Polecam tą piosenkę. Umilała mi czas kiedy pisałam.
Btw, znacie jakieś blogi Dramione z zakończonymi opowiadaniami? Preferuję takie, bo jestem strasznie niecierpliwą osobą i nie lubię czekać na zakończenie historii :) Piszcie w komentarzach.
W kolejnym rozdziale nareszcie będzie trochę Dramione :D
Miłego czytania!
Rozdział 13
Lilie
29 sierpnia 1998
Chciał wrócić.
Kiedy ostatnio tu był, miał ze sobą
Hermionę. Było to wystarczająco trudne. Nie potrafił oddzielić tego wspomnienia od tego o Bathildzie
Bagshot i Nagini, od zimnego strachu i horroru. To nie to spodziewał się czuć w
miejscu, gdzie żyli jego rodzice. To nie to chciał tu czuć. Za każdym razem,
kiedy o tym myślał, przebłyski Nagini i Voldemorta, czasami delikatny ucisk
blizny znów go nawiedzały. Voldemorta już
nie ma, Voldemorta już nie ma, Voldemorta już nie ma. Kiedy zdał sobie z
tego sprawę, poczuł się pusty. Nie ucieszony czy zwycięski, jak czuł, że
powinien, jak wszyscy czuli, że powinien. Czuł się pusty, bo nie czuł już
strachu, nienawiści, pasji, uczuć. Przez kilka dni po bitwie czuł się niemal
pozbawiony celu, jednak wyczerpująca odbudowa Hogwartu szybko to zakończyła.
Nie był pewien czy jest w stanie
powrócić tu samotnie. Jednak nie mógł pozbyć się tego pomysłu z głowy i
wiedział, że prędzej czy później, będzie musiał tam pójść. Wiedział, że
Hermiona i Ron zgodziliby się bez zastanowienia, nawet jeśli tak naprawdę nie
chcieliby, więc ich nie pytał. Zapytał Ginny. To było niesprawiedliwe, pytać
Ginny, z którą nie wiedział na czym stoi, i która tyle wycierpiała z powodu
śmierci Freda. Ale zapytał ją, bo wiedział, że odmówiłaby, gdyby tak naprawdę
nie chciała pójść.
Bał się, że odmówi, ale nie zrobiła tego. Kiedy ją zapytał, patrzyła na niego
bardzo intensywnym spojrzeniem, ale nie odmówiła. Powiedziała „Oczywiście” i
„Kiedy?”, na co odpowiedział „Jutro”
i teraz przechodzili przez Dolinę Godryka. Bez śniegu to nie było to samo.
Cieplej i nudniej równocześnie. Bez Hermiony to nie było to samo. Mniej
komfortowo, a jednak odpowiedniej. Przeszli obok ruin domu jego rodziców. Ginny
uśmiechnęła się i zatrzymała by przejechać palcami po zachęcającym napisie: Wierzymy w ciebie. Były tam dwa nowe,
napisane niedawno: Wiedziałem, że to
zrobisz, Harry! i Zwycięstwo!
- To jest piękne. – powiedziała
cicho Ginny.
Wiedział, że zrozumie to, czego
Hermiona nie była w stanie.
Ginny sprawiała wrażenie, że chce
się trochę przejść, więc to zrobili. Coś niewidzialnego zdawało się przyciągać
go w stronę cmentarza. Wiedział, że po to tu przybył, ale na początku się
wahał. Zamiast tego, przechadzali się wolno po wiosce, jej ręka w jego, patrząc
na domy, drzewa i ulice. Wszystko było ciche, ulice puste, zasłony zaciągnięte
w każdym domu. Teraz Hogsmeade wyglądało podobnie. W pewnym momencie coś
powiedział i Ginny się zaśmiała. Wysoki, czysty śmiech, który zdawał się nadal
wisieć w powietrzu, kiedy już skończyła. Przez większą część, oboje byli cicho,
oddychając powietrzem tego miejsca – świeżym i strasznie smutnym jednocześnie.
