Reakcje na poprzedni rozdział były niesamowite. Sama czytałam go już któryśtam raz z kolei więc nie robił na mnie tak dużego wrażenia. Ale za to wasze komentarze mnie niesamowicie wzruszyły :) Dziękuję za wszystkie i każdy z osobna.
Nie wiem czy wiecie, ale niedawno zmarł jeden z moich ulubionych polskich pisarzy. Sławomir Mrożek się nazywał. Więc pomimo tego, że nie jestem wierząca, mam nadzieję, że odnajdzie spokój po śmierci. Takim ludziom się on, jak najbardziej należy. Tak tylko chciałam o tym wspomnieć.
Oryginał rozdziału możecie znaleźć >tutaj<
Miłego czytania! :)
Rozdział 27
Moje wszystkie szczęśliwe
wspomnienia
1 grudnia 1998
Obserwowała go. Jej oczy zawieszone
na jego szczupłej sylwetce kiedy pytał panią Pince, jak długo może zatrzymać
książkę.
- Dwa tygodnie. – powiedziała
bibliotekarka. Jej usta ułożone w wyraz odrazy kiedy podawała mu książkę,
wyglądając jakby chciała mu ją równocześnie wyrwać z rąk.
To była duża, stara książka,
prawdopodobnie około ośmiuset żółtych stronic. Miękka i rozpadając się okładka,
ze swego rodzaju gotyckim wzorem na niej, który był nie do końca czytelny.
- Prawo karne od roku 1950. –
przeczytała na głos kiedy Draco usiadł naprzeciwko niej, kładąc książkę na
stole – Chcesz robić coś w zakresie egzekwowania prawa?
Spojrzał na nią ostro, jakby
myślał, że robi sobie z niego żarty.
- Nie. – powiedział kiedy zdał
sobie sprawę, że nie żartuje – Poza tym, myślę, że i tak nie przyjęto by byłego
Śmierciożercy.
Puściła bokiem tę uwagę.
- Czytałam tę książkę na trzecim
roku. – powiedziała – Tak mi się wydaje. Kiedy Hardodziob miał być unieszkodliwiony, przeczytała wszystkie
prawnicze książki w bibliotece by znaleźć rozwiązanie.
Cień padł na twarz Draco i
przypomniała sobie, że ten incydent był jego
winą. I jak go wtedy nienawidziła.
- To interesująca książka –
powiedziała po chwili niezręcznej ciszy 0 Wtedy nie była nam zbyt przydatna,
ale niektóre rzeczy były dosyć istotne. Na przykład to, że Kingsley jest
czwartym Ministrem, który chciał usunąć dementorów z Azkabanu. Trzej poprzedni
zostali wyśmiani przez resztę swojego rządu i musieli zrezygnować z urzędu po
wysunięciu takiej sugestii. I to nielegalne by zamykać w Azkabanie osoby, które
nie przeszły jeszcze rozprawy.
- Wiem. – powiedział Draco – Ale
dla nas – Śmierciożerców – zrobiono wyjątek. Pierwszej nocy zapakowali nas
wszystkich do jednej celi. Bez różdżek. Kilku z nich zaczęło się bić. Po
mugolsku… Ja siedziałem z Pansy i Theo.
Hermiona skrzywiła się.
- Przepraszam. Nie chciałam…
- Przypominać mi? Nie martw się, i
tak o tym myślałem.
Nic nie powiedziała. Widziała, że i
tak ma zamiar mówić. Jego oczy nagle stracił ostrość.
- To było straszne. Azkaban… to
najgorsza z rzeczy jakie można sobie wymyślić. Lub można było, kiedy de
mentorzy nadal tam byli. Czułaś ich… wiesz co oni robią z człowiekiem.
