Rozdział 48
Czarne jak krew
25 czerwca 1999
Dzień był słoneczny. Tego typu, że
zaczynasz się zastanawiać, jak pogoda może być tak kolorowa i wesoła, kiedy
wszystko inne jest ponure. Byli w Dworze Malfoyów, w ogrodzie, siedzieli na
brzegu fontanny. Narcyza ją zaprosiła. Lucjusz, jak jej powiedziano, był
nieosiągalny. Zapewne tak było lepiej dla wszystkich. Draco miał wrócić do domu
za kilka dni.
- Jak Draco minął rok szkolny? –
zapytała, próbując nawiązać rozmowę.
Wyraz twarzy Narcyzy pociemniał.
- Nie wiem. – powiedziała szczerze
– Nie mam pojęcia. Prawie w ogóle nie pisze i odmówił przyjazdu na święta. Wiem, że wini nas za to, co się stało.
Do tego Azkaban był dla niego taki ciężki, Andromedo. Nie wiem czego mam się
spodziewać na dworcu kiedy wreszcie wróci. Nie masz pojęcia, Andy, jak to jest
widzieć swojego syna torturowanego –
bo to jest tortura – przez dementorów
dopóki ledwie możesz go rozpoznać. Nie widziałam go od sierpnia i nie wiem jak
sobie radzi. Nie wiem czy… czy… - głos jej się załamał – Boję się, Andy. Nie
wiem co bym zrobiła gdyby on poszedł w ślady… jeśli stałby się… jeśli
zamieniłby się w Bellę.
- On… mógłby? – zapytała Andromeda,
czując strach budujący się gdzieś wewnątrz.
- Nie. – powiedziała Narcyza, prostując się, z cieniem złości w
oczach – Oczywiście, że nie. Ale te ostatnie lata były dla niego trudne. Musiał
robić rzeczy, których nikt nigdy nie powinien robić. Patrzył na rzeczy, na
które nikt nie powinien patrzeć. On nadal jest młody, Andromedo. Jest podatny
na wpływy. A dementorzy… - jej głos zamarł – Nie wiesz jak to jest. –
powiedziała znowu, tym razem z większą siłą.
- Wiem – powiedziała powoli
Andromeda – jak to jest, stracić całą rodzinę na rzecz Śmierciożerców.
Głowa Narcyzy poderwała się do
góry.
- Och… Andromedo, nie miałam tego
na myśli. Wiesz, że nie myślę… Andy, ja zasłużyłam
na to, co dostałam. Nasłużyłam na coś o wiele gorszego niż dostałam. Ale nie narzekam z powodu samej siebie.
Martwię się o mojego syna.
- Chciałabym – zaczęła Andromeda –
nadal mieć dziecko, o które mogłabym się martwić.
Spojrzała na Teddiego, który
siedział na jej kolanach. Wesoły, bawił się jej długimi, ciemnymi włosami.
Dziwiło ją to, że miał włosy tego samego koloru co ona. Włosy, które nie
zmieniły się odkąd zdał sobie sprawę, że już nigdy nie zobaczy swojej
matki. Ale jej włosy były dla niego ulubioną zabawką kiedy się nudził. Jeszcze
bardziej lubił włosy Narcyzy. To mogła zrozumieć. Gładkie, długie blond włosy
były stanowczo bardziej fascynujące niż brązowe.
- Mama. – powiedział, patrząc na
nią.
Patrzył na nią ciemnymi oczami,
nadal oczami Belli. I zachichotał.
- Nie mama. – powiedziała,
wzdychając – Andy. Spokojnie, kochanie. – dodała kiedy Teddy powiedział coś
niezrozumiałego płaczliwym głosem.
Ogólnie mówiąc, Teddy był
niesamowicie inteligentnym dzieckiem, ale próby uświadomienia go, że ona nie
jest jego matką były równie nieskuteczne jak próba spadania w górę. Nie mogła
go za to winić. Jakie dziecko nie chciało mieć matki? Ale zaczęła go poprawiać,
bo za każdym razem kiedy to mówił, jej serce rozpadało się na jeszcze więcej
kawałków, kiedy przypominała sobie głos Nimfadory, jej uśmiech, jej twarz.
Czy martwiła się o Teddiego?
Oczywiście, że tak. Ale to nie było to samo. To był syn jej córki, ale nie był
jej dzieckiem. Za każdym razem, kiedy na niego patrzyła, przypominała sobie o
tym. Przypominała sobie o swojej martwej córce. Również o jej zięciu, którego
za życia nie doceniała wystarczająco. Był dobry dla jej córki, teraz o tym
wiedziała. Ale była do niego taka ostra…
Znów spojrzała na Narcyzę. Oczy jej
siostry nadal były pełne strachu i szeroko otwarte.
- Andromeda, tak bardzo za to
przepraszam…
- Wiem jak to jest być matką. –
przerwała jej Andromeda – Moja córka dorastała szczęśliwa, z rodzicami, którzy
ją kochali i nie próbowali jej kontrolować. Wyrosła na wolną i zdecydowaną
kobietę. Poślubiła człowieka, którego kochała z całego serca pomimo jego… wad. Była
szczęśliwa. Rok temu musiałam ją
pochować. Musiałam patrzeć jak opuszczają do ziemi jej ciało. Musiałam wybrać
napis na grobie mojej własnej córki.