Ale kiedy Giny się zaśmiała, odnalazł swoją siłę.
Poprowadził ją w stronę cmentarza,
który znów, bez śniegu, wyglądał inaczej. Potrafił odnaleźć nagrobek nawet
śpiąc. To wspomnienie było na zawsze przypięte w jego pamięci. Więc wiedział,
że się nie pomylił, kiedy zobaczył kogoś pochylającego się nad grobem jego
rodziców. Kobieta w mugolskich ubraniach z blond włosami związanymi w krótki
kucyk. Harry zatrzymał się nagle i zamarł. Ginny prawie na niego wpadła.
- Harry, co… - podążyła wzrokiem w
miejsce gdzie patrzył i zmarszczyła brwi – Och! Czy to…?
Osoba odwróciła się w ich stronę i
Harry cofnął się o krok, czy dwa.
- Ciocia Petunia?
~-o-~
Sama nie wiedziała dokładnie
dlaczego tu była – kładąc kwiaty na jego
grobie. Nie była tu od czasu pogrzebu, na który musiała przyjść, pomimo tego, co myślał o tym Vernon. Ona go zorganizowała i ona nalegała na przyjście bez swojej
rodziny. Pamiętała twarz Vermona, kiedy wykrzyknęła „Ona była moją siostrą!”. Pamiętała swój własny szok po
wypowiedzeniu tych słów. Powietrze tutaj nie zmieniło się od wtedy: duszące i
odpychające. Nienawidziła patrzeć na tę wioskę, myślała, że kościół jest
ohydny, a domy zbyt stare by mogły być nazwane oryginalnymi.. Pomimo tego,
czuła, że musi tu wrócić. Tak nagle, po tylu latach – prawie dwudziestu –
chciała wrócić.
Dzisiejszego poranka po raz
pierwszy zobaczyła nagrobek. Prawie krzyknęła kiedy zobaczyła prosty obelisk,
który zaczął się chwiać, po czym zamienił się w pomnik trójki ludzi patrzących
na nią z góry. Potem poszła do ich
domu, nie wiedząc dlaczego. Kiedy przejechała palcami to zardzewiałych prętach
bramy, pojawił się napis. I znów odsunęła się ze strachem. Niewidzialne dla mugoli. To krew Lily ożywiła magię dla Petunii,
dzięki czemu mogła zobaczyć napis. Zapiski dla chłopca zszokowały ją: Jeśli to czytasz Harry, wszyscy jesteśmy z
tobą! lub Damy radę Harry!
Niektóre były sprzed kilku lat. Wojna
była tak poważną rzeczą, a on był w
samym jej środku. Dlaczego nigdy wcześniej nie zdała sobie z tego sprawy?
Dlaczego jej to nie obchodziło?
Znalazła grób z łatwością. Po tylu
latach nadal pamiętała gdzie dokładnie był.
Przyniosła ze sobą lilie. Kwiaty,
które jej siostra tak naprawdę nienawidziła z całego serca, ale ten Potter
(jakim cudem to wiedziała, dlaczego to pamiętała?) wręcz uwielbiał, i które
Petunia kiedyś kochała. Najpierw położyła je po stronie Lily. Została tam na
chwilę, klęcząc na zimnym kamieniu, który nawet w słońcu nie mógł się nagrzać.
Potem impulsywnie sięgnęła, odwiązała wstążkę, która utrzymywała razem lilie i
położyła połowę kwiatów pod jego
imieniem. W końcu, on bardziej by je docenił.
- Witaj Lily. – powiedziała
delikatnie – Twój syn żyje. To wszystko co chciałabyś usłyszeć, prawda? Jest
żywy i zdrowy, z tego co wiem. Nie widziałam go od roku, ale powiedzieli mi, że
żyje, i że wojna się skończyła. To znaczy, że wygraliście, tak myślę.
