środa, 3 lipca 2013

Cena zwycięstwa. Rozdział 13




Polecam piosenkę. Umilała mi czas kiedy pisałam.

Btw, znacie jakieś blogi Dramione z zakończonymi opowiadaniami? Preferuję takie, bo jestem strasznie niecierpliwą osobą i nie lubię czekać na zakończenie historii :) Piszcie w komentarzach.

W kolejnym rozdziale nareszcie będzie trochę Dramione :D

Miłego czytania!


Rozdział 13
Lilie
29 sierpnia 1998

Chciał wrócić.

Kiedy ostatnio tu był, miał ze sobą Hermionę. Było to wystarczająco trudne. Nie potrafił oddzielić tego wspomnienia od tego o Bathildzie Bagshot i Nagini, od zimnego strachu i horroru. To nie to spodziewał się czuć w miejscu, gdzie żyli jego rodzice. To nie to chciał tu czuć. Za każdym razem, kiedy o tym myślał, przebłyski Nagini i Voldemorta, czasami delikatny ucisk blizny znów go nawiedzały. Voldemorta już nie ma, Voldemorta już nie ma, Voldemorta już nie ma. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, poczuł się pusty. Nie ucieszony czy zwycięski, jak czuł, że powinien, jak wszyscy czuli, że powinien. Czuł się pusty, bo nie czuł już strachu, nienawiści, pasji, uczuć. Przez kilka dni po bitwie czuł się niemal pozbawiony celu, jednak wyczerpująca odbudowa Hogwartu szybko to zakończyła.

Nie był pewien czy jest w stanie powrócić tu samotnie. Jednak nie mógł pozbyć się tego pomysłu z głowy i wiedział, że prędzej czy później, będzie musiał tam pójść. Wiedział, że Hermiona i Ron zgodziliby się bez zastanowienia, nawet jeśli tak naprawdę nie chcieliby, więc ich nie pytał. Zapytał Ginny. To było niesprawiedliwe, pytać Ginny, z którą nie wiedział na czym stoi, i która tyle wycierpiała z powodu śmierci Freda. Ale zapytał ją, bo wiedział, że odmówiłaby, gdyby tak naprawdę nie chciała pójść.

Bał się, że odmówi, ale nie zrobiła tego. Kiedy ją zapytał, patrzyła na niego bardzo intensywnym spojrzeniem, ale nie odmówiła. Powiedziała „Oczywiście” i „Kiedy?”, na co odpowiedział „Jutro” i teraz przechodzili przez Dolinę Godryka. Bez śniegu to nie było to samo. Cieplej i nudniej równocześnie. Bez Hermiony to nie było to samo. Mniej komfortowo, a jednak odpowiedniej. Przeszli obok ruin domu jego rodziców. Ginny uśmiechnęła się i zatrzymała by przejechać palcami po zachęcającym napisie: Wierzymy w ciebie. Były tam dwa nowe, napisane niedawno: Wiedziałem, że to zrobisz, Harry! i Zwycięstwo!

- To jest piękne. – powiedziała cicho Ginny.

Wiedział, że zrozumie to, czego Hermiona nie była w stanie.

Ginny sprawiała wrażenie, że chce się trochę przejść, więc to zrobili. Coś niewidzialnego zdawało się przyciągać go w stronę cmentarza. Wiedział, że po to tu przybył, ale na początku się wahał. Zamiast tego, przechadzali się wolno po wiosce, jej ręka w jego, patrząc na domy, drzewa i ulice. Wszystko było ciche, ulice puste, zasłony zaciągnięte w każdym domu. Teraz Hogsmeade wyglądało podobnie. W pewnym momencie coś powiedział i Ginny się zaśmiała. Wysoki, czysty śmiech, który zdawał się nadal wisieć w powietrzu, kiedy już skończyła. Przez większą część, oboje byli cicho, oddychając powietrzem tego miejsca – świeżym i strasznie smutnym jednocześnie. Ale kiedy Giny się zaśmiała, odnalazł swoją siłę.

Poprowadził ją w stronę cmentarza, który znów, bez śniegu, wyglądał inaczej. Potrafił odnaleźć nagrobek nawet śpiąc. To wspomnienie było na zawsze przypięte w jego pamięci. Więc wiedział, że się nie pomylił, kiedy zobaczył kogoś pochylającego się nad grobem jego rodziców. Kobieta w mugolskich ubraniach z blond włosami związanymi w krótki kucyk. Harry zatrzymał się nagle i zamarł. Ginny prawie na niego wpadła.

- Harry, co… - podążyła wzrokiem w miejsce gdzie patrzył i zmarszczyła brwi – Och! Czy to…?

