EDIT: Tak, wiem. Popełniłam karygodny błąd. A to wszystko dlatego, że moja znajomość Pottera w języku polskim jest trochę ograniczona. Już zmieniłam "Armię Dumbledora" na Gwardię. Obiecuję, że już się to nie powtórzy :)
Nie wierzę, że to robię, ale polecam tą piosenkę. Nie besztajcie. Usłyszałam mojego kolegę, który to grał i się zakochałam :D
Strasznie się cieszę widząc tyle wejść każdego dnia i widząc coraz więcej komentarzy pod kolejnymi notkami. Dziękuję! :*
A, i zmieniłam wreszcie interlinię w postach, bo linijka na linijce mnie - delikatnie mówiąc - irytuje.
A teraz rozdział... :)
Rozdział 14
Szare, pozbawione życia oczy
1 września 1998
- Jesteście pewni, że nie chcecie jechać? – znów zapytała, jej oczy nerwowo
przenosiły się z pociągu na miejsce, gdzie Ron i Harry stali obok niej, razem z
Percym, Georgem i Ginny.
- I mamy pięćdziesiąt siedem
Hermiono. – powiedział George znudzonym głosem.
Znudzonym. Bliźniacy nigdy nie byli
znudzeni.
- Pięćdziesiąt siedem czego? –
zapytała zaciekawiona, szczęśliwa, że mówił.
Ostatnio, tylko rozmarzony głos Luny był w stanie wyciągnąć go z jego skorupy.
Cudem było to, że przekonali go żeby poszedł z nimi na stację, gdzie było tyle ludzi.
- To pięćdziesiąty siódmy raz, kiedy
pytasz Harry’ego i Rona czy wrócą z nami do Hogwartu. – wytłumaczyła Ginny. W
jej oczach było widać iskierki zarezerwowane na te chwile, kiedy George
powiedział coś przynajmniej trochę śmiesznego – Myślę, że zwariowałaś. Kto chciałby brać ich
ze sobą?
To było w porządku dla Ginny, ona i Harry nie byli już parą. Po
tym jak Voldemort zginął, Harry wrócił do Ginny i odnowili swój związek, ale po
kilku tygodniach, ona go zakończyła, mówiąc, że on nie potrzebuje (lub nie jest
w „stanie udźwignąć”, jak powiedziała później Hermionie) stresu związanego ze
związkiem. Według Ginny, ich relacja nie była już taka sama. Harry chyba też
tak myśli, skoro od tamtego czasu, nie próbuje zmienić jej decyzji. Nadal był
przyjacielski, ale można było powiedzieć, że ta sytuacji była co najmniej
niezręczna. Ginny była chętna by uciec z tej nieciekawej atmosfery i wrócić do
Hogwartu by odsapnąć.
- Cóż, wybacz mi. – powiedziała Hermiona zirytowanym głosem – Ja tylko
pomyślałam… kiedy go odbudowaliśmy, wydawaliście się tak entuzjastycznie
nastawieni…
- Po prostu się martwi, że będzie
sama i bez żadnych przyjaciół. – powiedział Ron – To nie tak… eee, to znaczy…
byłaś przyjaciółką Harry’ego Pottera
od pierwszej klasy, nie? I, cóż… - zamilknął, wyraźnie speszony.
- Milutko Ron. Bardzo milutko. –
rzucił George, kręcą głową – Dwanaście
pewnych sposobów by oczarować czarownicę i tylko na to cię stać…
Po jego słowach nastąpiła długa,
ciężka cisza. Wyczuwalna pustka w rozmowie trafnie podkreślała nieobecność
Freda. Wszyscy to wiedzieli i próbowali nie myśleć o tym, że jeśli byłby tu
Fred, na pewno odpowiedziałby swojemu bliźniakowi lub kontynuował jego żart.
Nikt nie zareagował na sarkazm Georga, bo trochę oczekiwali usłyszeć Freda,
który by to zrobił. Ron zamknął oczy i wypuścił powietrze, a ręka Ginny nagle
znalazła się w dłoni Georga. Harry odwrócił wzrok, a Hermiona nagle
zainteresowała się swoimi butami.
