piątek, 23 sierpnia 2013

Cena zwycięstwa. Rozdział 27




Reakcje na poprzedni rozdział były niesamowite. Sama czytałam go już któryśtam raz z kolei więc nie robił na mnie tak dużego wrażenia. Ale za to wasze komentarze mnie niesamowicie wzruszyły :) Dziękuję za wszystkie i każdy z osobna.

Nie wiem czy wiecie, ale niedawno zmarł jeden z moich ulubionych polskich pisarzy. Sławomir Mrożek się nazywał. Więc pomimo tego, że nie jestem wierząca, mam nadzieję, że odnajdzie spokój po śmierci. Takim ludziom się on, jak najbardziej należy. Tak tylko chciałam o tym wspomnieć.

Oryginał rozdziału możecie znaleźć >tutaj<

Miłego czytania! :)


Rozdział 27
Moje wszystkie szczęśliwe wspomnienia
1 grudnia 1998

Obserwowała go. Jej oczy zawieszone na jego szczupłej sylwetce kiedy pytał panią Pince, jak długo może zatrzymać książkę.

- Dwa tygodnie. – powiedziała bibliotekarka. Jej usta ułożone w wyraz odrazy kiedy podawała mu książkę, wyglądając jakby chciała mu ją równocześnie wyrwać z rąk.

To była duża, stara książka, prawdopodobnie około ośmiuset żółtych stronic. Miękka i rozpadając się okładka, ze swego rodzaju gotyckim wzorem na niej, który był nie do końca czytelny.

- Prawo karne od roku 1950. – przeczytała na głos kiedy Draco usiadł naprzeciwko niej, kładąc książkę na stole – Chcesz robić coś w zakresie egzekwowania prawa?

Spojrzał na nią ostro, jakby myślał, że robi sobie z niego żarty.

- Nie. – powiedział kiedy zdał sobie sprawę, że nie żartuje – Poza tym, myślę, że i tak nie przyjęto by byłego Śmierciożercy.

Puściła bokiem tę uwagę.

- Czytałam tę książkę na trzecim roku. – powiedziała – Tak mi się wydaje. Kiedy Hardodziob miał być unieszkodliwiony, przeczytała wszystkie prawnicze książki w bibliotece by znaleźć rozwiązanie.

Cień padł na twarz Draco i przypomniała sobie, że ten incydent był jego winą. I jak go wtedy nienawidziła.

- To interesująca książka – powiedziała po chwili niezręcznej ciszy 0 Wtedy nie była nam zbyt przydatna, ale niektóre rzeczy były dosyć istotne. Na przykład to, że Kingsley jest czwartym Ministrem, który chciał usunąć dementorów z Azkabanu. Trzej poprzedni zostali wyśmiani przez resztę swojego rządu i musieli zrezygnować z urzędu po wysunięciu takiej sugestii. I to nielegalne by zamykać w Azkabanie osoby, które nie przeszły jeszcze rozprawy.
- Wiem. – powiedział Draco – Ale dla nas – Śmierciożerców – zrobiono wyjątek. Pierwszej nocy zapakowali nas wszystkich do jednej celi. Bez różdżek. Kilku z nich zaczęło się bić. Po mugolsku… Ja siedziałem z Pansy i Theo.

Hermiona skrzywiła się.

- Przepraszam. Nie chciałam…
- Przypominać mi? Nie martw się, i tak o tym myślałem.

Nic nie powiedziała. Widziała, że i tak ma zamiar mówić. Jego oczy nagle stracił ostrość.