Osoba odwróciła się w ich stronę i Harry cofnął się o krok, czy dwa.

- Ciocia Petunia?

~-o-~

Sama nie wiedziała dokładnie dlaczego tu była – kładąc kwiaty na jego grobie. Nie była tu od czasu pogrzebu, na który musiała przyjść, pomimo tego, co myślał o tym Vernon. Ona go zorganizowała i ona nalegała na przyjście bez swojej rodziny. Pamiętała twarz Vermona, kiedy wykrzyknęła „Ona była moją siostrą!”. Pamiętała swój własny szok po wypowiedzeniu tych słów. Powietrze tutaj nie zmieniło się od wtedy: duszące i odpychające. Nienawidziła patrzeć na tę wioskę, myślała, że kościół jest ohydny, a domy zbyt stare by mogły być nazwane oryginalnymi.. Pomimo tego, czuła, że musi tu wrócić. Tak nagle, po tylu latach – prawie dwudziestu – chciała wrócić.

Dzisiejszego poranka po raz pierwszy zobaczyła nagrobek. Prawie krzyknęła kiedy zobaczyła prosty obelisk, który zaczął się chwiać, po czym zamienił się w pomnik trójki ludzi patrzących na nią z góry. Potem poszła do ich domu, nie wiedząc dlaczego. Kiedy przejechała palcami to zardzewiałych prętach bramy, pojawił się napis. I znów odsunęła się ze strachem. Niewidzialne dla mugoli. To krew Lily ożywiła magię dla Petunii, dzięki czemu mogła zobaczyć napis. Zapiski dla chłopca zszokowały ją: Jeśli to czytasz Harry, wszyscy jesteśmy z tobą! lub Damy radę Harry! Niektóre były sprzed kilku lat. Wojna była tak poważną rzeczą, a on był w samym jej środku. Dlaczego nigdy wcześniej nie zdała sobie z tego sprawy?

Dlaczego jej to nie obchodziło?

Znalazła grób z łatwością. Po tylu latach nadal pamiętała gdzie dokładnie był.

Przyniosła ze sobą lilie. Kwiaty, które jej siostra tak naprawdę nienawidziła z całego serca, ale ten Potter (jakim cudem to wiedziała, dlaczego to pamiętała?) wręcz uwielbiał, i które Petunia kiedyś kochała. Najpierw położyła je po stronie Lily. Została tam na chwilę, klęcząc na zimnym kamieniu, który nawet w słońcu nie mógł się nagrzać. Potem impulsywnie sięgnęła, odwiązała wstążkę, która utrzymywała razem lilie i położyła połowę kwiatów pod jego imieniem. W końcu, on bardziej by je docenił.

- Witaj Lily. – powiedziała delikatnie – Twój syn żyje. To wszystko co chciałabyś usłyszeć, prawda? Jest żywy i zdrowy, z tego co wiem. Nie widziałam go od roku, ale powiedzieli mi, że żyje, i że wojna się skończyła. To znaczy, że wygraliście, tak myślę.

Potem usłyszała głos i podniosła głowę.

I wpatrywała się i czuła, że zemdleje, bo pomimo tego, że Lily zapewniła ją, że duchy istnieją, nigdy nie spodziewała się żadnego spotkać.

Duch powiedział „Ciocia Petunia?” i zdała sobie sprawę, że to Harry.

To te włosy. Była tego pewna. Urósł i wyglądał niemal tak samo jak jego ojciec. Stała obok niego dziewczyna z rudymi włosami i Petunia straciła oddech, bo… bo… Lily. To musiałby być włosy – rude, jasne jak ogień. I kiedy stali tak ręka w rękę, wyglądali tak podobnie do jego rodziców… I pomnik… fakt, że klęczała przy ich grobie…

Przez sekundę mogła przysiąc, że jej siostra i jej zabójczy mąż powrócili. Ale to był tylko Harry. Tylko Harry, z oczami Lily.

- Harry. – powiedziała wstając.

Widziała, że jego wzrok powędrował w stronę kwiatów, potem znów na nią. Jego twarz była nie do odczytania. Dziewczyna trzymająca go za rękę wyglądała na trochę zlęknioną.

- Co tu robisz? – zapytał Harry.

Ostry, zimny ton, którego pomimo wszystko, nigdy nie słyszała w głosie Lily. Urok został przełamany. Wzdrygnęła się.

- Przyniosłam im… kwiaty. – powiedziała.
- Lilie.

Prychnęła, myśląc o tym, co powiedziałaby Lily: Jak strasznie miło z twojej strony Petunio. Nigdy się nie zmienisz, prawda? Była to esencja listu z podziękowaniami za wazę, którą Petunia dała jej z okazji świąt.