- Nienawidzę tego. – powiedział
nagle George, wyrywając rękę z uścisku Ginny.
Nie zrobiła nic by znów po nią
sięgnąć i tylko cofnęła się trochę, wyglądając na ostrożną i zmęczoną… tak
cholernie wykończoną tym wszystkim.
Wszyscy starali się jak umieli, ale wojna miała wpływ na każdego, na jednych
bardziej, niż na innych. Hermiona nadal budziła się z krzykiem w środku nocy,
Harry też nadal miał koszmary, Percy czuł się strasznie winny, więc unikał
rodziny przez kilka tygodni (jednak Ginny wreszcie przemówiła mu do rozumu), a
George… George był najgorszy.
- Nienawidzę tego. – powtórzył –
Tej ciszy. Niech ktoś coś powie. – kiedy nikt się nie odezwał, dodał, niemal błagalnie
– Ktokolwiek.
- Malfoy. – powiedział dosyć nagle
Ron. George przewrócił oczami.
- Tylko nie on. – poprawił się, na
co Ginny mimowolnie wybuchła śmiechem. Hermiona pozwoliła sobie by zachichotać.
- Nie, serio. – powiedział Ron –
Malfoy.
Wskazał palcem. Dosyć pewien, że
był to Draco Malfoy, który stał kilka metrów od lokomotywy, sam i szukając
miejsca w tłumie naokoło niego.
- Co on tu robi? – powiedział George z odrazą.
- No cóż… - Harry wyglądał trochę
niekomfortowo – Podejrzewam, że wraca na siódmy rok.
Z powodu wojny i całej reszty,
żadne z zeszłorocznych siódmoklasistów nie było w stanie zdać swoich OWUTEMów.
Nie to, że czegokolwiek się nauczyli z Carrowami rządzącymi w szkole. Wszyscy,
od pierwszego do siódmego roku, musieli powtarzać klasę. Nikt nawet nie
pomyślał by narzekać z tego powodu, biorąc pod uwagę warunki.
- Pozwolili mu wrócić? – zapytał Ron – Jak mogli?
- Nie jest jedyny. – powiedział
Harry – Ze Slytherinu, mam na myśli. Wielu z nich wolało wrócić. Z naszego roku
będą Goyle, Zabini, Parkinson i Nott.
- Skąd to wiesz? – niepewny wyraz
twarzy Harry’ego pogłębił się.
- Kingsley mi powiedział. –
przyznał.
- Czyli dlatego wy dwaj nie
wracacie. – powiedziała żartobliwie Ginny. Ron nie wyglądał jakby myślał, że to
jest śmieszne.
- Malfoy był Śmierciożercą!
- Tak, wiem. – Harry spojrzał w
zamyśleniu na Malfoya – Tak naprawdę nie wierzyłem, że wróci.
- Ja też. – mruknął Ron – Nie
sądziłem, że fretka będzie na tyle odważna, żeby znów stanąć twarzą w twarz z
Hogwartem.
- Cześć Hermiona, Ginny. – powiedział
ktoś lekkim głosem za nimi.
- Luna! – Ginny ciepło przywitała
przyjaciółkę – Co u ciebie?
- Wszystko dobrze. A u ciebie?
Tak naprawdę nie wyglądała dobrze, zauważyła Hermiona. Wyglądała
strasznie. Miała puste oczy i nieuporządkowane włosy. Miała na sobie bezbarwne
mugolskie ubrania, t-shirt w ciemnoszarym kolorze i sprane, czarne jeansy. Luna
zawsze ubierała się dziwnie. Teraz ubierała się, jakby szła na pogrzeb. Prawdę
mówiąc, jej ubrania na pogrzebie były barwniejsze – założyła białe na obie uroczystości w Hogwarcie
tego lata.
- Żyjemy. – powiedziała Ginny, co
było najlepszym, co każdy mógł powiedzieć – Rozmawialiśmy o Malfoyu. Tam stoi.
- Widziałam.
Nastąpiła niezręczna cisza, potem
Harry odchrząknął niespokojnie i powiedział:
- Wydaje mi się, że powinniście już
iść. To znaczy, pociąg będzie niedługo ruszał…
- Z odrobiną szczęścia, może Malfoy
to przeoczy. – rzucił ponuro Ron.
