wtorek, 20 maja 2014

Cena zwycięstwa. Rozdział 45




Rozdział 45
Uśmiech ducha
11 kwietnia 1999

Jeśli ktoś kiedykolwiek go o to zapyta, nie będzie umiał tego wytłumaczyć. Nie potrafił wytłumaczyć czegokolwiek co jej dotyczyło. A co najważniejsze, nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego przyciągała go jak magnes. Nie potrafił wytłumaczyć dlaczego tamtego dnia zdecydował się na okrężną drogę do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i otworzył drzwi do damskiej toalety na drugim piętrze.

- No nareszcie. – powiedział znany mu glos, przepełniony i gniewem, i bólem – Zaczęłam się zastanawiać czy umarłeś. Nie przejmuj się, jeśli się to kiedykolwiek stanie, jesteś mile widziany w mojej toalecie.

I Jęcząca Marta opadła z sufitu, i zawisła jakiś metr nad jego głową. Musiał odchylić głowę by na nią spojrzeć.

- Nudziłam się bez ciebie. – powiedziała oskarżycielsko – Nie przyszedłeś ani razu od początku roku.
- Przepraszam. – powiedział szczerze.

Potem pochylił się nad toaletą i zwymiotował. Przechyliła głowę i spojrzała na niego dziwnie. Jej zimny wzrok kiedyś go irytował, ale teraz był przyjemny i znajomy. Jednak nadal zdawała się być urażona.

- Wyglądasz lepiej niż rok temu. – powiedziała wreszcie – I jeszcze rok wcześniej. Chyba mogę ci wybaczyć. Pewnie zbyt dobrze się bawiłeś by przejmować się biedną, martwą Martą.
- Wcale nie. – powiedział czując, że należy jej się prawda. Wytarł usta wierzchem dłoni – Lubiłem z tobą rozmawiać.
- No tak. – powiedziała, opadając, aż usiadła obok niego ze skrzyżowanymi nogami – Ty zawsze rozmawiasz. Jeśli tylko nie płaczesz. Wyglądasz jakbyś dawno nie płakał.

Znów zwymiotował.

- No nie. Musisz tak maltretować moje toalety? Co tym razem się stało? Masz jeszcze kogoś do zabicia? A może znów martwisz się o swoją dziewczynę?

Była wredna niechcący. Wiedział, że się martwiła. Rozpracował to szybko. Ale w byciu duchem przez pięćdziesiąt lat sprawiło, że czasami była zimna i zadawała intensywne i brutalne pytania, lub mówiła szczerą i brutalną prawdę.

- Prawdę mówiąc, Pansy mnie rzuciła. – powiedział – Ale ja wcale….
- Naprawdę? Nie sądziłam, że to zrobi.
- Ja też nie. – przyznał – Nigdy nawet o tym nie pomyślałem. Ale to zrobiła i miała rację. Marto…
- Słyszałam o Bitwie. – przerwała mu – To znaczy, udało mi się wyciągnąć trochę informacji z kilku dziewczyn, które tu przyszły. Ale musisz mi wszystko o niej opowiedzieć, Draco, wszystko. Jak to było? CO się stało? Co zrobiłeś? Jak… - przerwała na chwilę – on umarł?

Wyglądała na bardzo zainteresowaną odpowiedzią na to ostatnie pytanie. Jej przezroczyste zęby błyszczały jak diamenty kiedy się uśmiechała strasznym, krwiożerczym uśmiechem. Pochyliła się nad Draco, przyglądając mu się uważnie.

Nigdy nie pozwoliła mu zapomnieć kto ją zabił. Powiedziała mu to znienacka, po kilku miesiącach ich znajomości, i wyciągała ten temat jak broń. Ale nigdy nie oskarżyła go o bycie słabym, nigdy nie pokazała, że ma mu za złe służenie jej mordercy.

Tamtego dnia znów płakał, ale tym razem to było bardziej jak krztuszenie się (może topienie się we łzach) niż płakanie. Wtedy po prostu usiadł na podłodze i mówił:

- On wie. Potter wie. Jestem pewien. Wie, że to ja.
- To ty?­ – zapytała Marta, bo wtedy jeszcze jej nie powiedział.
- To ja próbowałem ich zabić. – wyrzucił z siebie Draco i podniósł głowę by spojrzeć Marcie w oczy.

Nie znalazł w nich oskarżenia.

Potem wyciągnął lewą rękę i podciągnął rękaw, ukazując Mroczny Znak.