Potem usłyszała głos i podniosła
głowę.
I wpatrywała się i czuła, że
zemdleje, bo pomimo tego, że Lily zapewniła ją, że duchy istnieją, nigdy nie
spodziewała się żadnego spotkać.
Duch powiedział „Ciocia Petunia?” i
zdała sobie sprawę, że to Harry.
To te włosy. Była tego pewna. Urósł
i wyglądał niemal tak samo jak jego ojciec. Stała obok niego dziewczyna z
rudymi włosami i Petunia straciła oddech, bo… bo… Lily. To musiałby być włosy – rude, jasne jak ogień. I kiedy stali
tak ręka w rękę, wyglądali tak podobnie do jego rodziców… I pomnik… fakt, że
klęczała przy ich grobie…
Przez sekundę mogła przysiąc, że
jej siostra i jej zabójczy mąż powrócili. Ale to był tylko Harry. Tylko Harry,
z oczami Lily.
- Harry. – powiedziała wstając.
Widziała, że jego wzrok powędrował
w stronę kwiatów, potem znów na nią. Jego twarz była nie do odczytania. Dziewczyna
trzymająca go za rękę wyglądała na trochę zlęknioną.
- Co tu robisz? – zapytał Harry.
Ostry, zimny ton, którego pomimo
wszystko, nigdy nie słyszała w głosie Lily. Urok został przełamany. Wzdrygnęła
się.
- Przyniosłam im… kwiaty. –
powiedziała.
- Lilie.
Prychnęła, myśląc o tym, co
powiedziałaby Lily: Jak strasznie miło z twojej strony Petunio. Nigdy się nie
zmienisz, prawda? Była to esencja listu z podziękowaniami za wazę, którą
Petunia dała jej z okazji świąt.
- Ja… To znaczy…
Harry tak naprawdę nic nie
powiedział, ale czuła, że chciałby by sobie poszła. Pewnie nie chciał nic
więcej, tylko zapomnieć o niej i Vernonie. I zapomnieć o tym, że kiedykolwiek
była tutaj, w tej wiosce. Na tym
cmentarzu. Stojąc przed ich
nagrobkiem.
- Nigdy nie lubiłam twojego ojca. –
powiedziała, zerkając na kwiaty.
Kątem oka widziała, że Harry
zacisnął zęby.
- Nigdy tak naprawdę go nie znałam.
– mówiła dalej – Wtedy już ja i Lily tak naprawdę nie rozmawiałyśmy ze sobą.
Ale jeśli już miałaby mówić mi o
czymś… zawsze były to wojny, śmierć i niebezpieczeństwa, i zawsze… zawsze był
tam ten Potter, majaczący gdzieś w tle… Winiłam go za jej śmierć.
Harry spojrzał na nią ostro.
- Nadal myślę, że jeśliby go nie
poznała, nie zginęłaby taką śmiercią. – powiedziała cicho – Może powiesz, że
nie rozumiem jak działają tego typu rzeczy… i masz rację, nie rozumiem. Ale nie
mogę przestać myśleć, że… że to była jego wina, że ona umarła…. Nie byłam na
ich weselu i nigdy nie zaprosiłam ich do siebie kiedy byli już po ślubie.
Widziałam ich tylko dwa razy. Raz kiedy przyjechał żeby zabrać ją po siódmym
roku szkoły. I raz zaraz po tym, jak się urodziłeś. Nie dała mi znać, wiesz? Po
prostu zjawiła się pod moimi drzwiami i powiedziała, że to jest Harry, i że
pomyślała, że chciałabym wiedzieć, że mam siostrzeńca, który najprawdopodobniej
będzie tak pomylony jak ona. Nie zaprosiłam jej do środka, bo wiedziałam, że
Vernon by się wściekł… Twój ojciec z nią był i… - pokręciła głową – Jesteś tak
do niego podobny. Sposób, w jaki teraz na mnie patrzysz… on mnie nienawidził. Był
mniej-więcej tak wysoki jak ty teraz…
- Wiem. – powiedział krótko.
