Rozdział 6
Tęsknię za moimi rodzicami
18 lipca 1998
Było dużo więcej do zrobienia niż
sobie wyobrażała. Prośba o wolontariuszy była sukcesem. Co najmniej
pięćdziesiąt osób pojawiło się pierwszego dnia, i każdego następnego było ich
coraz więcej. Żadne z nich nie wyglądało na zniechęconych przez ilość pracy,
jaką musieli wykonać. Jeśli już, to było na odwrót. Rzucali się w wir pracy,
tak wydajni i zmotywowani, jak miała nadzieję, że będą. Ten pierwszy dzień,
zaraz po zakończeniu Bitwy, który spędziła z Harry’m spisując wszystko, co musi
być zrobione, nie był stratą czasu. Zatrzymała tę listę i używając jej,
zorganizowała całą pracę. Odhaczała na niej rzeczy już ukończone, pisała
pomysły i pytania obok każdego z elementów. Zburzona ściana na trzecim piętrze
byłą problemem. Trudno było znaleźć ochotników do wyrywania korzeni pozostałych
po złamanych drzewach w Zakazanym Lesie, i sadzenia nowych. Ale oprócz tego,
praca szła sprawnie i szybko.
Najtrudniejszym dniem był ten,
kiedy przyszli malarscy eksperci by zdjąć kilka ram, których nie dano rady
odnowić. Wielu ludzi nie ukrywało wtedy łez, a jej serce się krajało kiedy
patrzyła za odchodzącymi mężczyznami. Ale wszyscy rozweselili się pod koniec
tygodnia, kiedy Gruba Dama zaszczyciła swój dom i zgodziła się powrócić w swoje
dawne ramy. Było wiele dobrych i złych dni, porażek i osiągnięć. Wynik był tak
zbalansowany, że dawał każdemu wystarczająco dużo energii by kontynuować pracę.
Zapracowywała się prawie na
śmierć, ale wiedziała, że praca jest tego warta. W niespełna kilka tygodni,
szkoła została odmieniona. Odzyskała swoją dawną chwałę i to była jej zasługa.
Jak mogła komukolwiek wytłumaczyć uczucie, które wtedy przez nią przepływało?
Pani Weasley martwiła się o nią (jakby biedna kobieta nie miała wystarczająco
dużo zmartwień na głowie). Jak każdy, z którym rozmawiała, nawet przelotnie (Jesteś pewna, że nic ci nie jest?). Ale
mylili się, każdy z nich. Nie było czym się martwić. Ta praca dawała jej siłę,
która dawała jej odwagę by rankiem wstać z łóżka. Dała jej cel w życiu i
wypełniła pustkę w jej sercu.
Harry ją rozumiał. Czuł podobnie.
Ten jedenastoletni chudzielec, którego poznała w Ekspres Hogwart teraz był
wyższy od niej, zawsze wyprostowany pomimo ogromu doświadczeń jakie nosił, i
patrzył na świat dojrzałym wzrokiem. Jako najbardziej nakręcony i skuteczny
wolontariusz, był siłą napędową dla innych (ale czy zdawał sobie z tego
sprawę?). Harry Potter, Chłopiec, Który Przeżył (chociaż teraz mówiono na niego
Wybawca), pokornie wykonywał każde
zadanie jakie mu dała i robił to szybciej niż ktokolwiek inny. Przerażał ich,
bali się go i podziwiali równocześnie. Ale nawet Wybawca nie był w stanie tak
pracować przez długo. Po jakimś czasie można było dostrzec jego napiętą i
zmęczoną twarz. Martwiła się o niego, ale starała się tego nie okazywać, bo
wiedziała, że to by go tylko zirytowało (Mówiłem
przecież, że nic mi nie jest!).
