wtorek, 11 czerwca 2013

Cena zwycięstwa. Rozdział 3



Trudny rozdział... nie tylko to pisania czy tłumaczenia, ale także do czytania.

Zapraszam :)


Rozdział 3
Koniec przedstawienia
10 maja 1998

To było zbyt wcześnie. Wspomnienia były jeszcze zbyt świeże. Bolało nawet stanie tutaj, a jednak tyle ludzi przyszło – każdy, kto kogoś stracił był tu. Musiało tu być kilka setek ludzi, ale wątpił, że przyszli popatrzeć na wręczanie nagród. Kingsley specjalnie pośpieszył początek uroczystości, bo wiedział, że są ważniejsze sprawy. Jednak zwolnił, kiedy przyszedł czas na wręczenie pierwszego odznaczenia.

- Panna Luna Lovegood – odczytał – Za odwagę i udział w trzech bitwach przeciw Śmierciożercom, wliczając jedną z Voldemortem, oraz za przewodzenie Armii Dumbledore’a. Medal Cywilny.

Luna spojrzała na niego, puściła jego rękę i lekkim krokiem zaczęła przeciskać się przez tłum kierując się ku schodkom na scenę ulokowaną na środku błoni Hogwartu. Uścisnęła rękę Kingsley’a i stanęła nieruchomo kiedy symbolicznie zakładał jej medal na szyję. Słychać było ciche brawa i Luna powróciła, znów stała obok niego, trzymając go za rękę. A może to on trzymał jej, jakby nie mógł bez niej żyć.

Nienawidził tak się czuć.

- Pan Neville Longbottom – kontynuował Kingsley – Za bycie lojalnym i wiernym przyjacielem, za przewodniczenie Armii Dumbledore’a oraz za odwagę w starciu z samym Voldemortem. Medal Cywilny.

Babcia Neville’a szlochała cicho kiedy jej wnuk zmierzał w stronę schodków i klaskała głośniej niż inni kiedy Kingsley wręczał mu medal. Potem była kolej Ginny i niemal się uśmiechnął kiedy Kingsley nagrodził jego siostrę za stwarzanie kłopotów kiedy Carrow’owie rządzili szkołą. Nikt się nie dziwił kiedy Hermiona stojąca na scenie usiłowała powstrzymać łzy płynące jej po policzkach kiedy Aberforth Dumbledore („wytrzymałość… zaradność… pomoc”), wszyscy profesorowie Hogwartu (”…za ochronę szkoły przed wszechobecną ciemnością z niezmienną lojalnością”) i pozostali członkowie Zakonu otrzymali takie same medale.

Potem Kingsley odchrząknął, jakby czuł się niekomfortowo z tym, co właśnie miał zamiar powiedzieć. Zgadł, co ma się właśnie zdarzyć i zesztywniał, ściskając mocno rękę Luny.

- Nie każdy przejaw odwagi miał szansę zostać nagrodzony – powiedział Kingsley – Niektórzy z najodważniejszych ludzi, jakich znam, poświęcili życie dla magicznego świata. Każdy tutaj może powiedzieć, że stracił brata, matkę, kuzyna lub przyjaciela. I właśnie ci ludzie – zwykli ludzie – są odpowiednią definicją odwagi.

- Dla Nimfadory i Remusa Lupin – zaczął – za członkowstwo w Zakonie Feniksa i za odwagę z jaką walczyli w każdej bitwie… Rządowe Odznaczenie Honorowe – powiódł wzrokiem po tłumie patrząc każdemu w oczy swoim szczerym spojrzeniem – Andromeda Tonks odbierze ich odznaczenia.

Andromeda ruszyła do przodu, jej ramiona zgarbione pod ciężarem smutku, ale jej oczy były pełne ognia. Dumnie trzymała wysoko głowę kiedy odbierała medale od Kingsley’a.

- Dla Profesora Albusa Dumbledore’a, odznaczonego Orderem Merlina Pierwszej Klasy. Za jego niezliczone zasługi dla świata czarodziejów, za członkowstwo w Zakonie Feniksa i za jego działania, które w znacznym stopniu przysłużyły się do ostatecznego pokonania Voldemorta – Rządowe Odznaczenie Honorowe. Minerwa McGonagall odbierze jego medal. Pozostanie on w zamku razem z jego portretem.

