Siema!
Przepraszam, że tak długo mi zeszło z tym rozdziałem. Nic mi się ostatnio nie chce :)
Miłego czytania!
Rozdział 28
Sto procent
23 listopad 1998
Ulica Pokątna powoli się odnawiała.
Stare sklepy pozostawione przez Śmierciożerców w ruinach, były prawie
całkowicie uprzątnięte. Większość sklepów była teraz otwarta i jeden lub dwa
nowe pojawiły się by zastąpić te zniszczone. Każdy z nich miał kolorową,
przyciągająca uwagę wystawę, która pełna była produktów i plakatów. Tylko na
kilku sklepach nadal można było dostrzec tabliczkę „ZAMKNIĘTE NA CZAS
RENOWACJI”. Na ulicy było jakieś trzydzieści ludzi, którzy zaglądali do
sklepików lub rozmawiali z przyjaciółmi, siedząc w kafejce i popijając soki.
Nie można było tego porównywać z kiedyś wszędobylskim tłumem na Ulicy Pokątnej,
ale był to jakiś start. Było nawet kilku ulicznych straganiarzy, których nigdy
nie dało się przeoczyć.
Katie, która szła obok niej,
wydawała się być tym zachwycona. Dzisiaj pierwszy raz przyszła na Pokątną i po
usłyszeniu wielu opowieści na jej temat, spodziewała się dużo gorszych widoków.
Kupiła bardzo drogą, bardzo niepotrzebną, ale nawet ładną ozdóbkę od jednego
straganiarza, który uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Rozglądała się z
oczami pełnymi podekscytowania. Każdego dnia patrzyła na świat z nowej
perspektywy, z szeroko otwartymi oczami, niemal jak dziecko.
- Nie wiem jak to wytłumaczyć,
Alicia. – powiedziała pewnego razu – Teraz wszystko wydaje się większe,
bardziej błyszczące. Zatrzymuję się by popatrzyć na rzeczy, których wcześniej
nawet nie dostrzegałam. Nie wiem czy to dlatego, ze cieszę się, że żyję, czy
dlatego, że wojna się skończyła, ale… Świat jest teraz taki piękny.
Nawet jeśli świat był piękny,
Alicia nie potrafiła tego dostrzec. Dla niej był wyblakły, ciemny i
beznadziejny, nie dlatego, że nie zdarzało się nic dobrego, ale dlatego, że
najgorsze już się zdarzyło i nie miała teraz powodu by żyć. Katie powiedziała
„Ale najlepsze też się już zdarzyło, Al.” Miała rację, ale jak do tej pory,
Alicia nadal widziała więcej złego niż dobrego.
Jedną z dobrych rzeczy była Katie,
która, razem ze swoim nowo odnalezionym optymizmem, rozjaśniała jakoś każdy
dzień. Jej leczenie było szybkie, niemal cudowne. Niecały tydzień po wybudzeniu
się ze śpiączki, spacerowała sobie po Świętym Mungu i odwiedzała poczekalnię
dla odwiedzających w poszukiwaniu jakiejś dobrej książki, ponieważ była „zanudzona na amen”. Uzdrowiciele
nalegali by została jeszcze w szpitalu, by mogli „przeprowadzić kilka testów”,
ale wyszła pomimo ich usilnych próśb, szczęśliwa, że nareszcie jest wolna.
Jednak nawet Katie miała w sobie coś złego.
Alicia nie mogła nic zrobić z tym, że czuła się trochę zazdrosna kiedy widziała
przyjaciółkę, która czasami zaczynała podskakiwać nie z innego powodu niż tego,
ze po prostu mogła. Nie by zrobić na
złość Alici – Katie nie miała w sobie nawet krzty złośliwości czy okrucieństwa
– ale by cieszyć się życiem.
Wszystko pogorszyło się jeszcze przez fakt, że
Alicia wreszcie dała się przekonać Magomedykom i zmieniła tradycyjny sposób
przemieszczania się na wózek. Nienawidziła go, ponieważ z jego powodu czuła się
jak inwalida, którym teraz była. Z
powodu ciąży, z każdym dniem nabierała wagi i było jej coraz trudniej
przemieszczać się o kulkach. Co więcej, Uzdrowiciele twierdzili, że to zbyt
niebezpieczne, ponieważ mogłaby upaść.
