niedziela, 16 czerwca 2013

Cena zwycięstwa. Rozdział 6





Rozdział 6
Tęsknię za moimi rodzicami
18 lipca 1998

Było dużo więcej do zrobienia niż sobie wyobrażała. Prośba o wolontariuszy była sukcesem. Co najmniej pięćdziesiąt osób pojawiło się pierwszego dnia, i każdego następnego było ich coraz więcej. Żadne z nich nie wyglądało na zniechęconych przez ilość pracy, jaką musieli wykonać. Jeśli już, to było na odwrót. Rzucali się w wir pracy, tak wydajni i zmotywowani, jak miała nadzieję, że będą. Ten pierwszy dzień, zaraz po zakończeniu Bitwy, który spędziła z Harry’m spisując wszystko, co musi być zrobione, nie był stratą czasu. Zatrzymała tę listę i używając jej, zorganizowała całą pracę. Odhaczała na niej rzeczy już ukończone, pisała pomysły i pytania obok każdego z elementów. Zburzona ściana na trzecim piętrze byłą problemem. Trudno było znaleźć ochotników do wyrywania korzeni pozostałych po złamanych drzewach w Zakazanym Lesie, i sadzenia nowych. Ale oprócz tego, praca szła sprawnie i szybko.

Najtrudniejszym dniem był ten, kiedy przyszli malarscy eksperci by zdjąć kilka ram, których nie dano rady odnowić. Wielu ludzi nie ukrywało wtedy łez, a jej serce się krajało kiedy patrzyła za odchodzącymi mężczyznami. Ale wszyscy rozweselili się pod koniec tygodnia, kiedy Gruba Dama zaszczyciła swój dom i zgodziła się powrócić w swoje dawne ramy. Było wiele dobrych i złych dni, porażek i osiągnięć. Wynik był tak zbalansowany, że dawał każdemu wystarczająco dużo energii by kontynuować pracę.

Zapracowywała się prawie na śmierć, ale wiedziała, że praca jest tego warta. W niespełna kilka tygodni, szkoła została odmieniona. Odzyskała swoją dawną chwałę i to była jej zasługa. Jak mogła komukolwiek wytłumaczyć uczucie, które wtedy przez nią przepływało? Pani Weasley martwiła się o nią (jakby biedna kobieta nie miała wystarczająco dużo zmartwień na głowie). Jak każdy, z którym rozmawiała, nawet przelotnie (Jesteś pewna, że nic ci nie jest?). Ale mylili się, każdy z nich. Nie było czym się martwić. Ta praca dawała jej siłę, która dawała jej odwagę by rankiem wstać z łóżka. Dała jej cel w życiu i wypełniła pustkę w jej sercu.

Harry ją rozumiał. Czuł podobnie. Ten jedenastoletni chudzielec, którego poznała w Ekspres Hogwart teraz był wyższy od niej, zawsze wyprostowany pomimo ogromu doświadczeń jakie nosił, i patrzył na świat dojrzałym wzrokiem. Jako najbardziej nakręcony i skuteczny wolontariusz, był siłą napędową dla innych (ale czy zdawał sobie z tego sprawę?). Harry Potter, Chłopiec, Który Przeżył (chociaż teraz mówiono na niego Wybawca), pokornie wykonywał każde zadanie jakie mu dała i robił to szybciej niż ktokolwiek inny. Przerażał ich, bali się go i podziwiali równocześnie. Ale nawet Wybawca nie był w stanie tak pracować przez długo. Po jakimś czasie można było dostrzec jego napiętą i zmęczoną twarz. Martwiła się o niego, ale starała się tego nie okazywać, bo wiedziała, że to by go tylko zirytowało (Mówiłem przecież, że nic mi nie jest!).

