Rozdział 12
Sprawiedliwość
27 sierpnia 1998
Było coś, co musiał zrobić.
To niekomfortowe uczucie, że trzyma
się czegoś, co nie należy do niego, podążało za nim od czasu bitwy. Myślał, że
kiedy odda Malfoy’owi jego różdżkę, to uczucie zniknie. Zamiast tego, uczucie
nadal za nim podążało, czasami silne, czasami mniej. Dopóki nie sprecyzował, co
dokładnie mu przeszkadzało. I nawet wtedy, uczucie nadal pozostało silne, bo
nie chciał go porzucić.
Może to nie należy do niego,
myślał, wpatrując się w lśniący miecz w jego dłoniach. Ale do kogo należał?
Powinien przekazać go ponownie Ministerstwu? Hogwartowi?
Neville’owi?
- Harry, przestań to robić. –
warknęła na niego Hermiona.
Tydzień spędzony pakując rzeczy jej
rodziców w Australii i życie z ich niezadowoleniem i własnym poczuciem winy,
zaostrzyło jej charakter. I nawet teraz, trzy dni po powrocie do Anglii, nadal
chodził przy niej na palcach by uniknąć jej irytacji.
- To trochę przerażające. – zgodził
się Ron, który leżał na łóżku wpatrując się w sufit – Jakbyś chciał ze sobą
skończyć. – Harry zaśmiał się na te słowa i uniósł miecz do góry.
- Jak? Z tym?
- Hej, kolego! – rzucił Ron – To
kiedyś zabiło Bazyliszka. Z łatwością poradziłoby sobie z Chłopcem, Który
Przeżył.
- Och, proszę cię… - powiedział,
patrząc na miecz i ważąc go w dłoni – Jeśli chciałbym ze sobą skończyć, nie
wybrałbym miecza.
- Masz w sumie rację. – przyznał
Ron, podnosząc się na łokciu by na niego spojrzeć – Jeśli chciałeś umrzeć,
miałeś ku temu wiele okazji przez ostatnie siedem lat. – zaśmiał się cicho –
Trochę zachciałeś żebyś nie był taki dobry w przeżywaniu, co?
- Nie mów tak. – ostro powiedziała
Hermiona i Ron przewrócił oczami patrząc nadal na Harry’ego – Obaj!
- Nic nie powiedziałem! –
zaprotestował Harry.
- Tylko sobie żartujemy, Hermiona.
- Wcale nie.
Harry wolał żeby tego nie mówiła.
Wszyscy wiedzieli, że w słowach Rona ukryty był gorzki ton, i że gadka o
umieraniu nie zawsze była żartem, ale czy naprawdę musiała o tym teraz
wspominać? Czy wybranie łatwiejszego wyjścia i unikanie tematu robiło z niego
tchórza?
Gryffindor,
wyszeptał do niego miecz. Odwaga Gryfona,
wyglądało, jakby sobie z niego kpił.
- Tak w ogóle, to o robisz
Hermiono? – po chwili zapytał Ron.
Hermiona spojrzała na niego znad
książki, którą właśnie wertowała.
- Ja wracam do Hogwartu. – powiedziała dosadnie – A przez ostatni rok
nie otworzyłam książki by się pouczyć!
- Więc odrobiłaś za te wszystkie,
które przeczytałaś w poprzednich latach.
Nagle uśmiechnęła się do Rona
uśmiechem tak szerokim, że widomo było, iż nie jest szczery.
- Wy dwoje naprawdę myślicie, że
wybraliście łatwiejszą opcję, co?
- Co masz na myśli?
- Przeczytałam wszystko na temat
szkolenia Aurorów. – powiedziała tym zwierzchniczym tonem, który przypominał
Harry’emu jej ton w pociągu na pierwszym roku, kiedy Ron próbował zmienić kolor
Parszywka na żółty – A Ginny i ja kiedyś rozmawiałyśmy na ten temat z Tonks.
Jest bardzo intensywny. Będziecie pracować dziesięć razy ciężej niż ja.
Ron prychnął.
- I nie będzie mnie tam, żeby wam pomóc. – dokończyła, przenosząc
wzrok znów na jej książkę.
Bo właśnie to ją dobijało. To, że
nie będzie jej z nimi. Ginny była dobrą przyjaciółką, ale nikt nie mógł
zastąpić lat spędzonych z Harrym i Ronem. Ronem, którego mózg zatoczył koło po
śmierci Freda, i który zachowywał się jakby kompletnie zapomniał o ich
pocałunku w czasie bitwy.
I ani Harry, ani Hermiona nie mogli
go winić. Czasami Harry myślał, że cudem jest to, że każde z nich codzienne
jest w stanie podnieść się z łóżka. To było po prostu trudne, nadal żyć tak,
jak kiedyś. Wystarczająco trudne było prowadzenie tego pół-życia.
Szkolenie Aurorów zaczynało się 30
sierpnia, mimo, że była to niedziela. Oczekiwano ich w Ministerstwie przed
siódmą rano, co przerażało i Harry’ego i Rona. Było jeszcze kilka wad bycia
„pracownikiem Ministerstwa”. Oprócz kasztanowych szat treningowych, które
musieli nosić (co było wystarczającym powodem by Ron dwa razy zastanowił się
nad przystąpieniem, do czego Harry w końcu go zmusił), wszystko inne wyglądało
dobrze: wysoka pensja, status i praca, o której Harry zawsze marzył. Nie
wspominając o tym, że Hermiona miała rację: po wszystkim, co przeszli, obaj
przewidywali, że szkolenie będzie śmieszne proste.
Ron powtórzył jego myśli.