- To było straszne. Azkaban… to najgorsza z rzeczy jakie można sobie wymyślić. Lub można było, kiedy de mentorzy nadal tam byli. Czułaś ich… wiesz co oni robią z człowiekiem. Pamiętasz nasz trzeci rok, w pociągu? Wyobraź to sobie. Poczuj to. A potem wyobraź sobie, że oni nieustannie się tobą żywią, dzień za dniem, przez tygodnie, aż nie jesteś w stanie myśleć trzeźwo, aż nie zostanie w tobie jedna myśl – że już nigdy nie będziesz szczęśliwa. Nawet już nie wiesz, co to znaczy być szczęśliwym. Moja matka… krzyczała. Przez kilka dni. – zaśmiał się gorzko – Kiedy nareszcie usunięto de mentorów, ledwie byłem w stanie rozpoznać własnych rodziców. Nigdy nie byli tym wesolutkim typem, ale my wszyscy byliśmy tacy… tacy nieszczęśliwi, że dewie byliśmy w stanie ze sobą rozmawiać. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak szczęśliwy byłem w dzieciństwie, dopóki oni mi tego nie zabrali. – zadrżał i przerwał na chwilę – Jednego dnia, na piątym piętrze, usłyszałem, że coś się rusza w jednej z sal. To była szafka i wiedziałem, że w środku był Bogin. I przypomniałem sobie nasz trzeci rok. Pomyślałem, że fajnie będzie wypuścić Bogina. Na trzecim roku pokonałem go bez problemu. Nawet nie pamiętam w co się wtedy przemienił, ale… - zamknął oczy – Kiedy drzwi się otworzyły, z szafki wyszedł de mentor. I przysięgam, że czułem to samo, co w Azkabanie. To było jakby on wysysał ze mnie całe życie, nie tylko szczęście. I słyszałem… - przerwał, otwierając oczy i patrząc na nią – Ja… ja po prostu uciekłem z tej Sali. Nie wiem, co by się stało gdybym tego nie zrobił. Jak się używa Riddikulus na dementorze?
- Nie używa. – powiedziała miękko Hermiona – Harry miał ten sam problem, na trzecim roku. Pamiętam, że się z niego śmiałeś.

Skrzywił się na wspomnienie.

- Profesor Lupin nauczył go rzucać Zaklęcie Patronusa, które jest jedynym sposobem na pokonanie dementorów.

Wyglądał nieufnie.

- To jest dobra magia, prawda?
- To magia, którą mogą uprawiać dobrzy ludzie. – przyznała i przykryła dłonią jego dłoń – Ty mógłbyś.
- Jak to działa?
- Bazuje na… Cóż, najpierw musisz pomyśleć o wspomnieniu. Bardzo szczęśliwym wspomnieniu, najszczęśliwszym, jakie masz. Ja… ja zwykle wyobrażam sobie moich przyjaciół lub rodzinę. – zaczerwieniła się, dziwnym przypadkiem czując, jakby to była bardzo prywatna sprawa – Musisz skoncentrować się na tym wspomnieniu, jak najmocniej… A potem wymawiasz formułkę i twój patronus – wygląda jak srebrne zwierzę – wyskakuje z twojej różdżki i atakuje – ców, to nie jest do końca atak – odbija dementora.
- Jakie zwierzę?!
- Do zależy od czarodzieja.
- Jakie jest twoje? – zapytał ciekawy.

Zawahała się, znów czując jakby to było bardzo osobiste pytanie.

- To wydra. – powiedziała w końcu.
- Dlaczego?
- Dlaczego? – powtórzyła, niepewna co on ma na myśli.
- Co decyduje o kształcie patronus?
- Wiesz… nie jestem do końca pewna. – powiedziała wreszcie po chwili zastanowienia – Wydaje mi się, że one w jakiś sposób obrazują uczucia lub osobowość czarodzieja. Patronus Harry’ego to jeleń, jak i jego ojca – myślę, że symbolizm tego jest niezwykły, wiesz? I to mu pasuje. Patronusem jego mamy była łania, może dlatego, że bardzo kochała jego ojca. Widziałam jak patronus się zmienia, ponieważ jego właściciel cierpiał z powodu… nieodwzajemnionej miłości. Chyba można to tak nazwać. Mój przyjaciel miał patronus psa i naprawdę był bardzo lojalny. Naprawdę mi się wydaje, że jedno z drugim ma coś wspólnego. – przerwała nagle, zdając sobie sprawę, że Draco patrzy na nią uważnie – Draco? Wszystko w porządku?
- Tak. – powiedział, nadal się w nią wpatrując i w tym Momocie to do niej dotarło.
- Draco. – powiedziała powoli – Chciałbyś się nauczyć jak rzucać Zaklęcie Patronusa?

Nic nie odpowiedział.

- Mogłabym cię nauczyć. – zaoferowała – Łatwiej jest kiedy ktoś cię wspiera. Wiem z doświadczenia… Harry uczył na w grupie na piątym roku. Dużo łatwiej jest czuć się szczęśliwym w grupie przyjaciół, chociaż również łatwiej czuć się zażenowanym. Mógłbyś przyprowadzić ze sobą przyjaciela, jeśli chcesz.

Prychnął cicho.

