czwartek, 27 czerwca 2013

Hospital Beds by land of a thousand words

Witam, witam :)

Dzisiaj coś nowego. Ostrzegam - smutne!

 tutaj możecie znaleźć oryginał. Piszcie, co myślicie o tym opowiadaniu.

PS. zostałam nominowana do Liebster Award, ale mam trudności z wybraniem kolejnych 11 blogów do nominowania... Strasznie trudne zadanie. 

Miłego czytania :)


~-o-~

„Leżąc w szpitalu, nie mamy żadnych szans na ozdrowienie; szczęście i cierpienie.”

Pewnego chłodnego, szarego poranka, wczesną jesienią, Hermiona Granger nareszcie się obudziła przez dźwięk pikania; z lekkim postukiwaniem na dodatek. Powtarzające się, jak krople deszczu uderzające o szkło. Buty stukały o podłogi, które były zbyt czyste dla ich własnego dobra. Przytłumione szlochy, mdlejący okrzyk. Ale oprócz tej dziwnej mieszanki bliskich pikań i dalekich stukań, było cicho. Pik. Stuk. Pik. Stuk.

Bała się otworzyć oczy. Nie mogła być pewna jak długo tutaj leżała, przytomna i obudzona, ale z zamkniętymi oczami. Co zobaczy, kiedy je otworzy? To dobrze słyszeć odgłosy i robić założenia, ale czasami jej umysł po prostu nie mógł się powstrzymać i odpływał. Czasami wybierał się w miłe lokalizacje; białe piaszczyste plaże, które odwiedzała z rodzicami, boiska do Quidditcha i śniadania w Norze. Ale czasami… czasami było tam ciemno. Mokro i o zapachu śmierci. Brzmiało jak krzyk.

Jej powieki powoli się uniosły i ujrzały… zaskakująco pusty pokój. Prawdę mówiąc, nie była zbyt załamana z tego powodu. Spodziewała się, że niedługo zobaczy swoich przyjaciół, ale teraz, naprawdę, wolała być sama. Żeby przyzwyczaić się do swojej sytuacji. Ale technicznie rzecz ujmując, nie była sama. Otworzyła usta by wydać z siebie ciche westchnięcie i zamarła.

Draco Malfoy trochę podrósł przez ten ostatni rok lub dwa, odkąd opuścili Hogwart. Szósty rok dosyć odcisnął się na jego ogólnym wyglądzie. Włosy mniej błyszczące, chudy tak, że było widać kości, zbyt przerażony by się odezwać. Zbyt przerażony by zrobić cokolwiek. Do dnia, kiedy jego najlepszy przyjaciel został zamordowany. A potem jego matka, potem jego ojciec, a potem pokazał się w drzwiach pod Numerem 12, wyglądając jakby śmierć już się do niego dobrała. Nie myślała, że może wyglądać gorzej niż wtedy, kiedy wędrował bez celu po korytarzach Hogwartu jak duch. Myliła się. Postawienie się na nogach zajęło mu trochę czasu. Ale w końcu zaczął pojawiać się na spotkaniach, rozbudowując strategię po strategii. Nie było niespodzianką, że jest w tym dobry. Po prostu miał do tego talent. Już około roku walczy z Zakonem. Pomimo tego, że jest już większy, nadal wyglądał na strasznie małego na tym łóżku. Jego włosy były trochę dłuższe, trochę mniej blond. Miał delikatny zarost i pomyślała: Boże, musi tego nienawidzić. I to oczywiście zmusiło ją do rozmyślania o tym, czy on potrafi nienawidzić cokolwiek.

- Przestań – jej własny głos brzmiał obco. Zachrypnięty i suchy. Dźwięk był ledwie słyszalny, co sprawiło, że pokój wydawał się jeszcze bardziej pusty. Już nie czuła się wdzięczna za bycie samą i spojrzała na drzwi tęsknym wzrokiem. Wszystko, żeby chociaż na chwilę oderwać wzrok od okupowanego łóżka naprzeciwko niej.