Zaczynała czuć skutki ciężkiej
pracy. Za dużo pracy, za mało odpoczynku. Nie mogła spać w nocy (w ogóle
chciała?). Na początku próbowała. Ale szybko zdała sobie sprawę, że bezsenne
noce są lepsze niż te wypełnione koszmarami. Więc unikała swojego łóżka,
siedząc przy stole całą noc, planując kolejny dzień pracy – kto i co będzie
robił. Była jeszcze sprawa jedzenia, od patrzenia na które robiło jej się
niedobrze. W Hogwarcie zawsze miała zdrowy, jeśli nie powiedzieć, że ogromny,
apetyt. Ale teraz… Martwiłaby się gdyby nie był to typowy objaw. Harry i Ginny
również nie mieli ostatnio apetytu, i nawet Ron nie kończył swojej porcji.
Jedzenie wydawało się zbędne.
Praca była tego warta. Warta
widoku ludzi pracujących ramię w ramię zaraz po wojnie, odpychając na bok
nieporozumienia i urazy (właśnie widziała Lee Jordana rozmawiającego z Imogen
Lanari) by zrobić razem coś produktywnego. Ślizgoni byli największą
niespodzianką. Nie spodziewała się żadnego z nich, ale czworo się zgłosiło:
Zabini, Nott i bliźniaczki Lanari, które były dwa lata młodsze. Na początku
trzymali się razem, ale później się rozdzielili i prawie wmieszali w tłum
(niezwykły wyczyn, biorąc pod uwagę fakt, że ojciec Notta był Śmierciorzercą).
Harry tylko wzruszył ramionami i ignorował ich. Ale widziała, że za każdym
razem, kiedy Nott był w tym samym pomieszczeniu, napinał się i prawie
niezauważalnie sięgał ręką w stronę swojej różdżki. I była pewna, że Nott
również to zauważył. Nawet teraz, stojąc na szczycie Wieży Astronomicznej,
mogła dostrzec Notta pracującego z dwoma czarodziejami, którzy już dawno
skończyli Hogwart. Było coś satysfakcjonującego w tym widoku, pomimo uczucia
podejrzliwości zapoczątkowanego w niej przez Harry’ego.
Zastanawiała się, jak wyglądałaby
sytuacja, gdyby Malfoy zdecydował się przyjść. Ale była to dziwaczna myśl,
biorąc pod uwagę fakt, że od końca wojny nie widziano ani Malfoya, ani jego
rodziców. Nie było to wielkie zaskoczenie biorąc pod uwagę oskarżenia wiszące
nad nimi. Ale rodzina Notta, wliczając Theo, również oczekuje na rozprawę. Skąd
o tym wiedziała?
- Hermiona? – odwróciła się i
zobaczyła Lunę, uśmiechnęła się na widok przyjaciółki.
- Tak?
- Przyszła nowa dostawa… Nie
wiemy gdzie ją rozładować, bo pomieszczenie używane jako magazyn jest pełne.
- Dostawa? – powtórzyła myśląc
intensywnie – Masz na myśli kamień? Ja… Zostawcie je na razie na zewnątrz, ok?
- Przekażę im – powiedziała Luna
uśmiechając się ciepło – A, i jeszcze Imogen chce z tobą porozmawiać. –
Hermiona zmarszczyła brwi.
- Znowu?
Luna ustanowiła swego rodzaju
przyjaźń z tą bardziej przyjazną bliźniaczką Lanari, ale Hermiona uważała
dziewczynę za nieco irytującą. Była dosyć przyjazna, ale stale się martwiła.
Miała nieustający natłok pytań do Hermiony, wszystkie z kategorii Co jeśli? i do pewnego pesymistyczne.
- To samo jej powiedziałam –
odpowiedziała Luna – Ale powiedziałam też, że do niej zejdziesz.
Najprawdopodobniej będzie w Wielkiej Sali. – ogarnęła wzrokiem Hermionę –
Słuchaj, mogę jej powiedzieć, że jesteś zajęta…
- Nie, nie – powiedziała Hermiona
kręcąc głową – Zejdę. Prowadź.
- Dobrze – mruknęła Luna sięgając
ręką do poręczy ciągnącej się wzdłuż spiralnych schodów – O, i zanim zapomnę,
Harry też cię szukał.