- Do zobaczenia. – powiedział
Ginny, machając delikatnie swoim braciom… i byłemu chłopakowi.
- Nie zapomnij żeby pisać!
- Albo zapomnij. I tak mamy to
gdzieś…
- George!
Hermiona uściskała Harry’ego,
Georga i Percy’ego, który, co było największą niespodzianką, był tym
Weasley’em, który najlepiej dogadywał się z Georgem od czasu bitwy. Potem
zawahała się i uściskała także Rona. Ich relacja była napięta od czasu bitwy,
nie aż tak jak pomiędzy Ginny i Harrym, bo ona nie chciała próbować związku.
Cały klan Weasley’ów nadal borykał się z szokiem po śmierci Freda i to nie było
sprawiedliwe, by oczekiwać od Rona radzenia sobie także z nią. Ale pomimo tego,
miała nadzieję, że niedługo…
Zauważyła, że Ron zarumienił się
mocno i odwróciła się na pięcie by dogonić Ginny i Lunę, które już szły w
stronę pociągu.
- Pięć galeonów, że ktoś zaprosi
nas do swojego przedziału w ciągu dwudziestu sekund po naszym wejściu do
pociągu. – rzuciła Ginny. Luna pokręciła głową.
- Może lepiej czterdzieści sekund.
- Może jeśli byłybyśmy Harrym. –
powiedziała Hermiona – Ale nie jesteśmy tak
znane.
- Żartujesz sobie? – spytała Ginny
– Byłaś najlepszą przyjaciółką Harry’ego od pierwszej klasy i zawsze byłaś w
czołówce najlepszych uczniów. Pomogłaś znaleźć horkruksy i pokonać Voldemorta.
I niedługo mają zamiar dodać cię do kolekcji w Czekoladowych Żabach. Wydaje mi
się, że jesteś dosyć sławna. – Luna zaśmiała się.
- Nie wiedziałam, że masz być na
Czekoladowych Żabach. – powiedziała.
- Nie przypominaj mi. To będzie najbardziej upokarzająca rzecz jaką w
życiu doświadczyłam.
Hermiona wiedziała, że Ginny ma
rację. Wystarczyło, że spojrzała na któregokolwiek z czarodziei stojących w
odległości dziesięciu metrów, żeby zdać sobie z tego sprawę. Wszyscy się
patrzyli, pokazywali palcami, szeptali. I nie tylko z powodu Harry’ego.
Kiedy Ron wydawał się cieszyć z
tego zainteresowania, Hermiona chciała tylko od niego uciec. Czuła jeszcze
większe współczucie dla Harry’ego, bo wiedziała jak się czuł odkąd skończył
jedenaście lat.
- Jeśli chodzi o Lunę, -
kontynuowała Ginny – też jest przyjaciółką, od czasów Gwargii Dumbledore’a. I
stanęła po stronie Harry’ego po powrocie Voldemorta i wierzyła w niego, kiedy
nikt inny nie wierzył. Jej tata wydrukował wywiad z Harrym, ten prawdziwy
wywiad, i była w Departamencie Tajemnic i
brała udział w Bitwie na Wieży Astronomicznej. Razem z Nevillem, prowadziłyśmy GD, a potem została porwana przez Śmierciożerców i trzymana w tych samych
lochach co Harry, Ron i ty. Podczas Ostatecznej Bitwy, spetryfikowała Alecto
Carrowa i uratowała Harry’ego, Rona i ciebie kiedy zaatakowali was dementorzy.
- Wy zrobiłyście dużo więcej niż
ja. – powiedział Luna, nagle poważna.
- Ma rację. – powiedziała Hermiona
– Ty też jesteś znana…. Byłaś dziewczyną Harry’ego!
Cień przebiegł po twarzy Ginny,
burząc jej wesołą twarz, i Hermiona pożałowała swoich słów. Harry był drażliwym
tematem dla Ginny. Na szczęście, cień trwał tylko chwilę.
- Tak. – powiedziała beztrosko
Ginny kiedy wchodziła do pociągu – Jestem sławna, bo rzuciłam Chłopca, Który
Przeżył!
- Ginny Weasley? – zabrzmiał głos i
zza drzwi od przedziału wyłoniła się wysoka, ruda dziewczyna z zarozumiałym
wyrazem twarzy. Za nią, trójka jej przyjaciół siedziała, wyciągając głowy by
lepiej widzieć – I Hermiona Granger i Pomyluna Lovegood!
- Tak właściwie to Luna. – powiedziała chłodno Ginny.
- Nie myślałam, że wrócicie!
- Oczywiście, że wróciłyśmy. –
powiedziała Hermiona, nagle zaciekawiona – Dlaczego miałybyśmy nie wracać?
- Krąży plotka, że wszystkie
zaczynacie szkolenie aurorskie. Powiedziała dziewczyna – Ale chyba jednak nie.
Hej, chcecie usiąść z nami?
- Eee… no cóż… wolałybyśmy być
same, ale dzięki.
Dziewczyny wyglądały na
zawiedzione, ale zamknęły drzwi, po czym Ginny zachichotała.
- Osiemnaście sekund. – oznajmiła –
Cóż, byłam blisko.
- Bliżej niż ja. – westchnęła Luna,
wręczając jej pięć galeonów, które Ginny, śmiejąc się, oddała.
- To był żart. – powiedziała
przyjaciółce.
- To jest… niepokojące –
powiedziała Hermiona, patrząc na drzwi, za którymi dziewczyna właśnie zniknęła
– Nie przewidywałam, że to tak będzie wyglądać. To… dziwne. Nie czuję…
Nagle, Hermiona poczuła, że ktoś
się o nią otarł.
- Odsuń się Granger.
Głos był dziwnie znajomy i
spowodował dreszcz biegnący przez jej kręgosłup. Czuła, że nienawidzi tego
głosu, ale nie mogła go przypasować…
Hermiona podniosła wzrok, który spotkał
parę szarych, pozbawionych życia oczu i odruchowo zaczęła przepraszać.
- Przep… Malfoy?
Podczas rozprawy, nie patrzyła na
niego. Teraz, widząc go z tak bliska, prawie go nie poznała. Nie tylko jego
oczy były bardziej puste niż kiedykolwiek, ale jego twarz była obrzydliwie
pusta i wychudzona, strasznie chuda, ze skórą mocno rozciągniętą na policzkach.
Jego włosy, trochę dłuższe niż zawsze, dopełniały obrazek. Trochę przypominał
jej Syriusza, niedługo po tym, jak uciekł z Azkabanu. A on był w Azkabanie.
- Granger, proszę. – powiedział, podkreślając słowo tak, że brzmiało na
przedobrzone.
Cień jego dawnej dumy odbijał się w
jego tonie, ale słowo proszę nigdy
nie było dla niego warte wypowiedzenia.
- Dobra. – wymamrotała i
przepuściła go.
Minął je i wpatrywała się w jego
plecy, najpierw z zaskoczenia, potem z czystej ciekawości. Malfoy był… inny.
Bledszy niż wcześniej. Również chudszy, nie tylko na twarzy. Pod jego oczami
było widać ciemne kręgi, a on sam wyglądał na jakiś sposób mniejszego – mniej dumnego,
mniej szyderczego.
Wzruszyła ramionami. To w końcu był
Malfoy, nie powinna narzekać, że tym
razem nie szydził.
- To było dziwne. – powiedziała
Gainny, przełamując ciszę.
- Wyglądał na chorego. – rzuciła
Luna – I tutaj jest pusty przedział.
Hermiona uśmiechnęła się. Było
dobrze wiedzieć, że Luna nie zmieniła się aż tak bardzo.
- Dobra. To teraz zamykamy drzwi
tyloma zaklęciami, ile znamy. – powiedziała Ginny, zerkając podejrzliwie na
drzwi – Hermiona, możesz zrobić tak, że jak ktoś otworzy drzwi, to stanie mu
się to, co Mariettcie Edgecombe?
~-o-~
Po tym, jak zmusił Granger by go
przepuściła, Draco odruchowo, nieświadomie i może głupio, podążył w stronę
swojego corocznego przedziału. Tego, w którym zawsze, aż do teraz, podróżował
do Hogwartu.
Teraz stał przed drzwiami, jakby
zamarznięty, słuchając głosów wewnątrz. Nie chciał tu przychodzić, ale, jak
zdał sobie sprawę, nie miał wyjścia. Wszystkie przedziały, które mijał, były
zajęte i to nie przez ludzi, którzy chcieliby go jako swojego towarzysza. Więc…
Nie mógł się zmusić by zapukać, bo
od kiedy puka do tych drzwi? Ale wejście tam, jakby nic się nie stało, nie było
opcją. Rozważał czy po prostu zostać na korytarzu kiedy drzwi się przesunęły,
ukazując chyba ostatnią twarz, jaką chciał teraz widzieć.
- Cześć. – powiedział Theodore Nott
– Będziesz tu tak stał czy wejdziesz?
Draco zawahał się, po czym wszedł
do środka, starając się unikać patrzenia na Theo. Jak tylko jego wzrok na nim
spoczął, zalały go wspomnienia. Carrow’owie, śmiejący się. Theo, wpatrujący się
w niego wyzywająco. I krew. Tak dużo krwi…
Zacisnął zęby i zmusił się by
spojrzeć na innych siedzących w przedziale. Siedzący obok okna Blaise Zabini,
nawet nie kłopotał się by na niego spojrzeć znad książki, którą właśnie czytał.
Pansy patrzyła na niego ostrożnie, bez cienia kiedyś istniejącego uczucia. A
Theo niemal się uśmiechnął, tym małym uśmieszkiem, który posiadał więcej
pewności siebie niż pogardy. Theo był inteligentny, a jego krew była czysta,
więc Draco nauczył się z nim radzić kiedy mieli sześć lat, w sposób, dzięki
któremu obaj czerpali ze wspólnych rozmów.
- Draco. – powiedziała chłodno
Pansy, a jej ton był jak cios w twarz. Nie zdawał sobie sprawy, do jakiego
stopnia uważał jej uczucia za pewnik – Wracasz.
- Ty też. – odpowiedział, próbując
nie okazać swojego niepokoju.
Odrzuciła swoje ciemne włosy przez
ramię w sposób, który znał doskonale, i powiedziała:
- Moi rodzice nalegali na to. Nie
chciałam.
- To nie to, że ktokolwiek tutaj
chciał cię znów widzieć. – powiedział Blaise, nareszcie podnosząc wzrok, ale
nie na Draco – Ciebie i każdego z nas. Równie dobrze, możemy trzymać się razem
jeśli chcemy przeżyć.
- Możesz sobie gadać. – powiedział
Theo – Twoja rodzina nie należy do znanych Śmierciożerców. Nikt z twoich
bliskich nie jest w Azkabanie. Gdybyś chciał, poradziłbyś sobie bez nas.
Blaise wyglądał na dotkniętego, ale
szybko się poprawił. Rzucił Theo dziwne spojrzenie, poczym wrócił do swojej
książki.
- Cóż… bratanie się z nim za bardzo nam nie pomoże. –
powiedziała Pansy, wskazując na Draco długim, pomalowanym paznokciem.
- Liczysz na to, że ktoś zapomni,
że wieszałaś się na nim przez ostatnich siedem lat? – zadrwił Theo, co
efektywnie powstrzymało Pansy przed kolejnymi wypowiedziami. Skrzywiła się,
słysząc jego kolejne słowa – Albo, że to ty krzyczałaś żebyśmy złapali Pottera
i oddali go, podczas Bitwy? – Theo uśmiechnął się, jego twarz wygładziła się –
Usiądź Draco. Nie pogryziemy cię.
Grymas Pansy niemal kąsał. Nawet
nie wypowiedziała jego imienia, ale sposób, w jaki powiedziała „nim” był tak protekcjonalny,
zimny. A najgorsze było to, że nie mógł jej za to winić, po tym, co jej zrobił.