Pamiętasz nasz trzeci rok, w pociągu? Wyobraź to sobie. Poczuj to. A potem wyobraź sobie, że oni nieustannie się tobą
żywią, dzień za dniem, przez tygodnie,
aż nie jesteś w stanie myśleć trzeźwo, aż nie zostanie w tobie jedna myśl – że
już nigdy nie będziesz szczęśliwa. Nawet już nie wiesz, co to znaczy być
szczęśliwym. Moja matka… krzyczała. Przez kilka dni. – zaśmiał się gorzko –
Kiedy nareszcie usunięto de mentorów, ledwie byłem w stanie rozpoznać własnych
rodziców. Nigdy nie byli tym wesolutkim typem, ale my wszyscy byliśmy tacy…
tacy nieszczęśliwi, że dewie byliśmy
w stanie ze sobą rozmawiać. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak
szczęśliwy byłem w dzieciństwie, dopóki oni mi tego nie zabrali. – zadrżał i
przerwał na chwilę – Jednego dnia, na piątym piętrze, usłyszałem, że coś się
rusza w jednej z sal. To była szafka i wiedziałem, że w środku był Bogin. I
przypomniałem sobie nasz trzeci rok. Pomyślałem, że fajnie będzie wypuścić
Bogina. Na trzecim roku pokonałem go bez problemu. Nawet nie pamiętam w co się
wtedy przemienił, ale… - zamknął oczy – Kiedy drzwi się otworzyły, z szafki
wyszedł de mentor. I przysięgam, że czułem to samo, co w Azkabanie. To było
jakby on wysysał ze mnie całe życie, nie tylko szczęście. I słyszałem… -
przerwał, otwierając oczy i patrząc na nią – Ja… ja po prostu uciekłem z tej
Sali. Nie wiem, co by się stało gdybym tego nie zrobił. Jak się używa
Riddikulus na dementorze?
- Nie używa. – powiedziała miękko
Hermiona – Harry miał ten sam problem, na trzecim roku. Pamiętam, że się z
niego śmiałeś.
Skrzywił się na wspomnienie.
- Profesor Lupin nauczył go rzucać
Zaklęcie Patronusa, które jest jedynym sposobem na pokonanie dementorów.
Wyglądał nieufnie.
- To jest dobra magia, prawda?
- To magia, którą mogą uprawiać
dobrzy ludzie. – przyznała i przykryła dłonią jego dłoń – Ty mógłbyś.
- Jak to działa?
- Bazuje na… Cóż, najpierw musisz
pomyśleć o wspomnieniu. Bardzo szczęśliwym wspomnieniu, najszczęśliwszym, jakie
masz. Ja… ja zwykle wyobrażam sobie moich przyjaciół lub rodzinę. –
zaczerwieniła się, dziwnym przypadkiem czując, jakby to była bardzo prywatna
sprawa – Musisz skoncentrować się na tym wspomnieniu, jak najmocniej… A potem
wymawiasz formułkę i twój patronus – wygląda jak srebrne zwierzę – wyskakuje z
twojej różdżki i atakuje – ców, to nie jest do końca atak – odbija dementora.
- Jakie zwierzę?!
- Do zależy od czarodzieja.
- Jakie jest twoje? – zapytał
ciekawy.
Zawahała się, znów czując jakby to
było bardzo osobiste pytanie.
- To wydra. – powiedziała w końcu.
- Dlaczego?
- Dlaczego? – powtórzyła, niepewna
co on ma na myśli.
- Co decyduje o kształcie patronus?
- Wiesz… nie jestem do końca pewna.
– powiedziała wreszcie po chwili zastanowienia – Wydaje mi się, że one w jakiś
sposób obrazują uczucia lub osobowość czarodzieja. Patronus Harry’ego to jeleń,
jak i jego ojca – myślę, że symbolizm tego jest niezwykły, wiesz? I to mu
pasuje. Patronusem jego mamy była łania, może dlatego, że bardzo kochała jego
ojca. Widziałam jak patronus się zmienia, ponieważ jego właściciel cierpiał z
powodu… nieodwzajemnionej miłości. Chyba można to tak nazwać. Mój przyjaciel miał
patronus psa i naprawdę był bardzo lojalny. Naprawdę mi się wydaje, że jedno z
drugim ma coś wspólnego. – przerwała nagle, zdając sobie sprawę, że Draco
patrzy na nią uważnie – Draco? Wszystko w porządku?
- Tak. – powiedział, nadal się w
nią wpatrując i w tym Momocie to do niej dotarło.
- Draco. – powiedziała powoli –
Chciałbyś się nauczyć jak rzucać Zaklęcie Patronusa?
Nic nie odpowiedział.
- Mogłabym cię nauczyć. –
zaoferowała – Łatwiej jest kiedy ktoś cię wspiera. Wiem z doświadczenia… Harry
uczył na w grupie na piątym roku. Dużo łatwiej jest czuć się szczęśliwym w
grupie przyjaciół, chociaż również łatwiej czuć się zażenowanym. Mógłbyś
przyprowadzić ze sobą przyjaciela, jeśli chcesz.
Prychnął cicho.
