środa, 12 czerwca 2013

Cena zwycięstwa. Rozdział 4





Przepraszam za możliwe literówki czy inne błędy. Połowę pisałam jednym okiem oglądając koncert 30 Seconds To Mars (jestem mega fanką) z Rock Am Ring 2013. Bardzo polecam :) Możecie znaleźć go tutaj. Drugą połowę pisałam przy tym utworze. Uwielbiam te dwie.

Kolejny rozdział przed Wami. Możecie go znaleźć pod tym linkiem. Chyba jeszcze nie wspominałam, że całe opowiadanie ma aż 50 rozdziałów. Tak więc... jeśli martwicie się brakiem Dramione... przestańcie :) Jest jeszcze sporo czasu na rozkręcenie akcji.

Miłego czytania.

Rozdział 4
Może któregoś dnia
2 czerwca 1998

Harry siedział w cieniu drzewa rosnącego nieopodal ogrodu. Przed nim stało niepozorne pudełko, na którym rozłożona była czerwono-czarna plansza, a po jej drugiej stronie siedział Ron. Szachy były jedyną rzeczą, która potrafiła oderwać jego myśli od nieprzyjemnych wydarzeń, więc Harry pozawalał wciągać się w kolejne rozgrywki pomimo tego, że zawsze przegrywał. Pokazał Ronowi mugolską wersję szachów, w które właśnie grali. Na początku, Ron twierdził, że są nudne, ale potem doszedł do wniosku, że rozkładanie planszy jest łatwiejsze i szybsze niż taszczenie jego cennych (i ciężkich) szachów po schodach.

Ron powiedział coś, na co Harry wybuchł śmiechem. Jej serce zacisnęło się boleśnie kiedy odstawiała talerz, który właśnie umyła. Rozsiadła się wygodnie naprzeciwko okna, położyła nogi na pobliskim krześle i po prostu na niego patrzyła. Śmiech rozjaśniał jego twarz. Był piękny, tak piękny jak zawsze. Po roku ukrywania się, powrócił do niej chudszy, wyższy i dojrzalszy. Nie miała nic przeciwko, tak samo jak on nie miał nic przeciwko podobnym zmianom u niej. Najważniejsze było to, że do nie wrócił. Żywy. I kochał ją. Przynajmniej tak jej powiedział. Ale…

Już nie widziała celu ich związku.

Myślała, że problemem jest kiepskie wyczucie czasu Harry’ego. Spędziła sześć lat mając nadzieję, że wreszcie ją zauważy. Kiedy wreszcie zauważył, musiał odejść. A kiedy powrócił, wszystko było inne.

Dali sobie szansę, bo oboje nadal coś czuli. Próbowali przez miesiąc i jak na razie, skutki były katastrofalne. Nie wiedziała czy Harry naprawdę tego nie widział, czy po prostu postanowił to zignorować. Nie wiedziała, która opcja byłaby gorsza. Tak czy inaczej, nie całowali się od Ostatecznej Bitwy ani nie rozmawiali tak jak kiedyś. Harry szeptał jej do ucha czułe słówka i czasami głaskał jej włosy w sposób, przez który czuła się trochę jak zwierzak. Potrafiła godzinami wpatrywać się w jego oczy. Ale oprócz wyuczonych ruchów i słów bez znaczenia… nic. I oboje wiedzieli dlaczego.

Ona nie mogła przestać myśleć o Fredzie. Bycie szczęśliwym w takiej sytuacji wydawało jej się niemożliwe. A Harry… Harry nie mógł przestać myśleć o wszystkim. Czasami zaczynał zdanie, po czym przerywał nagle i wpatrywał się przed siebie niewidzącym wzrokiem, zagubiony we wspomnieniach. I to nigdy nie były te dobre wspomnienia. Tyle lat po poznaniu go, nareszcie znalazła coś, czego nienawidziła w Harry’m Potterze. Zawsze podziwiała sposób, w jaki brał odpowiedzialność za wszystko. Ale robił to, bo wiedział i akceptował fakt, że tak po prostu jest. Ale to zaszło za daleko. Obwiniał się o wszystko. Cudem było to, że zdołał się zaśmiać… chyba, że robił to ze względu na Rona.

- Ginny? – delikatny głos Hermiony rozległ się za nią.
Podskoczyła i odwróciła głowę w stronę, z której dobiegał dźwięk.
- Przepraszam – szybko powiedziała Hermiona podchodząc do niej – Przepraszam, nie pomyślałam…
- Nic się nie stało – powiedziała Ginny, zmuszając się do uśmiechu przez łzy, które właśnie formowały się pod jej powiekami.
Uniosła rękę i podparła nią głowę.
- Przeżyję. Nie to, że jest po co…
- Och, Ginny… - powiedziała Hermiona, jej głos nagle niezwykle współczujący.

