Witajcie! Przepraszam, że nie było mnie tak długo. Jak zapewne zauważyliście, mam nowy szablon, za który baaardzo dziękuję Meed Meadow. Jak wam się podoba?
Dziękuję bardzo za codzienne odwiedziny. Kocham Was za to :*
Miłego czytania.
Rozdział 15
Osobiste zaangażowanie
13 września 1998
- Krążą plotki, że wreszcie będziemy coś robić. To znaczy, aresztowania i
tym podobne. – powiedział Neville. Ale Aurorzy nie wierzą plotkom i po
długim czasie „pracy” – treningu – w
Biurze Aurorów, Lee niebardzo wierzył, że dzisiejszy dzień był tym, w którym
miałoby się coś zmienić.
Jak się okazało, plotki, chociaż
raz, nie były aż tak zmyślone.
- Wezwałem was wszystkich tutaj –
powiedział Kingsley – ponieważ mamy niecierpiącą zwłoki sprawę. Normalnie, nie
wzywałbym Aurorów w trakcie szkolenia, ale wszyscy pokazaliście swoje
umiejętności i odwagę, i myślę, że poradzicie sobie z misją. Nie mamy aż tylu
wyszkolonych Aurorów, że zaradzić temu wystarczająco szybko, i właśnie dlatego
pomyślałem o was. – Kingsley przeskanował wzrokiem zebranych – Ta nagła sprawa
to oczywiście Śmierciożercy, którzy wciąż są na wolności.
Lee odruchowo zacisnął pięść.
- Są oni zagrożeniem dla populacji
czarodziejów, jak i ludzi w ogóle. Muszą zostać zatrzymani i uwięzieni jak
najszybciej się da. Dlatego też… poprosiłem Dyrektora Biura Aurorów aby
sporządził listę Śmierciożerców. Już połowę z nich, przekazaliśmy chętnym czarodziejom, ponieważ nie mamy
wystarczającej liczby Aurorów. Wszyscy ze starszych Aurorów, zajmują się tą
sprawą. Zostało nam sześciu. Chciałbym, żeby każda z par wybrała jednego.
Będziecie prowadzić obszerne badania w związku z tą sprawą, dopóki
Śmierciożerca nie zostanie schwytany. Każda z par, w polu będzie współpracowała
z jednym z Aurorów.
„Pary”, o których wciąż powtarzał
były grupami, do których zostali przydzieleni dwa tygodnie po rozpoczęciu
szkolenia. Po sprawdzeniu ich wyników, Główny Auror, Gawain Robards,
przyporządkował każdemu partnera na podstawie ich poziomu, dopasowując ich wady
i zalety. Neville, który był bardzo dobry w maskowaniu się, a trochę gorszy w
ataku i obronie, został sparowany z Woodem, który był lepszy w tropieniu. Lee
został przydzielony do Harry’ego. Pomysł był taki, że członkowie grupy mieli
się uzupełniać, ale nie zawsze tak wychodziło. Na przykład Ron, nie mógł znieść
swojego partnera, co więcej, uczucie było obustronne, co tylko utrudniało im
pracę.
Kigsley podawał kopie teraz
krótkiej listy. Lee szybko przeskanował ją wzrokiem, była w porządku
alfabetycznym. Avery, Marcus. Gibbon, Teague. Lestrange,
Rabastan. Lestrange, Rudolphus. Rookwood, Augustus. Wilkes, Valerio.
- Chciałbym, abyście uzgodnili to
między sobą jak najszybciej – mówił Kingsley – Jeśli moglibyście podać swój
wybór do końca dnia…
Ale teraz, Lee słuchał tylko jednym
uchem, ściskając papier tak mocno, że miął się w jego palcach. Tak mocno, że
jego knykcie stały się białe. Tak mocno, że Harry, który siedział obok niego,
szturchnął go i zapytał, czy wszystko w porządku. Lee pokręcił głową i nic nie
powiedział.
Rookwood,
Augustus. Rookwood, Augustus. Rookwood, Augustus. Rookwood, Augustus.
- Lee… - powiedział cicho Harry –
Nie sądzę żeby to był dobry pomysł.
- Och… bo pewnie masz lepszy? –
rzucił Lee, trochę zbyt głośno.
Harry pokręcił głową i wrócił do
słuchania Kingsley’a.