- Przyjaciela? Jestem pewien, że
doceniłabyś towarzystwo Pansy. To nie to, że przyszłaby gdybym ją poprosił. –
dodał szybko kiedy zobaczył jej wyraz twarzy – Straciłem trochę łaski w jej
czach… W przypadku reszty… - wzruszył ramionami – Myślę, że przy nich czułbym
się tylko niekomfortowo.
Kiwnęła głową.
- Rozumiem. Ale ty… chciałbyś żebym
cię nauczyła?
Znów na nią spojrzał, i znów
poczuła się niekomfortowo, jakby jego oczy przenikały jej skórę i zagłębiały
się w jej duszę.
- Chciałbym.
- Super. – powiedziała,
wypuszczając powietrze z płuc i zdając sobie sprawę z tego, że wstrzymywała
oddech – Możemy zacząć już teraz jeśli chcesz. Na początku nie będziemy
potrzebować dementora, ani nawet Bogina. Ja uczyłam się w zamku, gdzie czułam
się bezpiecznie i teraz mogę bez problemu wyczarować patronusa w każdej sytuacji.
Więc najpierw musisz…
- Mogę zobaczyć twojego patronusa?
Tym razem to ona zamilkła i
wpatrywała się w niego.
- Och. Um…
Jakim cudem sprawiał, że czuła się
tak niekomfortowo? Podczas pięciu minut wyciągnął z niej więcej informacji niż
czuła, że powinna ujawniać.
- Raczej tak. – powiedziała
wreszcie i uniosła swoją różdżkę, przywołując wspomnienie, którego używała
prawie zawsze – wyniki jej SUMów – Expecto
Patronum!
Nic się nie stało i zesztywniała z
szoku, wpatrując się w koniec swojej różdżki. Była w stanie rzucić to zaklęcie
podczas Bitwy, pomimo wszechobecnych zwłok i zaklęć latających nad jej głową.
Co z nią nie tak? Zacisnęła mocno usta i znów uniosła różdżkę.
Po kilku sekundach jej ręka
zadrżała, potem opadła. Hermiona nie wiedziała, którego wspomnienia użyć. Tam i
wtedy, wewnątrz bezpiecznych murów Hogwartu, było jej trudniej wyczarować
patronusa niż podczas Bitwy. Szczęśliwe wspomnienie? One wszystkie wydawały się
tak odległe… Jej przyjaciele. Wiedy ostatnio widziała śmiejącego się Harry’ego?
Kiedy ostatnio Ron otoczył ją swoimi ramionami? Wspomnienia były zamazane,
odległe i nie mogła dokładnie przypomnieć sobie uśmiechu Harry’ego. Musiała
ostatnio widzieć jeden z nich, ale fakt, że przeważnie Harry był w złym
humorze, musiał wymazać widok jego uszczęśliwionej twarzy.
Jej rodzina, pomyślała. Kiedy udała
się do Australii by usunąć zaklęcie zapomnienia. Jej mama wykrzyknęła jej imię
jakby myślał, że nigdy więcej nie zobaczy córki. Jej tata ją uścisnął… I była
taka szczęśliwa.
Uniosła różdżkę i pewnym głosem
powtórzyła zaklęcie.
Srebrna wydra wyskoczyła z końca
jej różdżki i momentalnie zaczęła pląsać w powietrzu. Uniosła się nad Draco i kręciła
się w kółko, zostawiając za sobą srebrnawe ślady. Twarz Draco rozświetliła się
kiedy wpatrywał się w patronusa.
- Wygląda na szczęśliwą. –
powiedział.
- To dlatego, że nie ma tu
dementorów. – zażartowała – Chce się bawić.
Draco wyciągnął rękę by pogłaskać
wydrę, ale jak tylko czubek jego palca dotknął jej srebrnego karku, wydra
rozmyła się w powietrzu, znikając. Cofnął rękę i cień przemknął po jego twarzy.
- Nie bierz tego do siebie. –
powiedział Hermiona uśmiechając się – To nie są zwierzątka. – schowała różdżkę
do kieszeni – Jakie jest najszczęśliwsze wspomnienie, które jesteś w stanie
przywołać?
- Co to ma wspólnego z tym
wszystkim?
- Mówiłam ci. – powiedziała –
Potrzebujesz bardzo silnego wspomnienia by wyczarować patronusa. To właśnie to
da ci siłę potrzebną by… To pozwoli ci rzucić zaklęcie. Potronusy są… mają na
celu wytworzenie tarczy pomiędzy tobą a de mentorem. Są opiekunami, tak myślę.
