Rozdział 46
Łzy z Nieba
2 maja 1999
Woda spadała z nieba, bez
miłosierdzia mocząc zgromadzonych czarodziei. Zatrzymywała się na ziemi w
głębokich, lodowatych kałużach i płynęła wolno do jeziora. Maj i wszechobecny
deszcz. Samo niebo płakało na życiami, które stracono.
Pod niebem stało ponad sześćset
czarodziei z pochylonymi głowami. Niektórzy z nich mogliby rzucić tarczę na
pozostałych by ochronić ich przed wodą, ale nikt tego nie zrobił. Wielu z nich
spędziło ostatni i rok próbując uporządkować własne życia, ale nikt tak
naprawdę nie zapomniał o Bitwie. Teraz te wspomnienia uderzyły ich ze zdwojoną
siłą, pochylając ich głowy i zgarbiając ramiona. Trzysta uczniów Hogwartu,
wliczając tych powtarzających siódmy rok, stało na czele tłumu z włosami
przyklejonymi przed z deszcz do głów. Wpatrywali się w pomnik. Niektórzy mieli
tylko jedenaście lat, inni mieli już swoje dziewiętnaste urodziny. Większość z
nich trzymała się za ręce z przyjaciółmi, niektórzy nawet przytulali się i
płakali. Za nimi stali rodzice, rodziny, przyjaciele, byli studenci i ludzie,
którzy stracili wszystkich, tworząc osobny tłum. I tam była ona, z Georgem,
trzymając się za ręce. Jego druga dłoń była zaciśnięta w pięść, a jego usta
poruszały się szybko, ale nie wydawały żadnego dźwięku. Zdała sobie sprawę, że
może się modli.
Jej druga ręka trzymała mocno rękę
Katie, która potrzebowała dużo czasu by dać się przekonać by przyszła. Jej
nienaturalna bladość była podkreślona przez czarne włosy przyklejone do jej
twarzy. O krok dalej stał Lee, potem Oliver, który wyglądał mizernie. Potem była
Alicia, która zostawiła małą Merry „z
kimś”. Alicia płakała cicho. Jej łzy można było pomylić z deszczem
spływającym po jej policzkach, ale jej twarz mówiłą sama za siebie.
Minął już rok. W rok – szybki,
ciężki rok – stało się tyle rzeczy. Katie się obudziła, życie Olivera się
zrujnowało. Alicia urodziła dziewczynę, Lee oddał słoje życie zemście. Co się z nim stało? Zastanawiała się.
Rookwood był za kratkami, zamknięty w Azkabanie na zawsze, za to była
wdzięczna. Ale zgodnie z prawem, Lee też powinien tam być, w celi obok. Tylko
patrząc na niego wiedziało się, że zrobił coś złego i będzie nosił to w sobie
przez resztę swojego życia. Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy po schwytaniu
Rookwooda, niemal się go bała. I właśnie wtedy zdecydowała, że musi pozwolić
przeszłości odejść. Wszystko było lepsze niż to, co zrobił Lee. Pozwolił przeszłości
go prześladować i niszczyć, kawałek po kawałku.
Kiedy obserwowała wszystkich, czuła
się dziwnie oddalona. Nawet kiedy George ścisnął jej rękę tak mocno, że aż ją
zabolało. Nawet kiedy usłyszała „Fred…”
wydobywające się z jego ust. Próbowała nie myśleć o Fredzie. Minął jeden rok i
nie mogła wyobrazić sobie siebie w żałobie przez następny rok. Robiła to przez
kilka miesięcy zanim niemal ją to zniszczyła i od tamtego czasu próbowała
zapomnieć i wyciągnąć Georga z jego
żałoby.
- Ange – powiedział nagle George,
przerywając swoją litanię – Ange, tu jest zimno. Możemy wejść do środka?
Angelina kiwnęła lekko. Jeśli zależałoby
to od niej, zostałaby na zewnątrz na zawsze. Deszcz spadający na jej ramiona
był jak kara, pokuta i wybaczenie. Zbliżał ją do Freda nawet jeśli próbowała o
nim nie myśleć. Ale George miał rację, na zewnątrz było zimno. Tłum i tak
niedługo rozejdzie się na boki by znaleźć groby ukochanych i stanąć tam, a nie tutaj. Lub może zejdą się w Wielkiej Sali z uczniami. Podążyła za
Georgem do środka i zamarła kiedy wspomnienia w nią uderzyły.
George też się zatrzymał.
- Ange?