~-o-~

Jej następna pobudka była bardziej przyjazna. Harry siedział po jednej stronie, a Ron po drugiej, rozmawiając cicho. Delikatnie pociągnęła nosem, na co obaj odwrócili głowy w jej stronę. Harry obdarzył ją jednym ze swoich szczerych, firmowych uśmiechów, a Ron próbował ukryć każdą oznakę przytłaczającego uczucia, które czasami sprawiało, że czuła się dziesięciokrotnie lepiej lub gorzej. Teraz było gorzej.

- Hermiona – powiedział delikatnie Harry, leciutko ściskając koniuszki jej palców. Wskazała na dzbanek z wodą na stoliku obok łóżka i Ron szybko nalał jej do szklanki. Obaj wpatrywali się w nią kiedy brała małe łyki chłodnego, kojącego napoju. Nie popędzała tego. Czekali bóg wie ile. Mogli czekać dłużej.

Nie była zbyt spragniona minutę czy dwie później, więc wreszcie przemówiła. Poczuła ulgę, kiedy jej głos brzmiał znajomo i kojąco.

- Jak długo spałam? – próbowała mówić pewnym głosem. Pomimo tego, delikatna woń strachu była słyszalna. Dzień, tydzień, miesiąc… rok?

- Tylko jakiś tydzień lub dwa, Miona. – odpowiedział jej Ron. Pomimo tego, że próbowała się powstrzymać, nie mogła i zastanawiała się, czy mówili tak cicho by nie przeszkadzać Draco. Więc pewnie teraz śpi.

Westchnęła z ulgą (z dwóch powodów, ale tego nie musieli wiedzieć), a Harry zaczął mówić zanim była w stanie zadać kolejne pytanie.

Przesiadł się na pobliskie krzesło, ale jego palce nadal ściskały jej.
- Pamiętasz ostatnią obławę, zgadza się?
- Tak. Dostaliśmy dosyć ważne informacje na temat lokalizacji Bellatrix?
- Tak… - kontynuował – Ty i Draco zgłosiliście się. Tonks i Ron poszli z wami. – kiwnęła głową w zrozumieniu. W tym miejscu jej wspomnienia zaczynały się zamazywać – Ten cynk nie był tylko ważny, Hermiona. Był wszystkim, na co czekaliśmy. Wiedzieliśmy, że ma tuziny kryjówek w całym kraju, ale tą musieliśmy znaleźć. To był jej Numer 12. Były tam informacje na temat lokalizacji grup Śmierciożerców i podobno była tam również biblioteka Czarnej Magii. Czarnej Maggi, którą potrzebowaliśmy zrozumieć by być w stanie zniszczyć Vo… Sama-Wiesz-Kogo.

Więc zaklęcie namierzające nadal działało. „Nie wymawiamy imienia Wielkiego Złego Wilka, rozumiesz?”„Tak, mamo.”. Teraz zaczynała się trochę martwić. Wcześniej, budziła się w szpitalu wiele razy. Zwykle po prostu przechodzili do sedna sprawy, nigdy nie bawili się w detale by przypomnieć jej, dlaczego musieli coś zrobić. Wiedziała dlaczego. Wiedziała dlaczego odkąd miała 11 lat i podążyła za nim przez klapę w podłodze Hogwartu. Wiedziała. Zawsze wiedziała.

- Po prostu to powiedz, Harry! – powiedziała rozdrażniona.

Harry szybko rzucił okiem na Rona, prawdopodobnie mając nadzieję, że ona nie zauważy. Ale zauważyła. Widziała wszystko, powinni o tym wiedzieć.

- Zdobyliście informacje Hermiono. Ty i Draco. Zdobyliście je razem… Byliście wspaniali.
- Niesamowici. – potwierdził Ron z uśmiechem. Teraz siedział w nogach jej łóżka, zaraz za kocem, który przykrywał jej stopy.

Nie wiedziała dlaczego mówili, że ona była wspaniała, ani dlaczego odnosili się do obojga, jej i Draco mówiąc, że byli „wspaniali”. Nigdy nie zachowywali się w stosunku do niego zbyt przyjaźnie.

- Hermiona… tak mi przykro – Harry puścił jej dłoń by zdjąć swoje okulary i położył je ostrożnie na łóżku. Patrzyła jak potarł swój nos i miała wielką ochotę uderzyć go w głowę. Kto przeprasza jakby miał się zaraz skończyć świat, nawet nie wspominając za co przeprasza?