Draco usiadł sztywno i żałował, że
nie ma okna, w które mógłby patrzeć, żeby uniknąć patrzenia na swoich
współtowarzyszy. Kiedyś ci ludzie byli jego przyjaciółmi, albo czymś bardzo
bliskim temu. Theo i Blaise byli jedynymi ludźmi w jego wieku, których
traktował jak równych sobie, co musiało coś znaczyć. Teraz brakowało mu słów.
Co mógłby powiedzieć w takiej sytuacji? Hej brachu, miałeś dobre wakacje?
Wiedział, że nie mieli. Ojcowie Pansy, Theo i Goyla odsiadywali dożywocie w
Azkabanie. Całe ich rodziny musiały mieć rozprawy, i tylko cudem, im samym,
udało się uciec od kary. Prawdopodobnie otrzymali podobny do jego list od
Dyrektor McGonagall. List pod tytułem Możesz
wrócić, ale jeśli będziesz się źle zachowywał, to wywalę cię w sekundę. I
musieli być do pewnego stopnia zazdrośni lub źli, że jego rodzina została
oczyszczona ze wszystkich zarzutów. Nawet jego ojciec, który był tak zły, jak
ich ojcowie, lub nawet gorszy.
- Widzieliście. – powiedziała Pansy,
do nikogo konkretnego, pewnie tylko po to by przerwać ciszę – Szlama wróciła
bez swoich chłopaczków.
- Nie używaj tego słowa. – syknął Draco
tak zjadliwie, że Pansy wcisnęła się głębiej w swój fotel – To znaczy, naprawdę….
– powiedział już normalnie – Jeśli ktoś cię usłyszy…
- Tylko my tu jesteśmy. –
powiedział Theo, patrząc na niego z zainteresowaniem.
Draco patrzył mu w oczy, niemal
wyzywając go by powiedział to, o czym oboje myśleli. Draco używał tego słowa
wiele razy. Dlaczego teraz tak mu to przeszkadzało? Odpowiedź, która nagle do
niego przyszła, była niepokojąca. Nie chodziło o jego poglądy, tylko o to słowo… To słowo przeniosło go znów do
dnia, kiedy jego ciotka brutalnie torturowała Hermionę Granger. Tortury, które
oglądał, tortury, do których został zaproszony… I kiedykolwiek to słyszał, nie
mógł wyrzucić tych obrazów ze swojej głowy, nie mógł zapomnieć krzyków Granger,
strachu w jej głosie, nienawiści w jej oczach… Widział i robił straszne rzeczy
podczas jego służby u Czarnego Pana, ale nie miał wątpliwości, że dla niego, to
ta scena była najgorsza.
Theo nic nie powiedział, ale Draco
nie czuł się jakby coś wygrał. Spojrzenie, jakim obdarzył go jego były
przyjaciel było pełne niepokoju.
Draco oparł się wygodnie i nie
odzywał się do końca podróży.
Rozdział przejściowy jak mniemam ;) i tak cudowny ;) szkoda mi slizgonow... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHej, zauważyłam, że skasowałaś swoje zamówienie. Zrezygnowałaś?
OdpowiedzUsuńDzięki za fatygę :) Odniosłam wrażenie, że trochę zajęta jesteś innymi projektami, więc postanowiłam nie zawracać ci głowy. Nie śpieszy mi się z tym szablonem, więc w sumie to nie wiem... Podobają mi się twoje projekty i z bardzo chciałabym mieć szablon twojego autorstwa. Jeśli masz czas i ochotę, i jeśli masz cokolwiek z mojej wiadomości zapisane, to ja bardzo chętnie kontynuowałabym współpracę. Sorry, że tak wyszło :/
UsuńPowinnaś była mnie o tym powiadomić. Zrobiłam ten szablon, a zajęło mi to całkiem sporo czasu, bo około czterech godzin. Poza tym byłaś druga w kolejce i to się u mnie liczy podczas wykonywania szablonów. Gdybym nie miała czasu, żeby go zrobić to napisałabym Ci o tym. Tak czy siak, szablon jest gotowy i kiedy przyjdzie czas pojawi się w notce na blogu, więc wyczekuj tego momentu.
UsuńPozdrawiam, Meadow.