Trudny rozdział... nie tylko to pisania czy tłumaczenia, ale także do czytania.
Zapraszam :)
Rozdział
3
Koniec przedstawienia
10
maja 1998
To było zbyt wcześnie.
Wspomnienia były jeszcze zbyt świeże. Bolało nawet stanie tutaj, a jednak tyle
ludzi przyszło – każdy, kto kogoś stracił był tu. Musiało tu być kilka setek
ludzi, ale wątpił, że przyszli popatrzeć na wręczanie nagród. Kingsley
specjalnie pośpieszył początek uroczystości, bo wiedział, że są ważniejsze
sprawy. Jednak zwolnił, kiedy przyszedł czas na wręczenie pierwszego
odznaczenia.
- Panna Luna Lovegood – odczytał
– Za odwagę i udział w trzech bitwach przeciw Śmierciożercom, wliczając jedną z
Voldemortem, oraz za przewodzenie Armii Dumbledore’a. Medal Cywilny.
Luna spojrzała na niego, puściła
jego rękę i lekkim krokiem zaczęła przeciskać się przez tłum kierując się ku
schodkom na scenę ulokowaną na środku błoni Hogwartu. Uścisnęła rękę Kingsley’a
i stanęła nieruchomo kiedy symbolicznie zakładał jej medal na szyję. Słychać
było ciche brawa i Luna powróciła, znów stała obok niego, trzymając go za rękę.
A może to on trzymał jej, jakby nie mógł bez niej żyć.
Nienawidził tak się czuć.
- Pan Neville Longbottom –
kontynuował Kingsley – Za bycie lojalnym i wiernym przyjacielem, za
przewodniczenie Armii Dumbledore’a oraz za odwagę w starciu z samym
Voldemortem. Medal Cywilny.
Babcia Neville’a szlochała cicho
kiedy jej wnuk zmierzał w stronę schodków i klaskała głośniej niż inni kiedy
Kingsley wręczał mu medal. Potem była kolej Ginny i niemal się uśmiechnął kiedy
Kingsley nagrodził jego siostrę za stwarzanie kłopotów kiedy Carrow’owie
rządzili szkołą. Nikt się nie dziwił kiedy Hermiona stojąca na scenie usiłowała
powstrzymać łzy płynące jej po policzkach kiedy Aberforth Dumbledore
(„wytrzymałość… zaradność… pomoc”), wszyscy profesorowie Hogwartu (”…za ochronę
szkoły przed wszechobecną ciemnością z niezmienną lojalnością”) i pozostali
członkowie Zakonu otrzymali takie same medale.
Potem Kingsley odchrząknął,
jakby czuł się niekomfortowo z tym, co właśnie miał zamiar powiedzieć. Zgadł,
co ma się właśnie zdarzyć i zesztywniał, ściskając mocno rękę Luny.
- Nie każdy przejaw odwagi miał
szansę zostać nagrodzony – powiedział Kingsley – Niektórzy z najodważniejszych
ludzi, jakich znam, poświęcili życie dla magicznego świata. Każdy tutaj może
powiedzieć, że stracił brata, matkę, kuzyna lub przyjaciela. I właśnie ci
ludzie – zwykli ludzie – są odpowiednią definicją odwagi.
- Dla Nimfadory i Remusa Lupin –
zaczął – za członkowstwo w Zakonie Feniksa i za odwagę z jaką walczyli w każdej
bitwie… Rządowe Odznaczenie Honorowe – powiódł wzrokiem po tłumie patrząc
każdemu w oczy swoim szczerym spojrzeniem – Andromeda Tonks odbierze ich
odznaczenia.
Andromeda ruszyła do przodu, jej
ramiona zgarbione pod ciężarem smutku, ale jej oczy były pełne ognia. Dumnie
trzymała wysoko głowę kiedy odbierała medale od Kingsley’a.
- Dla Profesora Albusa
Dumbledore’a, odznaczonego Orderem Merlina Pierwszej Klasy. Za jego niezliczone
zasługi dla świata czarodziejów, za członkowstwo w Zakonie Feniksa i za jego
działania, które w znacznym stopniu przysłużyły się do ostatecznego pokonania
Voldemorta – Rządowe Odznaczenie Honorowe. Minerwa McGonagall odbierze jego
medal. Pozostanie on w zamku razem z jego portretem.