Zaczynała czuć skutki ciężkiej pracy. Za dużo pracy, za mało odpoczynku. Nie mogła spać w nocy (w ogóle chciała?). Na początku próbowała. Ale szybko zdała sobie sprawę, że bezsenne noce są lepsze niż te wypełnione koszmarami. Więc unikała swojego łóżka, siedząc przy stole całą noc, planując kolejny dzień pracy – kto i co będzie robił. Była jeszcze sprawa jedzenia, od patrzenia na które robiło jej się niedobrze. W Hogwarcie zawsze miała zdrowy, jeśli nie powiedzieć, że ogromny, apetyt. Ale teraz… Martwiłaby się gdyby nie był to typowy objaw. Harry i Ginny również nie mieli ostatnio apetytu, i nawet Ron nie kończył swojej porcji. Jedzenie wydawało się zbędne.

Praca była tego warta. Warta widoku ludzi pracujących ramię w ramię zaraz po wojnie, odpychając na bok nieporozumienia i urazy (właśnie widziała Lee Jordana rozmawiającego z Imogen Lanari) by zrobić razem coś produktywnego. Ślizgoni byli największą niespodzianką. Nie spodziewała się żadnego z nich, ale czworo się zgłosiło: Zabini, Nott i bliźniaczki Lanari, które były dwa lata młodsze. Na początku trzymali się razem, ale później się rozdzielili i prawie wmieszali w tłum (niezwykły wyczyn, biorąc pod uwagę fakt, że ojciec Notta był Śmierciorzercą). Harry tylko wzruszył ramionami i ignorował ich. Ale widziała, że za każdym razem, kiedy Nott był w tym samym pomieszczeniu, napinał się i prawie niezauważalnie sięgał ręką w stronę swojej różdżki. I była pewna, że Nott również to zauważył. Nawet teraz, stojąc na szczycie Wieży Astronomicznej, mogła dostrzec Notta pracującego z dwoma czarodziejami, którzy już dawno skończyli Hogwart. Było coś satysfakcjonującego w tym widoku, pomimo uczucia podejrzliwości zapoczątkowanego w niej przez Harry’ego.

Zastanawiała się, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby Malfoy zdecydował się przyjść. Ale była to dziwaczna myśl, biorąc pod uwagę fakt, że od końca wojny nie widziano ani Malfoya, ani jego rodziców. Nie było to wielkie zaskoczenie biorąc pod uwagę oskarżenia wiszące nad nimi. Ale rodzina Notta, wliczając Theo, również oczekuje na rozprawę. Skąd o tym wiedziała?

- Hermiona? – odwróciła się i zobaczyła Lunę, uśmiechnęła się na widok przyjaciółki.
- Tak?
- Przyszła nowa dostawa… Nie wiemy gdzie ją rozładować, bo pomieszczenie używane jako magazyn jest pełne.
- Dostawa? – powtórzyła myśląc intensywnie – Masz na myśli kamień? Ja… Zostawcie je na razie na zewnątrz, ok?
- Przekażę im – powiedziała Luna uśmiechając się ciepło – A, i jeszcze Imogen chce z tobą porozmawiać. – Hermiona zmarszczyła brwi.
- Znowu?

Luna ustanowiła swego rodzaju przyjaźń z tą bardziej przyjazną bliźniaczką Lanari, ale Hermiona uważała dziewczynę za nieco irytującą. Była dosyć przyjazna, ale stale się martwiła. Miała nieustający natłok pytań do Hermiony, wszystkie z kategorii Co jeśli? i do pewnego pesymistyczne.

- To samo jej powiedziałam – odpowiedziała Luna – Ale powiedziałam też, że do niej zejdziesz. Najprawdopodobniej będzie w Wielkiej Sali. – ogarnęła wzrokiem Hermionę – Słuchaj, mogę jej powiedzieć, że jesteś zajęta…
- Nie, nie – powiedziała Hermiona kręcąc głową – Zejdę. Prowadź.
- Dobrze – mruknęła Luna sięgając ręką do poręczy ciągnącej się wzdłuż spiralnych schodów – O, i zanim zapomnę, Harry też cię szukał.