Nie odpowiedziała, ale zacisnęła
mocno oczy, próbując odgonić wspomnienia. Była w zamku, weszła do Wielkiej
Sali, zobaczyła rudowłosego mężczyznę na posadzce, płakała. Na początku nie
wiedziała, który to z nich, ale nadal czuła ten ucisk w brzuchu jakby ktoś ją
porządnie uderzył z pięści. Obaj byli jej przyjaciółmi, jej partnerami na
boisku do Quidditcha. Oboje byli przyjaźni i odważni. Kiedy spojrzała z góry na
ciało Freda, poczuła się zdrętwiała w środku. Wtedy nie wierzyła. Po raz
pierwszy tak naprawdę poczuła jego stratę kiedy później zobaczyła tego
tabliczkę na ścianie: 1 kwietnia 1978 – 2
maja 1998. Wtedy zdała sobie sprawę… tak naprawdę… że Fred odszedł.
Fred odszedł.
Już nigdy więcej nie będzie trzymał
jej w ramionach, nie sporzy na nią w ten wyjątkowy sposób, nie powie żartu i
nie uśmiechnie się z satysfakcją kiedy ona wybuchnie śmiechem, nie będzie
udawał, że mu przykro kiedy ona jest na niego zła.
- Idź do diabła. – powiedziała mu raz podczas ich kłótni – Idź do diabła i nie wracaj!
Później się pogodzili. Porozmawiali
o tym, przytulili się, pocałowali i kochali się. A stało się się wiele tygodni
przed bitwą. Ale nie mogła pozbyć się tego wspomnienia.
-
Nienawidzę cię. – powiedziała podczas ich ostatniej kłótni – Naprawdę.
Chodziło o coś głupiego. Nie była
już nawet pewna o co. Ale rozmowa była wystarczająco jasna – Fred się uśmiechał
kpiąco, a ona była na niego wściekła, bo on nigdy nie brał niczego poważnie. I powiedziała
mu, że go nienawidzi.
Wspomnienia wracały, nie powoli,
ale szybko i mocno jak deszcz na zewnątrz. Nie te dobre wspomnienia, nie
uśmiechy, nie pocałunki, nie te dobre chwile, ale wszystko okrutne, wszystko
złe, co kiedykolwiek powiedziała do Freda.
Jesteś
strasznym idiotą. Dlaczego ja w ogóle z tobą jestem? Nie mogę uwierzyć, że to
powiedziałeś. Jak bardzo głupim można być? Nie, nie jesteś śmieszny. Idź do
diabła. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię.
Zastanawiała się czy jej uwierzył.
Czy umarł myśląc, że ona go nienawidzi.
Byli razem, a potem nie byli. Tak
wyglądał ich związek. Podczas Bitwy, nie byli parą. Oboje mieli wiele do
przemyślenia… zbyt wiele zmartwień by przejmować się tym drugim. Dlaczego?
Dlaczego nie spędzała z nim więcej czasu? Nie przytulała i całowała go, nie
powiedziała, że go kocha i zawsze będzie? Dlaczego była tak ślepa? Dlaczego nie
wykorzystała każdej wspólnej sekundy z nim – każdej sekundy kiedy nadal żył?
Dlaczego nie zawsze stała u jego boku?
- Ange? – powiedział znów George.
Otworzyła oczy. George wpatrywał się
w nią zmartwionym wzrokiem. Wyglądał na zagubionego z rękami przyciśniętymi do
boków.
Dlaczego była tak bezużyteczna i
nie była w stanie pomóc tym, których kochała?
~-o-~
- Przepraszam – powiedziała
Angelina – Po prostu…
Była blada, jeśli było to możliwe.
Wyciągnęła rękę by oprzeć się o ścianę i wzięła głęboki oddech.
- Po prostu… - powiedziała znów i
przerwała. Uśmiechnęła się do niego blado – Chyba własnie zdałam sobie sprawę
jak bardzo za nim tęsknię.
- Powinniśmy wejść do Wielkiej
Sali. – powiedział po chwili.
- Za dużo ludzi. – rzuciła – Za dużo
dzieciaków. Muchę odetchnąć…
Powoli ześlizgnęła się po ścianie
aż siedziała na podłodze oplatając kolana rękami. Siedząc tak, sama wyglądała
jak dziecko. Jej warkoczyki opadały na twarz, jej broda oparta na kolanach.
Usiadł obok niej ze skrzyżowanymi nogami.
- Wiesz… - zaczął – Ja naprawdę nie uważam, że moja żałoba jest
ważniejsza od twojej.
Podniosła na niego wzrok z niemal
surowym wyrazem twarzy.