Ginny zauważyła jej szybkie spojrzenie przez okno i poczuła, że jej serce się zatrzymuje. Zawsze doceniała spostrzegawczość jej przyjaciółki: Hermiona wiedziała. Ginny zamknęła oczy i odwróciła głowę, nagle czując się zmieszana.

- Ginny – powtórzyła Hermiona obejmując ją ramieniem, chcąc ją przytulić – Wszystko będzie dobrze.
- Nie, nie będzie.
- No dobra, może nie będzie – przyznała Hermiona i Ginny uśmiechnęła się do siebie – Ale to jeszcze nie koniec świata.

Spojrzała na swoją przyjaciółkę podejrzliwie, jakby zastanawiając się czy problem Ginny faktycznie mógłby rozpętać apokalipsę, na co Ginny pokręciła głową.
- Wiesz… ostatnio z Ronem też nie było łatwo. To normalne, Ginny. Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci tym, co się działo.

Ginny znowu pokręciła głową, tym razem gwałtowniej.
- To nie tak – powiedziała – On nie jest… „wstrząśnięty”. To znaczy, znam Rona i ja – moja cała rodzina – jesteśmy „wstrząśnięci”. Ale Harry nie jest. On jest odmieniony. Czasami czuję, jakby coś wyssało z niego całe życie. Po prostu bycie przy nim przypomina mi o rzeczach, których wolałabym nie pamiętać. – nagle podniosła głowę – Wiem, że to brzmi strasznie samolubnie, ale…
- Wcale nie – ciepło powiedziała Hermiona – Chyba wiem co masz na myśli. Posłuchaj Ginny, nie musisz przez to przechodzić. Nie powinnaś tak cierpieć.
- Masz na myśli, że powinnam z nim zerwać – powiedziała stanowczo Ginny.
- Jeśli tego chcesz.
- Ale nie chcę – odpowiedziała z desperacją – Kocham go, wiesz, że to prawda. Chciałam z nim być od tak dawna, a kiedy nareszcie jest mój, on… - czuła, że jej gardło zaciska się nieprzyjemnie, ale nie chciała płakać, nie mogła – on jest inną osobą. Ale nie chcę żeby to się skończyło. Chcę go z powrotem, takiego jakim był kiedyś. – łzy zbierające się pod jej powiekami prawie wypłynęły – Po prostu chcę go z powrotem – powiedziała cicho i ze spokojem.
- To zrozumiałe – Hermiona wzięła ją za rękę – I całkiem normalne. On wróci. Obiecuję ci.

Ginny kiwnęła głową, ale nic nie powiedziała. Jej ciało było zbyt spięte by mogła wypuścić z siebie jakiekolwiek słowa. Ale Hermiona wiedziała.

- Wszystko będzie dobrze – wyszeptała – Obiecuję, Ginny.

Czy nadal rozmawiały o Harry’m?

~-o-~

- Znów przegrałeś, co Harry? – Hermiona rzuciła w stronę chłopaków kiedy wrócili do domu – Zgadłam, bo masz ten charakterystyczny wyraz twarzy.

Wyraz, o którym wspomniała był uśmiechem od ucha do ucha, który sięgał nawet jego oczu. Ginny nie miała pojęcia, w jaki sposób to miało odzwierciedlać porażkę, ale była zazdrosna, bo to Ron wywołał ten uśmiech.

- Albo dlatego, że jeszcze nigdy nie zdołałem z nim wygrać – zaśmiał się Harry – Ty powinnaś kiedyś spróbować. Jestem pewien, że byłabyś lepsza niż ja… chociaż Ron raczej powie ci, ze to wiele nie znaczy.
- Może tak, ale chyba wolę unikać takiej sytuacji – powiedziała Hermiona bacznie przyglądając się jego ubraniom z widocznymi zielonymi plamami – Jak zdołałeś zrobić to?

Chłopcy spojrzeli niewinnie po sobie.

- No dobra. Zapomnijmy o tym. Chyba jednak nie chcę wiedzieć. Masz coś na nosie, Ronald.

Ron sięgnął dłonią by go wytrzeć, uśmiechając się głupio. I był to tak szczery uśmiech, że Ginny znów poczuła znajomy już ból w sercu. Czy już zawsze będzie cierpieć widząc czyjeś szczęście? Jak może być tak podła?

Jak to się stało, że nigdy to nie ona jest osobą, która wywołuje taki uśmiech?