Tym razem, Hermiona nie mogła się powstrzymać i westchnęła głośno. To jest ważne, przypomniała samej sobie kiedy schodziła schodami na dół. Luna mówiła całą drogę. Jej głos był jak zwykle delikatny, marzycielski. Opowiadała o postępach i problemach, które mieli w ciągu tego dnia. Hermiona zanotowała sobie wszystko w myślach, świadoma, że będzie musiała to wszystko przenieść na papier albo o tym zapomni. Niestety zdarzało jej się to teraz coraz częściej.

- Hermiona! – wykrzyknął Harry kiedy dotarły na drugie piętro – Szukałem cię. To…

Jego usta poruszały się, ale nie wydobywały się z nich żadne słowa. Nic, tylko nieczytelny bałagan mieszający się z ogromem wiadomości przekazanym przez Lunę. Mrugnęła dwa razy, załamana, straciła równowagę i złapała się poręczy. Harry spojrzał na nią z troską. Była zmęczona… tak bardzo zmęczona. Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć?

Potknęła się o schodek.

Zdawało się, że minęła wieczność zanim zauważyła, że upada. Jej głowa boleśnie uderzyła o posadzkę. Potem nie było już nic.

~-o-~

Harry kręcił się po poczekalni, chodząc pięć kroków w jedną stronę, okręcając się na pięcie i robiąc kolejne pięć kroków w drugą stronę. Inni czarodzieje rzucali mu nieprzyjemne spojrzenia, ale ignorował ich. To uspokajało jego nerwy. Poza tym, do póki denerwował ich z pochyloną głową, nie mogli dostrzec jego blizny. Zdecydowanie wolał nieprzyjemne spojrzenia niż szepty.

Drzwi otworzyły się i Harry ruszył szybkim krokiem w kierunku Uzdrowiciela.
- Co się stało? Czy nic jej nie będzie?
- Nie powinno być żadnych powikłań – mężczyzna zapewnił go – Uderzenie w głowę było mniej niebezpieczne niż myśleliśmy. Upadła tylko dlatego, że i tak straciłaby przytomność. Będzie trochę otumaniona, ale z jej głową nie powinno dziać się nic poważnego. Jednak będzie musiała odpoczywać przez kilka dni. Obudziła się, ale podaliśmy jej eliksir by mogła wreszcie się wyspać. Będzie mogła opuścić szpital w ciągu kilku dni.
- Zemdlała? Dlaczego?
- Więc… - powiedział Uzdrowiciel lustrując go uważnie wzrokiem – Wygląda na to, że z powodu przemęczenia.
- Przemęczenia?
- Nadmiernego wysiłku Panie Potter – odpowiedział mężczyzna łagodnie.

Jeden z czarodziei gwałtownie uniósł głowę na dźwięk jego nazwiska.

- Inne rzeczy też miały na to wpływ. Nie wyglądała ostatnio na zestresowaną? – czekał cierpliwie na odpowiedź i kiedy nie otrzymał żadnej, nie drążył tematu – Oprócz tego, Panna Granger cierpi na początkowe stadium niedożywienia więc będzie musiała bardziej pilnować się w kwestii jedzenia przez jakiś czas. Na szczęście o tylko tyle.
- Tylko tyle? – powtórzył Harry.

Przemęczenie i niedożywienie. Te słowa odbijały się w jego głowie. Zbyt wiele na siebie wzięła. I faktycznie, zapracowywała się do upadłego, jakby to kreśliła Pani Weasley. Dlaczego jej nie posłuchał?

- Pan, Panie Potter, również wygląda na zmęczonego – powiedział Uzdrowiciel – Czy mógłbym zasugerować podstawowe badania…
- Nie, dziękuję – odpowiedział zbyt szybko.

Wiedział, co wykazałyby badania. Spojrzał w dół, na swoje dłonie. Jego palce były przeraźliwie chude. Przemęczenie i niedożywienie. Spędzał każdą możliwą godzinę z Hermioną. Przez ostatnie kilka dni żywił się dosyć ubogo. Równie dobrze to on mógł stracić przytomność, nie ona. Starał się ukrywać jak najlepiej umiał jego bule głowy i rozmazany wzrok. Hermiona pewnie robiła to samo.