­- To ja, Marto.
- Wiedziałam. – powiedziała Marta, a potem dodała – Umarłam kiedy miałam czternaście lat. Wiesz kto mnie zabił?

Przyjrzał się jej, zastanawiając się, do czego dąży.

- Nie.
- Ja też nie wiedziałam. – powiedziała – Ktoś… - nigdy nie powiedziała mu kto – powiedział mi, nie tak dawno temu… jednak to jasne, że czas trochę inaczej dla mnie płynie… Więc ktoś mi powiedział… - znów zaczęła – że to Potwór z Komnaty Tajemnic mnie zabił. Że Dziedzic Slytherina mnie zabił. Że twój Czarny Pan mnie zabił.

Draco nic nie powiedział.

- A teraz używa ciebie, byś zabijał innych.
- Jedną osobę. – poprawił ją – Reszta to tylko wypadki. I oni nie umarli.
- Byli niewinni.
- On zabije moich rodziców. – powiedział po prosu. I tego zdania używał za każdym razem kiedy Marta wyciągała swoją broń.

- Draco. – powiedziała współczesna Marta – Jak on umarł?
- Potter go zabił. – odpowiedział i przełknął ciężko ślinę by powstrzymać kolejne wymioty. Mówił słabo, bo był to dla niego wysiłek, ale jej to chyba nie obchodziło – Czarny Pan rzucił Avadę, która się odbiła prosto w niego. On jest martwy, Marto, przysięgam. Już nigdy więcej nie wróci.
- Już raz wrócił. – powiedziała, brzmiąc na nieusatysfakcjonowaną – Znalazł nowe ciało. Może znów to zrobić.
- Nie zrobi.

Hermiona była tego pewna.

- Zobaczymy. – powiedziała Marta – Możesz mi opowiedzieć wszystko później, jeśli nie chcesz teraz. – dodała wspaniałomyślnie – Jak ci minął rok? Nie byłam nawet pewna czy wróciłeś. Nie byłam pewna czy przeżyłeś.
- Był w porządku. – odpowiedział – Lepszy niż dwa poprzednie.
- I właśnie dlatego ostatnio cię nie widywałam.
- Przepraszam. – powtórzył.
- W porządku. – uśmiechnęła się do niego, ale tym razem nie krwiożerczo. Ten uśmiech był niemal przyjacielski – Wybaczam ci.

Słabo odwzajemnił uśmiech. Trochę czasu zajęło mu przyzwyczajenie się do niemal przyjacielskich rozmów z duchem. Do jej wrednych odpowiedzi i zmiennych nastrojów. Ale teraz, kiedy znał je wszystkie, nie wymieniłby ich na nic innego. Było coś wdzięcznego w niemal przyjaźnieniu się z kimś tak trudnym.

Wiedział, że nigdy nie potrafiłby wytłumaczyć komuś tego, co było między nimi, ale to nie było ważne. I tak nikt nie musiał wiedzieć. Nie zdradziła go, ani jego sekretów. Nawet jeśli miała ku temu powód. Była przy nim kiedy wszyscy się od niego odsunęli. Była powierniczką jego sekretów kiedy nie mógł wyjawić ich Theo – Theo, który od początku wiedział, że to on stoi za tymi atakami. Patrzyła jak płakał i opowiadała mu o jej przeszłości, jej życiu. Umieranie, powiedziała, samo w sobie nie było takie złe. I te słowa zmniejszyło jego lęk przed śmiercią i pomogły mu poradzić sobie z tym wszystkim, chociaż trochę. Krótkie zdania, małe mądrości jak ta, pojawiające się w ich rozmowach, pomogły mu przetrwać ten szósty rok. Więc wrócił w pierwszym tygodniu siódmego roku, kiedy wszystko było łatwiejsze, ale tylko trochę. Powiedział jej o Pansy, Theo i wszystkowidzących oczach Blaise. O Carrow’ach i Longbottomie, który patrzył na niego jakby był błotem na jego butach. I od kiedy Pomyluna umie się tak pojedynkować? Powiedział jej o wszystkim co go niepokoiło, a ona słuchała go cierpliwie, upajając się niektórymi detalami lub współczując mu przy innych. I to w niej lubił. Lubił, że była prawdziwa, dosadna i szczera.

O tym wszystkim myślał Draco kiedy wymiotował do toalety.

~-o-~
Draco zniknął.