- Pokonaliśmy największego
czarnoksiężnika naszych czasów. Jak szkolenie Aurorów może się do tego umywać?
Przynajmniej w klasie nie będziemy ryzykować życia.
- Czy przynajmniej sprawdziłeś jak
ono wygląda? – zapytała Hermiona, teraz rozdrażniona – Wiesz jakie rodzaje
zajęć będziecie mieć? Pułapki i Tropienie – zacytowała – Nie macie
najmniejszego pojęcia na ten temat! Ukrywanie i Maskowanie… to jest rozszerzony
poziom transmutacji i eliksirów. Są
tam nawet zajęcia nazwane Eliksiry i Trucizny.
- Uwarzyłem Eliksir Wielosokowy na
naszym drugim roku. – powiedział Ron.
- Będziecie mieli cztery godziny
Oklumencji i Legilimencji w tygodniu. – dodała Hermiona.
- No cóż… - rzucił – Więc oblejemy.
Hermiona się zaśmiała, ale Harry
czuł się niekomfortowo na samą myśl. Co jeśli nie nadawał się na Aurora?
Zmienił temat, znów podnosząc miecz
do góry tak, że ten odbił światło.
- Po prostu nie wiem co zrobić z
tym.
- Oddaj goblinom. – powiedziała
Hermiona, nie odrywając wzroku od swojej książki.
Ron wybuchnął śmiechem.
~-o-~
Czuł, że rzuca się w oczy, idąc
przez Ulicę Pokątną z mieczem w rękach. To, że miecz stworzony przez gobliny
odbijał więcej światła niż normalne, wcale nie pomagało. Pewnie wyglądał jak
złodziej, wariat albo morderca. Kiedy wślizgnął się do Grigotta, wcale nie było
lepiej. Tuzin goblinów najpierw wpatrywało się w jego twarz, a potem w lśniące
srebro w jego rękach. Prawie równo, zwęzili oczy i odwrócili się dosadnie. Co
dziwne, takie zachowanie trochę go uspokoiło. Przypominało mu o Gryfku.
Podszedł do biurka, przy którym
siedział Główny Goblin Banku Gringotta.
- Przepraszam…
- Harry Potter. – powiedział Główny
Goblin, zerkając na niego znad biurka – Więc.
Nic więcej nie powiedział i Harry
czuł się wyraźnie nieswojo. Nie wiedział jak było to możliwe, ale miał wrażenie,
że goblin wie kto jest odpowiedzialny za ostatnie – i bardzo spektakularne –
włamanie. Z tego, co powiedział my Gryfek, gobliny traktują takie rzeczy bardzo
poważnie.
- Ja… eee… - powiedział elokwentnie.
- Czy chciałby pan wypłacić środki?
– zapytał dobitnie goblin.
- Nie – odpowiedział – Przyszedłem w
sprawie miecza. – zawstydzony podniósł go wyżej – Miecza Gryffindora. – wyraz twarzy
goblina był teraz czymś w rodzaju szyderstwa.
- Poznaję go.
- Włamałem się do Gringotta w tym
roku. – powiedział, nie zastanawiając się nad tym. Teraz spojrzenie stało się
groźne.
- Dobrze to pamiętam.
- Targowałem się z Gryfkiem. Był on…
przydatny w planowaniu detali mojego planu. – spojrzał na miecz – W zamian za
pomoc we włamaniu, prosił o ten miecz.
Główny Goblin wyglądał na
zaintrygowanego. Taka zdrada normalnie by odrzuciła każdego goblina, ale łup
był tak cenny, że była tego warta.
- Gryfek nie żyje. I tak jakby nas
zdradził. Ale on wprowadził nas do
Gringotta i nie czułbym się dobrze, zatrzymując ten miecz. Myślę, że Gryfek
miał rację. On należy do goblinów, prawda?
- Został stworzony przez gobliny. –
potwierdził Główny Goblin, po czym powiedział – Jestem Gryfin.
- Miło mi cię poznać. Gryfinie,
miecz jest twój. To znaczy goblinów.
Gryfin spojrzał na niego z
intensywnością, przez którą poczuł się niepewnie. Wiedział, że goblin mu nie
podziękuje. Swoim zachowaniem, Harry próbował tylko trochę odpłacić goblinom za
ich nieszczęścia spowodowane przez czarodziei. Ale może mogło to wykupić mu
przebaczenie za pozostawienie banku niemal w ruinach po ucieczce na smoku z
podziemi.
Potem ręka Gryfina wystrzeliła i
wręcz porwała miecz z rąk Harry’ego. Siedział, wpatrując się w srebro przez
chwilę. Potem spojrzał na Harry’ego.
- Rzeczywiście jesteś dziwnym
czarodziejem, Harry Potterze. – powiedział głosem niemal onieśmielonym – Aby dotrzymywać
warunków takich jak ten…
- Zawsze dotrzymuję słowa. – Gryfin
przekrzywił głowę.
- Tak. Teraz to widzę. I
potrzymałbyś obietnicy złamanej przez kogoś…
- Miecz Gryffindora należał do
goblinów, prawda?
- Przez wieki znajdował się w
Hogwarcie…
- Hogwart już go nie potrzebuje.
Spełnił swój cel.
Gryfin zaskoczył go.
- Dziękuję ci, Harry Potterze.
Jak zwykle świetnie tłumaczenie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że rozdziały dodajesz tak często. Na niektórych blogach dodają je co dwa miesiące, przez co zapominasz o czym czytasz.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czasu na tłumaczenie. C:
Dzięki :)
UsuńNie ukrywam, że tłumaczenie jest znacznie szybsze niż pisanie oryginału. Dlatego właśnie dodaję tak często. Poza tym, uwielbiam pisać :)