Spojrzał na nią, szukając jej wzroku.
Patrzenie w jej oczy bolało. Potem się odezwał.
- To jest Ginny. Moja…
przyjaciółka. Poznałaś pana Weasleya. To jej ojciec. Ginny, to moja ciotka
Petunia.
Ginny ostrożnie wyciągnęła przed
siebie rękę, z niepewnym wyrazem twarzy. A Petunia uścisnęła ją szybko i równie
szybko ją puściła. W Harrym coś zadrżało.
- Wiesz, przykro mi, że oni nie
żyją. – powiedziała cicho – I przepraszam, że cię okłamaliśmy… nie o tym, że
jesteś czarodziejem, ale na ich
temat. Nie byli leniwi i bezużyteczni lub do niczego nie potrzebni. Nie byli
bezwartościowi i bezrobotni. Pewnie mieli więcej pieniędzy niż ja i Vernon
będziemy kiedykolwiek mieli.
- Wiem. – znów powiedział, ale tym
razem, jego ton był mniej ostry.
Znów spojrzała na lilie, świeże i
białe, leżące na zimnym kamieniu.
- I myślę, że byli szczęśliwi.
- To prawda. – zawahała się.
- Jak oni… - zająknęła się,
zatrzymała i zaczęła mówić od nowa, tym razem bardziej opanowanym głosem – Jak
oni zginęli?
- Nie wiesz? – powiedział
zaskoczony.
- Wiem, że ten wasz Czarny Pan…
Voldemort… ich zabił. Ale nigdy mi nie powiedzieli… nikt nigdy mi nie
powiedział dlaczego. Dlaczego w ogóle
z nim walczyli, dlaczego zostali zamordowani przez niego, osobiście. I dlaczego
ty byłeś tak bardzo w to zamieszany. Dlaczego my… - wskazała na siebie –
Vernon, Dudley i ja, musieliśmy się ukrywać. Tak naprawdę, nie rozumieliśmy
dlaczego… nadal nie rozumiemy.
Harry spojrzał w dal w zamyśleniu.
Jego usta ułożyły się w cienką linię.
- To długa historia. – powiedział
po chwili.
- Czekałam na nią prawie
dwadzieścia lat.
- Ja… - znów na nią spojrzał,
wyglądając na niezdecydowanego – Nie jestem pewien, czy jestem odpowiednią
osobą, żeby o tym opowiadać. Ale podejrzewam, że jestem jedną z niewielu, która
wie wszystko… - zamilkł na chwilę – Dobra. Wiesz kim jest Voldemort?
Kiwnęła głową.
- On zabił twoich rodziców. Miał
wielu popleczników… - próbowała sobie przypomnieć – Śmierciożerców.
Otworzył trochę szerzej oczy ze
zdumienia.
- Skąd o tym wiesz? – po czym
pokręcił głową – Nieważne. Słowo „mugol” też nie jest ci obce, prawda?
- Tak.
- Voldemort był dzieckiem czystokrwistej
czarownicy i mugola. „Czystokrwisty” znaczy, że nie ma żadnych mugoli w
rodzinie. Mugolski ojciec Voldemorta, Tom Riddle, porzucił jego matkę, Meropę,
która była w ciąży, po tym, jak dowiedział się, że użyła magii by ją pokochał.
Meropa umarła wydając go na świat i Voldemort został sierotą, ale wcześniej
zdążyła nadać mu imię Tom, po ojcu. Tom wychował się w mugolskim sierocińcu.
Był utalentowanym czarodziejem i bardzo gorzką osobą. Używał magii by ranić
innych, kraść lub wpakowywać innych w kłopoty. Kiedy miał jedenaście lat,
dowiedział się, że jest czarodziejem i zaczął uczęszczać do Hogwartu. Był
doskonałym uczniem i bardzo zainteresował się Czarną Magią.