Na początku nie była tego pewna. Nie widziała go w Wielkiej Sali podczas obiadu i wydawało jej się to dziwne, ale, podobnie jak ona, Draco nie zawsze przychodził na posiłki. Dopiero po tym, jak spędziła całe dwie godziny eliksirów czekając na niego, zaczęła się martwić. Najpierw poszła do Skrzydła Szpitalnego.

- Hermiona. – powiedziała Pani Pomfrey, uśmiechając się do niej ciepło. Nie zapomniała tego, jak Hermiona pomagała jej po Bitwie – Czy coś się stało, kochanie?
- Nic mi nie jest. – odpowiedziała, przeczesując wzrokiem pomieszczenie – Czy przypadkiem nie widziała Pani Draco?
- Draco Malfoya? – zapytała Pani Pomfrey – Nie, oczywiście, że nie.

Hermiona nie zatrzymała się by przemyśleć te słowa, ale poczuła lodowaty strach kiedy odwracała się i wychodziła z pomieszczenia. Jeśli coś stałoby się Draco, nikt by nie zareagował. Jeśli coś stało się Draco… Nie chciała o tym myśleć. To było głupie, nielogiczne. Mógł po prostu zrezygnować z dzisiejszych zajęć… Ale Draco nigdy nie opuszczał zajęć. Chciał by jego świadectwo było nieskazitelne, bo jego przeszłość była wystarczająco szarawa. Jeśli coś się stało Draco…

Mnie to obchodzi, pomyślała. Mnie to interesuje.

Potem poszła do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Już wcześniej wiedziała gdzie jest, ale  - oczywiście – nigdy nie była w środku. Tylko tydzień temu, zapytała Draco o niego.

- Jaki jest?
- Zimny. – powiedział – I piękny.
- Potrzeba hasła by tam wejść?
- Tak.­ – powiedział – Salazar Slytherin i Godrick Gryffindor myśleli podobnie, przynajmniej na początku. – spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się – Chcesz znać obecne hasło?
- Powiedziałbyś mi? – zapytała zdziwiona.
- Czemu nie? Przecież i tak zdradziłem mój dom już Ilion razy, tylko dlatego, że spędzam z tobą cza. Poza tym, wiem, że nigdy byś go nie użyła.

- Wężousty. – powiedziała w stronę ściany przed nią.

Ta powoli zniknęła i Hermiona przeszła przez otwór. Pokój Wspólny był dokładnie taki, jak go opisał Draco. Był ogromny, z drogimi meblami w czarniawych i zielonych odcieniach z dodatkami srebra. I był lodowaty. Hermiona zadrżała.

Nigdy nie była zwolenniczką uprzedzeń, ale nawet ona musiała przyznać, że od każdego Ślizgona biło czymś strasznym. Żadne z nich nie wydawało się wesołe z jej obecności. Nie było ich wielu i niemal każdy z nich zamarł kiedy weszła do pomieszczenia. Trochę spodziewała się, że któryś z nich wyciągnie w jej stronę różdżkę. Pansy Parkinson obserwowała ją z kąta Pokoju. Zabini, który opierał się o ścianę, czytając, nie podniósł nawet wzroku kiedy weszła. Theo ją obserwował, ale jego twarz była nie do odczytania i niezbyt pocieszająca. Kilku drugoklasistą się gapiło, po czym wstało i opuściło pomieszczenie. Cisza wisiała w powietrzu jeszcze przez moment.

- Co ty tu robisz? – wreszcie zapytała Pansy z wrogością w głosie.

Theo niemal niewidocznie odwrócił się w jej stronę. Zabini zamknął książkę i zaczął słuchać. Oni, zdała sobie sprawę z niemałym zaskoczeniem, szykowali się do obrony. Poza byciem perfekcyjną, Hermiona nie miała pojęcia, jaki autorytet ma tu ta mała, ograniczona Pansy. Zwłaszcza nad dużo wyższymi i dużo bardziej inteligentnymi lokatorami. Cokolwiek to było, było silne. To nie tak, że się jej bali, lubili ją lub byli na skinienie jej palca tak jak Crabbe i Goyle dla Draco. To było bardziej jakby ona zasłużyła na tą uwagę, w przeciwieństwie do Hermiony.

Popełniła błąd przychodząc tutaj. Widząc pogardę w oczach Pansy, zdała sobie z tego sprawę. Nikt jej tu nie chciał. Nawet ten, kto w pewnym sensie ją tu zaprosił, dając jej hasło, nie byłby zadowolony gdyby o tym wiedział.

Udało jej się zebrać trochę śliny w nagle suchym gardle i postanowiła wreszcie się odezwać.