- Dla Pana Alastora Moody’iego –
powiedział – znanego również jako Szalonookiego. Za bycie niezwyciężonym
Aurorem przez wiele lat oraz za oddanie życia za Harry’ego Pottera – Order
Merlina Trzeciej Klasy.
Gdzieś w tłumie, Fleur wydała z
siebie cichy szloch i wtuliła się w Billa. Hermiona czuła, że nagle w jej
gardle urosła gula nie do pokonania.
- Dla Pana Freda Weasley’a –
kontynuował Kingsley – za jego lojalność względem Harry’ego Pottera, za jego
niekończące się żarty i śmiech, za jego odwagę w obliczu niebezpieczeństwa aż
do śmierci – Medal Cywilny. George Weasley odbierze medal dla niego.
George nie ruszył się z miejsca.
Zamarł na dźwięk jego imienia. Aż do śmierci…
Luna delikatnie popchnęła go do
przodu, a tłum rozstąpił się przed nim jakby wskazując drogę do póki nie stał
twarzą w twarz z Kingsley’em. Nie wybuchł płaczem, nie zaczął krzyczeć, nie
uciekł. Odebrał odznaczenie w ciszy, zszedł po schodkach w ciszy, przebrnął
przez tłum w ciszy i dotarł do Luny w ciszy.
- Regulus Black… - kontynuował;
Hermiona spojrzała kątem oka na
Harry’ego – Za walkę z Voldemortem na swój własny sposób i dlatego, że
akceptowanie czyichś błędów i próba naprawienia ich to dwie najtrudniejsze
rzeczy w życiu – Rządowe odznaczenie Honorowe. Oraz dla jego brata Syriusza
Blacka… - w tym momencie Hermiona zauważyła, że ludzie odwracają się do siebie
z pytającym wzrokiem – za bycie lojalnym przyjacielem, za poświęcenie życia w
Bitwie w Departamencie Tajemnic oraz by naprawić błędy Ministerstwa – Rządowe
Odznaczenie Honorowe. Andromeda Tonks i Harry Potter odbiorą za nich medale.
Harry wyjął dłoń z uścisku
Hermiony i wystąpił żeby odebrać odznaczenie dla Syriusza. Kingsley pochylił
się nad nim i coś mu powiedział, ale nikt inny nie usłyszał co.
- Dla Profesora Severusa Snape’a
– Kinglsey kontynuował kiedy pracownik Ministerstwa stojący za nim, podał mu
kolejną nagrodę. – Za bycie najodważniejszym ze szpiegów przez ostatnie
osiemnaście lat oraz za zaangażowanie w pracę Zakonu Feniksa – Order Merlina
Trzeciej Klasy – zatrzymał się na chwilę – Medal pozostanie w zamku, w
gabinecie dyrektora.
- I na końcu, dla Panny Hermiony
Granger, Pana Rona Weasley’a oraz dla Pana Harry’ego Pottera. Za ich odwagę
pomimo młodego wieku, za ich wielokrotne działania przeciwko Voldemortowi, za
ryzykowanie wszystkiego by go pokonać oraz za uwolnienie magicznego świata od
tej postaci na dobre – Odrer Merlina Pierwszej Klasy, dla każdego z nich.
I tak się zakończyło rozdawanie odznaczeń.
Ale żadne z osób nagrodzonych tak naprawdę ich nie chciała, a pozostali raczej
nie zwracali na to uwagi. George bardzo wybiórczo słuchał wszystkich przemów
dopóki nie usłyszał swojego imienia i Luna nie wypchnęła go w stronę sceny.
Teraz, słysząc, że wspominane są pomniki, postanowił poświęcić trochę uwagi.
- …jest to dla mnie ogromny
zaszczyt, ale także ogromny smutek, że prezentuję wam dzisiaj pomnik poległych –
słyszał słowa Kingsley’a – Walczyli dzielnie. Walczyli nie o swoje życie, ale o
wasze życia i waszą wolność. Walczyli kiedy mieli nadzieję i kiedy wydawało
się, że już wszystko jest stracone. Nigdy się nie wahali, nigdy nie pomyśleli o
tym, żeby uciec, poddać się. Byli naszymi przyjaciółmi, braćmi, sąsiadami… ale
co najważniejsze, byli bohaterami. I tak zostaną zapamiętani.