- Panie Potter – znów powiedział Uzdrowiciel.

Tym razem, wzrok czarodzieja siedzącego w poczekalni odnalazł jego bliznę. Skrzyżował wzrok z Harrym na ułamek sekundy, ale to Harry był tym, który pierwszy spojrzał w inne miejsce, znów poświęcając uwagę Uzdrowicielowi.

- Nie powinna mieć żadnych długotrwałych następstw, ale moim obowiązkiem jest poinformowanie Pana o niebezpieczeństwie, na jakie Panna Granger naraża własne życie. Niedożywienie jest ważnym czynnikiem w rozwoju innych chorób. Proszę być pewnym, że jej Pan to powie. Oczywiście my również jej to przekażemy, ale przyjacielska rada jest warta dużo więcej niż słowa Uzdrowiciela. Oprócz tego, proszę być pewnym, że będzie miał pan oko na jej nawyki odnośnie snu.
- Żadne z nas nie sypia zbyt dobrze – powiedział Harry, zaskoczony słysząc, że wypowiada te słowa na głos – od czasu Bitwy.
- Tak – odpowiedział Uzdrowiciel – Więc może… - wyglądał na zakłopotanego – To nie do końca uzdrawianie, prawda? Ale może warto odwiedzić czarodziejskiego psychologa? Może specjalizującego się w problemach ze snem.
- Przekażę jej – zapewnił go Harry, wiedząc, że i tak tego nie zrobi i próbując utrzymać poważną twarz na wyobrażenie Hermiony u psychologa – Ale wątpię, że pójdzie.
- Pierwszym krokiem jest spróbowanie – powiedział Uzdrowiciel i spojrzał na drzwi za nim – Obawiam się, że muszę Pana opuścić, ale nic jej nie będzie Panie Potter.
- Czy mogę ją zobaczyć?
- Może jeszcze spać – ostrzegł go – ale tak, może Pan do niej wejść. Działanie eliksiru powinno ustąpić za kilka chwil, ale może nie obudzić się zbyt szybko.

Harry podążył za nim do drzwi, które prowadziły do korytarza z tuzinem innych drzwi. Uzdrowiciel zatrzymał się przy numerze 54773 i otworzył drzwi, wpuszczając Harry’ego do środka i zamykając za nim.

Hermiona spała. Jej oczy były zamknięte, a usta lekko otwarte przez co wyglądała potulnie jak dziecko. Jej włosy były rozrzucone po poduszce, splątane tak jak zwykle. Próbowała tuzinów magicznych rzeczy (naprawdę, nie ma innego słowa na to), każde z nich poległo po około pięciu sekundach. Ale teraz spała i wyglądała na spokojną.

Dlaczego dopiero teraz zauważył, że skóra na jej policzkach stała się bardziej napięta, że jej łokcie teraz były tylko ostrymi kantami, a jej nadgarstki wyglądały jakby z łatwością można było złamać je na pół?

Powinien dać znać Weasley’om, ale nie miał odwagi tego zrobić. Mógł okłamywać sam siebie i mówić, że nie chce ich niepotrzebnie martwić, ale równie dobrze, coś innego mogło wpływać na jego decyzję. Był pewien, że Hermiona nie chciałaby, żeby wiedzieli. Poza tym wiedział, że uważne oczy Molly Weasley dostrzegłyby takie same symptomy u niego i nie dałaby u z tego powodu spokoju.

Ron chciałby wiedzieć, ale byłoby dla niego lepiej, gdyby jednak nie wiedział. Hermiona, w przeciągu kilku dni, miała powrócić, cała i zdrowa. Merlinie, ona nie będzie zbyt zadowolona, kilka dni leżenia w łóżku i nie robienia niczego. Ale tak będzie dla niej lepiej, tak powiedział Uzdrowiciel.