Potem Alicia odkryła jeszcze jedną
wadę używania wózka: dowiedziała się, że ciężarna kobieta na wózku przyciągała
wiele spojrzeń. Wiedziała, że pomijając brzuch, jest szczupła, co sprawiało, że
wyglądała niezdrowo. Pomimo tego, że poluzowała wszystkie swoje szaty w talii,
krągłość jej brzuch była nadal dosyć dobrze widoczna. Katie zabrała ją do
krawcowej specjalizującej się w szatach ciążowych, ale ubrania, które
zaproponowała Alici sprawiały, że wyglądała – i czuła się – staro i bez gustu.
Więc została przy swojej starej garderobie, która sprawiała, że wyglądała – i
czuła się – młodo i niewinnie. Mogła się pozbyć dziecka. Wiedziała o ciąży na
tyle wcześnie, że miała taką możliwość i naprawdę Go nie chciała. W innej
sytuacji pewnie by to zrobiła. Ale nie mogła. Nie mogła, nie kiedy wiedziała,
że Ono jest jego. To byłoby kolejne morderstwo, jego ponowna śmierć. Tak więc
miała dwadzieścia lat, była samotna i ciężarna, i przez sposób, w jaki ludzie
czasami na nią patrzyli, czuła, że jest to wypisane neonowym pismem na jej
czole.
- Jesteś śliczna. – powiedziała jej
szczerze Katie, kiedy podzieliła się z nią tymi przemyśleniami. Ale Katie
myślała, że świat jest śliczny, więc
jej opinia raczej się nie liczyła, prawda?
- Och… - powiedziała nagle Katie –
Od wieków tu nie byłam.
Zatrzymała się i po chwili zawahania,
Alicia machnęła delikatnie różdżką by również zatrzymać swój wózek. Nie była
jeszcze do niego przyzwyczajona i nie miała nawet najmniejszego zamiaru tego
robić. Obróciła go delikatnie i zajrzała przez okno do sklepu z akcesoriami do
Quidditcha.
- Ja też. – powiedziała cicho – Nie
od czasu…
Nie
od czasu Hogwartu, pomyślała, zdziwiona tym, że wydawało jej się, że było
to aż tak dawno temu.
- Mam zamiar coś kupić. –
powiedziała zdecydowanie Katie, po czym popchnęła drzwi i weszła do środka.
Alicia westchnęła i wjechała za
nią.
- Nie po to tutaj jesteśmy. –
przypomniała przyjaciółce.
- George może poczekać kilka minut.
– powiedziała Katie – Ja tylko… Och. – szeroki, szczery uśmiech zagościł na jej
twarzy kiedy wciągnęła nosem powietrze – Czujesz to, Al? To zapach nowej
miotły.
Alicia, chcąc-nie chcąc, również
się uśmiechnęła. To naprawdę
pachniało niesamowicie, pomimo tego, że ona uważała, że to bardziej zapach
wosku do polerowania rączki oraz skóry, niż miotły konkretnie. Drewno nie
pachniało aż tak intensywnie.
- Mam zamiar kupić rękawice. –
oznajmiła Katie – I kompas. I… - jej ciemne oczy przetrząsamy szklep,
przyglądając się detalom – Och, mogłabym kupić cały sklep. Spójrz na tą miotłę,
Al. – Alicia spojrzała i uśmiechnęła się.
- Twoja jest lepsza.
- Ale starsza. – powiedziała Katie,
głaszcząc gładką drewnianą rączkę jedną ręką. Westchnęła głęboko – I zamknięta w garderobie w moim domu,
ponieważ nie można mi jeszcze latać.
- Uzdrowiciele nadal ci nie
pozwalają?
- Tak, jeszcze przez najbliższy
miesiąc. – powiedziała Katie – Stare, wredne dupki.
- Pamiętam to. – rzuciła Alicia –
Są dosyć irytujący, nie?
- Nawet nie masz pojęcia jak
bardzo. – Katie przygryzła wargę – Och, dobra, więc tylko rękawice i kompas. –
jej oczy zatrzymały się na chwilę na przenośnym kufrze, który można było
przymocować po miotły i podróżować z nim i nagle w jej wyrazie twarzy pojawiło
się coś smutnego – Tęskniłam za tym sklepem.