To była piękna i szczera
przemowa z odpowiednią ilością kolorowania słów. Niski głos Kingsley’a, który
każdy postrzegał jako szczery sprawiał, że brzmiała jeszcze piękniej. Gdyby nie
okoliczności, Tymczasowy Minister pewnie dostałby duże brawa. Ale teraz, tak naprawdę,
nikt go nie słuchał. Jeśli już ktoś poświęcił przemowie trochę uwagi, słowa i
tak sięgały jednego ucha i opuszczały głowę drugim. Nikt nie mógł pozwolić
sobie na zwracanie uwagi na coś innego niż jego własna żałoba. Były tu łzy,
były kwiaty, były czarne płaszcze – wszędzie nic, tylko czerń. Pomijając Lunę,
która ubrana w śnieżnobiałe szaty, była promieniem rozjaśniającym nieskończone
morze ciemności. Oprócz tego, ludzie rzucali jej nieprzychylne spojrzenia, ale
nie zwracała na to uwagi. Stała obok niego, trzymając głowę wysoko, patrząc na
Kingsley’a. Może ona słuchała.
No i może jeszcze Harry. Stał wyprostowany
koło „pomnika”. Czegoś w rodzaju obelisku, w którym wyryte były imiona
wszystkich, którzy polegli (dlaczego
to słowo brzmi tak chłodno?). Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. George
wiedział, że to nie dla tego, że nic nie czuł, ale dlatego, że nie mógł sobie
pozwolić na okazanie uczuć. Często jego spojrzenie opuszczało Kingsley’a,
kierując się na nich, jego przyjaciół. Jego rodzinę. Określenie, na kogo
dokładnie patrzył było niemożliwe. Mogła to być Ginny, ale cała rodzina Weasley’ów
zebrała się tak blisko razem, że równie dobrze mogła to być Fleur lub Percy.
Nie mogli to być ani Hermiona, ani Ron, bo oni stali na scenie obok niego,
wspierając go.
Harry już wygłosił swoją mowę.
Pewnie też była piękna, ale George nie pamiętał, co powiedział. Coś o tym, żeby
nie zapominać i być wdzięcznym. Czy naprawdę minął tylko tydzień, odkąd stracił
Freda? Czuł, jakby było to więcej. Każda sekunda bez niego wydawała się
niewyobrażalnie długa.
Kilka osób otrząsnęło się i
zauważyło, że skończyły się przemowy. Podnieśli głowy i ułamek sekundy później
inni powtórzyli ten ruch. Luna wsunęła dłoń w jego i ułamek sekundy później
ludzie powtórzyli ten ruch, sięgając do obcych, chwytając się za ręce, stojąc,
niczym mur, który miałby ochronić ich przed wszystkim, co ich spotkało.
Stali tak w ciszy, nieruchomi,
Merlin wie jak długo. Dla niego była to wieczność, ale później, wszystko
wydawało się trwać wiecznie.
A potem Hermiona wystąpiła i
przemówiła. Nie mówiła tak głośno jak Kingsley, ale jej głos z łatwością niósł
się w milczącym tłumie.
- Dziękuję każdej rodzinie,
która zgodziła się po… pogrzebać na błoniach Hogwartu tych, których stracili.
Mówiła z oporem, jej słowa idealnie
dobrane i konkretne. Nie była to ogólna przemowa o tym, że trzeba pamiętać. Nie
było żadnych metafor, żadnego kolorowania.
Wszyscy słuchali, co było
dziwne.
- Tutaj zostaną najlepiej
zapamiętani. Każde następne pokolenie czarodziei, które tu przybędzie, będzie
znało ich imiona. – uśmiechnęła się i nie był to nawet smutny uśmiech. Był to
silny, odważny uśmiech – I może niektórzy z nich zdecydują się uważać na lekcjach
Historii Magii.
Czy to właśnie to zdanie go
złamało? Dał radę utrzymać spokój podczas przemów Harry’ego, Rona i Kingsley’a.
Nawet kiedy Ron się zaciął i powstrzymywał łzy. Ale krótka, bezpośrednia mowa
Hermiony ożywiła sztylet w jego sercu. Może to o to chodziło. Żarty, które
wypełniały całe jego dzieciństwo. Czy teraz będzie zmuszony unikać ich do końca
życia? Dlaczego to spowodowało jego łzy? Dlaczego płakał, do cholery?
- George – nagle powiedziała
Luna – Zgniatasz mi rękę.
Wydał z siebie pół śmiech, pół
szloch i rozluźnił uścisk.
- Przepraszam.
- Myślę… - przerwała na chwilę –
Harry pożyczył mi swój płaszcz. Myśleliśmy, że może się przydać. Przejdźmy na
skraj. Nikt nie zauważy.
Poprowadziła go przez tłum,
potem podała pelerynę i bez zastanowienia, George zarzucił ją na ich oboje.
- Jego nagrobek jest tam –
wyszeptała Luna, wskazując głową w stronę Zakazanego Lasu.
- Wiem.
Specjalnie poprosił, żeby tam go
umieszczono. Jego rodzina wolała weselsze
miejsce nieopodal jeziora, ale George był nieugięty. Fred zrozumiałby ten żart.
Oprócz tego, nikt więcej nie
został tu pochowany. A teraz prywatność była tym, czego George potrzebował
najbardziej.
Skierowali się na sam brzeg lasu
i Luna zatrzymała się by się rozejrzeć. George pociągnął ją za rękę.
- Jest głębiej – powiedział –
Możesz zostać tutaj jeśli chcesz.
Nie odpowiedziała więc przyjął
za oczywiste, że pójdzie za nim. To było dziwne, ale od zakończenia wojny nie
rozstali się nawet na chwilę. George podejrzewał, że jego siostra miała z tym
coś wspólnego. Prawdopodobnie „zasugerowała” Lunie, żeby go wspierała. Luna
była w dziwny sposób kojąca. Nie próbowała wciągnąć go w rozmowę o Fredzie, nie
mówiła do niego jakby miał zaraz wybuchnąć i zachowała się inaczej przy
wszystkich, nie tylko nim.
Wojna i uwięzienie pozostawiły
piętno na Lunie. To i fakt, że jej ojciec zdradził Harry’ego. Nawet jeśli było
to dla niej, nie mogła znieść myśli, że mogli by przegrać przez niego. I pośrednio
przez nią. Jej wyblakłe blond włosy były potargane, jej szare oczy dziwnie
puste, a wyraz twarzy zmęczony. Jej białe szaty były jedynym elementem ubioru,
który wydawał się dziwaczny. Żadnych rzodkiewkowych kolczyków, żadnych
nietypowych okularów lub biżuterii. Zmieniła się, ale nadal traktowała Georga
jak każdą inną osobę. To najważniejsze.
Nagrobek był zrobiony ze złota. Brąz
wpasowałby się bardziej w ziemię, ale złoto nawiązywało do Gryffindoru. Był duży, błyszczący, ze słowami wyrytymi klasyczną
czcionką.
~-o-~
Fred Weasley
Syn
Molly i Artura Weasley’ów
Zginął
w Bitwie
1
kwietnia 1978 – 2 maja 1998
Abiit nemine salutato
~-o-~
- To nie wygląda jak grób Freda –
powiedziała cicho Luna nietypowo poważnym głosem, na co George upuścił Medal
Cywilny na ziemię, gdzie uderzył nagrobek z charakterystycznym dźwiękiem.
- Co masz na myśli?
- Jest zbyt smutny – powiedziała,
przenosząc swój wzrok pełen łez na Georga – „Odszedł bez pożegnania”… To
prawda, ale Fredowi by się to nie spodobało. Wiesz to.
Miała rację. Fred by nienawidził
tego nagrobka. Łaciński napis był charakterystyczny dla czysto krwistych rodzin.
Prosty i tradycyjny. Pewnego rodzaju hasło, które nadawało się do wielu
sytuacji (no bo jak wiele osób tak naprawdę zdołało się pożegnać przed
śmiercią?). Fred nie chciałby go na swoim grobie.
- Nie dali mi prawa głosu – tak naprawdę,
nie był w stanie robić nic innego niż płakać w czasie, kiedy nagrobek był
robiony.
Luna nagle uklęknęła i chwyciła
swoją różdżkę. Po cichu, zaczęła tworzyć nowe słowa na złocie, zaraz pod
łacińskim Abiit nemine salutato. George
chciał ją powstrzymać, ale wtedy zostawiliby grób Freda niedokończony. Zaczęte słowa,
ale nigdy nie ukończone. Coś zaczętego, coś, co nie było skończone. A
kimkolwiek Fred nie był wcześniej, jedno było pewne – teraz już go nie było,
skończył się.