Trzydzieści minut później, Lee był
pierwszy w kolejce do listy, którą pracownik Ministerstwa przypiął do tablicy
ogłoszeń. Zaraz obok Rookwood, Augustus, napisał: Grupa nr 3, Lee Jordan & Harry Potter.
~-o-~
Jedyną rzeczą, której Lee naprawę
nienawidził była jego praca. Jego cholernie bohaterska
praca Aurora. Och, tak, na początku brzmiało to bardzo fajnie. Yay, patrzcie a
mnie, poluję na złych czarodziei. Ale tak naprawdę, jedyne, co do tej pory
robił, to słuchanie gadki emerytowanego Aurora na temat niebezpieczeństw i
ryzyka powiązanego z pracą (Przecież to wiem, co nie? Walczyłem w tej cholernej wojnie).
Słuchał o tym, jak zła jest jego postawa, i że nigdy nie powinien zostawiać
różdżki gdzieś, gdzie nie mógłby dotrzeć w 0.77 sekundy by ją chwycić.
Szkolenie Aurorów było tak trudne
jak powinno i nie tak interesujące (oprócz kilku zadań w terenie) jak się
wydawało. Był tylko jeden powód, dla którego nadal tak uczęszczał. Był chyba
najbardziej zdeterminowany by zostać Aurorem jak najszybciej – miał nadzieję,
że wcześniej niż po pięciu latach, jak wszyscy. I nie dlatego, że była to jego
wymarzona praca – to było idealistyczne podejście Harry’ego, nie jego. Lee miał
osobisty powód by przyjąć ofertę Minieterstwa.
Robił wszystko co mógł by być
najlepszym. Często siedział do późna, ucząc się, co szybko wzniosło go na
czołówkę klasy we wszystkich teoretycznych testach pisemnych. Musiał pracować
ciężej przy tych bardziej konkretnych kwestiach, ale nie zbyt ciężko. Zawsze
lubił transmutację – Fred kiedyś podśmiewał się, że zadurzył się w McGonagall,
co oczywiście nie było prawdą – i był również lepszy w maskowaniu się, i nawet
tak dobrze wyćwiczył swoje zaklęcie kameleona, że stawał się prawie
niewidzialny. Dzięki roku w GD, teraz całkiem dobrze radził sobie z atakami i
obroną. Jednak denerwował go fakt, że Harry zawsze był w stanie pokonać go,
niemal bez wysiłku. Wyglądało na to, że Harry bardziej polegał na instynkcie, a
to działało. Na zajęciach z Magii
Niewerbalnej i Magii Bez Różdżek, na początku przegrywał, ale kilka bezsennych
nocy szybko rozwiązało ten problem. Eliksiry i Trucizny były stosunkowo proste.
To Tropienie i Pułapki były dla niego trudnością. Zawsze dawał się złapać. Na tych
zajęciach był najgorszy, albo może drugi lub trzeci od końca, niewiele lepszy
od Neville’a i Rona, który był strasznie niezdarny.
- Lee, wszystko w porządku?
Podniósł wzrok na Neville’a i wymusił
uśmiech.
- Tak. To znaczy… trochę się tu
nudzę, ale…
- To nie tak miało wyglądać, co
nie? – zapytał Neville – Mam na myśli szkolenie. Myślałem, że zajęcia będą
bardziej interesujące, ale… - zawiesił głos.
- Tak.
Lee wiedział co ma na myśli. Mieli
tylko cztery godziny zajęć każdego dnia, w ciągu których każdy walczył i
wpatrywał się i nic nie rozumiał. Spędzali popołudnia leniąc się, próbując
zrozumieć lekcje lub odsypiając. Podczas pierwszych tygodni, przetrząsali domy
Śmierciożerców w poszukiwaniu czarno magicznych artefaktów, ale już z tym
skończyli.
Do tej pory nie ruszyli Dworu
Malfoy’ów. Wprawdzie dzieciak Malfoy’ów – Draco? – przyszedł do nich jednego
dnia i przekazał imponujący zbiór artefaktów. Wszystkie bardzo niebezpieczne,
ale nie mieli powodu by wierzyć, że przekazał im wszystko.
- Tak. To trochę do kitu, nie?
Chociaż Harry chyba to polubił.
Neville rzucił okiem na Chłopca,
Który Przeżył.
- Nie wiem… Myślę, że to pomaga mu
zapomnieć… daje mu jakiś cel. Od czasu wojny już nie jest tym samym
człowiekiem. – Lee zaśmiał się.
- A kto jest?