- Nie jest nawet w połowie tak
dobry jak Magiczne Dowcipy Weasley’ów. – powiedziała Alicia, przypominając jej,
w jakim celu tutaj przyszły.
- Dobra, dobra. – rzuciła Katie –
Czekaj jeszcze sekundkę, tylko zapłacę.
Płacenie zajęło trochę dłużej niż
sekundę, ponieważ w kolejce było już kilka osób. Ten fakt nie zirytował Alici,
ale sprawił, że się uśmiechnęła. To było niemal jakby wszystko było po staremu.
Kiedy Katie wesołym krokiem wyszła ze sklepu, nadal się uśmiechały. Do czasu
kiedy przeszły kolejne sto metrów. Wtedy zamarły, nawet wózek Alici zatrzymał
się gwałtowniej niż wykle.
- Och. – powiedziała cicho Katie.
Minęły sklep nawet go nie
dostrzegając. Zdały sobie sprawę z tego dopiero wtedy, gdy zauważyły kolejny.
Magiczne Dowcipy Weasley’ów wyglądały… ponuro. Okna były zakurzone i niemal
nieprzezroczyste, szyld wiszący nad drzwiami był ledwie widoczny, a cały
budynek był tak szary, że Alici
chciało się płakać od samego widoku. Wyglądał jakby nikt w nim nie był od
miesięcy.
- O cholera… - powiedziała Alicia –
Nie miałam pojęcia, że to wygląda aż tak źle.
- Naprawdę nie byłaś tu od czasu
bitwy?
- Byłam. Raz. – powiedziała miękko
Alicia podjeżdżając bliżej by przejechać palcem po zakurzonej szybie – W
sierpniu. – zamilkła, przypominając sobie tamte czasu. Chciała porozmawiać z
Georgem, ale Angelina tu była i… - Nie zostałam na długo, ale nie myślałam… To
znaczy, wtedy to nie wyglądało tak źle. Lee… odwalał większość roboty. Ale
teraz… - urwała, nie do końca wiedząc co teraz.
- Teraz Lee znalazł sobie inną
robotę. – powiedziała gorzko Katie.
Alicia spojrzała na nią. Katie i
Lee nie byli najlepszymi przyjaciółmi na ziemi, ale byli dla siebie ważni. Lee
popadał w obłęd kiedy była w śpiączce. Alicia chyba nie widziała by Kaie od
czasu wybudzenia, miała aż tak dezaprobujące spojrzenia.
- On jest po uszy w tym autorstwie.
– powiedziała Katie – On on sobie wyobraża? To nie jest praca dla niego.
Alicia zacisnęła zęby.
- On tropi Rookwooda.
- I właśnie dlatego to wszystko
jest takie niewłaściwe.
Alicia się nie zgadzała, ale nie
chciała tego okazywać. Więc zapukała do drzwi, czując coś w rodzaju nostalgii.
Nie tak dawno temu miała klucze do tego miejsca. Teraz musiała czekać na
zewnątrz – zima była już w pełni i to dosyć ostrej – by ktoś otworzył drzwi.
Ktoś
otworzył drzwi, chwycił jej ręce, pociągnął do góry i uścisnął ją mocno, pomimo
jej odstającego brzucha.
- Alicia! – krzyknęła Angelina –
Tak dawno cię nie widziałam!
Alicia zesztywniała w ramionach
przyjaciółki. Miała przerażające deja-vu. Znowu?
Kiedy ostatnio tutaj była, również spotkała Angelinę. To właśnie z tego powodu
jej wizyta była tak krótka. Teraz, będąc tu z Katie, nie mogła tak szybko się
ulotnić.
Nawet jeśli Angelina zauważyła jej
oziębłe zachowanie, nie wspomniała o nim. Po kilku sekundach puściła ją i
podeszła do Katie, całując ją w oba policzki.
- Wyglądasz tak zdrowo. –
powiedziała z podziwem – Nie wiem dlaczego się o ciebie martwiliśmy! Wyglądasz
lepiej niż którekolwiek z nas.
To była prawda. Wydawało się, że
Katie oddycha życiem. Angelina
trzymała się jakoś, ale w jej oczach można było dostrzec, jak wielki wysiłek w
to wkładała. Jeśli chodzi o Alicię, cóż… ona miała się najgorzej i wiedziała o
tym.