- Był w domu Slytherina, prawda?
Harry znów wyglądał na zdziwionego,
ale kiwnął głową.
- Tak, był w Slytherinie. Kiedy
dowiedział się prawdy na temat jego rodziców, odnalazł swojego ojca i go zabił.
Potem zabił pozostałą rodzinę ze strony matki, z czystokrwistej strony. Po
Hogwarcie zaczął stylizować się na „Lorda Voldemorta” i zaczął gromadzić
popleczników, Śmierciożerców. Wtedy też zaczął tworzyć horkruksy – to rodzaj
Czarnej Magii, który pozwala ci przechować cząstkę duszy w jakimś przedmiocie,
więc nie możesz umrzeć, ale to straszne. I… - przerwał na chwilę – Nie jestem
pewien jak to powiedzieć, ale to była wojna. To nie było jak wojna w telewizji,
z żołnierzami zakładającymi pułapki i ryzykującymi życie dla kraju. To byli ci
Śmierciożercy chodzący i siejący terror, torturując i zabijając ludzi.
Ministerstwo zaczęło zamykać ludzi bez rozpraw sądowych albo dawali im
Pocałunek Dementora… W tym czasie, moi rodzice przystąpili do Zakonu Feniksa.
Był stworzony przez Dumbledora i miał za zadanie walczyć z Voldemortem… Dedalus
Diggle i Hestia Jones, których poznałaś w zeszłym roku, są jego członkami…
Potem była przepowiednia.
Petunia prychnęła.
- Wiem, wiem. – powiedział szybko
Harry – Też zawsze sądziłem, że wróżbiarstwo to brednie. Ale to ważna część
historii. Była przepowiednia o dziecku, które pokona Voldemorta… Brzmiała „Jeden
z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje…”.
I Voldemort zdecydował, że tym dzieckiem jestem ja, bo moi rodzice pokonali go
trzykrotnie… I wtedy zadecydował, że mnie zabije. – nieświadomie, podniósł rękę
i dotknął swojej blizny – Moi rodzice ukryli się, ale zostali zdradzeni przez
przyjaciela. Voldemort zabił mojego ojca, a potem dał mojej mamie wybór. Jeśli
go przepuści i pozwoli mu zabić mnie, będzie mogła żyć.
Petunia z trudem złapała powietrze.
- Umarła… dla ciebie?
- To nie była wina mojego taty. –
powiedział cicho Harry – Tylko moja.
Petunia przetwarzała jego słowa.
- Ta dwójka, o której mówiłeś
wcześniej… Diggle i Jones. Wrócili po nas. Znów mieszkamy w Little Whinging.
- Wiem. – znów powiedział.
- A ty nie wracasz?
Harry spojrzał na nią dziwnie.
- Nie sądzę.
- Ale wygrałeś, prawda? Tą wojnę.
- Tak.
- Więc on… Voldemort?
- Jest martwy. Na dobre.
Westchnęła niemal z ulgą.
Harry spojrzał na nią z
zainteresowaniem i powiedział:
- Ginny, może…
Rudowłosa dziewczyna puściła jego
rękę i cofnęła się o kilka kroków, na tyle by dać im trochę prywatności.
- Wiesz… - powiedziała Petunia –
Nie nienawidziłam ich.
- Nie?
- Nie sądzę. I nigdy nie
nienawidziłam również ciebie.
- Nie jestem pewien, czy jestem w
stanie w to uwierzyć.
- No cóż… ja także.
Patrzyła prosto na niego,
wpatrywała się chciwie w zielone oczy. Kiedy Lily i James przynieśli go po raz pierwszy, nie spojrzała w nie, naprawdę.
Mniej - więcej tylko zatrzasnęła im drzwi przed nosem. Więc nie widziała jego
oczu dopóki nie pojawił się na jej ganku, samotnie. To dzięki jego oczom
zdecydowała się go przygarnąć.
