czwartek, 4 lipca 2013

Cena zwycięstwa. Rozdział 14



EDIT: Tak, wiem. Popełniłam karygodny błąd. A to wszystko dlatego, że moja znajomość Pottera w języku polskim jest trochę ograniczona. Już zmieniłam "Armię Dumbledora" na Gwardię. Obiecuję, że już się to nie powtórzy :)

Nie wierzę, że to robię, ale polecam piosenkę. Nie besztajcie. Usłyszałam mojego kolegę, który to grał i się zakochałam :D

Strasznie się cieszę widząc tyle wejść każdego dnia i widząc coraz więcej komentarzy pod kolejnymi notkami. Dziękuję! :*

A, i zmieniłam wreszcie interlinię w postach, bo linijka na linijce mnie - delikatnie mówiąc - irytuje.

A teraz rozdział... :)

Rozdział 14
Szare, pozbawione życia oczy
1 września 1998

- Jesteście pewni, że nie chcecie jechać? – znów zapytała, jej oczy nerwowo przenosiły się z pociągu na miejsce, gdzie Ron i Harry stali obok niej, razem z Percym, Georgem i Ginny.

- I mamy pięćdziesiąt siedem Hermiono. – powiedział George znudzonym głosem.

Znudzonym. Bliźniacy nigdy nie byli znudzeni.
- Pięćdziesiąt siedem czego? – zapytała zaciekawiona, szczęśliwa, że mówił. Ostatnio, tylko rozmarzony głos Luny był w stanie wyciągnąć go z jego skorupy. Cudem było to, że przekonali go żeby poszedł z nimi na stację, gdzie było tyle ludzi.

- To pięćdziesiąty siódmy raz, kiedy pytasz Harry’ego i Rona czy wrócą z nami do Hogwartu. – wytłumaczyła Ginny. W jej oczach było widać iskierki zarezerwowane na te chwile, kiedy George powiedział coś przynajmniej trochę śmiesznego – Myślę, że zwariowałaś. Kto chciałby brać ich ze sobą?

To było w porządku dla Ginny, ona i Harry nie byli już parą. Po tym jak Voldemort zginął, Harry wrócił do Ginny i odnowili swój związek, ale po kilku tygodniach, ona go zakończyła, mówiąc, że on nie potrzebuje (lub nie jest w „stanie udźwignąć”, jak powiedziała później Hermionie) stresu związanego ze związkiem. Według Ginny, ich relacja nie była już taka sama. Harry chyba też tak myśli, skoro od tamtego czasu, nie próbuje zmienić jej decyzji. Nadal był przyjacielski, ale można było powiedzieć, że ta sytuacji była co najmniej niezręczna. Ginny była chętna by uciec z tej nieciekawej atmosfery i wrócić do Hogwartu by odsapnąć.

- Cóż, wybacz mi. – powiedziała Hermiona zirytowanym głosem – Ja tylko pomyślałam… kiedy go odbudowaliśmy, wydawaliście się tak entuzjastycznie nastawieni…
- Po prostu się martwi, że będzie sama i bez żadnych przyjaciół. – powiedział Ron – To nie tak… eee, to znaczy… byłaś przyjaciółką Harry’ego Pottera od pierwszej klasy, nie? I, cóż… - zamilknął, wyraźnie speszony.
- Milutko Ron. Bardzo milutko. – rzucił George, kręcą głową – Dwanaście pewnych sposobów by oczarować czarownicę i tylko na to cię stać…

Po jego słowach nastąpiła długa, ciężka cisza. Wyczuwalna pustka w rozmowie trafnie podkreślała nieobecność Freda. Wszyscy to wiedzieli i próbowali nie myśleć o tym, że jeśli byłby tu Fred, na pewno odpowiedziałby swojemu bliźniakowi lub kontynuował jego żart. Nikt nie zareagował na sarkazm Georga, bo trochę oczekiwali usłyszeć Freda, który by to zrobił. Ron zamknął oczy i wypuścił powietrze, a ręka Ginny nagle znalazła się w dłoni Georga. Harry odwrócił wzrok, a Hermiona nagle zainteresowała się swoimi butami.