Więc pomyśl o wspomnieniu, najszczęśliwszym, jakie masz.
- Wszystkie moje szczęśliwe
wspomnienia zostały już odebrane przez dementorów.
Zadrżała.
- To nie może…
- Może.
Wyraz jego twarzy był tak ponury,
że uwierzyła mu. Wyprostowała się.
- W takim przypadku musisz
popracować nad stworzeniem nowych.
- Nowych?
- Nowych wspomnień. – sprecyzowała –
To cię uszczęśliwi.
Pokręcił głową.
- Mówiłem ci, nie sądzę, że…
- Chcesz się nauczyć jak wyczarować
patronusa czy nie? – przerwała mu – Założę się, że chcesz. Powiedz mi, co teraz
czujesz.
- Zdenerwowanie.
- Cóż, to nas do niczego nie
doprowadzi. – mruknęła – Co by cię uszczęśliwiło, w tym momencie?
Spojrzał na nią, jego oczy
ciemniały przez… coś.
- Nie wiem. Wydaje mi się… to
znaczy, zwykle lubię te nasze rozmowy.
- ‘Zwykle lubię’ raczej tu nie
zadziała. Nie wiem… Może lubisz kawały? Czytanie? Czy pomaganie komuś w pracy
domowej cię uszczęśliwia? Albo może lubisz tańce czy coś.
- Tańce. Chyba nie mówisz poważnie.
- Nie pomagasz.
Pokręcił głową i zamyślił się na
chwilę.
- Latanie. – powiedział w końcu –
Lubię latanie.
- Do tego mnie nie przekonasz. –
ostrzegła go.
- Dlaczego nie? Ja to lubię. To
zawsze poprawia mi nastrój. Cóż, może poza momentem kiedy Potter zgarnia mi
znicza sprzed nosa.
- Nie wsiądę na miotłę żebyś tym
się dobrze bawił.
- Raczej byś nie musiała. Nie
wydaje mi się, że Quidditch byłby wystarczający, z tego co opisywałaś.
- Może zdobycie Pucharu Quidditcha?
– zasugerowała.
Uśmiech ozdobił jego twarz.
- Och tak. Zdecydowanie.
Odwzajemniła uśmiech, ponieważ jego
był zaraźliwy. I wtedy sobie coś przypomniała.
- Och. – powiedziała – Jaka ja
jestem głupia. Oczywiście! – wsadziła rękę głęboko do kieszeni szaty i
wyciągnęła kilka pensów – Wydaje mi się, że nawet mam to ze sobą…
- O czym ty mówisz?
- O tym! – powiedziała z triumfem,
machając mu przed nosek kawałkiem pogniecionego pergaminu – To jest też trochę
śmieszne. Harry mi to wysłał. Jest o Teddym. O rodzinie. – powiedziała.
Draco tylko patrzył na nią dziwnie.
- Rodzina?
- Rodzina uszczęśliwia, tak? –
powiedziała – Ja myślałam o mojej kiedy rzucałam zaklęcie. A dzieci
rozśmieszając ludzi. Musimy tylko stworzyć ci jakieś wspomnienia z Teddym.
Wpatrywał się w nią tak długo, że
jej triumf wygasł, zastąpiony przez uczucie niepewności.
- Co?
Jego oczy podążyły do pergaminu w
jej dłoni.
- Kim jest Teddy?
CZYTASZ = KOMENTUJJESZ
Niby zwyczajna rozmowa, a miała w sobie urok, kiedy Draco i Hermiona rozmawiali o patronusie. :) Zastanawia mnie w jakim kierunku dalej będą zmierzać ich relacje i ciekawa jestem nauki zaklęcia :) Świetnie przetłumaczony rozdział! Czekam na kolejny! :)
OdpowiedzUsuńLubię tą wersje Hermiony, wciąż jest kujonem ale takim jakimś fajniejszym.
OdpowiedzUsuńseinA
Hej Lexie ! Widzisz co ze mną robisz nie dajesz spać po nocach jest 3 w nocy a ja czytam rozdział no megaa ^^ Bardzo podobał mi się rozdział, Zastanawiam się jakiego patronusa będzie miał Draco. Z tego co wiem patronus jak tu było wytłumaczone przyjmuje kształt związany z osobowością, lub taki sam jak osoba która ma jakiś wielki wpływ na daną osobę (miłość , wdzięczność ). Może i Draco będzie miał wydrę, albo FRETKĘ ^^ xD
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten pomysł z fretką! :D
Usuń