Luna wyprostowała się i spojrzała
w dół na swoje dzieło z dumą. Teraz, pomijając te bezosobowe słowa, George mógł
odczytać:
Acta est fabula, plaudite!
Łacina była językiem, któremu on
i Fred poświęcili trochę czasu (chyba była to jedyna rzecz, do której podeszli
z powagą), bo była bardzo przydatna w wymyślaniu nowych zaklęć (i innych rzeczy…).
Więc George wiedział co ten cytat znaczy. Był on dosyć znany. Był niemal
wesoły, w ponury sposób, i tak przypominający Freda, że George żałował, że to
nie on go wymyślił. Spektakl się
zakończył, brawa!
- Dziękuję – usłyszał swój głos
po czym upadł na kolana, pochylił głowę i zaczął płakać. Luna położyła dłoń na
jego ramieniu. Jej ciężar był niemal pocieszający, pomimo tego, że prawie nie
zdawał sobie sprawy z jego obecności.
Spektakl się skończył, Fred nie
żył, a George był sam.
Przetłumaczysz "The Fallout"??
OdpowiedzUsuńWyślij mi linka. Przeczytam i się zobaczy :)
UsuńNie mogę się doczekać się następnych rozdziałów. Mam nadzieję, że będą pojawiać się w miarę często. C: Tłumaczenie jest bardzo dobre. Nie wyłapałam błędów.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Pomimo obcowania z angielskim na co dzień, trochę trudne jest tłumaczenie go na polski. Przynajmniej dla mnie, łatwiej jest z polskiego na angielski. Dlatego bardzo dziękuję za miłe słowa.
UsuńCudowna historia :) pelna emocji, genialnych opisow - wydaje sie byc jak idealnym epilogiem dla 'Harrego Pottera'.
OdpowiedzUsuńZaskoczyla mnie tylko pomoc Luny Goerge'owi - czy nie powinna bardziej zblizyc sie do Neville? Chociaz rownie dobrze, niektore szczegoly kanonu mogly byc celowo pominiete.
Nie moge sie juz doczekac kolejnych rozdzialow :)
Pozdrawiam i zapraszam na historia-hermiony-riddle.blogspot.com
Florence
Kiedy zaczęłam czytać, też byłam trochę zdziwiona postacią Luny. Ale cóż... z artystą się nie dyskutuje :) I teraz, kiedy czytam inne opowiadania i widzę paring Luna/Neville to... tak mi trochę dziwnie.
UsuńPrzekażę miłe słowa Fulgance. Z góry dziękuję :)
płaczę.
OdpowiedzUsuńśmierć Freda była chyba najbardziej wstrząsającą dla mnie nowiną, gdy czytałam/oglądałam HP. a teraz gdy czytałam jak przeżywa to George...łzy płyną po policzkach.
naprawdę wspaniałe, bezbłędne tłumaczenie. czekam na ciąg dalszy :)
Dokładnie wiem co czujesz. Miałam to samo. Czytając HP jakoś bardzo tego nie odczułam, bo Rowling nie skupia się aż tak na odczuciach pobocznych bohaterów. Ale czytając to opowiadanie... płakałam. Teraz tłumacząc je, znów płakałam :)
UsuńDziękuję za miłe słowa i zapraszam na kolejne rozdziały.
Dobra, więc zazwyczaj nie komentuję blogów, ale rozpłakałam się i chyba muszę to uwiecznić. Przy wspomnieniu o Fredzie po prostu pękłam. Opowieść naprawdę niezwykła i bardzo emocjonalna. Cieszę się, że tutaj trafiłam ;) Na szczęście historia ukończona, także nie będę musiała czekać na kolejne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, witam na blogu. Mam nadzieję, że spodoba Ci się reszta historii :)
UsuńPo drugie, doskonale wiem co masz na myśli. Sama czytając tą historię po raz pierwszy płakałam przy niektórych rozdziałach. I nawet teraz, przechodząc do komentarzy pod tym rozdziałem (używam telefonu więc trochę mi to zajęło...) zaczęłam mimowolnie czytać i znów zaczełam płakać. Eh... Coś w tym widocznie jest :)
Miłego czytania! Pozdrawiam,
Lexie