- Masz rację. – powiedział Neville
– Ale wydaje mi się, że ja jestem. – Lee spojrzał na niego, zaskoczony.
- Tak. – powiedział po chwili –
Chyba jesteś.
- Ale teraz… ta sprawa ze
Śmierciożercami, to poważna sprawa, nie?
- Myślę, że jesteśmy gotowi. Walczyliśmy na wojnie.
- Tak… Tak, to prawda. – powiedział
Neville, po czym zamilkł na chwilę – Wiesz… wtedy, jakiś czas temu,
zastanawiałem się nad wzięciem Lestrange’a. Któregoś z nich.
Lee kiwnął głową. To nie była
tajemnica – przynajmniej teraz, nie po tym jak Prorok zainicjował tą głupią
kolumnę o nazwie „Bohater Tygodnia”, w której, każdego poniedziałku, reporter
przedstawiał prywatne życie „bohatera wojny”. Właśnie stąd, wiadome było, że
rodzice Neville’a byli torturowani do szaleństwa przez Bellatrix, Rabastana i
Rudolphusa Lestrange, i przez Barty’iego Croucha Jr.
- Ale potem
pomyślałem, że to nie jest dobry pomysł. Zemsta… to coś, co oni by zrobili, wiesz?
Lee znów kiwnął
głową, zastanawiając się czy Neville wie, jak bardzo on był zaangażowany
osobiście w kwestii Rookwooda… czy wie dlaczego on, wybrał jego sprawę.
Neville uśmiechnął
się lekko.
- Poza tym,
Kingsley pewnie i tak by mi zabronił. Teraz wszyscy wiedzą o mojej rodzinie i
Lestrange’ach. – znów wyglądał na poważnego – Lee, chyba lepiej niż pozostali
jestem w stanie zrozumieć co…
Wypowiedź
Neville’a została gwałtownie przerwana przez Rona, który nagle pojawił się obok
nich i uderzył Lee pięścią w twarz.
- Ty pierdolony sukinsynu! – warknął Ron, cofając rękę
by znów uderzyć – Nie waż się brać
tej sprawy, ona jest moja, on jest
mój. Fred…. – Ron wyglądał jakby na chwilę zabrakło mu słów, po czym jego pięść
znów weszła w kontakt z twarzą Lee – Sukinsyn! – powtórzył, wyciągając swoją
różdżkę.
A potem wszystko
stało się czarne.
~-o-~
Zaklęcie
oszałamiające. Na pewno.
Nie słyszał tego,
co mówił Ron poza sukinsynu, więc
wydedukował, że rudzielec wypracował magię niewerbalną. Oczywiście. Ron wybrał
akurat ten moment by pokazać swoje
umiejętności.
Jeśli miałby być
ze sobą szczery, Lee oczekiwał złości. Nie miał wątpliwości, że Ron miał zamiar
sam zając się tą sprawą. Wytropieniem Rookwooda, nawet na kocu świata i sprawić
by zapłacił za to, co zrobił… Ale Lee
musiał go w tym pokonać, nie miał zamiaru teraz się poddać. Za nic w świecie.
- Co – mówił
gwałtownie Robards – ty myślisz, że robisz? Pobicie kolegi!
- On mnie
sprowokował. – powiedział ponuro Ron.
Lee spojrzał w
górę. Leżał na swego rodzaju kanapie i po chwili zdał sobie sprawę, że był w
holu Aurorów. No cóż, daleko nie zawędrował.
- Sprowokował cię?
Serio? Czym?
Ron nic nie
powiedział. Ale oczywiście niebardzo miał wybór – Jeśli by coś powiedział, Lee
zostałby odsunięty od sprawy, ale Ron dostałby zakaz zbliżania się do niej.
Osobiste powiązania nie były pochwalane w tym zawodzie.
- Sprowokował cię.
– Robards powtórzył, tym razem z kpiną w głosie – Nie jesteś już w szkole,
dzieciaku. To jest prawdziwy świat. Potrzebujesz dobrej wymówki żeby chodzić i
rzucać w ludzi oszałamiaczami. – Robards odwrócił się w stronę Lee i uśmiechnął
się. Wydawało się, że go lubił, raczej nie tylko za jego dobre stopnie – Ach,
Jordan. Obudziłeś się. Weasley…
- Przepraszam. –
powiedział szybko Ron, wpatrując się w Lee.
- Nic się nie
stało. – odpowiedział Lee, rzucając mu chłodny uśmiech.