- Jest tu Lee? – zapytała Katie.
- Nie. – powiedziała Angelina,
marszcząc delikatnie brwi jakby wiedziała co Katie myśli o pracy Lee i zgadzała
się z nią – Jest w pracy. Zawsze jest w pracy. Ale oczywiście George tu jest.
Ucieszy się na twój widok… Wchodźcie.
Wnętrze sklepu było jeszcze gorsze
niż fasada. Kiedy tylko Katie weszła do środka, kichnęła z powodu ilości kurzu.
Alicia musiała się skupić by omijać niewyraźne kształty w przyciemnionym
świetle.
- Przestaliśmy używać tu zaklęć
rozświetlających. – wyjaśniła Angelina kiedy prowadziła je przez sklep.
Poruszała się z łatwością, nieporuszona ciemnością – I tak rzadko tu schodzimy.
Alicia poczuła, że jej wózek o coś
zaczepił.
- Cóż, to nie jest zbyt praktyczne.
Radość Katie została przytłumiona
przez tą całą sytuację. Nawet w ciemności, Alicia widziała, że jej uśmiech
zniknął z twarzy. Patrzyła w lewo i prawo, na wszystkie produkty, które w
ciemności wyglądały przerażająco, dziwnie ukształtowane cienie pokrywały każdy
możliwy kawałek przestrzeni. Alicia mogłaby przysiąc, że widziała pająka na
jednej z paczuszek, ale miała nadzieję, że jej się przywidziało. Zadrżała na
samą myśl.
Katie prawie potknęła się o
pierwszy schodek.
- Zbyt dawno tu nie byłam. –
powiedziała, śmiejąc się lekko. Brzmiało to na dosyć wymuszony śmiech – Lumos.
Koniec jej różdżki rozświetlił się
i Alicia mrugnęła kilka razy by przyzwyczaić się do nagłego światła. Uderzyła
swoją różdżką dwa razy w podłokietnik.
- Zaklęcie lewitujące? –
powiedziała Angelina obserwując jej wózek – Zastanawiałam się jak pokonasz te
schody. Są coraz lepsi w robieniu tych sprzętów, prawda?
Alicia wydała z siebie niezbyt
angażujący odgłos. Tak mi się wydaje, ale
tak naprawdę mam to gdzieś. Angelina nie kontynuowała tematu. Kiedy dotarła
na szczyt schodów, otworzyła szeroko drzwi, przez które wyleciało światło.
Alicia na chwilę zamknęła oczy. Piętro wyglądało lepiej. Ktoś o nie dbał i
regularnie sprzątał. Schody prowadziły prosto do kuchni, która była pomalowana
na neutralną, czystą biel.
- George, - powiedziała Angelina –
To Alicia i Katie. – odwróciła się w ich stronę – Pewnie jest w salonie.
Dwu pokojowe mieszkanie składało
się z łazienki, oddzielnej toalety i przestronnej kuchni. To było nawet za dużo
dla Freda i Georga, którzy zdecydowali się na to miejsce tylko z powodu sklepu
na dole. Oni mogliby mieszkać nawet na śmietniku jeśli tylko mogliby zatrzymać
sklep. Ponieważ nigdy nie przespali nawet jednej nocy osobno, w jednej sypialni
ustawili oba łóżka, a drugą przekształcili w swego rodzaju salon z tuzinem
wygodnych puf na podłodze, niskim, drewnianym stolikiem i trzeba ogromnymi
półkami na książki. Z czasem, w kątach pokoju zaczęły składować się ich
niektóre produkty i teraz był to najbardziej zabałaganiony pokój w całym
mieszkaniu. Stał się również ulubionym pomieszczeniem bliźniaków, jeśli nie
liczyć ich laboratorium na dole gdzie spędzali większość czasu próbując
powstrzymać ich nowe pomysły przed wybuchem.
George siedział na jednej z puf,
nie rozwalony na całej podłodze jak zwykle robił to Fred, ale obejmując rękami
zgięte kolana i opierając o nie brodę. Podniósł wzrok na nie kiedy weszły, ale
nie podniósł się. Uśmiechnął się, ale uśmiech nie sięgnął jego oczu. Zmienił
się odkąd ostatnio go widziała, w Świętym Mungu, i nie była to zmiana na
lepsze.