- Przyjaciela? Jestem pewien, że doceniłabyś towarzystwo Pansy. To nie to, że przyszłaby gdybym ją poprosił. – dodał szybko kiedy zobaczył jej wyraz twarzy – Straciłem trochę łaski w jej czach… W przypadku reszty… - wzruszył ramionami – Myślę, że przy nich czułbym się tylko niekomfortowo.

Kiwnęła głową.

- Rozumiem. Ale ty… chciałbyś żebym cię nauczyła?

Znów na nią spojrzał, i znów poczuła się niekomfortowo, jakby jego oczy przenikały jej skórę i zagłębiały się w jej duszę.

- Chciałbym.
- Super. – powiedziała, wypuszczając powietrze z płuc i zdając sobie sprawę z tego, że wstrzymywała oddech – Możemy zacząć już teraz jeśli chcesz. Na początku nie będziemy potrzebować dementora, ani nawet Bogina. Ja uczyłam się w zamku, gdzie czułam się bezpiecznie i teraz mogę bez problemu wyczarować patronusa w każdej sytuacji. Więc najpierw musisz…
- Mogę zobaczyć twojego patronusa?

Tym razem to ona zamilkła i wpatrywała się w niego.

- Och. Um…

Jakim cudem sprawiał, że czuła się tak niekomfortowo? Podczas pięciu minut wyciągnął z niej więcej informacji niż czuła, że powinna ujawniać.

- Raczej tak. – powiedziała wreszcie i uniosła swoją różdżkę, przywołując wspomnienie, którego używała prawie zawsze – wyniki jej SUMów – Expecto Patronum!

Nic się nie stało i zesztywniała z szoku, wpatrując się w koniec swojej różdżki. Była w stanie rzucić to zaklęcie podczas Bitwy, pomimo wszechobecnych zwłok i zaklęć latających nad jej głową. Co z nią nie tak? Zacisnęła mocno usta i znów uniosła różdżkę.

Po kilku sekundach jej ręka zadrżała, potem opadła. Hermiona nie wiedziała, którego wspomnienia użyć. Tam i wtedy, wewnątrz bezpiecznych murów Hogwartu, było jej trudniej wyczarować patronusa niż podczas Bitwy. Szczęśliwe wspomnienie? One wszystkie wydawały się tak odległe… Jej przyjaciele. Wiedy ostatnio widziała śmiejącego się Harry’ego? Kiedy ostatnio Ron otoczył ją swoimi ramionami? Wspomnienia były zamazane, odległe i nie mogła dokładnie przypomnieć sobie uśmiechu Harry’ego. Musiała ostatnio widzieć jeden z nich, ale fakt, że przeważnie Harry był w złym humorze, musiał wymazać widok jego uszczęśliwionej twarzy.

Jej rodzina, pomyślała. Kiedy udała się do Australii by usunąć zaklęcie zapomnienia. Jej mama wykrzyknęła jej imię jakby myślał, że nigdy więcej nie zobaczy córki. Jej tata ją uścisnął… I była taka szczęśliwa.

Uniosła różdżkę i pewnym głosem powtórzyła zaklęcie.

Srebrna wydra wyskoczyła z końca jej różdżki i momentalnie zaczęła pląsać w powietrzu. Uniosła się nad Draco i kręciła się w kółko, zostawiając za sobą srebrnawe ślady. Twarz Draco rozświetliła się kiedy wpatrywał się w patronusa.

- Wygląda na szczęśliwą. – powiedział.
- To dlatego, że nie ma tu dementorów. – zażartowała – Chce się bawić.

Draco wyciągnął rękę by pogłaskać wydrę, ale jak tylko czubek jego palca dotknął jej srebrnego karku, wydra rozmyła się w powietrzu, znikając. Cofnął rękę i cień przemknął po jego twarzy.

- Nie bierz tego do siebie. – powiedział Hermiona uśmiechając się – To nie są zwierzątka. – schowała różdżkę do kieszeni – Jakie jest najszczęśliwsze wspomnienie, które jesteś w stanie przywołać?
- Co to ma wspólnego z tym wszystkim?
- Mówiłam ci. – powiedziała – Potrzebujesz bardzo silnego wspomnienia by wyczarować patronusa. To właśnie to da ci siłę potrzebną by… To pozwoli ci rzucić zaklęcie. Potronusy są… mają na celu wytworzenie tarczy pomiędzy tobą a de mentorem. Są opiekunami, tak myślę. Więc pomyśl o wspomnieniu, najszczęśliwszym, jakie masz.
- Wszystkie moje szczęśliwe wspomnienia zostały już odebrane przez dementorów.