Hermiona zadrżała i jej powieki poruszyły się kilka razy. Sięgnął ręką i potrząsł jej ramię, wiedząc, że to ją obudzi. Obudziło i odwróciła głowę uśmiechając się do niego.

- Hej Harry… która godzina?
- Piąta po południu – powiedział jej i niemal się zaśmiał kiedy otworzyła szeroko oczy.
- Co? Dlaczego… - rozejrzała się i cień zrozumienia przemknął po jej twarzy – Och. Święty Mung?
- Tak.
- Co się stało? – wziął jej dłoń w swoje, patrząc na jej chude palce i bladość jej skóry.
- Jesteś chora.
- Co? Co mi jest?
- Coś strasznego – powiedział grobowym głosem – Zostały ci tylko dwa tygodnie życia. – przejrzała go niestety.
- Harry, przestań. Przestraszyłeś mnie. Co naprawdę się stało?
- Potknęłaś się i uderzyłaś w głowę – uśmiechnął się do niej – Uzdrowiciel powiedział, że twój mózg już nigdy nie będzie tak wydajny jak wcześniej, ale oprócz tego, wszystko będzie dobrze. – objęła mocniej jego dłoń swoimi palcami.
- Auć, przestań. To boli.
- Dobrze ci tak – rzuciła – Dałabym ci w łeb gdybym miała na tyle siły, ale dali mi coś, prawda?
- Powiedzieli ‘usypiające’.
- Jedno i to samo. Teraz, powiedz mi co się stało.
- Zemdlałaś – powiedział szczerze – Uzdrowiciel powiedział, że jesteś niedożywiona i za dużo pracujesz.
- To śmieszne – odpowiedziała – Nie trenuję do maratonu. Byłeś ze mną, nie biegałam jak nakręcona cały czas.
- Mówił coś jeszcze o nawykach sennych – mrugnęła kilka razy.
- Przyznaję, nie sypiam ostatnio zbyt dobrze.
- I to wszystko, naprawdę. Nie mówiłem Ronowi ani Ginny. Chcesz żebym to zrobił? – pokręciła głową zaprzeczając.
- Nic mi nie będzie, tak? Nie chcę ich niepotrzebnie zamartwiać moją osobą.
- I tak będą się martwić.
- Cóż, nie powinni. – odparowała – Nic mi nie jest. To my powinniśmy martwić się o nich, nie na odwrót – zamyśliła się – Harry…
- Tak?

Wydawało się, że minęło dużo czasu zanim znów coś powiedziała. Kiedy to zrobiła, jej głos był delikatny i płaczliwy jak u dziecka.
- Harry… tęsknię za moimi rodzicami.

Zapadła cisza na kilka minut. Myślał o rodzicach, o ciepłych uściskach Pani Weasley, o fascynacji Artura mugolskimi przedmiotami. Myślał o zdjęciu z wesela Lily i Jemesa. Myślał o śmiechu Syriusza, tego prawdziwego, który pozwalał zobaczyć jego zęby. O rodzicach Hermiony, żyjących gdzieś w Australii, zmuszonych by zapomnieć o własnej córce.

Uścisnął jej rękę i powiedział ciepło:
- Znajdziemy ich, obiecuję.


4 komentarze:

  1. Zostałaś przyjęta z powodzeniem do Stowarzyszenia ;)
    Zapraszam do dodania swojej daty urodzin do ramki 'Urodzinki nasze' oraz zachęcam by polubić fanpage Stowarzyszenia :D
    [ https://www.facebook.com/StowarzyszenieDHL ]
    Pozdrawiam, Only ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. witaj :) ciężko znaleźć wśród tylu banalnych blogów takie blog jak ten :) cieszy mnie bardzo to , że podjęłaś się tłumaczenia. będę na pewno czytać go dalej, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za przemiły komentarz :) Mam nadzieję, że będziesz tu zaglądać w przyszłości.

      Pozdrawiam,
      Lexie

      Usuń

Calliste Bajkowe szablony