- Ja… To znaczy…

Harry tak naprawdę nic nie powiedział, ale czuła, że chciałby by sobie poszła. Pewnie nie chciał nic więcej, tylko zapomnieć o niej i Vernonie. I zapomnieć o tym, że kiedykolwiek była tutaj, w tej wiosce. Na tym cmentarzu. Stojąc przed ich nagrobkiem.

- Nigdy nie lubiłam twojego ojca. – powiedziała, zerkając na kwiaty.

Kątem oka widziała, że Harry zacisnął zęby.

- Nigdy tak naprawdę go nie znałam. – mówiła dalej – Wtedy już ja i Lily tak naprawdę nie rozmawiałyśmy ze sobą. Ale jeśli już miałaby mówić mi o czymś… zawsze były to wojny, śmierć i niebezpieczeństwa, i zawsze… zawsze był tam ten Potter, majaczący gdzieś w tle… Winiłam go za jej śmierć.

Harry spojrzał na nią ostro.

- Nadal myślę, że jeśliby go nie poznała, nie zginęłaby taką śmiercią. – powiedziała cicho – Może powiesz, że nie rozumiem jak działają tego typu rzeczy… i masz rację, nie rozumiem. Ale nie mogę przestać myśleć, że… że to była jego wina, że ona umarła…. Nie byłam na ich weselu i nigdy nie zaprosiłam ich do siebie kiedy byli już po ślubie. Widziałam ich tylko dwa razy. Raz kiedy przyjechał żeby zabrać ją po siódmym roku szkoły. I raz zaraz po tym, jak się urodziłeś. Nie dała mi znać, wiesz? Po prostu zjawiła się pod moimi drzwiami i powiedziała, że to jest Harry, i że pomyślała, że chciałabym wiedzieć, że mam siostrzeńca, który najprawdopodobniej będzie tak pomylony jak ona. Nie zaprosiłam jej do środka, bo wiedziałam, że Vernon by się wściekł… Twój ojciec z nią był i… - pokręciła głową – Jesteś tak do niego podobny. Sposób, w jaki teraz na mnie patrzysz… on mnie nienawidził. Był mniej-więcej tak wysoki jak ty teraz…
- Wiem. – powiedział krótko.

Spojrzał na nią, szukając jej wzroku. Patrzenie w jej oczy bolało. Potem się odezwał.

- To jest Ginny. Moja… przyjaciółka. Poznałaś pana Weasleya. To jej ojciec. Ginny, to moja ciotka Petunia.

Ginny ostrożnie wyciągnęła przed siebie rękę, z niepewnym wyrazem twarzy. A Petunia uścisnęła ją szybko i równie szybko ją puściła. W Harrym coś zadrżało.

- Wiesz, przykro mi, że oni nie żyją. – powiedziała cicho – I przepraszam, że cię okłamaliśmy… nie o tym, że jesteś czarodziejem, ale na ich temat. Nie byli leniwi i bezużyteczni lub do niczego nie potrzebni. Nie byli bezwartościowi i bezrobotni. Pewnie mieli więcej pieniędzy niż ja i Vernon będziemy kiedykolwiek mieli.
- Wiem. – znów powiedział, ale tym razem, jego ton był mniej ostry.

Znów spojrzała na lilie, świeże i białe, leżące na zimnym kamieniu.
- I myślę, że byli szczęśliwi.
- To prawda. – zawahała się.
- Jak oni… - zająknęła się, zatrzymała i zaczęła mówić od nowa, tym razem bardziej opanowanym głosem – Jak oni zginęli?
- Nie wiesz? – powiedział zaskoczony.
- Wiem, że ten wasz Czarny Pan… Voldemort… ich zabił. Ale nigdy mi nie powiedzieli… nikt nigdy mi nie powiedział dlaczego. Dlaczego w ogóle z nim walczyli, dlaczego zostali zamordowani przez niego, osobiście. I dlaczego ty byłeś tak bardzo w to zamieszany. Dlaczego my… - wskazała na siebie – Vernon, Dudley i ja, musieliśmy się ukrywać. Tak naprawdę, nie rozumieliśmy dlaczego… nadal nie rozumiemy.

Harry spojrzał w dal w zamyśleniu. Jego usta ułożyły się w cienką linię.
- To długa historia. – powiedział po chwili.
- Czekałam na nią prawie dwadzieścia lat.
- Ja… - znów na nią spojrzał, wyglądając na niezdecydowanego – Nie jestem pewien, czy jestem odpowiednią osobą, żeby o tym opowiadać. Ale podejrzewam, że jestem jedną z niewielu, która wie wszystko… - zamilkł na chwilę – Dobra. Wiesz kim jest Voldemort?

