piątek, 31 stycznia 2014

Cena zwycięstwa. Rozdział 38




Rozdział 38
Sztuczna murawa
6 luty 1999

Wpatrywała się w boisko, w sztuczną trawę i zardzewiałe bramki. Minęły miesiące odkąd tu była, od… 17 września, kiedy dowiedziała się, że Katie powróciła. Na początku nawet nie zauważyła, że przestała przychodzić. Chodzenie sprawiało jej coraz więcej bólu. Do tego jeszcze dziecko. I stało się dla niej oczywiste, że musi spędzać coraz więcej czasu zamknięta w swoim mieszkaniu. Kiedy urodziła się Merry, Alicia miała tak wiele do zrobienia, że ledwie znajdowała chwilę by usiąść i odetchnąć. Nie wspominając już by zostawić noworodka samego, żeby ona mogła wpatrywać się w sztuczną murawę.

Tego ranka, obudziła się z tęsknotą do boiska (lub po prostu, świeżego powietrza) i po śniadaniu i nakarmieniu Merry, nareszcie wyciągnęła zafoliowany wózek, który dała jej Katie, i wyruszyła z Merry na kolanach.

Normalnie, zeszłaby po schodach i do dalszego chodzenia, użyłaby kuli. Ale nie mogła ryzykować chodzenia z Merry w nosidełku. Poza tym, chwiejne ruchy pewnie wywołałyby tylko jej płacz. Uzdrowiciele wciąż powtarzali, że musi być ostrożna, bo jej dziecko było wcześniakiem. Więc nie rób tego, bądź ostrożna robiąc tamto… W efekcie, była niesamowicie ostrożna.

Uparcie, i tak zamocowała kule pod wózkiem, myśląc, że mogłaby trochę pochodzić, podczas gdy Merry leżałaby na kocyku na trawie. I dowiedziała się, że jazda wcale nie była taka zła, jak myślała. Wózek wymagał jedynie kilku delikatnych ruchów różdżką (upewniła się, że wokół nie było żadnych mugoli, ale nawet jeśli ktoś by to dostrzegł, nie domyśliłby się co robi) by nim kierować i pomimo tego, że na początku czuła się beznadziejnie, siedzenie tak nisko widocznie fascynowało Merry. Jej oczy były jasne, jkaby chciała je skupić na wszystkim na raz. Na budynkach pokrytych graffiti, chodniku, żadko spotykanych kwiatach czy hydrancie.  Kiedy dotarły do boiska, wypuściła z siebie wdzięczny odgłos kiedy Alicia podniosła ją, pochyliła się nad jednym z boków wózka i ostrożnie położyła ją na ziemi zanim, balansując na jednej nodze, wydostała kocyk, który ze sobą zabrała. Uklękła, opierając się na lewej nodze i ułożyła Merry na materiale.

Potem wstała ze swoimi kulami i rozejrzała się wokół. Naprawdę dawno jej tu nie było.

- Hej. – powiedział głos za nią – Dawno się nie widziałyśmy, Alicia.

Spojrzała przez ramię – nie łatwo było się odwrócić będąc o kulach – i jej oczy się rozszerzyły. Rozpoznała ją w momencie, pomimo tego, że widziały się tylko raz i było to kilka miesięcy wcześniej.

- Candy?
- Candace, tak właściwie. – powiedziała dziewczyna – Candace Happleton.
- Wiedziałam, że to nie jest twoje prawdziwe imię. Miło mi cię poznać… Candace.
- Wzajemnie. – powiedziała Candy, klękając na kocu obok Merry – Och… ona jest taka słodka. To twoja córka?
- Tak. – powiedziała Alicia, uśmiechając się dumnie – Ma trzy miesiące. Ma na imię Merry.
- Merry. – powtórzyła Candy i Alicia wiedziała, przez sposób, w jaki ona to powiedziała, że doskonale zrozumiała. Merry, nie Mary – Ma niesamowite oczy.
- Prawda? – zgodziła się Alicia.