- Dla Pana Alastora Moody’iego – powiedział – znanego również jako Szalonookiego. Za bycie niezwyciężonym Aurorem przez wiele lat oraz za oddanie życia za Harry’ego Pottera – Order Merlina Trzeciej Klasy.

Gdzieś w tłumie, Fleur wydała z siebie cichy szloch i wtuliła się w Billa. Hermiona czuła, że nagle w jej gardle urosła gula nie do pokonania.

- Dla Pana Freda Weasley’a – kontynuował Kingsley – za jego lojalność względem Harry’ego Pottera, za jego niekończące się żarty i śmiech, za jego odwagę w obliczu niebezpieczeństwa aż do śmierci – Medal Cywilny. George Weasley odbierze medal dla niego.

George nie ruszył się z miejsca. Zamarł na dźwięk jego imienia. Aż do śmierci…

Luna delikatnie popchnęła go do przodu, a tłum rozstąpił się przed nim jakby wskazując drogę do póki nie stał twarzą w twarz z Kingsley’em. Nie wybuchł płaczem, nie zaczął krzyczeć, nie uciekł. Odebrał odznaczenie w ciszy, zszedł po schodkach w ciszy, przebrnął przez tłum w ciszy i dotarł do Luny w ciszy.

- Regulus Black… - kontynuował; Hermiona  spojrzała kątem oka na Harry’ego – Za walkę z Voldemortem na swój własny sposób i dlatego, że akceptowanie czyichś błędów i próba naprawienia ich to dwie najtrudniejsze rzeczy w życiu – Rządowe odznaczenie Honorowe. Oraz dla jego brata Syriusza Blacka… - w tym momencie Hermiona zauważyła, że ludzie odwracają się do siebie z pytającym wzrokiem – za bycie lojalnym przyjacielem, za poświęcenie życia w Bitwie w Departamencie Tajemnic oraz by naprawić błędy Ministerstwa – Rządowe Odznaczenie Honorowe. Andromeda Tonks i Harry Potter odbiorą za nich medale.

Harry wyjął dłoń z uścisku Hermiony i wystąpił żeby odebrać odznaczenie dla Syriusza. Kingsley pochylił się nad nim i coś mu powiedział, ale nikt inny nie usłyszał co.

- Dla Profesora Severusa Snape’a – Kinglsey kontynuował kiedy pracownik Ministerstwa stojący za nim, podał mu kolejną nagrodę. – Za bycie najodważniejszym ze szpiegów przez ostatnie osiemnaście lat oraz za zaangażowanie w pracę Zakonu Feniksa – Order Merlina Trzeciej Klasy – zatrzymał się na chwilę – Medal pozostanie w zamku, w gabinecie dyrektora.

- I na końcu, dla Panny Hermiony Granger, Pana Rona Weasley’a oraz dla Pana Harry’ego Pottera. Za ich odwagę pomimo młodego wieku, za ich wielokrotne działania przeciwko Voldemortowi, za ryzykowanie wszystkiego by go pokonać oraz za uwolnienie magicznego świata od tej postaci na dobre – Odrer Merlina Pierwszej Klasy, dla każdego z nich.

I tak się zakończyło rozdawanie odznaczeń. Ale żadne z osób nagrodzonych tak naprawdę ich nie chciała, a pozostali raczej nie zwracali na to uwagi. George bardzo wybiórczo słuchał wszystkich przemów dopóki nie usłyszał swojego imienia i Luna nie wypchnęła go w stronę sceny. Teraz, słysząc, że wspominane są pomniki, postanowił poświęcić trochę uwagi.

- …jest to dla mnie ogromny zaszczyt, ale także ogromny smutek, że prezentuję wam dzisiaj pomnik poległych – słyszał słowa Kingsley’a – Walczyli dzielnie. Walczyli nie o swoje życie, ale o wasze życia i waszą wolność. Walczyli kiedy mieli nadzieję i kiedy wydawało się, że już wszystko jest stracone. Nigdy się nie wahali, nigdy nie pomyśleli o tym, żeby uciec, poddać się. Byli naszymi przyjaciółmi, braćmi, sąsiadami… ale co najważniejsze, byli bohaterami. I tak zostaną zapamiętani.