- Nienawidzę tego. – powiedział nagle George, wyrywając rękę z uścisku Ginny.

Nie zrobiła nic by znów po nią sięgnąć i tylko cofnęła się trochę, wyglądając na ostrożną i zmęczoną… tak cholernie wykończoną tym wszystkim. Wszyscy starali się jak umieli, ale wojna miała wpływ na każdego, na jednych bardziej, niż na innych. Hermiona nadal budziła się z krzykiem w środku nocy, Harry też nadal miał koszmary, Percy czuł się strasznie winny, więc unikał rodziny przez kilka tygodni (jednak Ginny wreszcie przemówiła mu do rozumu), a George… George był najgorszy.

- Nienawidzę tego. – powtórzył – Tej ciszy. Niech ktoś coś powie. – kiedy nikt się nie odezwał, dodał, niemal błagalnie – Ktokolwiek.
- Malfoy. – powiedział dosyć nagle Ron. George przewrócił oczami.
- Tylko nie on. – poprawił się, na co Ginny mimowolnie wybuchła śmiechem. Hermiona pozwoliła sobie by zachichotać.
- Nie, serio. – powiedział Ron – Malfoy.

Wskazał palcem. Dosyć pewien, że był to Draco Malfoy, który stał kilka metrów od lokomotywy, sam i szukając miejsca w tłumie naokoło niego.

- Co on tu robi? – powiedział George z odrazą.
- No cóż… - Harry wyglądał trochę niekomfortowo – Podejrzewam, że wraca na siódmy rok.

Z powodu wojny i całej reszty, żadne z zeszłorocznych siódmoklasistów nie było w stanie zdać swoich OWUTEMów. Nie to, że czegokolwiek się nauczyli z Carrowami rządzącymi w szkole. Wszyscy, od pierwszego do siódmego roku, musieli powtarzać klasę. Nikt nawet nie pomyślał by narzekać z tego powodu, biorąc pod uwagę warunki.

- Pozwolili mu wrócić? – zapytał Ron – Jak mogli?
- Nie jest jedyny. – powiedział Harry – Ze Slytherinu, mam na myśli. Wielu z nich wolało wrócić. Z naszego roku będą Goyle, Zabini, Parkinson i Nott.
- Skąd to wiesz? – niepewny wyraz twarzy Harry’ego pogłębił się.
- Kingsley mi powiedział. – przyznał.
- Czyli dlatego wy dwaj nie wracacie. – powiedziała żartobliwie Ginny. Ron nie wyglądał jakby myślał, że to jest śmieszne.
- Malfoy był Śmierciożercą!
- Tak, wiem. – Harry spojrzał w zamyśleniu na Malfoya – Tak naprawdę nie wierzyłem, że wróci.
- Ja też. – mruknął Ron – Nie sądziłem, że fretka będzie na tyle odważna, żeby znów stanąć twarzą w twarz z Hogwartem.
- Cześć Hermiona, Ginny. – powiedział ktoś lekkim głosem za nimi.
- Luna! – Ginny ciepło przywitała przyjaciółkę – Co u ciebie?
- Wszystko dobrze. A u ciebie?

Tak naprawdę nie wyglądała dobrze, zauważyła Hermiona. Wyglądała strasznie. Miała puste oczy i nieuporządkowane włosy. Miała na sobie bezbarwne mugolskie ubrania, t-shirt w ciemnoszarym kolorze i sprane, czarne jeansy. Luna zawsze ubierała się dziwnie. Teraz ubierała się, jakby szła na pogrzeb. Prawdę mówiąc, jej ubrania na pogrzebie były barwniejsze – założyła białe na obie uroczystości w Hogwarcie tego lata.

- Żyjemy. – powiedziała Ginny, co było najlepszym, co każdy mógł powiedzieć – Rozmawialiśmy o Malfoyu. Tam stoi.
- Widziałam.