Alicia pomyślała, że nigdy nie
wyglądał mniej jak Fred.
- Cześć. – powiedział.
- Cześć, George. – powiedziała
Katie, wyraźnie tak poruszona jak Alicia, ale zdeterminowana by tego nie pokazać.
Usiadła na pufie obok niego, podkurczając pod siebie nogi – Co tam u ciebie?
- W porządku. – odpowiedziała
George.
W jego głosie czegoś brakowało,
czegoś nieskończenie małego, czego Alicia nie była w stanie zidentyfikować.
Brzmiał niemal normalnie, ale… Było tam to coś.
- A co u ciebie? – zapytał George,
brzmiąc na nawet zainteresowanego – Dobrze się czujesz?
- Jak nowa. – powiedziała Katie,
kiwając głową – Ale jeszcze nie mogę grać w Quidditcha! – położyła przed nim
plastikową torbę – Ale i tak kupiłam nowe rękawice w sklepie z akcesoriami. Nie
mogłam się im oprzeć.
George znów się uśmiechnął i
wyciągną przed siebie kończyny, rozluźniając się.
- Dlaczego mnie to nie dziwi?
Zawsze zachowywałaś się jakbyś miała więcej pieniędzy niż jesteś w stanie wydać.
W tym tempie, będziesz biedna przed trzydziestką.
- Nie… - powiedziała Katie – Znajdę
sobie jakiegoś milionera i wezmę z nim ślub.
- Biedny facet. – powiedział
George, na co Katie uderzyła go delikatnie w ramię – Ty to nazywasz uderzeniem,
kobieto? Teraz już jest jasne, że jesteś ścigającym a nie pałkarzem.
- Będą w temacie… - powiedziała
Katie, rozpromieniając się – W przyszłym miesiącu raczej będę już mogła grać.
- Grać? – zadrwił George – Najpierw
będziesz się musiała nauczyć jak się lata!
Sześć miesięcy bez patrzenia na miotłę na pewno miały negatywny wpływ na to
coś, co nazywasz umiejętnościami, Bell.
- Jeszcze zobaczymy, Weasley. – odparowała Katie – Wiesz co?
Kiedy znów zagram, chcę żebyś tam był, żebym mogła cię zgrabnie pokonać.
- Chyba w twoich snach.
- Dzieci, dzieci. – powiedziała
Angelina – Uspokójcie się. Jesteście na to za starzy.
- Jeszcze nie starzy. – powiedział
George – Jeszcze mamy trochę czasu.
- Serio? Nabrałeś mnie. Czasami wyglądasz jak zgarbiony, starszy pan,
siedząc w mieszkaniu i nic nie robiąc przez cały dzień. – odparowała Angelina.
Coś przemknęło po twarzy George’a.
Alicia była zaskoczona surowym tonem Angeliny. Zawsze była ostra, ale nigdy w
odniesieniu do bliźniaków. Przyjrzała się Angelinie dokładniej. Wyglądała jakby
straciła trochę ciała, ale nie aż tak jak George. Nie była wychudzona, ale jej
delikatnie zapadnięte policzki i kościste łokcie nadawały jej ciału nowy
kształt. W jej oczach nadal można było dostrzec delikatność, ale nie przenosiła
się ona na resztę jej osoby.
Angelina zauważyła jej wzrok i
odwróciła się by popatrzeć jej o czy. Alicia spuściła głowę. Angelina wyglądała
jakby dużo wycierpiała i przez to zmężniała, podczas gdy Alicia zdecydowała się
by uciec i ukrywać się przed przeszłością. Nawet teraz nie była w stanie
spojrzeć Angelinie w oczy, nie wiedząc co mogłaby tam znaleźć. Oskarżenie,
współczucie, obojętność? Najgorsze jednak byłoby współczucie, ponieważ na nie
nie zasługiwała. Za to co zrobiła swojej przyjaciółce należała jej się pogarda.
Jeśli Angelina by wiedziała… jeśli by wiedziała…
nie przytuliłaby Alici i na pewno nie byłaby szczęśliwa widząc ją. Jeśli
Angelina by wiedziała, Alicia by nigdy więcej nie postawiła tu swojej nogi.