- Theo…

Szybko przeniósł na nią wzrok na dźwięk swojego imienia. Jego oczy mówiły wystarczająco, ale zmusiła się by kontynuować.

- Szukam Draco.
- Nie ma go tu. – powiedział krótko Zabini.
- Tyle zauważyłam. – rzuciła – Gdzie on jest? Jest w swoim dormitorium?
- To nie twój interes.
- Nie ma go tam. – powiedziała Pansy, patrząc prosto na nią – Nie widziałam go cały dzień. Nie wiem gdzie jest.

Hermiona zauważyła zmartwienie w jej oczach i zaczęła się zastanawiać czy może mają ze sobą więcej wspólnego, niż kiedyś sądziła.

- Dziękuję. – powiedziała. Potem dodała to, co każdy myślał – Powinnam już iść.

Pansy kiwnęła głową, a Zabini wrócił do swojej książki. Dostrzegła tytuł zanim zagiął tekturową okładkę: Cierpliwość Drozda. Powieść?

Potem sprawdziła Pokój Życzeń. Bez sukcesu. Był pusty. Pokój automatycznie wypełnił się obrazami Draco, kiedy zdał sobie sprawę, że to jego szuka. Pomimo wszystko, wyszła z uśmiechem. Potem zajrzała do biblioteki, pobiegła na boisko do Quidditcha i z powrotem. Dopiero wtedy pozwoliła dobie ześlizgnąć się po ścianie na podłogę, wyczerpana. I właśnie w tym momencie przypomniała sobie o Mapie Huncwotów. Nie używała jej często. To był nawyk Harry’ego. Ale przegrzebała swoją torbę, po drodze wyrzucając kilka kałamarzy, i wyciągnęła Mapę.

- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. – wyszeptała, dotykając różdżką Mapy.

Nie było łatwo, z tuzinami kropek na każdym z pięter. Przeleciała wzrokiem po Wieży Gryffindoru i większości sal lekcyjnych, wiedząc, że Draco ma teraz przerwę, tak jak ona. Ole nadal było zbyt wiele imion. Chwilę jej zajęło znalezienie tego, którego szukała. Draco Malfoy.

Znalazła go w toalecie Marty, wymiotując w konwulsjach. Łzy płynęły po jego twarzy. Jego źrenice były tak rozszerzone, że ledwie widziała szary krąg wokół okropnej, bezdennej czerni.

- Och, Draco… - powiedziała, opadając na kolana obok niego – Co się stało?
- Czwartoklasista. – rzucił Draco pomiędzy torsjami – Mały skurwiel zaszedł mnie od tyłu.

Hermiona wyciągnęła swoją różdżkę.

- Finite Incantatem.

Ku jej zaskoczeniu, Draco zaśmiał się dziwnie i pokręcił głową.

- Nie działa. Już próbowałem… Nie pomyślałaś o tym?
- Dlaczego nie poszedłeś do Skrzydła Szpitalnego?
- Pani Pomfrey… nie znosi mnie. – rzucił. Jego ramiona trzęsły się niekontrolowanie – Nie chciałem… się narzucać. To… przejdzie.

Przypomniała sobie słowa pielęgniarki: Nie. Oczywiście, że nie.

- Och, Draco… - znów powiedziała – Zależy mi na tobie, wiesz o tym. Mnie interesuje, co się z tobą stanie.

Znów pokręcił głowę i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale potem się pochylił i znów zwymiotował. Odgarnęła jego przydługie włosy z jego twarzy i trzymała go w ramionach po wszystkim. W pewnym momencie zastanawiała się, czy Pansy kiedykolwiek musiała to robić.

- Czasami zastanawiam się czy jesteś aniołem. – mruknął kiedy bawiła się jego włosami – Zesłanym na ziemię by ocalić moją duszę.

Zaśmiała się delikatnie.

- Zastanawiam się, co to było za zaklęcie. Według mnie, bredzisz.
- Tak. – powiedział – Chyba powinienem się zamknąć. – ale tego nie zrobił – Dlaczego w ogóle ze mną rozmawiasz? Jakie masz prawo mówić takie rzeczy… że mi wybaczasz? Dlaczego, Hermiono? Dlaczego… - machnął rękami na siebie – to? Jeśli…
- Przysięgam, jeśli znów zaczniesz się nad sobą użalać, zwiążę ci język. Dosłownie. – ostrzegła go – Już powiedziałam ci tuzin razy. Może po prostu jestem człowiekiem, Draco.