Nastąpiła niezręczna cisza, potem Harry odchrząknął niespokojnie i powiedział:
- Wydaje mi się, że powinniście już iść. To znaczy, pociąg będzie niedługo ruszał…
- Z odrobiną szczęścia, może Malfoy to przeoczy. – rzucił ponuro Ron.
- Do zobaczenia. – powiedział Ginny, machając delikatnie swoim braciom… i byłemu chłopakowi.
- Nie zapomnij żeby pisać!
- Albo zapomnij. I tak mamy to gdzieś…
- George!

Hermiona uściskała Harry’ego, Georga i Percy’ego, który, co było największą niespodzianką, był tym Weasley’em, który najlepiej dogadywał się z Georgem od czasu bitwy. Potem zawahała się i uściskała także Rona. Ich relacja była napięta od czasu bitwy, nie aż tak jak pomiędzy Ginny i Harrym, bo ona nie chciała próbować związku. Cały klan Weasley’ów nadal borykał się z szokiem po śmierci Freda i to nie było sprawiedliwe, by oczekiwać od Rona radzenia sobie także z nią. Ale pomimo tego, miała nadzieję, że niedługo…

Zauważyła, że Ron zarumienił się mocno i odwróciła się na pięcie by dogonić Ginny i Lunę, które już szły w stronę pociągu.

- Pięć galeonów, że ktoś zaprosi nas do swojego przedziału w ciągu dwudziestu sekund po naszym wejściu do pociągu. – rzuciła Ginny. Luna pokręciła głową.
- Może lepiej czterdzieści sekund.
- Może jeśli byłybyśmy Harrym. – powiedziała Hermiona – Ale nie jesteśmy tak znane.
- Żartujesz sobie? – spytała Ginny – Byłaś najlepszą przyjaciółką Harry’ego od pierwszej klasy i zawsze byłaś w czołówce najlepszych uczniów. Pomogłaś znaleźć horkruksy i pokonać Voldemorta. I niedługo mają zamiar dodać cię do kolekcji w Czekoladowych Żabach. Wydaje mi się, że jesteś dosyć sławna. – Luna zaśmiała się.
- Nie wiedziałam, że masz być na Czekoladowych Żabach. – powiedziała.
- Nie przypominaj mi. To będzie najbardziej upokarzająca rzecz jaką w życiu doświadczyłam.

Hermiona wiedziała, że Ginny ma rację. Wystarczyło, że spojrzała na któregokolwiek z czarodziei stojących w odległości dziesięciu metrów, żeby zdać sobie z tego sprawę. Wszyscy się patrzyli, pokazywali palcami, szeptali. I nie tylko z powodu Harry’ego.

Kiedy Ron wydawał się cieszyć z tego zainteresowania, Hermiona chciała tylko od niego uciec. Czuła jeszcze większe współczucie dla Harry’ego, bo wiedziała jak się czuł odkąd skończył jedenaście lat.

- Jeśli chodzi o Lunę, - kontynuowała Ginny – też jest przyjaciółką, od czasów Gwargii Dumbledore’a. I stanęła po stronie Harry’ego po powrocie Voldemorta i wierzyła w niego, kiedy nikt inny nie wierzył. Jej tata wydrukował wywiad z Harrym, ten prawdziwy wywiad, i była w Departamencie Tajemnic i brała udział w Bitwie na Wieży Astronomicznej. Razem z Nevillem, prowadziłyśmy GD, a potem została porwana przez Śmierciożerców i trzymana w tych samych lochach co Harry, Ron i ty. Podczas Ostatecznej Bitwy, spetryfikowała Alecto Carrowa i uratowała Harry’ego, Rona i ciebie kiedy zaatakowali was dementorzy.
- Wy zrobiłyście dużo więcej niż ja. – powiedział Luna, nagle poważna.
- Ma rację. – powiedziała Hermiona – Ty też jesteś znana…. Byłaś dziewczyną Harry’ego!

Cień przebiegł po twarzy Ginny, burząc jej wesołą twarz, i Hermiona pożałowała swoich słów. Harry był drażliwym tematem dla Ginny. Na szczęście, cień trwał tylko chwilę.