Ron odwrócił się
na pięcie i opuścił hol. To zawsze zadziwiało Lee, że Aurorzy uważani byli za
poważnych, ciężko pracujących, elitarnych czarodziei, podczas gdy tak naprawdę,
spędzali większość czasu w tym holu, a płacono im za papierkową robotę i grę w
karty z innymi Aurorami.
Twarz Robardsa pociemniała.
- Wybrałeś
Rookwooda, tak?
Puls Lee
przyspieszył. Czy Robards wiedział?
- Tak. –
powiedział ostrożnie – Czy coś nie tak?
- On jest bardzo
niebezpieczny. – mruknął Robards, jakby do samego siebie.
- Sądziłem, że oni
wszyscy są bardzo niebezpieczni, sir.
Robards spojrzał
na niego, nie wyglądając na rozbawionego.
- Jordan, jesteś
jednym z najlepszych na tym szkoleniu, ale nadal jesteś dzieciakiem. Trenujesz
dopiero cztery miesiące. Więc bądź… bądź tam ostrożny, dobra?
- Tak, sir.
- Zdecydowałem, że
przekażę was Savage’owi. – kontynuował Robards – Facet ma dwie dekady
doświadczenia, a nadal ma refleks jakby był w twoim wieku. Będzie nadzorował
was i pomagał z Rookwoodem.
Richard Savage był
dobrze znany w Departamencie Aurorów. Miał jakieś dwieście blizn i tylko trzy
palce u lewej ręki. Krążyły plotki, że jest bezwzględny. Dokładnie taki typ
człowieka, jaki Lee chciał mieć po swojej stronie podczas polowania na
Śmierciożercę… ale ostatecznie, Rookwood był jego.
- Dziękuję, sir.
- Nie ma za co. –
Robards wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę – O czym mówił Weasley?
Lee wzruszył
ramionami.
- Nie mam pojęcia.
Mówił coś o porannych zajęciach. Obrona i Atak, kiedy jego partner odczarował
jego spodnie… dosłownie. Chyba chciał się bronić w pewnym sensie.
- Bardziej
atakować. – powiedział Robards – Złamał ci nos, ale wyleczyliśmy go szybko,
więc nie będzie żadnego zamienia.
- Dziękuję.
- Ale wydaje mi
się, że będziesz miał siniaka.
- To nic takiego.
Muszę coś załatwić… w domu. Pomóc.
Robards nie kwestionował
tego.
- Ostatnia sprawa,
Lee… Jakiś konkretny powód, dla którego wybrałeś Rookwooda?
- Nie, sir.
Zamknąłem oczy i strzeliłem. – uśmiechnął się – Facet nie miał szczęścia.
~-o-~
Lee nucił sobie
cichutko kiedy tego wieczora wszedł do Magicznych Dowcipów Weasley’ów. Nucenie
było zwyczajem, którego nabył podczas wojny. To go wyciszało. Jednak od czasu
Ostatecznej Bitwy, nie był w stanie zanucić czysto. Dzisiaj był zadowolony, co
było słychać w piosence.
- Hej, Lee. –
powiedziała Alicia, spoglądając na niego z kanapy, którą właśnie okupowała – Co
wprawiło cię w tak dobry nastrój? Jestem pewna, że można cię usłyszeć na ulicy.
- Dobry dzień w
pracy. – powiedział krótko Lee, uśmiechając się do niej – Trochę cię nie było.
Alicia spojrzała
na swoje dłonie.
- Tak. Ja… byłam
zajęta.
- Ja też. –
powiedział szczerze Lee.
Przyjrzał się
swojej przyjaciółce. Wyglądała na zmęczoną, a jej twarz była nietypowo
wyciągnięta. Jej szeroki uśmiech nie sięgał oczu, które były okrążone
niedużymi, ciemnymi okręgami. Jej szaty były całe czarne, niemal zbyt ponure by
były jej. Nawet nie miał pojęcia, że ona posiada
komplet czarnych szat – nie widział jej w niczym w tym kolorze od czasu
Hogwartu. A może to były jej stare
szkolne szaty, bo odmiennie od wszystkiego, co nosiła, te były luźne w talii.
Ale może po prostu schudła.
- Więc… dlaczego
przyszłaś?
Alicia znów się
uśmiechnęła.
- Wpadłam zobaczyć
jak sobie radzicie. Czyli podoba ci się praca?
