Lou jedzie do Hogwartu i wierz mi, każdy będzie wiedział, że jesteśmy rodziną. On jest jak mała kopia mnie: brązowe, kręcone włosy, zadarty nosek i wszystkowiedzący charakterek. Poza tym, chyba znalazłam kogoś, z kim chciałabym dzielić życie. Malfoy, ja nie wymagam od ciebie cudów. Wiem, że powinnam była powiedzieć ci o tym wcześniej, ale… bałam się. Mam nadzieję, że zrozumiesz…
Zakończyłam swoją opowieść i wyszłam z biura, gdzie oniemiały Draco nadal wpatrywał się w miejsce, gdzie przed chwilą była moja twarz.
~-o-~
Po dwóch dniach przestałam czekać na jego telefon. Byłam pesymistką, czy tego chciałam, czy nie. Poza tym, miałam dużo ważniejsze rzeczy na głowie. Jak zwykle o tej porze roku, nastroje w naszym domu były ponure. Lou miał koszmary, ja martwiłam się o brata i w ciszy opłakiwałam zmarłych rodziców. To nie był czas na zamartwianie się facetami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz