wtorek, 2 lipca 2013

Cena zwycięstwa. Rozdział 12



Rozdział 12
Sprawiedliwość
27 sierpnia 1998

Było coś, co musiał zrobić.

To niekomfortowe uczucie, że trzyma się czegoś, co nie należy do niego, podążało za nim od czasu bitwy. Myślał, że kiedy odda Malfoy’owi jego różdżkę, to uczucie zniknie. Zamiast tego, uczucie nadal za nim podążało, czasami silne, czasami mniej. Dopóki nie sprecyzował, co dokładnie mu przeszkadzało. I nawet wtedy, uczucie nadal pozostało silne, bo nie chciał go porzucić.

Może to nie należy do niego, myślał, wpatrując się w lśniący miecz w jego dłoniach. Ale do kogo należał? Powinien przekazać go ponownie Ministerstwu? Hogwartowi?

Neville’owi?

- Harry, przestań to robić. – warknęła na niego Hermiona.

Tydzień spędzony pakując rzeczy jej rodziców w Australii i życie z ich niezadowoleniem i własnym poczuciem winy, zaostrzyło jej charakter. I nawet teraz, trzy dni po powrocie do Anglii, nadal chodził przy niej na palcach by uniknąć jej irytacji.

- To trochę przerażające. – zgodził się Ron, który leżał na łóżku wpatrując się w sufit – Jakbyś chciał ze sobą skończyć. – Harry zaśmiał się na te słowa i uniósł miecz do góry.
- Jak? Z tym?
- Hej, kolego! – rzucił Ron – To kiedyś zabiło Bazyliszka. Z łatwością poradziłoby sobie z Chłopcem, Który Przeżył.
- Och, proszę cię… - powiedział, patrząc na miecz i ważąc go w dłoni – Jeśli chciałbym ze sobą skończyć, nie wybrałbym miecza.
- Masz w sumie rację. – przyznał Ron, podnosząc się na łokciu by na niego spojrzeć – Jeśli chciałeś umrzeć, miałeś ku temu wiele okazji przez ostatnie siedem lat. – zaśmiał się cicho – Trochę zachciałeś żebyś nie był taki dobry w przeżywaniu, co?
- Nie mów tak. – ostro powiedziała Hermiona i Ron przewrócił oczami patrząc nadal na Harry’ego – Obaj!
- Nic nie powiedziałem! – zaprotestował Harry.
- Tylko sobie żartujemy, Hermiona.
- Wcale nie.

Harry wolał żeby tego nie mówiła. Wszyscy wiedzieli, że w słowach Rona ukryty był gorzki ton, i że gadka o umieraniu nie zawsze była żartem, ale czy naprawdę musiała o tym teraz wspominać? Czy wybranie łatwiejszego wyjścia i unikanie tematu robiło z niego tchórza?

Gryffindor, wyszeptał do niego miecz. Odwaga Gryfona, wyglądało, jakby sobie z niego kpił.

- Tak w ogóle, to o robisz Hermiono? – po chwili zapytał Ron.

Hermiona spojrzała na niego znad książki, którą właśnie wertowała.

- Ja wracam do Hogwartu. – powiedziała dosadnie – A przez ostatni rok nie otworzyłam książki by się pouczyć!
- Więc odrobiłaś za te wszystkie, które przeczytałaś w poprzednich latach.

Nagle uśmiechnęła się do Rona uśmiechem tak szerokim, że widomo było, iż nie jest szczery.

- Wy dwoje naprawdę myślicie, że wybraliście łatwiejszą opcję, co?
- Co masz na myśli?
- Przeczytałam wszystko na temat szkolenia Aurorów. – powiedziała tym zwierzchniczym tonem, który przypominał Harry’emu jej ton w pociągu na pierwszym roku, kiedy Ron próbował zmienić kolor Parszywka na żółty – A Ginny i ja kiedyś rozmawiałyśmy na ten temat z Tonks. Jest bardzo intensywny. Będziecie pracować dziesięć razy ciężej niż ja.

Ron prychnął.

- I nie będzie mnie tam, żeby wam pomóc. – dokończyła, przenosząc wzrok znów na jej książkę.

Bo właśnie to ją dobijało. To, że nie będzie jej z nimi. Ginny była dobrą przyjaciółką, ale nikt nie mógł zastąpić lat spędzonych z Harrym i Ronem. Ronem, którego mózg zatoczył koło po śmierci Freda, i który zachowywał się jakby kompletnie zapomniał o ich pocałunku w czasie bitwy.

I ani Harry, ani Hermiona nie mogli go winić. Czasami Harry myślał, że cudem jest to, że każde z nich codzienne jest w stanie podnieść się z łóżka. To było po prostu trudne, nadal żyć tak, jak kiedyś. Wystarczająco trudne było prowadzenie tego pół-życia.

Szkolenie Aurorów zaczynało się 30 sierpnia, mimo, że była to niedziela. Oczekiwano ich w Ministerstwie przed siódmą rano, co przerażało i Harry’ego i Rona. Było jeszcze kilka wad bycia „pracownikiem Ministerstwa”. Oprócz kasztanowych szat treningowych, które musieli nosić (co było wystarczającym powodem by Ron dwa razy zastanowił się nad przystąpieniem, do czego Harry w końcu go zmusił), wszystko inne wyglądało dobrze: wysoka pensja, status i praca, o której Harry zawsze marzył. Nie wspominając o tym, że Hermiona miała rację: po wszystkim, co przeszli, obaj przewidywali, że szkolenie będzie śmieszne proste.

Ron powtórzył jego myśli.
- Pokonaliśmy największego czarnoksiężnika naszych czasów. Jak szkolenie Aurorów może się do tego umywać? Przynajmniej w klasie nie będziemy ryzykować życia.
- Czy przynajmniej sprawdziłeś jak ono wygląda? – zapytała Hermiona, teraz rozdrażniona – Wiesz jakie rodzaje zajęć będziecie mieć? Pułapki i Tropienie – zacytowała – Nie macie najmniejszego pojęcia na ten temat! Ukrywanie i Maskowanie… to jest rozszerzony poziom transmutacji i eliksirów. Są tam nawet zajęcia nazwane Eliksiry i Trucizny.
- Uwarzyłem Eliksir Wielosokowy na naszym drugim roku. – powiedział Ron.
- Będziecie mieli cztery godziny Oklumencji i Legilimencji w tygodniu. – dodała Hermiona.
- No cóż… - rzucił – Więc oblejemy.

Hermiona się zaśmiała, ale Harry czuł się niekomfortowo na samą myśl. Co jeśli nie nadawał się na Aurora?

Zmienił temat, znów podnosząc miecz do góry tak, że ten odbił światło.

- Po prostu nie wiem co zrobić z tym.
- Oddaj goblinom. – powiedziała Hermiona, nie odrywając wzroku od swojej książki.

Ron wybuchnął śmiechem.

~-o-~

Czuł, że rzuca się w oczy, idąc przez Ulicę Pokątną z mieczem w rękach. To, że miecz stworzony przez gobliny odbijał więcej światła niż normalne, wcale nie pomagało. Pewnie wyglądał jak złodziej, wariat albo morderca. Kiedy wślizgnął się do Grigotta, wcale nie było lepiej. Tuzin goblinów najpierw wpatrywało się w jego twarz, a potem w lśniące srebro w jego rękach. Prawie równo, zwęzili oczy i odwrócili się dosadnie. Co dziwne, takie zachowanie trochę go uspokoiło. Przypominało mu o Gryfku.

Podszedł do biurka, przy którym siedział Główny Goblin Banku Gringotta.

- Przepraszam…
- Harry Potter. – powiedział Główny Goblin, zerkając na niego znad biurka – Więc.

Nic więcej nie powiedział i Harry czuł się wyraźnie nieswojo. Nie wiedział jak było to możliwe, ale miał wrażenie, że goblin wie kto jest odpowiedzialny za ostatnie – i bardzo spektakularne – włamanie. Z tego, co powiedział my Gryfek, gobliny traktują takie rzeczy bardzo poważnie.

- Ja… eee… - powiedział elokwentnie.
- Czy chciałby pan wypłacić środki? – zapytał dobitnie goblin.
- Nie – odpowiedział – Przyszedłem w sprawie miecza. – zawstydzony podniósł go wyżej – Miecza Gryffindora. – wyraz twarzy goblina był teraz czymś w rodzaju szyderstwa.
- Poznaję go.
- Włamałem się do Gringotta w tym roku. – powiedział, nie zastanawiając się nad tym. Teraz spojrzenie stało się groźne.
- Dobrze to pamiętam.
- Targowałem się z Gryfkiem. Był on… przydatny w planowaniu detali mojego planu. – spojrzał na miecz – W zamian za pomoc we włamaniu, prosił o ten miecz.

Główny Goblin wyglądał na zaintrygowanego. Taka zdrada normalnie by odrzuciła każdego goblina, ale łup był tak cenny, że była tego warta.

- Gryfek nie żyje. I tak jakby nas zdradził. Ale on wprowadził nas do Gringotta i nie czułbym się dobrze, zatrzymując ten miecz. Myślę, że Gryfek miał rację. On należy do goblinów, prawda?
- Został stworzony przez gobliny. – potwierdził Główny Goblin, po czym powiedział – Jestem Gryfin.
- Miło mi cię poznać. Gryfinie, miecz jest twój. To znaczy goblinów.

Gryfin spojrzał na niego z intensywnością, przez którą poczuł się niepewnie. Wiedział, że goblin mu nie podziękuje. Swoim zachowaniem, Harry próbował tylko trochę odpłacić goblinom za ich nieszczęścia spowodowane przez czarodziei. Ale może mogło to wykupić mu przebaczenie za pozostawienie banku niemal w ruinach po ucieczce na smoku z podziemi.

Potem ręka Gryfina wystrzeliła i wręcz porwała miecz z rąk Harry’ego. Siedział, wpatrując się w srebro przez chwilę. Potem spojrzał na Harry’ego.

- Rzeczywiście jesteś dziwnym czarodziejem, Harry Potterze. – powiedział głosem niemal onieśmielonym – Aby dotrzymywać warunków takich jak ten…
- Zawsze dotrzymuję słowa. – Gryfin przekrzywił głowę.
- Tak. Teraz to widzę. I potrzymałbyś obietnicy złamanej przez kogoś…
- Miecz Gryffindora należał do goblinów, prawda?
- Przez wieki znajdował się w Hogwarcie…
- Hogwart już go nie potrzebuje. Spełnił swój cel.

Gryfin zaskoczył go.


- Dziękuję ci, Harry Potterze.

2 komentarze:

  1. Jak zwykle świetnie tłumaczenie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że rozdziały dodajesz tak często. Na niektórych blogach dodają je co dwa miesiące, przez co zapominasz o czym czytasz.
    Życzę weny i czasu na tłumaczenie. C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Nie ukrywam, że tłumaczenie jest znacznie szybsze niż pisanie oryginału. Dlatego właśnie dodaję tak często. Poza tym, uwielbiam pisać :)

      Usuń

Calliste Bajkowe szablony