To była piękna i szczera przemowa z odpowiednią ilością kolorowania słów. Niski głos Kingsley’a, który każdy postrzegał jako szczery sprawiał, że brzmiała jeszcze piękniej. Gdyby nie okoliczności, Tymczasowy Minister pewnie dostałby duże brawa. Ale teraz, tak naprawdę, nikt go nie słuchał. Jeśli już ktoś poświęcił przemowie trochę uwagi, słowa i tak sięgały jednego ucha i opuszczały głowę drugim. Nikt nie mógł pozwolić sobie na zwracanie uwagi na coś innego niż jego własna żałoba. Były tu łzy, były kwiaty, były czarne płaszcze – wszędzie nic, tylko czerń. Pomijając Lunę, która ubrana w śnieżnobiałe szaty, była promieniem rozjaśniającym nieskończone morze ciemności. Oprócz tego, ludzie rzucali jej nieprzychylne spojrzenia, ale nie zwracała na to uwagi. Stała obok niego, trzymając głowę wysoko, patrząc na Kingsley’a. Może ona słuchała.

No i może jeszcze Harry. Stał wyprostowany koło „pomnika”. Czegoś w rodzaju obelisku, w którym wyryte były imiona wszystkich, którzy polegli (dlaczego to słowo brzmi tak chłodno?). Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. George wiedział, że to nie dla tego, że nic nie czuł, ale dlatego, że nie mógł sobie pozwolić na okazanie uczuć. Często jego spojrzenie opuszczało Kingsley’a, kierując się na nich, jego przyjaciół. Jego rodzinę. Określenie, na kogo dokładnie patrzył było niemożliwe. Mogła to być Ginny, ale cała rodzina Weasley’ów zebrała się tak blisko razem, że równie dobrze mogła to być Fleur lub Percy. Nie mogli to być ani Hermiona, ani Ron, bo oni stali na scenie obok niego, wspierając go.

Harry już wygłosił swoją mowę. Pewnie też była piękna, ale George nie pamiętał, co powiedział. Coś o tym, żeby nie zapominać i być wdzięcznym. Czy naprawdę minął tylko tydzień, odkąd stracił Freda? Czuł, jakby było to więcej. Każda sekunda bez niego wydawała się niewyobrażalnie długa.

Kilka osób otrząsnęło się i zauważyło, że skończyły się przemowy. Podnieśli głowy i ułamek sekundy później inni powtórzyli ten ruch. Luna wsunęła dłoń w jego i ułamek sekundy później ludzie powtórzyli ten ruch, sięgając do obcych, chwytając się za ręce, stojąc, niczym mur, który miałby ochronić ich przed wszystkim, co ich spotkało.

Stali tak w ciszy, nieruchomi, Merlin wie jak długo. Dla niego była to wieczność, ale później, wszystko wydawało się trwać wiecznie.

A potem Hermiona wystąpiła i przemówiła. Nie mówiła tak głośno jak Kingsley, ale jej głos z łatwością niósł się w milczącym tłumie.
- Dziękuję każdej rodzinie, która zgodziła się po… pogrzebać na błoniach Hogwartu tych, których stracili.

Mówiła z oporem, jej słowa idealnie dobrane i konkretne. Nie była to ogólna przemowa o tym, że trzeba pamiętać. Nie było żadnych metafor, żadnego kolorowania.

Wszyscy słuchali, co było dziwne.

- Tutaj zostaną najlepiej zapamiętani. Każde następne pokolenie czarodziei, które tu przybędzie, będzie znało ich imiona. – uśmiechnęła się i nie był to nawet smutny uśmiech. Był to silny, odważny uśmiech – I może niektórzy z nich zdecydują się uważać na lekcjach Historii Magii.

Czy to właśnie to zdanie go złamało? Dał radę utrzymać spokój podczas przemów Harry’ego, Rona i Kingsley’a. Nawet kiedy Ron się zaciął i powstrzymywał łzy. Ale krótka, bezpośrednia mowa Hermiony ożywiła sztylet w jego sercu. Może to o to chodziło. Żarty, które wypełniały całe jego dzieciństwo. Czy teraz będzie zmuszony unikać ich do końca życia? Dlaczego to spowodowało jego łzy? Dlaczego płakał, do cholery?