- Nie. – powiedziała bardziej
zdecydowanie – nie nienawidzę cię.
- Ja ciebie też nie. – zamilkł na
chwilę – Co u Dudleya?
To pytanie ją zaskoczyło.
- Wszystko w pożarku. Jest w college’u.
Nic mu nie będzie.
- Mi również. – powiedział, jakby
myśląc, że ona o to zapyta – Mam pracę… To znaczy, zaczynam właśnie szkolenie.
Nie będę już wam zawracać głowy. Wojna się skończyła i Voldemort nie żyje.
Nigdy więcej nie musicie o mnie słyszeć.
- Nie chciałabym słyszeć o… magii. – powiedziała – Ale czasami… może
mógłbyś po prostu wysłać list. Pocztą. To znaczy, naszą pocztą.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Może. – Jego wzrok znów przeniósł
się na lilie – Kochała cię.
- Wiem.
Kiwnął głową, jakby nie był
zdziwiony.
- Harry…
Prawdopodobnie nie powinna go
przytulać albo całować go w oba policzki. Czuł, jakby to było pożegnanie,
prawdziwe pożegnanie.
Wyciągnęła przed siebie rękę i
powiedziała:
- Powodzenia.
- Dowidzenia, ciociu Petunio.
Uścisnął jej dłoń.
Nie zdążyłam jeszcze skomentować dwóch poprzednich rozdziałów - a raczej zasnęłam pisząc komentarz - a tu już kolejny :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się konfrontacja Petunii z Harrym. Tak właściwie to od dawna czekałam na to, aż ktoś opisze ich szczerą rozmowę i w końcu się doczekałam.
Autor tego opowiadania na prawdę jest geniuszem, bo tworzy sceny, które pasują do siebie idealnie - o wiele bardziej wolę to zakończenie od epilogu p. Rowling, który w gruncie rzeczy nie był zły.
Dramione powiadasz? W takim razie czekamy z niecierpliwością :)
Czasu i ochoty na tłumaczenie!
Pozdrawiam
Florence
PS. Zakończone blogi? Pewnie czytałaś, ale: nox-dramione.blogspot.com, dramione-historie.blogspot.com (2 skończone, 3 w trakcie), bezdefinicji.blogspot.com (1 skończony, 1 w trakcie), dramione-dwa-swiaty.blogspot.com, http://m.fanfiction.net/s/6778532/1/ (jedno z moich ukochanych ♥), http://www.fanfiction.net/s/6628798/1/Najwa%C5%BCniejszy-obowi%C4%85zek-wobec-dzieci
Jeśli będziesz chciała więcej lub pogadać to pisz na gg: 47214209
Wow... to chyba najdłuższy komentarz jaki w życiu otrzymałam... :)
UsuńTeż uważam, że Fulgance - autorka, jest genialna... to opowiadanie jest genialne...
Dzięki za polecone blogi. Już dodałam do zakładek i biorę się za czytanie. U mnie upał na całego, więc nie ruszam się z domu i mam mnuuuuusstwo czasu na to :D
Pozdrawiam,
Lexie
I dobrnęlam do końca... To opowiadanie jest CUDOWNE, GENIALNE, PIEKNE I UROCZE NA SWOJ SPOSOB nie wiem jak to inaczej określić.... Z każdym rozdziałem czułam coś innego raz się śmiałam raz płakałam różnie, dlatego czekam na to kiedy dodasz nn ;) mam nadzieje ze będzie to jutro tzn. Dzisiaj ;) a jeśli chodzi o opowiadanie to polecam Dramione-Dwa Światy, jest na prawdę świetne. Jeśli chcesz to napisz, dam Ci linka ;) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tak pozytywne komentarze! :D Dzięki! Jak widzisz, rozdziały są dosyć często, więc nie masz co się martwić. Dzisiaj powinien być kolejny.
UsuńDwa Światy już czytałam. Zgadzam się co do tego, że jest świetne :)
Pozdrawiam,
Lexie