- Wiedzieliśmy o tobie i Draco, Miona. – nie wyglądała na zaskoczoną pomimo tego, że była. Była również zdziwiona, że to Ron to powiedział, i że nie doświadczał charakterystycznego zarumienienia Weasley’ów. Od górnej części policzków, na czole i karku. Ron i Harry wymienili kolejne ze spojrzeń, które doprowadzało ją do wściekłości. Harry znów spojrzał na podłogę.

- Byłaś w ciąży.

Teraz wyglądała na zdziwioną.

~-o-~

Miesiąc wcześniej

Nawet lubiła to skradanie się. Pomimo tego, że skradali się tak już dłuższy czas, nadal to lubiła. To nie była sprawa bycia „zawstydzoną” czy coś w tym rodzaju. To było po prostu pragnienie posiadania czegoś własnego. Informacji, której nie musiała dzielić ze wszystkimi innymi, i tak mu powiedziała.

- Lubię mieć cię dla siebie. – powiedziała, obejmując ramionami swoje zgięte w kolanach nogi. Siedzieli naprzeciwko siebie w starej, zabytkowej wannie, którą odkryła kilka tygodni wcześniej. Rzuciła zaklęcie ukrywające na ten pokój. Powie o nim innym później. Teraz to było coś, co było jej. Ich.

Rzucił jej jeden ze swoich rzadkich uśmiechów i rozłożył ręce by oprzeć się wygodnie o porcelanowy bok. Para sprawiała, że jego włosy opadły na czoło i chciała powiedzieć coś głupiego i figlarnego, coś w stylu „Chciałabym napomknąć, iż wyglądasz dzisiaj diabelsko seksownie”. Ale nie zrobiła tego. Zatrzymała to dla siebie by móc pośmiać się później. Kiedy będzie potrzebowała śmiechu. Bo wiedziała, że prędzej czy później będzie.

Podobnie jak mogłoby się to zdarzyć w powieście Jane Austen, odpowiedział „Cała przyjemność po mojej stronie”. Zaśmiała się. Dźwięk ten został delikatnie zduszony przez wiszącą w powietrzu parę wodną. Woda zaczęła poruszać się obijać o brzegi, kiedy ruszyła się do przodu, rozsuwając jego uda jak najszerzej mogła i owijając zaborczo ręce wokół jego karku. Nadal trzymał swoje ręce na wannie, pomimo wiedzy, że ona wręcz umiera by poczuć je na swojej talii, plecach, nogach… gdziekolwiek.

- Przestań poświęcać całą swoją uwagę tej cholernej wannie, Malfoy.

Uniósł jedną perfekcyjnie ukształtowaną brew i wycedził:
- Och… Teraz jestem Malfoy, co?
- Tylko jeśli musisz.

To był jeden z tych rzadkich, ale cennych momentów, kiedy nie byli w stanie przestać się śmiać będąc razem. Nawet jeśli się wydawała z siebie głupie, podobne do pisków dźwięki, a on był pewnym siebie, uczuciowym kochankiem, którym był zawsze, nadal nie mogli przestać się śmiać. Nie była w stanie myśleć trzeźwo przez kilka minut, ale potem znów zaczynała się śmiać. To było piękne.

Kiedy woda wystygła, pot na ich skórze wysechł kiedy leżeli zaplątani w kwieciste narzuty, które wzięli ze sobą, on szeptał jej do ucha o rzeczach, które będą robić po wojnie. Było to trochę niezrozumiałe i było jej trudno skoncentrować się przez ciepły oddech na jej karku i ręce na jej ciele. Potem wreszcie odwrócił się i znalazł drogę do jej ust i mogła spijać z nich każde słowo. Zabierała wszystko i nie chciała nigdy wypuszczać.

~-o-~

- Hermiona, słyszałaś mnie? – Harry teraz na nią patrzył, jego oczy szeroko otwarte i niesamowicie zielone – Hermiona?

Zamknęła oczy i kiedy pokręciła głową mogła poczuć kiepski stan swoich włosów, które dotykały jej policzków.