~-o-~


To jest twoje sanktuarium. Powiedziała Hermiona, kiedy znalazła jego Pokój Życzeń. Wtedy nie zaprzeczył. Nie spodziewał się, że Hermiona kiedy wejdzie do jego prawdziwego sanktuarium, ale teraz to zrobiła. Tak jak weszła do każdej części jego życia.

***

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

***

Dacie wiarę, że jeszcze tylko pięć rozdziałów do końca? Ja nie mogę uwierzyć...
Mam nadzieję, że Wam się podoba!

Zdałam sobie sprawę, że minął już ro od założenia tego bloga. Dlatego też, chciałabym Wam wszystkim podziękować za niesamowite wsparcie, które od Was otrzymałam, za wszystkie pozytywne komentarze i przemiłe słowa. Bez Was bym nie dała rady! Dziękuję!

xoxo
Lexie


16 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział. Nie mogę doczekać się końca.:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne.
    Nie wiem czy chce,by nadszedł koniec :/
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Też mam mieszane uczucia odnośnie zakończenia :/

      xoxo
      Lexie

      Usuń
  3. Rozdział jest poruszający, trzeba to przyznać.
    Czekam na kolejne fragmenty :)

    pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah... rozdziały o Georgu są wspaniałe tylko takie... smutne... :(

      xoxo
      Lexie

      Usuń
  4. Wspaniały rozdział. Cieszy mnie, że dodajesz kolejne posty w tak krótkim odstępie czasu. Mniemam, że to dobry znak. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się równie szybko.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie
    Skirnir

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Teraz mam dużo więcej czasu. Przynjamniej tak lubię sobie myśleć :D Więc tłumaczę kiedy tylko mogę, bo wiem, że czekacie. I ja sama czekam na zakończenie, pomimo tego, że czytałam to opowiadanie już milion razy. Cieszę się, że doceniasz!
      Btw, wydaje mi się, że natknęłam się na twój profil na FanFiction. net. To w ogóle możliwe?

      Pozdrawiam,
      Lexie

      Usuń
    2. Jeżeli to ty jesteś autorką "Addiction", to jest absolutnie możliwe, ponieważ skomentowałam to opowiadanie. :) Ciekawe, że bardzo mi się spodobało... ;)
      S.

      Usuń
    3. Wiedziałam! :D Tak prawdę mówiąc, to 'Addiction' jest też na tym blogu, wiesz? Polecam zakładkę 'Contents'. Jest tam spis wszystkich moich tłumaczeń. 'Addiction' też właśnie tłumaczyłam :)

      Usuń
  5. Piękny, aczkolwiek smutny rozdział. Ciesze się, że tak szybko dodajesz rozdziały, ale szkoda, że to juz prawie koniec!! Czekam na nastepny, pozdrawiam gorąco :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem... Rozdziały o Georgu zawsze są takie trochę dobijające. Cieszę się, że czekasz! :D

      xoxo
      Lexie

      Usuń
  6. kiedy rozdzial, kiedy rozdzial?! czekam :))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Tego bloga zaczęłam czytać niedawno. Wiem, że nie komentowałam, ale obiecuję, że pod tymi kilkoma ostatnimi zostawię ślad. Podziwiam Cię, wiesz? Myślę, że nie potrafiłbym tak po prostu tłumaczyć coś z angielskiego na polski. Mam nadzieję, że niedługo znów ujrzymy nowy, świeżutki rozdział.
    I jeszcze jedno pytanko: Czy po tym opowiadaniu masz zamiar tłumaczyć jakieś inne dramione?
    Buziaczki, Swish

    Ps. Sorki za błędy, ale piszę z telefonu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż. Ten komentarz dodał się tutaj, a miał być pod następnym rozdziałem. Chyba obrażę się na blogspota :(

      Usuń
    2. Wow. Dzięki :) Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczą tak miłe słowa.
      Co do dalszych tłumaczeń to nie wiem... Jestem pewna, że nie będę tłumaczyć czegoś tak długiego jak TCoV. Na 100%. Mam kilka miniaturek w zanadrzu, bo ostatnio tylko to czytuję :) Ale żeby tłumaczyć, potrzebuję zgody autora, a oni nie zawsze odpowiadają. Ale możesz być pewna, że jeśli znajdę coś, co mi się podoba i dostanę zgodę, napewno się to tu ukaże :) A może masz jakieś propozycje?

      Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka :D
      Pozdrawiam,
      Lexie

      Usuń

Calliste Bajkowe szablony