Kiwnęła głową.
- On zabił twoich rodziców. Miał wielu popleczników… - próbowała sobie przypomnieć – Śmierciożerców.
Otworzył trochę szerzej oczy ze zdumienia.
- Skąd o tym wiesz? – po czym pokręcił głową – Nieważne. Słowo „mugol” też nie jest ci obce, prawda?
- Tak.
- Voldemort był dzieckiem czystokrwistej czarownicy i mugola. „Czystokrwisty” znaczy, że nie ma żadnych mugoli w rodzinie. Mugolski ojciec Voldemorta, Tom Riddle, porzucił jego matkę, Meropę, która była w ciąży, po tym, jak dowiedział się, że użyła magii by ją pokochał. Meropa umarła wydając go na świat i Voldemort został sierotą, ale wcześniej zdążyła nadać mu imię Tom, po ojcu. Tom wychował się w mugolskim sierocińcu. Był utalentowanym czarodziejem i bardzo gorzką osobą. Używał magii by ranić innych, kraść lub wpakowywać innych w kłopoty. Kiedy miał jedenaście lat, dowiedział się, że jest czarodziejem i zaczął uczęszczać do Hogwartu. Był doskonałym uczniem i bardzo zainteresował się Czarną Magią.
- Był w domu Slytherina, prawda?

Harry znów wyglądał na zdziwionego, ale kiwnął głową.
- Tak, był w Slytherinie. Kiedy dowiedział się prawdy na temat jego rodziców, odnalazł swojego ojca i go zabił. Potem zabił pozostałą rodzinę ze strony matki, z czystokrwistej strony. Po Hogwarcie zaczął stylizować się na „Lorda Voldemorta” i zaczął gromadzić popleczników, Śmierciożerców. Wtedy też zaczął tworzyć horkruksy – to rodzaj Czarnej Magii, który pozwala ci przechować cząstkę duszy w jakimś przedmiocie, więc nie możesz umrzeć, ale to straszne. I… - przerwał na chwilę – Nie jestem pewien jak to powiedzieć, ale to była wojna. To nie było jak wojna w telewizji, z żołnierzami zakładającymi pułapki i ryzykującymi życie dla kraju. To byli ci Śmierciożercy chodzący i siejący terror, torturując i zabijając ludzi. Ministerstwo zaczęło zamykać ludzi bez rozpraw sądowych albo dawali im Pocałunek Dementora… W tym czasie, moi rodzice przystąpili do Zakonu Feniksa. Był stworzony przez Dumbledora i miał za zadanie walczyć z Voldemortem… Dedalus Diggle i Hestia Jones, których poznałaś w zeszłym roku, są jego członkami… Potem była przepowiednia.

Petunia prychnęła.

- Wiem, wiem. – powiedział szybko Harry – Też zawsze sądziłem, że wróżbiarstwo to brednie. Ale to ważna część historii. Była przepowiednia o dziecku, które pokona Voldemorta… Brzmiała „Jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje…”. I Voldemort zdecydował, że tym dzieckiem jestem ja, bo moi rodzice pokonali go trzykrotnie… I wtedy zadecydował, że mnie zabije. – nieświadomie, podniósł rękę i dotknął swojej blizny – Moi rodzice ukryli się, ale zostali zdradzeni przez przyjaciela. Voldemort zabił mojego ojca, a potem dał mojej mamie wybór. Jeśli go przepuści i pozwoli mu zabić mnie, będzie mogła żyć.

Petunia z trudem złapała powietrze.
- Umarła… dla ciebie?
- To nie była wina mojego taty. – powiedział cicho Harry – Tylko moja.

Petunia przetwarzała jego słowa.
- Ta dwójka, o której mówiłeś wcześniej… Diggle i Jones. Wrócili po nas. Znów mieszkamy w Little Whinging.
- Wiem. – znów powiedział.
- A ty nie wracasz?

Harry spojrzał na nią dziwnie.
- Nie sądzę.
- Ale wygrałeś, prawda? Tą wojnę.
- Tak.
- Więc on… Voldemort?
- Jest martwy. Na dobre.

Westchnęła niemal z ulgą.

Harry spojrzał na nią z zainteresowaniem i powiedział:
- Ginny, może…

Rudowłosa dziewczyna puściła jego rękę i cofnęła się o kilka kroków, na tyle by dać im trochę prywatności.

- Wiesz… - powiedziała Petunia – Nie nienawidziłam ich.
- Nie?
- Nie sądzę. I nigdy nie nienawidziłam również ciebie.
- Nie jestem pewien, czy jestem w stanie w to uwierzyć.
- No cóż… ja także.