- Tak. – powiedziała beztrosko Ginny kiedy wchodziła do pociągu – Jestem sławna, bo rzuciłam Chłopca, Który Przeżył!
- Ginny Weasley? – zabrzmiał głos i zza drzwi od przedziału wyłoniła się wysoka, ruda dziewczyna z zarozumiałym wyrazem twarzy. Za nią, trójka jej przyjaciół siedziała, wyciągając głowy by lepiej widzieć – I Hermiona Granger i Pomyluna Lovegood!
- Tak właściwie to Luna. – powiedziała chłodno Ginny.
- Nie myślałam, że wrócicie!
- Oczywiście, że wróciłyśmy. – powiedziała Hermiona, nagle zaciekawiona – Dlaczego miałybyśmy nie wracać?
- Krąży plotka, że wszystkie zaczynacie szkolenie aurorskie. Powiedziała dziewczyna – Ale chyba jednak nie. Hej, chcecie usiąść z nami?
- Eee… no cóż… wolałybyśmy być same, ale dzięki.

Dziewczyny wyglądały na zawiedzione, ale zamknęły drzwi, po czym Ginny zachichotała.
- Osiemnaście sekund. – oznajmiła – Cóż, byłam blisko.
- Bliżej niż ja. – westchnęła Luna, wręczając jej pięć galeonów, które Ginny, śmiejąc się, oddała.
- To był żart. – powiedziała przyjaciółce.
- To jest… niepokojące – powiedziała Hermiona, patrząc na drzwi, za którymi dziewczyna właśnie zniknęła – Nie przewidywałam, że to tak będzie wyglądać. To… dziwne. Nie czuję…

Nagle, Hermiona poczuła, że ktoś się o nią otarł.
- Odsuń się Granger.

Głos był dziwnie znajomy i spowodował dreszcz biegnący przez jej kręgosłup. Czuła, że nienawidzi tego głosu, ale nie mogła go przypasować

Hermiona podniosła wzrok, który spotkał parę szarych, pozbawionych życia oczu i odruchowo zaczęła przepraszać.
- Przep… Malfoy?

Podczas rozprawy, nie patrzyła na niego. Teraz, widząc go z tak bliska, prawie go nie poznała. Nie tylko jego oczy były bardziej puste niż kiedykolwiek, ale jego twarz była obrzydliwie pusta i wychudzona, strasznie chuda, ze skórą mocno rozciągniętą na policzkach. Jego włosy, trochę dłuższe niż zawsze, dopełniały obrazek. Trochę przypominał jej Syriusza, niedługo po tym, jak uciekł z Azkabanu. A on był w Azkabanie.

- Granger, proszę. – powiedział, podkreślając słowo tak, że brzmiało na przedobrzone.

Cień jego dawnej dumy odbijał się w jego tonie, ale słowo proszę nigdy nie było dla niego warte wypowiedzenia.

- Dobra. – wymamrotała i przepuściła go.

Minął je i wpatrywała się w jego plecy, najpierw z zaskoczenia, potem z czystej ciekawości. Malfoy był… inny. Bledszy niż wcześniej. Również chudszy, nie tylko na twarzy. Pod jego oczami było widać ciemne kręgi, a on sam wyglądał na jakiś sposób mniejszego – mniej dumnego, mniej szyderczego.

Wzruszyła ramionami. To w końcu był Malfoy, nie powinna narzekać, że tym razem nie szydził.

- To było dziwne. – powiedziała Gainny, przełamując ciszę.
- Wyglądał na chorego. – rzuciła Luna – I tutaj jest pusty przedział.

Hermiona uśmiechnęła się. Było dobrze wiedzieć, że Luna nie zmieniła się aż tak bardzo.

- Dobra. To teraz zamykamy drzwi tyloma zaklęciami, ile znamy. – powiedziała Ginny, zerkając podejrzliwie na drzwi – Hermiona, możesz zrobić tak, że jak ktoś otworzy drzwi, to stanie mu się to, co Mariettcie Edgecombe?