- George – nagle powiedziała Luna – Zgniatasz mi rękę.

Wydał z siebie pół śmiech, pół szloch i rozluźnił uścisk.
- Przepraszam.

- Myślę… - przerwała na chwilę – Harry pożyczył mi swój płaszcz. Myśleliśmy, że może się przydać. Przejdźmy na skraj. Nikt nie zauważy.

Poprowadziła go przez tłum, potem podała pelerynę i bez zastanowienia, George zarzucił ją na ich oboje.

- Jego nagrobek jest tam – wyszeptała Luna, wskazując głową w stronę Zakazanego Lasu.

- Wiem.

Specjalnie poprosił, żeby tam go umieszczono. Jego rodzina wolała weselsze miejsce nieopodal jeziora, ale George był nieugięty. Fred zrozumiałby ten żart.

Oprócz tego, nikt więcej nie został tu pochowany. A teraz prywatność była tym, czego George potrzebował najbardziej.

Skierowali się na sam brzeg lasu i Luna zatrzymała się by się rozejrzeć. George pociągnął ją za rękę.

- Jest głębiej – powiedział – Możesz zostać tutaj jeśli chcesz.

Nie odpowiedziała więc przyjął za oczywiste, że pójdzie za nim. To było dziwne, ale od zakończenia wojny nie rozstali się nawet na chwilę. George podejrzewał, że jego siostra miała z tym coś wspólnego. Prawdopodobnie „zasugerowała” Lunie, żeby go wspierała. Luna była w dziwny sposób kojąca. Nie próbowała wciągnąć go w rozmowę o Fredzie, nie mówiła do niego jakby miał zaraz wybuchnąć i zachowała się inaczej przy wszystkich, nie tylko nim.

Wojna i uwięzienie pozostawiły piętno na Lunie. To i fakt, że jej ojciec zdradził Harry’ego. Nawet jeśli było to dla niej, nie mogła znieść myśli, że mogli by przegrać przez niego. I pośrednio przez nią. Jej wyblakłe blond włosy były potargane, jej szare oczy dziwnie puste, a wyraz twarzy zmęczony. Jej białe szaty były jedynym elementem ubioru, który wydawał się dziwaczny. Żadnych rzodkiewkowych kolczyków, żadnych nietypowych okularów lub biżuterii. Zmieniła się, ale nadal traktowała Georga jak każdą inną osobę. To najważniejsze.

Nagrobek był zrobiony ze złota. Brąz wpasowałby się bardziej w ziemię, ale złoto nawiązywało do Gryffindoru. Był duży, błyszczący, ze słowami wyrytymi klasyczną czcionką.

~-o-~

Fred Weasley
Syn Molly i Artura Weasley’ów
Zginął w Bitwie
1 kwietnia 1978 – 2 maja 1998
Abiit nemine salutato

~-o-~

- To nie wygląda jak grób Freda – powiedziała cicho Luna nietypowo poważnym głosem, na co George upuścił Medal Cywilny na ziemię, gdzie uderzył nagrobek z charakterystycznym dźwiękiem.

- Co masz na myśli?
- Jest zbyt smutny – powiedziała, przenosząc swój wzrok pełen łez na Georga – „Odszedł bez pożegnania”… To prawda, ale Fredowi by się to nie spodobało. Wiesz to.

Miała rację. Fred by nienawidził tego nagrobka. Łaciński napis był charakterystyczny dla czysto krwistych rodzin. Prosty i tradycyjny. Pewnego rodzaju hasło, które nadawało się do wielu sytuacji (no bo jak wiele osób tak naprawdę zdołało się pożegnać przed śmiercią?). Fred nie chciałby go na swoim grobie.

- Nie dali mi prawa głosu – tak naprawdę, nie był w stanie robić nic innego niż płakać w czasie, kiedy nagrobek był robiony.

Luna nagle uklęknęła i chwyciła swoją różdżkę. Po cichu, zaczęła tworzyć nowe słowa na złocie, zaraz pod łacińskim Abiit nemine salutato. George chciał ją powstrzymać, ale wtedy zostawiliby grób Freda niedokończony. Zaczęte słowa, ale nigdy nie ukończone. Coś zaczętego, coś, co nie było skończone. A kimkolwiek Fred nie był wcześniej, jedno było pewne – teraz już go nie było, skończył się.