 Zadrżała.

- To nie może…
- Może.

Wyraz jego twarzy był tak ponury, że uwierzyła mu. Wyprostowała się.

- W takim przypadku musisz popracować nad stworzeniem nowych.
- Nowych?
- Nowych wspomnień. – sprecyzowała – To cię uszczęśliwi.

Pokręcił głową.

- Mówiłem ci, nie sądzę, że…
- Chcesz się nauczyć jak wyczarować patronusa czy nie? – przerwała mu – Założę się, że chcesz. Powiedz mi, co teraz czujesz.
- Zdenerwowanie.
- Cóż, to nas do niczego nie doprowadzi. – mruknęła – Co by cię uszczęśliwiło, w tym momencie?

Spojrzał na nią, jego oczy ciemniały przez… coś.

- Nie wiem. Wydaje mi się… to znaczy, zwykle lubię te nasze rozmowy.
- ‘Zwykle lubię’ raczej tu nie zadziała. Nie wiem… Może lubisz kawały? Czytanie? Czy pomaganie komuś w pracy domowej cię uszczęśliwia? Albo może lubisz tańce czy coś.
- Tańce. Chyba nie mówisz poważnie.
- Nie pomagasz.

Pokręcił głową i zamyślił się na chwilę.

- Latanie. – powiedział w końcu – Lubię latanie.
- Do tego mnie nie przekonasz. – ostrzegła go.
- Dlaczego nie? Ja to lubię. To zawsze poprawia mi nastrój. Cóż, może poza momentem kiedy Potter zgarnia mi znicza sprzed nosa.
- Nie wsiądę na miotłę żebyś tym się dobrze bawił.
- Raczej byś nie musiała. Nie wydaje mi się, że Quidditch byłby wystarczający, z tego co opisywałaś.
- Może zdobycie Pucharu Quidditcha? – zasugerowała.

Uśmiech ozdobił jego twarz.

- Och tak. Zdecydowanie.

Odwzajemniła uśmiech, ponieważ jego był zaraźliwy. I wtedy sobie coś przypomniała.

- Och. – powiedziała – Jaka ja jestem głupia. Oczywiście! – wsadziła rękę głęboko do kieszeni szaty i wyciągnęła kilka pensów – Wydaje mi się, że nawet mam to ze sobą…
- O czym ty mówisz?
- O tym! – powiedziała z triumfem, machając mu przed nosek kawałkiem pogniecionego pergaminu – To jest też trochę śmieszne. Harry mi to wysłał. Jest o Teddym. O rodzinie. – powiedziała.

Draco tylko patrzył na nią dziwnie.

- Rodzina?
- Rodzina uszczęśliwia, tak? – powiedziała – Ja myślałam o mojej kiedy rzucałam zaklęcie. A dzieci rozśmieszając ludzi. Musimy tylko stworzyć ci jakieś wspomnienia z Teddym.

Wpatrywał się w nią tak długo, że jej triumf wygasł, zastąpiony przez uczucie niepewności.

- Co?

Jego oczy podążyły do pergaminu w jej dłoni.


- Kim jest Teddy?


CZYTASZ = KOMENTUJJESZ


4 komentarze:

  1. Niby zwyczajna rozmowa, a miała w sobie urok, kiedy Draco i Hermiona rozmawiali o patronusie. :) Zastanawia mnie w jakim kierunku dalej będą zmierzać ich relacje i ciekawa jestem nauki zaklęcia :) Świetnie przetłumaczony rozdział! Czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię tą wersje Hermiony, wciąż jest kujonem ale takim jakimś fajniejszym.
    seinA

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Lexie ! Widzisz co ze mną robisz nie dajesz spać po nocach jest 3 w nocy a ja czytam rozdział no megaa ^^ Bardzo podobał mi się rozdział, Zastanawiam się jakiego patronusa będzie miał Draco. Z tego co wiem patronus jak tu było wytłumaczone przyjmuje kształt związany z osobowością, lub taki sam jak osoba która ma jakiś wielki wpływ na daną osobę (miłość , wdzięczność ). Może i Draco będzie miał wydrę, albo FRETKĘ ^^ xD

    OdpowiedzUsuń

Calliste Bajkowe szablony