Tym razem, Hermiona nie mogła się
powstrzymać i westchnęła głośno. To jest
ważne, przypomniała samej sobie kiedy schodziła schodami na dół. Luna
mówiła całą drogę. Jej głos był jak zwykle delikatny, marzycielski. Opowiadała
o postępach i problemach, które mieli w ciągu tego dnia. Hermiona zanotowała
sobie wszystko w myślach, świadoma, że będzie musiała to wszystko przenieść na
papier albo o tym zapomni. Niestety zdarzało jej się to teraz coraz częściej.
- Hermiona! – wykrzyknął Harry
kiedy dotarły na drugie piętro – Szukałem cię. To…
Jego usta poruszały się, ale nie
wydobywały się z nich żadne słowa. Nic, tylko nieczytelny bałagan mieszający
się z ogromem wiadomości przekazanym przez Lunę. Mrugnęła dwa razy, załamana,
straciła równowagę i złapała się poręczy. Harry spojrzał na nią z troską. Była
zmęczona… tak bardzo zmęczona. Jak
mogła tego wcześniej nie zauważyć?
Potknęła się o schodek.
Zdawało się, że minęła wieczność
zanim zauważyła, że upada. Jej głowa boleśnie uderzyła o posadzkę. Potem nie
było już nic.
~-o-~
Harry kręcił się po poczekalni,
chodząc pięć kroków w jedną stronę, okręcając się na pięcie i robiąc kolejne
pięć kroków w drugą stronę. Inni czarodzieje rzucali mu nieprzyjemne
spojrzenia, ale ignorował ich. To uspokajało jego nerwy. Poza tym, do póki
denerwował ich z pochyloną głową, nie mogli dostrzec jego blizny. Zdecydowanie
wolał nieprzyjemne spojrzenia niż szepty.
Drzwi otworzyły się i Harry
ruszył szybkim krokiem w kierunku Uzdrowiciela.
- Co się stało? Czy nic jej nie
będzie?
- Nie powinno być żadnych
powikłań – mężczyzna zapewnił go – Uderzenie w głowę było mniej niebezpieczne
niż myśleliśmy. Upadła tylko dlatego, że i tak straciłaby przytomność. Będzie
trochę otumaniona, ale z jej głową nie powinno dziać się nic poważnego. Jednak
będzie musiała odpoczywać przez kilka dni. Obudziła się, ale podaliśmy jej
eliksir by mogła wreszcie się wyspać. Będzie mogła opuścić szpital w ciągu
kilku dni.
- Zemdlała? Dlaczego?
- Więc… - powiedział Uzdrowiciel
lustrując go uważnie wzrokiem – Wygląda na to, że z powodu przemęczenia.
- Przemęczenia?
- Nadmiernego wysiłku Panie
Potter – odpowiedział mężczyzna łagodnie.
Jeden z czarodziei gwałtownie
uniósł głowę na dźwięk jego nazwiska.
- Inne rzeczy też miały na to
wpływ. Nie wyglądała ostatnio na zestresowaną? – czekał cierpliwie na odpowiedź
i kiedy nie otrzymał żadnej, nie drążył tematu – Oprócz tego, Panna Granger
cierpi na początkowe stadium niedożywienia więc będzie musiała bardziej
pilnować się w kwestii jedzenia przez jakiś czas. Na szczęście o tylko tyle.
- Tylko tyle? – powtórzył Harry.
Przemęczenie i niedożywienie. Te słowa odbijały się w jego głowie.
Zbyt wiele na siebie wzięła. I faktycznie, zapracowywała
się do upadłego, jakby to kreśliła Pani Weasley. Dlaczego jej nie posłuchał?
- Pan, Panie Potter, również
wygląda na zmęczonego – powiedział Uzdrowiciel – Czy mógłbym zasugerować
podstawowe badania…
- Nie, dziękuję – odpowiedział
zbyt szybko.
Wiedział, co wykazałyby badania.
Spojrzał w dół, na swoje dłonie. Jego palce były przeraźliwie chude. Przemęczenie i niedożywienie. Spędzał
każdą możliwą godzinę z Hermioną. Przez ostatnie kilka dni żywił się dosyć
ubogo. Równie dobrze to on mógł stracić przytomność, nie ona. Starał się
ukrywać jak najlepiej umiał jego bule głowy i rozmazany wzrok. Hermiona pewnie
robiła to samo.