- Nigdy nie powiedziałam….
- Wiem, że czasami może to tak
wyglądać. – wtrącił – Ale tak nie jest, naprawdę. Po prostu… przez ostatnie
kilka miesięcy byłem w pewnym sensie ślepy…. Na to, co wszyscy inni czują. Ale
wiem, że za nim tęsknisz, Ange. Oczywiście, że za nim tęsknisz.
Drzwi do zamku otworzyły się i blond
włosa rodzina weszła do środka, nie zaszczycając ich spojrzeniem. Angelina
obserwowała jak przechodzą.
- Ja nie tęsknię za nim tak bardzo jak ty. – powiedziała – I to jest
fakt. Część mnie zawsze będzie za nim tęsknić, ale my nigdy nie byliśmy
najlepszymi przyjaciółmi. My byliśmy… chodzi mi o to, że kochałam się w nim od
czasu Hogwartu, umawialiśmy się, ale… Nie znałam go tak dobrze jak ty. Nie będę
za nim tęsknić tak bardzo jak ty.
- Ale za nim tęsknisz. – naciskał –
Ange, czasami się zastanawiam… - zaczął, po czym przerwał – Nie mogę przestać
myśleć. – znów zaczął – Czasami… Jeśli to byłbym ja…
- Przestań. – powiedziała stanowczo Angelina.
- Byłoby łatwiej. – dokończył pomimo
tego – Dla każdego. Ty nie cierpiałabyś tak bardzo…
- Czy ty oszalałeś, George? – wykrzyknęła.
Spojrzał na nią. Wyglądała na
szczerze zdenerwowaną.
- Jak możesz w to wierzyć? Jak
możesz tak w ogóle myśleć?
- Nie możesz zaprzeczyć –
powiedział – że kiedy zobaczyłaś… nas… w Wielkiej Sali, nie miałaś nadziei… -
spojrzał jej w oczy i gdzieś głęboko w sobie znalazł odwagę by kontynuować –
Miałaś nadzieję, że to byłem ja.
Wtedy odwróciła wzrok.
- Wcale nie. – powiedziała, po czym
przeklęła pod nosem – Naprawdę, George! Nie chciałam tego… Przeszło mi to przez
myśl. Kochałam go. Wiesz, że to prawda. To było głupie, samolubne, straszne…
- To było normalne. – wzruszył ramionami,
po czym zapytał o coś, co już wcześniej chodziło mu po głowie – Jak myślisz,
jak on by to przetrwał… poradził sobie? Jeśli to byłbym ja.
Ręka Angeliny przemknęła by przykryć
jego. Ciepło z niej promieniujące było zaskakująco szczere.
- Jeśli kiedykolwiek chciałabym… -
powiedziała cicho – byś ty i Fred zamienili się miejscami, byłoby to tylko po
to, by oszczędzić ci tego bólu. Fredowi pomogłabym bardziej niż… bardziej niż…
- zacięła się.
- Pomagasz mi. – powiedział – Przysięgam.
W przeciwieństwie do niego,
Angelina płakała. Ogromne łzy spływały po jej policzkach i opadały na podłogę.
Nie wykonała żadnego ruchu by je wytrzeć lub ukryć. Nadal wpatrywała się w
Georga, napawając się jego wyglądem, a jej usta ułożyły się w najsmutniejszy z uśmiechów.
Na zewnątrz, niebo płakało razem z
nią.
***
CZYTASZ - KOMENTUJESZ
Witam wszystkich! Przepraszam za kolejną przerwę :/ Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział.
Jak wam mija koniec roku szkolnego? Ja już jestem po egzamianch, oddałam też już wszystkie prace semestralne więc mam wakacje :D
Miłej niedzieli!
Lex
a mialam nadzieje ze Draco i Hermiona bedzie.. no nic, czekam na next
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;)
Rozczaruję cię i powiem, że w kolejnym też nie ma Hermiony i Draco :(
Usuńxoxo
Lex
Jeszcze cztery zaliczenia i wakacje :D
OdpowiedzUsuńRozdział smutny :(
Juz zblizmy sie do końca i to jest straszne :(
Czekam na Draco i Hermione.
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Cztery zaliczenia? Wow. Powodzenia! Btw, jakie studia? :)
UsuńCóż, rozdział rocznicowy. Nie mógłby być inny.
xoxo
Lex
Mam dość rozdziałów, a których wspominany jest Fred! DOŚĆ! Ja nienawidzę płakać, a gdy tylko pojawi się o nim wzmianka, wymiękam zupełnie ;(
OdpowiedzUsuń