Candy zaśmiała się, kiedy Merry robiła dziwne miny po łaskotaniu ją w brodę.

- Uwielbiam dzieci. Kto jest twoim tatusiem, mała księżniczko?
- On nie żyje. – powiedziała krótko Alicia, a Candy szybko się podniosła.
- Przepraszam. – powiedziała po krótkiej, niezręcznej pauzie –Jak on…
- Wojna.
- Kochałaś go? – zapytała Candy.

Nie było powodu, dla którego Alicia musiałaby odpowiadać na jej pytania. Ona była tylko dzieckiem. Złamała Alici nadgarstek. Była szybka, nieprzewidywalna i impertynencka. Ale jednak…

- Bardzo. – powiedziała miękko Alicia.
- przepraszam. – powiedziała znów Candy, biorąc Merry na ręce. Spojrzała na nią, jakby widząc ją w nowym świetle  - Musiał być kimś wyjątkowym.
- Był. – powiedziała Alicia, czując, że zaczyna się krztusić.

Walczyła z tym, walczyła z łzami.

- Nie był idealny. – powiedziała niewyraźnie – Ale był wyjątkowy. Miał śmiech, który potrafił rozjaśnić całe pomieszczenie. Był odważny, wesoły i inteligentny. Potrafił wszystko obrócić w żart i to zawsze w dobry w żart. Miałam jedenaście lat kiedy go poznałam. Zachowywał się jakby wiedział o wiele więcej niż cała reszta. Potrafił być arogancki, nigdy się niczego nie bał i rozśmieszał na cały czas. Miał to do siebie, że samym wzrokiem sprawiał, że czułaś się wyjątkowa... sprawiał, że każdy czuł się wyjątkowy.

Opowiedziała o tym, jak trzeciego dnia swojego pierwszego roku nauki, niemal został wyrzucony ze szkoły przez wysadzenie łazienki Jęczącej Marty w powietrze. Candy zaśmiała się.

- Brzmi jak ktoś niesamowicie śmieszny. – przyznała – Musiał być niezwykłą osobą.

Alicia uśmiechnęła się, tym razem smutno.

- Wydaje mi się, że był. Tak jak i całej reszcie. Tak jak i jego dziewczynie.

Candy uniosła brwi.

- Tylko ja wiem kim jest ojciec. – powiedziała Bo tylko ja wiedziałam o tym, że coś między nami było. To nigdy nie miało się zdarzyć. Jego dziewczyna była jedną z moich najlepszych przyjaciółek.
- Była?
- My… rozstałyśmy się po wojnie. – oczywiście miała na myśli to, że nie potrafiła spojrzeć Angelinie w oczy – Ale to reperujemy.

W oczach Candy nie było oskarżenia, bo co takie dziecko mogło wiedzieć o takich rzeczach? Jak mogła zrozumieć ogrom zdrady, jakiej dopuściła się Alicia? Alicia zaczęła się zastanawiać, ile lat ma Candy. Do teraz myślała, że czternaście, może. Teraz skłaniała się ku dwunastu.

- Więc dlaczego jesteś sama?
- Słucham?
- Jesteś niepe… musisz używać kul. – powiedziała Candy i Alicia usłyszała niedopowiedziane niepełnosprawna i skrzywiła się – Masz dziecko. Wychodzisz sama i kiedy mnie spotykasz – praktycznie jestem nieznajomą, Alicia – zwierzasz się mi jakbyś od lat nie rozmawiała z człowiekiem. Nawet wtedy, kiedy spotkałyśmy się po raz pierwszy… Przyszłaś tu zupełnie sama, tylko posłuchać ptaków. Alicia, czy ty jesteś samotna?

Samotność. Do tej pory, Alicia użyłaby innego słowa na opisanie swojej sytuacji. Mniej jak samotna, bardziej jak sama. W końcu była na samowolnym wygnaniu. Jakie miała prawo by czuć się samotna?

Candy zmieniła temat.