Luna wyprostowała się i spojrzała w dół na swoje dzieło z dumą. Teraz, pomijając te bezosobowe słowa, George mógł odczytać:

Acta est fabula, plaudite!

Łacina była językiem, któremu on i Fred poświęcili trochę czasu (chyba była to jedyna rzecz, do której podeszli z powagą), bo była bardzo przydatna w wymyślaniu nowych zaklęć (i innych rzeczy…). Więc George wiedział co ten cytat znaczy. Był on dosyć znany. Był niemal wesoły, w ponury sposób, i tak przypominający Freda, że George żałował, że to nie on go wymyślił. Spektakl się zakończył, brawa!

- Dziękuję – usłyszał swój głos po czym upadł na kolana, pochylił głowę i zaczął płakać. Luna położyła dłoń na jego ramieniu. Jej ciężar był niemal pocieszający, pomimo tego, że prawie nie zdawał sobie sprawy z jego obecności.

Spektakl się skończył, Fred nie żył, a George był sam.


10 komentarzy:

  1. Nie mogę się doczekać się następnych rozdziałów. Mam nadzieję, że będą pojawiać się w miarę często. C: Tłumaczenie jest bardzo dobre. Nie wyłapałam błędów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Pomimo obcowania z angielskim na co dzień, trochę trudne jest tłumaczenie go na polski. Przynajmniej dla mnie, łatwiej jest z polskiego na angielski. Dlatego bardzo dziękuję za miłe słowa.

      Usuń
  2. Cudowna historia :) pelna emocji, genialnych opisow - wydaje sie byc jak idealnym epilogiem dla 'Harrego Pottera'.
    Zaskoczyla mnie tylko pomoc Luny Goerge'owi - czy nie powinna bardziej zblizyc sie do Neville? Chociaz rownie dobrze, niektore szczegoly kanonu mogly byc celowo pominiete.
    Nie moge sie juz doczekac kolejnych rozdzialow :)
    Pozdrawiam i zapraszam na historia-hermiony-riddle.blogspot.com
    Florence

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy zaczęłam czytać, też byłam trochę zdziwiona postacią Luny. Ale cóż... z artystą się nie dyskutuje :) I teraz, kiedy czytam inne opowiadania i widzę paring Luna/Neville to... tak mi trochę dziwnie.
      Przekażę miłe słowa Fulgance. Z góry dziękuję :)

      Usuń
  3. płaczę.
    śmierć Freda była chyba najbardziej wstrząsającą dla mnie nowiną, gdy czytałam/oglądałam HP. a teraz gdy czytałam jak przeżywa to George...łzy płyną po policzkach.

    naprawdę wspaniałe, bezbłędne tłumaczenie. czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie wiem co czujesz. Miałam to samo. Czytając HP jakoś bardzo tego nie odczułam, bo Rowling nie skupia się aż tak na odczuciach pobocznych bohaterów. Ale czytając to opowiadanie... płakałam. Teraz tłumacząc je, znów płakałam :)

      Dziękuję za miłe słowa i zapraszam na kolejne rozdziały.

      Usuń
  4. Dobra, więc zazwyczaj nie komentuję blogów, ale rozpłakałam się i chyba muszę to uwiecznić. Przy wspomnieniu o Fredzie po prostu pękłam. Opowieść naprawdę niezwykła i bardzo emocjonalna. Cieszę się, że tutaj trafiłam ;) Na szczęście historia ukończona, także nie będę musiała czekać na kolejne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, witam na blogu. Mam nadzieję, że spodoba Ci się reszta historii :)
      Po drugie, doskonale wiem co masz na myśli. Sama czytając tą historię po raz pierwszy płakałam przy niektórych rozdziałach. I nawet teraz, przechodząc do komentarzy pod tym rozdziałem (używam telefonu więc trochę mi to zajęło...) zaczęłam mimowolnie czytać i znów zaczełam płakać. Eh... Coś w tym widocznie jest :)
      Miłego czytania! Pozdrawiam,
      Lexie

      Usuń

Calliste Bajkowe szablony