Patrzyła prosto na niego, wpatrywała się chciwie w zielone oczy. Kiedy Lily i James przynieśli go po raz pierwszy, nie spojrzała w nie, naprawdę. Mniej - więcej tylko zatrzasnęła im drzwi przed nosem. Więc nie widziała jego oczu dopóki nie pojawił się na jej ganku, samotnie. To dzięki jego oczom zdecydowała się go przygarnąć.

- Nie. – powiedziała bardziej zdecydowanie – nie nienawidzę cię.
- Ja ciebie też nie. – zamilkł na chwilę – Co u Dudleya?

To pytanie ją zaskoczyło.

- Wszystko w pożarku. Jest w college’u. Nic mu nie będzie.
- Mi również. – powiedział, jakby myśląc, że ona o to zapyta – Mam pracę… To znaczy, zaczynam właśnie szkolenie. Nie będę już wam zawracać głowy. Wojna się skończyła i Voldemort nie żyje. Nigdy więcej nie musicie o mnie słyszeć.
- Nie chciałabym słyszeć o… magii. – powiedziała – Ale czasami… może mógłbyś po prostu wysłać list. Pocztą. To znaczy, naszą pocztą.

Uśmiechnął się delikatnie.
- Może. – Jego wzrok znów przeniósł się na lilie – Kochała cię.
- Wiem.

Kiwnął głową, jakby nie był zdziwiony.
 - Harry…

Prawdopodobnie nie powinna go przytulać albo całować go w oba policzki. Czuł, jakby to było pożegnanie, prawdziwe pożegnanie.

Wyciągnęła przed siebie rękę i powiedziała:
- Powodzenia.

- Dowidzenia, ciociu Petunio.


Uścisnął jej dłoń.

4 komentarze:

  1. Nie zdążyłam jeszcze skomentować dwóch poprzednich rozdziałów - a raczej zasnęłam pisząc komentarz - a tu już kolejny :)
    Bardzo podobała mi się konfrontacja Petunii z Harrym. Tak właściwie to od dawna czekałam na to, aż ktoś opisze ich szczerą rozmowę i w końcu się doczekałam.
    Autor tego opowiadania na prawdę jest geniuszem, bo tworzy sceny, które pasują do siebie idealnie - o wiele bardziej wolę to zakończenie od epilogu p. Rowling, który w gruncie rzeczy nie był zły.
    Dramione powiadasz? W takim razie czekamy z niecierpliwością :)
    Czasu i ochoty na tłumaczenie!
    Pozdrawiam
    Florence
    PS. Zakończone blogi? Pewnie czytałaś, ale: nox-dramione.blogspot.com, dramione-historie.blogspot.com (2 skończone, 3 w trakcie), bezdefinicji.blogspot.com (1 skończony, 1 w trakcie), dramione-dwa-swiaty.blogspot.com, http://m.fanfiction.net/s/6778532/1/ (jedno z moich ukochanych ♥), http://www.fanfiction.net/s/6628798/1/Najwa%C5%BCniejszy-obowi%C4%85zek-wobec-dzieci
    Jeśli będziesz chciała więcej lub pogadać to pisz na gg: 47214209

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow... to chyba najdłuższy komentarz jaki w życiu otrzymałam... :)
      Też uważam, że Fulgance - autorka, jest genialna... to opowiadanie jest genialne...

      Dzięki za polecone blogi. Już dodałam do zakładek i biorę się za czytanie. U mnie upał na całego, więc nie ruszam się z domu i mam mnuuuuusstwo czasu na to :D

      Pozdrawiam,
      Lexie

      Usuń
  2. I dobrnęlam do końca... To opowiadanie jest CUDOWNE, GENIALNE, PIEKNE I UROCZE NA SWOJ SPOSOB nie wiem jak to inaczej określić.... Z każdym rozdziałem czułam coś innego raz się śmiałam raz płakałam różnie, dlatego czekam na to kiedy dodasz nn ;) mam nadzieje ze będzie to jutro tzn. Dzisiaj ;) a jeśli chodzi o opowiadanie to polecam Dramione-Dwa Światy, jest na prawdę świetne. Jeśli chcesz to napisz, dam Ci linka ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam tak pozytywne komentarze! :D Dzięki! Jak widzisz, rozdziały są dosyć często, więc nie masz co się martwić. Dzisiaj powinien być kolejny.
      Dwa Światy już czytałam. Zgadzam się co do tego, że jest świetne :)

      Pozdrawiam,
      Lexie

      Usuń

Calliste Bajkowe szablony