Wystarczająco trudne było
zmierzenie się z nią kiedy nie
wiedziała. Nie mogła pozbyć się uczucia, że Angelina wiedziała coś, lub podejrzewała, przez sposób, w jaki na nią
spojrzała. Tak ciężko i intrygująco. Ale unikała tego spojrzenia, skupiając się
na kropce na najbliższej pufie. Zbliżyła się do Georga i Katie, ograniczona
przez wózek.
- Więc… - powiedział po chwili
George – kiedy masz termin, Al?
- Za trzy tygodnie. – odpowiedziała
Alicia, spoglądając na swój brzuch.
- Trzy tygodnie? Z odrobiną
szczęścia, będziesz spędzać święta w szpitalu.
- Bardzo śmieszne, George.
Czuła, że się dusi, jakby ściany
miały ją zaraz przygnieść. Trzy tygodnie.
Po raz pierwszy powiedziała to na głos i realność tych słów nagle do niej
dotarła. Za trzy tygodnie będzie matką, a on będzie ojcem. Co zrobi potem?
Zatrzymała To dlatego, że nie była w stanie się Tego pozbyć, nie dlatego, że
Tego chciała.
- To będzie dziewczynka, prawda? – zapytał
George.
- Tak.
Po tych słowach zapadła cisza.
Alici wydawało się, że wie dlaczego. Kiedy ostatnio spotkali się wszyscy razem
– Lee, George, Katie i Alicia, dzięki bogu nie było Angeliny – w Świętym Mungu,
George zapytał kim jest ojciec dziecka i Alicia odpowiedziała „Nie wiem”. Nikt nie wypowiedział żadnego
komentarza, ale Alicia wiedziała co myślą. Od tamtego czasu, Katie zadała jej
to pytanie jeszcze dwa razy, przekonana, że kłamała – musiała mieć jakieś pojęcie, powiedziała Katie. Nawet jeśli
nie była stuprocentowo pewna…
Nie była pewna, ale miała pojęcie,
które było najbardziej prawdopodobne, kiedy brało się pod uwagę daty. Pozwoliła
sobie mieć nadzieję, że ma rację. W tym samym momencie miała nadzieję, że się
myli. Przez to wszystko stanie się jeszcze cięższe. To było samolubne z jej
strony, chęć posiadania Tego, posiadania cząstki jego, ale nadal chciała. Jeśli
miała rację, nie mogła nigdy powiedzieć Angelinie. Ali Katie, George’owi lub
Lee, czy nawet Oliverowi, lub komukolwiek, ponieważ bała się, że wiadomość
dotrze do Ange. Tak mi przykro, Ange.
Było jej przykro. Czuła się tak
winna, że czasami nie mogła przez to zasnąć, im bliżej terminu, tym częściej.
- Al. – powiedziała miękko Angelina
– Wszystko w porządku? Wyglądasz… inaczej. Na spiętą.
Łzy napłynęły jej do oczu, grożąc
wypłynięciem. Alicia nie odpowiedziała, nie ufając swojemu głosowi. Mogłaby
znieść wszystko, ale nie uprzejmość Angeliny. Nie uprzejmość, na którą nie
zasługiwała, nie przyjaźń, którą zdradziła.
- Al. – znów powiedziała Angelina –
Co się stało?
Alicia się rozpłakała.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Smutny ten rozdział, ale i tak cudowny:D Weny:D Pozdrawiam,Lili:D
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale się wzruszyłam..
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny,
pozdrawiam,
la_tua_cantante_
Rozdział jak zwykle super. Dalszej weny przy tłumaczeniu życze.
OdpowiedzUsuńseinA
Chyba najbardziej z tego wszystkie mnie ciekawi jak to będzie jak Alicja już urodzi :) To opowiadanie z rozdziału na rozdział cały czas mnie zaskakuje - ciekawe co będzie dalej :) Świetne tłumaczenie!
OdpowiedzUsuńHej :* Nominuję Cię do The Versatile Blogger Avard szczegóły u mnie w zakładce o tej nazwie w Menu :)
OdpowiedzUsuńhttp://dh-love-between-us.blogspot.com/
No i jak tu cię nie kochać? :D
UsuńDziękuję bardzo :**