~-o-~

Po tym, jak zmusił Granger by go przepuściła, Draco odruchowo, nieświadomie i może głupio, podążył w stronę swojego corocznego przedziału. Tego, w którym zawsze, aż do teraz, podróżował do Hogwartu.

Teraz stał przed drzwiami, jakby zamarznięty, słuchając głosów wewnątrz. Nie chciał tu przychodzić, ale, jak zdał sobie sprawę, nie miał wyjścia. Wszystkie przedziały, które mijał, były zajęte i to nie przez ludzi, którzy chcieliby go jako swojego towarzysza. Więc…

Nie mógł się zmusić by zapukać, bo od kiedy puka do tych drzwi? Ale wejście tam, jakby nic się nie stało, nie było opcją. Rozważał czy po prostu zostać na korytarzu kiedy drzwi się przesunęły, ukazując chyba ostatnią twarz, jaką chciał teraz widzieć.

- Cześć. – powiedział Theodore Nott – Będziesz tu tak stał czy wejdziesz?

Draco zawahał się, po czym wszedł do środka, starając się unikać patrzenia na Theo. Jak tylko jego wzrok na nim spoczął, zalały go wspomnienia. Carrow’owie, śmiejący się. Theo, wpatrujący się w niego wyzywająco. I krew. Tak dużo krwi…

Zacisnął zęby i zmusił się by spojrzeć na innych siedzących w przedziale. Siedzący obok okna Blaise Zabini, nawet nie kłopotał się by na niego spojrzeć znad książki, którą właśnie czytał. Pansy patrzyła na niego ostrożnie, bez cienia kiedyś istniejącego uczucia. A Theo niemal się uśmiechnął, tym małym uśmieszkiem, który posiadał więcej pewności siebie niż pogardy. Theo był inteligentny, a jego krew była czysta, więc Draco nauczył się z nim radzić kiedy mieli sześć lat, w sposób, dzięki któremu obaj czerpali ze wspólnych rozmów.

- Draco. – powiedziała chłodno Pansy, a jej ton był jak cios w twarz. Nie zdawał sobie sprawy, do jakiego stopnia uważał jej uczucia za pewnik – Wracasz.
- Ty też. – odpowiedział, próbując nie okazać swojego niepokoju.

Odrzuciła swoje ciemne włosy przez ramię w sposób, który znał doskonale, i powiedziała:
- Moi rodzice nalegali na to. Nie chciałam.
- To nie to, że ktokolwiek tutaj chciał cię znów widzieć. – powiedział Blaise, nareszcie podnosząc wzrok, ale nie na Draco – Ciebie i każdego z nas. Równie dobrze, możemy trzymać się razem jeśli chcemy przeżyć.
- Możesz sobie gadać. – powiedział Theo – Twoja rodzina nie należy do znanych Śmierciożerców. Nikt z twoich bliskich nie jest w Azkabanie. Gdybyś chciał, poradziłbyś sobie bez nas.

Blaise wyglądał na dotkniętego, ale szybko się poprawił. Rzucił Theo dziwne spojrzenie, poczym wrócił do swojej książki.

- Cóż… bratanie się z nim za bardzo nam nie pomoże. – powiedziała Pansy, wskazując na Draco długim, pomalowanym paznokciem.
- Liczysz na to, że ktoś zapomni, że wieszałaś się na nim przez ostatnich siedem lat? – zadrwił Theo, co efektywnie powstrzymało Pansy przed kolejnymi wypowiedziami. Skrzywiła się, słysząc jego kolejne słowa – Albo, że to ty krzyczałaś żebyśmy złapali Pottera i oddali go, podczas Bitwy? – Theo uśmiechnął się, jego twarz wygładziła się – Usiądź Draco. Nie pogryziemy cię.

Grymas Pansy niemal kąsał. Nawet nie wypowiedziała jego imienia, ale sposób, w jaki powiedziała „nim” był tak protekcjonalny, zimny. A najgorsze było to, że nie mógł jej za to winić, po tym, co jej zrobił.