- Panie Potter – znów powiedział
Uzdrowiciel.
Tym razem, wzrok czarodzieja
siedzącego w poczekalni odnalazł jego bliznę. Skrzyżował wzrok z Harrym na
ułamek sekundy, ale to Harry był tym, który pierwszy spojrzał w inne miejsce,
znów poświęcając uwagę Uzdrowicielowi.
- Nie powinna mieć żadnych
długotrwałych następstw, ale moim obowiązkiem jest poinformowanie Pana o
niebezpieczeństwie, na jakie Panna Granger naraża własne życie. Niedożywienie
jest ważnym czynnikiem w rozwoju innych chorób. Proszę być pewnym, że jej Pan
to powie. Oczywiście my również jej to przekażemy, ale przyjacielska rada jest
warta dużo więcej niż słowa Uzdrowiciela. Oprócz tego, proszę być pewnym, że
będzie miał pan oko na jej nawyki odnośnie snu.
- Żadne z nas nie sypia zbyt
dobrze – powiedział Harry, zaskoczony słysząc, że wypowiada te słowa na głos –
od czasu Bitwy.
- Tak – odpowiedział Uzdrowiciel
– Więc może… - wyglądał na zakłopotanego – To nie do końca uzdrawianie, prawda?
Ale może warto odwiedzić czarodziejskiego psychologa? Może specjalizującego się
w problemach ze snem.
- Przekażę jej – zapewnił go
Harry, wiedząc, że i tak tego nie zrobi i próbując utrzymać poważną twarz na
wyobrażenie Hermiony u psychologa – Ale wątpię, że pójdzie.
- Pierwszym krokiem jest
spróbowanie – powiedział Uzdrowiciel i spojrzał na drzwi za nim – Obawiam się,
że muszę Pana opuścić, ale nic jej nie będzie Panie Potter.
- Czy mogę ją zobaczyć?
- Może jeszcze spać – ostrzegł go
– ale tak, może Pan do niej wejść. Działanie eliksiru powinno ustąpić za kilka
chwil, ale może nie obudzić się zbyt szybko.
Harry podążył za nim do drzwi,
które prowadziły do korytarza z tuzinem innych drzwi. Uzdrowiciel zatrzymał się
przy numerze 54773 i otworzył drzwi, wpuszczając Harry’ego do środka i
zamykając za nim.
Hermiona spała. Jej oczy były
zamknięte, a usta lekko otwarte przez co wyglądała potulnie jak dziecko. Jej
włosy były rozrzucone po poduszce, splątane tak jak zwykle. Próbowała tuzinów
magicznych rzeczy (naprawdę, nie ma
innego słowa na to), każde z nich poległo po około pięciu sekundach. Ale teraz
spała i wyglądała na spokojną.
Dlaczego dopiero teraz zauważył,
że skóra na jej policzkach stała się bardziej napięta, że jej łokcie teraz były
tylko ostrymi kantami, a jej nadgarstki wyglądały jakby z łatwością można było
złamać je na pół?
Powinien dać znać Weasley’om, ale
nie miał odwagi tego zrobić. Mógł okłamywać sam siebie i mówić, że nie chce ich
niepotrzebnie martwić, ale równie dobrze, coś innego mogło wpływać na jego
decyzję. Był pewien, że Hermiona nie chciałaby, żeby wiedzieli. Poza tym
wiedział, że uważne oczy Molly Weasley dostrzegłyby takie same symptomy u niego
i nie dałaby u z tego powodu spokoju.
Ron chciałby wiedzieć, ale byłoby
dla niego lepiej, gdyby jednak nie wiedział. Hermiona, w przeciągu kilku dni, miała powrócić, cała i zdrowa. Merlinie, ona
nie będzie zbyt zadowolona, kilka dni leżenia w łóżku i nie robienia niczego.