- Merry jest bardzo do ciebie podobna.
- Wiem. – powiedziała.
- Mam trzyletniego brata. Czasami, kiedy rodzice zapomną zadzwonić po opiekunkę, zajmuję się nim. Lubią czasami złapać trochę oddechu. Trzylatki są bardzo wymagające. Tak samo jak noworodki. Czy kiedykolwiek zatrudniłaś opiekunkę?
- Nie jestem do końca bogata. – powiedziała Alicia – Stać mnie na czynsz. Każdego miesiąca wysyłam coś mojej matce. Coś odkładam. Nie mam zamiaru płacić za opiekunkę skoro sama mogę zając się Merry. Nie pracuję.
- Ale możesz mieć jakieś życie poza nią. – nalegała Candy – Mogłabyś gdzieś wyjść, odetchnąć…
- Właśnie to robię. – powiedziała Alicia – Cały czas to robimy.
- Merry chyba się tu podoba.

To była prawda. Dziecko się uśmiechało (przynajmniej wyglądało to na uśmiech), gaworząc wesoło kiedy rozglądała się wokół. Alicia zastanawiała się, czy ona kiedykolwiek była na dworze, oddychając takim powietrzem, widząc takie kolory.

Poczuła, jakby ktoś przyłożył jej pięścią w brzuch. Zimne uczucie, coś na kształt przerażenia, rozeszło się po jej ciele, kiedy zdała sobie sprawę, że odpowiedź na to pytanie brzmi nie. Część jej uczuć musiała odbić się na jej twarzy, ponieważ Candy powiedziała:
-  Dzieci i tak niezbyt często wychodzą na zewnątrz kiedy są małe.
- Tak…

Nadal była wstrząśnięta. Jak to mogło być prawdą? Jej córka, jej dziecko, jej dzieciątko. Merry była oczkiem w jej głowie, tą jedną rzeczą, która sprawiała, że jej życie było znośne. Myślała, że robi to dla jej dobra…

- Teraz już wszystko w porządku z twoim nadgarstkiem?
- Tak, jasne. – powiedziała, nieobecna – Uzdrowiciele naprawili go w kilka sekund. Dzięki za zabranie mnie do szpitala.
- Cóż… - rzuciła Candy – W końcu to ja go złamałam i przepraszam za to. Nie wiedziałam, że tak zareagujesz.

Alicia pamiętała sposób, w jaki odsunęła się od miotły, jakby ta była wężem.

- Upadłam. To nie była do końca twoja wina. Po prostu byłam… zaskoczona.
- Zaskoczona. – powtórzyła Candy, oplatając Merry swoimi ramionami – Latałaś od czasu Bitwy.

Alicia spojrzała na nią.

- Niby jak?
- Nie wiem. – odpowiedziała Candy, spoglądając w dół na gaworzące niemowlę – Raczej nie z nią. Ale może kiedy trochę podrośnie…
- Candy… to znaczy, Candace… ja nie mogę nawet chodzić.
- Latanie to nie chodzenie. – powiedziała Candy i Alicia po raz pierwszy zauważyła, że ta ma ze sobą miotłę. Leżała na trawie obok jej nóg – I Candy jest w porządku.
- Uważaj z tym. – rzuciła Alicia, starając się brzmieć jakby żartowała, spoglądając na miotłę – Mogłabyś kogoś skrzywdzić. Lub złamać czyjś nadgarstek.
- Lub polatać.
- Lub polatać.
- Lub założyć drużynę Quidditcha. Mój ojciec o tym marzy. Ma to swoje wyobrażenie…
- Będzie potrzebować dużo pieniędzy.

Candy spojrzała na nią dziwnie.

- Nie umiem zbyt dobrze latać. – powiedziała cicho – Mój tata kupił tę miotłę, ale moja szkoła nie ma meczy Quidditcha ani lekcji latania. Tak jakby sama się uczę, ale nie jestem zbyt dobra.

Alicia zastanawiała się, do czego dąży.