Draco usiadł sztywno i żałował, że nie ma okna, w które mógłby patrzeć, żeby uniknąć patrzenia na swoich współtowarzyszy. Kiedyś ci ludzie byli jego przyjaciółmi, albo czymś bardzo bliskim temu. Theo i Blaise byli jedynymi ludźmi w jego wieku, których traktował jak równych sobie, co musiało coś znaczyć. Teraz brakowało mu słów. Co mógłby powiedzieć w takiej sytuacji? Hej brachu, miałeś dobre wakacje? Wiedział, że nie mieli. Ojcowie Pansy, Theo i Goyla odsiadywali dożywocie w Azkabanie. Całe ich rodziny musiały mieć rozprawy, i tylko cudem, im samym, udało się uciec od kary. Prawdopodobnie otrzymali podobny do jego list od Dyrektor McGonagall. List pod tytułem Możesz wrócić, ale jeśli będziesz się źle zachowywał, to wywalę cię w sekundę. I musieli być do pewnego stopnia zazdrośni lub źli, że jego rodzina została oczyszczona ze wszystkich zarzutów. Nawet jego ojciec, który był tak zły, jak ich ojcowie, lub nawet gorszy.

- Widzieliście. – powiedziała Pansy, do nikogo konkretnego, pewnie tylko po to by przerwać ciszę – Szlama wróciła bez swoich chłopaczków.
- Nie używaj tego słowa. – syknął Draco tak zjadliwie, że Pansy wcisnęła się głębiej w swój fotel – To znaczy, naprawdę…. – powiedział już normalnie – Jeśli ktoś cię usłyszy…
- Tylko my tu jesteśmy. – powiedział Theo, patrząc na niego z zainteresowaniem.

Draco patrzył mu w oczy, niemal wyzywając go by powiedział to, o czym oboje myśleli. Draco używał tego słowa wiele razy. Dlaczego teraz tak mu to przeszkadzało? Odpowiedź, która nagle do niego przyszła, była niepokojąca. Nie chodziło o jego poglądy, tylko o to słowo… To słowo przeniosło go znów do dnia, kiedy jego ciotka brutalnie torturowała Hermionę Granger. Tortury, które oglądał, tortury, do których został zaproszony… I kiedykolwiek to słyszał, nie mógł wyrzucić tych obrazów ze swojej głowy, nie mógł zapomnieć krzyków Granger, strachu w jej głosie, nienawiści w jej oczach… Widział i robił straszne rzeczy podczas jego służby u Czarnego Pana, ale nie miał wątpliwości, że dla niego, to ta scena była najgorsza.

Theo nic nie powiedział, ale Draco nie czuł się jakby coś wygrał. Spojrzenie, jakim obdarzył go jego były przyjaciel było pełne niepokoju.


Draco oparł się wygodnie i nie odzywał się do końca podróży. 

4 komentarze:

  1. Rozdział przejściowy jak mniemam ;) i tak cudowny ;) szkoda mi slizgonow... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, zauważyłam, że skasowałaś swoje zamówienie. Zrezygnowałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za fatygę :) Odniosłam wrażenie, że trochę zajęta jesteś innymi projektami, więc postanowiłam nie zawracać ci głowy. Nie śpieszy mi się z tym szablonem, więc w sumie to nie wiem... Podobają mi się twoje projekty i z bardzo chciałabym mieć szablon twojego autorstwa. Jeśli masz czas i ochotę, i jeśli masz cokolwiek z mojej wiadomości zapisane, to ja bardzo chętnie kontynuowałabym współpracę. Sorry, że tak wyszło :/

      Usuń
    2. Powinnaś była mnie o tym powiadomić. Zrobiłam ten szablon, a zajęło mi to całkiem sporo czasu, bo około czterech godzin. Poza tym byłaś druga w kolejce i to się u mnie liczy podczas wykonywania szablonów. Gdybym nie miała czasu, żeby go zrobić to napisałabym Ci o tym. Tak czy siak, szablon jest gotowy i kiedy przyjdzie czas pojawi się w notce na blogu, więc wyczekuj tego momentu.

      Pozdrawiam, Meadow.

      Usuń

Calliste Bajkowe szablony