- Ginny – powiedział Ron jakby dopiero teraz ją zauważył – Tak się zastanawiałem… Masz może jeszcze jakąś parę Uszu Dalekiego Zasięgu? Harry i ja wpadliśmy na taki pomysł… swego rodzaju kawał, który chcieliśmy zrobić Krzywołapowi…
- Dotknij tego kota, a nie zdołasz się przede mną ukryć, Ronaldzie Weasley – rzuciła ostrzegawczo Hermiona.

Chłopcy zaśmiali się znów, chociaż Harry wyglądał na trochę zmartwionego.

Właśnie o to chodziło. Ta krótka, niewinna wymiana spojrzeń pomiędzy przyjaciółmi, którzy razem przeszli przez wszystko, co najgorsze. Najlepszymi przyjaciółmi. Tego Ginny nie była w stanie zrobić. Hermiona była zbyt związana z chłopakami, Ron był chłopakiem, a Harry powodował, że przez większość jej pobytu w Hogwarcie nie była w stanie wykrztusić przy nim słowa. To było coś, czego ona nigdy nie będzie miała. To było poza jej zasięgiem. Nie mogła sobie wyobrazić, jakim cudem ta trójka, która widziała tak wiele i cierpiała tak wiele, nadal mogła żartować i śmiać się jakby nic się nie stało. Ale tylko gdy byli we trójkę, bo Harry’ego myśli odpływały do ciemnych zakamarków wspomnień kiedy był z nią.  

Hermiona zauważyła zmartwienie na jej twarzy – to chyba taka dziewczęca umiejętność, lub po prostu, umiejętność Hermiony – i dała radę wygonić Rona z kuchni, po czym podążając za nim, zamknęła drzwi. Zostawiła Ginny i Harry’ego samych.

Usiadł na stole, twarzą do niej i powiedział:
- Musimy porozmawiać.

Ginny kiwnęła głową. Harry sięgnął ręką i złączył swoje palce z jej. Ginny próbowała nie wzdrygnąć się na skutek jego dotyku. Nie tego się spodziewała, biorąc pod uwagę fakt, że był to moment ich zerwania. Ale Harry zawsze był delikatny w stosunku do niej.

- Ginny – powiedział ostrożnie – Czy wszystko w porządku? Ostatnio wydajesz się… czymś zatroskana.

Uśmiechnęła się do niego, bo zwyczajnie nie mogła się powstrzymać. Nigdy nie mogła.
- Wszystko w porządku.
- O czym właśnie myślałaś?
Mrugnęła nagle i Harry powoli zaczął się wycofywać.
- Nie musisz mówić jeśli nie chcesz – powiedział szybko – Ja tylko…
- Pytam – dokończyła za niego – Tak naprawdę nie chcesz usłyszeć odpowiedzi. Jesteś uprzejmy. Jakbyś odnosił się do praprababki lub kogoś w tym rodzaju.
- Co? – Harry wyglądał na szczerze zakłopotanego i niemal natychmiast pożałowała swoich słów.
- Właśnie o tym myślałam, Harry. O tym, że nie zachowujemy się jak para. My nawet nie zachowujemy się jak przyjaciele. Tylko jak zwykli nieznajomi, którzy zostali zmuszeniu do bycia miłymi dla siebie.

Po jej słowach zapadła długa, niezręczna cisza.

- To niesprawiedliwe, Ginny.
- A to nieprawda? – pokręcił głową bezradnie.
- To dla mnie trudne, Ginny. Przepraszam, że nie jest tak, jak było wcześniej… jak wtedy, tamtego roku… ale nic na to nie poradzę. Staram się. Wiesz o tym, tak? – spojrzała w jego świdrujące, zielone oczy, próbując znaleźć w nich siłę.
- Wiem.
- Możemy to naprawić – powiedział – Wiem, że damy radę. Może to zająć trochę czasu, ale…
- Ja nie potrafię, Harry. Nie jestem w stanie tego naprawić. Staram się, ale ty mi nie dajesz.
- Ginny…
- Nie próbuj mnie powstrzymać Harry. Myślałam o tym od kilku dni. To koniec. Koniec nas. Nie możesz… - zacięła się – nie jesteś w stanie teraz utrzymać związku. Może później się to zmieni, ale póki co, nie jesteś w stanie. I nie winię cię za to. Może ja też nie jestem gotowa. Wiem tylko tyle, że się nam nie układa.

Odwrócił głowę i wiedziała, że smutek w jego głosie nie był udawany.
- Kiedyś byliśmy idealną parą.

- Może któregoś dnia znów będziemy – powiedziała.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Calliste Bajkowe szablony