Lee również się
uśmiechnął.
- Jest idealna.
Spojrzał nad jej
głową na Georga, który chyba przysnął w swoim fotelu. George nie sypiał w nocy.
Po prosu stawał w oknie i wpatrywał się w noc. Czasami przysypiał i budził się,
podskakując, ale wyglądało na to, że tym razem spał spokojnie.
Lee przysiągł
sobie, że będzie częściej zapraszać do nich Alicię.
- Słodki jest, co
nie? – skomentowała Alicia – To znaczy… czasami boli patrzenie na niego…
- Jest bardzo
podobny do Freda.
- Tak, ale – teraz
– spójrz na niego.
- On nie sypia.
–wyrzucił z siebie Lee – W nocy, to znaczy. Ma te… koszmary.
- Teraz śpi jak
dziecko.
- Jak to zrobiłaś?
- Eliksir
Słodkiego Snu.
- Serio? Nigdy nie
pozwala mi go sobie dać.
- Wydedukowałam
to, więc dolałam mu eliksir do herbaty, którą mu robiłam. Chcesz trochę?
- Eliksiru czy
herbaty?
- Obu. Albo
któregoś.
Lee uśmiechnął się
i usiadł naprzeciwko Alici.
- Nie. U mnie
wszystko w porządku.
Przyglądała mu się
przez chwilę.
- Wyglądasz lepiej
niż w porządku. Co się stało?
- Każda para
została przydzielona do schwytania jednego ze Śmierciożerców. – powiedział
dumnie Lee, unosząc głowę – Wybrałem Rookwooda.
Alicia nie
zareagowała w taki sposób, jakiego się spodziewał. Ona tylko wzięła łyk herbaty
z kubka i wzruszyła ramionami.
- To chyba
wyjaśnia siniaka na twojej szczęce.
- Tak. –
powiedział Lee, delikatnie dotykając swojej twarzy – To właśnie Ron.
- Fred był jego
bratem – powiedziała cicho Alicia – Nie sądzisz…
- Osobiste zaangażowanie
i tak dalej. Ron nie byłby dobry do tej roboty.
- Za to ty nie
jesteś w ogóle zaangażowany osobiście.
- Jestem lepszy w
kontrolowaniu swoich emocji. – Lee westchnął – Myślę, że oboje zdecydowaliśmy
się na szkolenie z tego samego powodu, wiesz?
- Harry jest twoim
partnerem, prawda?
Lee kiwnął głową.
- Co on o tym
sądzi?
- Oczywiście
potępia. Ale nie powstrzymałby mnie przed zrobieniem czegokolwiek. – Lee zaśmiał
się chicho – Nie mógłby, nawet jeśliby próbował. Słuchaj, Alicia. Rookwood zabił Freda. A teraz się ukrywa.
Schwytam go i zaciągnę do Ministerstwa. A wtedy zaufam sądowi, który będzie
sobie z nim dalej radził. Sprawiedliwość i tak dalej. Przysięgam, Alicia… Nie
będę się mścił. Wszystko czego chcę, to zobaczyć Rookwooda za kratkami.
- Żywego lub martwego.
Lee odwrócił
wzrok.
- Nie wiem.
Azkaban brzmi wystarczająco źle.
Alicia gwałtownie
wstała.
- Mam… rzeczy do
zrobienia. Muszę lecieć.
- Alicia, czy ty…
- Muszę iść. –
powiedziała stanowczo.
Lee uniósł brwi,
patrząc na nią, ale kiwnął głową i odprowadził ją do drzwi. Stojąc w progu,
Alicia przysunęła się do niego, ustami prawie dotykając jego prawego ucha, i
wyszeptała:
- Bądź ostrożny.
Nie był do końca
pewien, co miała na myśli mówiąc to, ale kiwnął głową.
- Spróbuj
przekonać go by znów otworzył sklep. – kontynuowała – Pomogę.
- Alicia, wszystko
w porządku? – zapytał – Wyglądasz… na chorą.
- Nic mi nie jest.
– odpowiedziała, odwracając wzrok – Bynajmniej nie jestem chora.
Piękny szablon!
OdpowiedzUsuńDziękuje za kolejny rozdział ;)
właśnie dziwiłam się dlaczego nic nie dodajesz. Rozdział jak zwykle świetny, chociaż brak w nim Dramione. ;< Mam nadzieje, że w następnym rozdziale coś będzie. c:
OdpowiedzUsuń