Ale tak będzie dla niej lepiej, tak powiedział Uzdrowiciel.
Hermiona zadrżała i jej powieki
poruszyły się kilka razy. Sięgnął ręką i potrząsł jej ramię, wiedząc, że to ją
obudzi. Obudziło i odwróciła głowę uśmiechając się do niego.
- Hej Harry… która godzina?
- Piąta po południu – powiedział jej
i niemal się zaśmiał kiedy otworzyła szeroko oczy.
- Co? Dlaczego… - rozejrzała się
i cień zrozumienia przemknął po jej twarzy – Och. Święty Mung?
- Tak.
- Co się stało? – wziął jej dłoń
w swoje, patrząc na jej chude palce i bladość jej skóry.
- Jesteś chora.
- Co? Co mi jest?
- Coś strasznego – powiedział grobowym
głosem – Zostały ci tylko dwa tygodnie życia. – przejrzała go niestety.
- Harry, przestań. Przestraszyłeś
mnie. Co naprawdę się stało?
- Potknęłaś się i uderzyłaś w
głowę – uśmiechnął się do niej – Uzdrowiciel powiedział, że twój mózg już nigdy
nie będzie tak wydajny jak wcześniej, ale oprócz tego, wszystko będzie dobrze. –
objęła mocniej jego dłoń swoimi palcami.
- Auć, przestań. To boli.
- Dobrze ci tak – rzuciła –
Dałabym ci w łeb gdybym miała na tyle siły, ale dali mi coś, prawda?
- Powiedzieli ‘usypiające’.
- Jedno i to samo. Teraz, powiedz mi co się stało.
- Zemdlałaś – powiedział szczerze
– Uzdrowiciel powiedział, że jesteś niedożywiona i za dużo pracujesz.
- To śmieszne – odpowiedziała –
Nie trenuję do maratonu. Byłeś ze mną, nie biegałam jak nakręcona cały czas.
- Mówił coś jeszcze o nawykach
sennych – mrugnęła kilka razy.
- Przyznaję, nie sypiam ostatnio
zbyt dobrze.
- I to wszystko, naprawdę. Nie
mówiłem Ronowi ani Ginny. Chcesz żebym to zrobił? – pokręciła głową
zaprzeczając.
- Nic mi nie będzie, tak? Nie chcę
ich niepotrzebnie zamartwiać moją osobą.
- I tak będą się martwić.
- Cóż, nie powinni. – odparowała –
Nic mi nie jest. To my powinniśmy martwić się o nich, nie na odwrót – zamyśliła
się – Harry…
- Tak?
Wydawało się, że minęło dużo
czasu zanim znów coś powiedziała. Kiedy to zrobiła, jej głos był delikatny i
płaczliwy jak u dziecka.
- Harry… tęsknię za moimi
rodzicami.
Zapadła cisza na kilka minut.
Myślał o rodzicach, o ciepłych uściskach Pani Weasley, o fascynacji Artura
mugolskimi przedmiotami. Myślał o zdjęciu z wesela Lily i Jemesa. Myślał o śmiechu
Syriusza, tego prawdziwego, który pozwalał zobaczyć jego zęby. O rodzicach
Hermiony, żyjących gdzieś w Australii, zmuszonych by zapomnieć o własnej córce.
Uścisnął jej rękę i powiedział
ciepło:
- Znajdziemy ich, obiecuję.
Zostałaś przyjęta z powodzeniem do Stowarzyszenia ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do dodania swojej daty urodzin do ramki 'Urodzinki nasze' oraz zachęcam by polubić fanpage Stowarzyszenia :D
[ https://www.facebook.com/StowarzyszenieDHL ]
Pozdrawiam, Only ;>
Dzięki wielkie :)
Usuńwitaj :) ciężko znaleźć wśród tylu banalnych blogów takie blog jak ten :) cieszy mnie bardzo to , że podjęłaś się tłumaczenia. będę na pewno czytać go dalej, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki za przemiły komentarz :) Mam nadzieję, że będziesz tu zaglądać w przyszłości.
UsuńPozdrawiam,
Lexie