- Ale bardzo bym chciała. Wiem wszystko o grze. Zasady, historię, zawodników. Chciałabym być lepsza w praktycznej części… - przeniosła wzrok z Merry na Alicię – Nauczysz mnie?
- Uczyć cię? – powtórzyła Alicia – Ja nie…
- Jesteś dobra. – powiedziała Candy – Byłaś w profesjonalnej drużynie. Mogłabyś powiedzieć mi co robię źle…
- Byłam rezerwową. – wcięła się Alicia – Nigdy tak na prawdę nie zagrałam w oficjalnym meczu.
- Tylko dlatego, że… oberwałaś w czasie Bitwy. – rzuciła Candy – Gdyby nie to, nadal byś latała, trenując na któryś z turniejów.
- Nic o tobie nie wiem. – To było coś, co brzmiało mądrze.
- Nie musisz. – powiedziała Candy – Nigdy nie popełniłam zbrodni i nie jestem zbiegłym Śmierciożercą, jeśli o to ci chodzi.

Alicia zaśmiała się.

- Nie do końca to miałam na myśli.
- Cóż, nie jestem groźna i wiem, że ty też nie. Widzę to.

Alicia pomyślała o tym i doszła do wniosku, że to prawda. Ta ciemnooka, arogancka kreatura stała się jej bliska dzięki zaledwie dwóm spotkaniom. I sposób, w jaki patrzyła na Merry… To zmiękczyłoby serce każdego. A już na pewno zmiękczyło serce Alici, może dlatego, że była matką.

- A dodatkowo… - Candy podniosła na nią wzrok pełen zapału – Mogłabym zajmować się Merry.

Wciągnęła szybko powietrze, rozumiejąc znaczenie. Dzięki komuś, kto opiekowałby się Merry – nawet jeśli tylko przez godzinę lub dwie – mogłaby odetchnąć. Przespać się. Przejść się. Wyjść gdzieś. Coś zrobić.

- W porządku. – powiedziała – Umowa stoi. A teraz zobaczmy jak latasz.

~-o-~

Candy nie kłamała. Nie była dobra w lataniu.

Miała znakomitą miotłę, któr prawdopodobnie kosztowała więcej niż roczny czynsz za mieszkanie Alici. Była fanką, strasznie zainteresowana sławami, ostatnimi meczami i historycznymi faktami. Znała doskonale zasady i posiadał kopię „Quidditcha przez wieki”, która była niemal tak zniszczona jak ta Alici. Ale nie była zbyt dobra w samej praktycznej części gry. Zdawała się zestresowana, niepewna samej siebie. Co doprowadzało jedynie do wypadków. Była tak zestresowana, że Alicia przez chwilę zastanawiała się, czy może nie ma lęku wysokości, ale potem zdała sobie sprawę z tego, że to tylko ogólny brak pewności siebie spowodowany jej obecnością. Kiedy widziały się po raz pierwszy, Candy latała trochę lepiej, nieświadoma, że ktoś ją obserwuje.

Teraz była katastroficzną, latającą klęską.

- Wyżej, Candy, wyżej! – krzyknęła, po czym spojrzała na Merry.

Zasnęła pół godziny wcześniej i teraz nadal spała w jej ramionach, owinięta kocykiem. Alicia martwiła się, że może się przeziębić, ale jak na marzec, było dosyć ciepło i Merry nie wydawała się niezadowolona z tego powodu. Jej malutka klatka piersiowa unosiła się i opadała miarowo, a jej policzki były zaróżowione. Cichutko zagwizdała kiedy wypuszczała powietrze z ust i odgłos rozczulił Alicię. Ale pomimo tego, niedługo będzie musiała zabrać ją do domu. Chciała zostać tylko troszkę dłużej, leżąc na tej plastikowej murawie kiedy wiatr będzie bawił się jej włosami… Tylko troszkę dłużej.


Zdała sobie nagle sprawę, że jest szczęśliwa.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

***
Witam!
Wiem, że dawno mnie tu nie było. Przepraszam. 
W kolejnym rozdziale będzie Dramione!
Zastanawiam się nad nowym szablonem, bo ten już mi się troszkę znudził...

xoxo
Lexie
Calliste Bajkowe szablony