- Powiedziałeś, że byłam. Powiedziałeś… byłam w ciąży.
- Przykro mi.
- Przestań powtarzać, że ci przykro. – syknęła, ale w momencie się poprawiła – To nic. To… to i tak byłby nienajlepszy czas.

Patrzyła w dół na swoje dłonie, ale wiedziała, że oni znów patrzyli na siebie, myśląc różne irytujące rzeczy, jak: „Biedna Hermiona. Na pewno teraz zacznie dziwnie się zachowywać i przeżywać. Jakby sam pomysł sypiania z Malfoy’em nie był wystarczający by musieć wylądować w psychiatryku.”

Ta racjonalna część jej mózgu wiedziała, że nigdy nie pomyśleliby czegoś podobnego. Nie ważne jak bardzo nie rozumieli jej związku z Draco, nigdy nie nazwaliby jej szaloną. Wiedzieli, że była to jedna z niewielu rzeczy, na które mogła liczyć. Do czasu starej, zabytkowej wanny i kwiecistych narzut, pomyślała smutno. Ale to się nie liczyło. Czasami, w sytuacjach takich jak ta, racjonalne myślenie na wiele się nie zdawało.

Spojrzała na Harry’ego, który założył okulary. Wyglądał na trochę zdezorientowanego widokiem wyraźnego świata. Jakby zdjęcie ich miało sprawić, że rzeczy były mniej realne, sprawić, że wszystko znów było dobrze.

- Draco, on… wszystko z nim w porządku, tak? To znaczy… on tylko śpi?

Na szczęście nie musiała długo czekać na odpowiedź, bo Harry odetchnął z ulgą i rzucił:
- Tak. On śpi. Dostał Crucio, ale nic mu nie jest. Powinien się niedługo obudzić.

Nie mogła jeszcze płakać. Desperacko chciała, ale tylko z wdzięczności, mogła poczekać. Nigdy nie traciła fasonu przy innych. Nawet przy tych, którym ufała najbardziej. Wymienili jeszcze kilka cichych słów, kondolencji i tym podobnych, ale po dwóch troskliwych pocałunkach w czoło, wyszli. Ale smutek zawisł w pokoju jak ciężki, duszący dym.

Kiedy powietrze dotknęło jej bosych stóp, okazało się, że jest lodowate, ale orzeźwiające. Przynajmniej wiedziała, że nie była na nic znieczulona. Podłoga była tak błyszcząca, jak sobie ją wyobrażała, i trochę śliska. Wędrówka do jego łóżka była dłuższa niż powinna być. Dlatego tak się dłużyła, bo wiedziała, że on nie śpi. Wystarczająco długo nie śpi. Nie dał żadnego konkretnego znaku, ale dzięki niektórym rzeczom, po prostu się to wie. Niemożliwe było, że mógłby nadal spać.

Delikatnie przejechała ręką po jego czole, odrzucając włosy do tyłu.
- Draco. – wyszeptała mu do ucha – Nic się nie stało. – dotknęła czołem jego policzka. W miejscu gdzie dotknęła nosem jego skóry, był strupek. Goił się. Wygoi się. Kiedy podniosła głowę by na niego spojrzeć, zatopiła się w jego szarych, wilgotnych oczach. Poczuła łzy, nawet nie wiedząc, że je uroiła i bez wahania odkryła jego koce i wślizgnęła się na łóżko, obok niego. Rozkoszowała się dotykiem jego stóp, jego nóg, jego brzucha na jej.


Muskał jej usta swoimi i szeptał do niej, dopóki nie zapadła w przyjemne zapomnienie. 

3 komentarze:

  1. Chaotyczne - nawet bardzo, ale piękne. Wyjątkowe.
    Po prostu brak słów ...
    Może to kwestia tego, że mam słabość do krycia się bohterów ze swoim związkiem, ale to była jedna z ciekawszych miniaturek, jakie czytałam.
    Liczę, że częściej będziesz tłumaczyć miniaturki :)
    Pozdrawiam i zapraszam na historia-hermiony-riddle.blogspot.com
    Florence

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do Liebster Award. więcej inf. na http://dm-i-hg-story-of-us.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałam Cię poinformować , że nominowałam Cię do Liebser Award.
    Info na http://diabel-wiewioreczka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Calliste Bajkowe szablony