Rozumiesz to, Cyziu? Rozumiesz co to robi z człowiekiem? Nikt nie powinien być
zmuszony do pochowania własnego dziecka. Nikt nie powinien żyć dłużej niż
własne dzieci. Wierz mi, Narcyzo, wiem co to znaczy być matką. Wiem również
jakie to uczucie kiedy twoje serce rozpada się na milion części. Więc wydaje mi
się, że mogę zrozumieć co teraz
czujesz.
- Przepraszam. – powiedziała cicho
Narcyza – Wiesz, że nie to miałam na myśli. Ja tylko… tak jak powiedziałaś,
Andromedo, wiesz jak to jest być matką. Kocham Draco całym moim sercem. Po
prostu… czasami zapominam o całej reszcie kiedy o nim myślę.
- Wiem. – odpowiedziała Andromeda –
Nie mam ci tego za złe. Pomimo wszystkiego, on jest moim siostrzeńcem. W pewnym
sensie.
- W każdym sensie. Krew Blacków
jest silna, Andromedo. My zawsze będziemy twoją rodziną.
Zaśmiała się sucho.
- Och to brzmi dobrze w twoich
ustach. ‘Zawsze będziemy twoją rodziną’. Gdzie byłaś Narcyzo, kiedy rodziła się
twoja siostrzenica? Gdzie byłaś kiedy nasza rodzina mnie wydziedziczyła? Gdzie
byłaś kiedy Bella próbowała mnie zabić? W naszym przypadku, woda jest
silniejsza niż krew. Kiedy was opuściłam Narcyzo, poznałam wielu niesamowitych ludzi.
Poślubiłam mężczyznę, którego kochałam i miałam niesamowitą i piękną córkę.
Nigdy nie będę żałowała życia, jakie wiodłam, kiedy opuściłam rodzinę. To ty podjęłaś złą decyzję. Ty i reszta
naszej rodziny. Twój syn również.
- Krew, która sprawia, że jesteśmy
siostrami…
Odepchnęła wyciągniętą rękę Cyzi.
- Jeszcze nie zrozumiałaś, Narcyzo?
Jeszcze nie zrozumiałaś, że nie ma czegoś takiego jak czysta, szlachetna,
nieskalana krew Blacków? W nas wszystkich
płynie taka sama krew. – wskazała głową na Teddiego – To jest syn twojej
siostrzenicy. Jest pół-krwi, a jego krew jest tak samo czerwona jak moja czy
twoja. Krew jest czerwona, Narcyzo.
Nie jest brudna. Nie jest czymś, z
czego można być dumnym. A już na pewno nigdy nie jest czarna. Jest czerwona.
Teddy zapłakał w jej ramionach,
przestraszony jej głosem.
- Wierzę ci. – powiedziała Narcyza –
Wierzę ci. Przestań, Andromedo. Nie próbowałam nikogo oskarżać. Czy naprawdę
sądzisz, że za każdym razem, kiedy patrzę na Teddiego myślę o jego
ojcu-wilkołaku i matce pół-krwi, i go nienawidzę? Kocham tego chłopca,
Andromedo. Wiesz o tym.
- Po prostu się martwię. –
powiedziała Andromeda, patrząc w dół na swojego wnuka – Nie byłam w stanie
ochronić jego rodziców. Mojej córki. Jak mogli mi powierzyć swojego syna?
Martwię się o niego. Nie wiem, czy będę mogła zrobić to, co dla niego dobre.
Nigdy nie będę w stanie zastąpić mu rodziców. Powinni tu być, dla niego.
- Po prostu wychowaj go tak, jak
wychowałaś swoją córkę. Wychowaj go na szczęśliwego człowieka.
- Myślę, że wiem. – przyznała Andromeda
– Wiem, że kochasz Teddiego.
- Twoją córkę też bym kochała,
jeśli bym ją poznała.
Andromeda gwałtownie wciągnęła
powietrze i zamknęła oczy. Te słowa brutalnie przywołały obraz Nimfadory. Jej
oczy, jej głos, jej niezdarność, jej… wszystko.
Nimfadory, która mogłaby przeżyć jeśli jej matka nie byłaby z rodu Blacków,
jeśli jej ciotka nie byłaby szalona.
Palce Cyzi przykryły jej dłoń i
otworzyła oczy. Narcyza znów wyciągnęła do niej rękę, ale ona znów ją
odepchnęła. W oczach jej siostry znów zobaczyła ból. Potem ta odwróciła wzrok i
cicho wykrzyknęła.
- Andy, spójrz na Teddiego.
- Ja dopiero… - zamarła i wpatrywała
się w swojego wnuka.
- Mama. – powiedział Teddy, ciągnąc
ją za rękaw – Mama…
I nie miała odwagi mu powiedzieć,
znów, że nie jest jego matką. Bo… Bo włosy Teddiego były brązowe, niemal
czarne. Takie same jak Andromedy. A właśnie stały się jasnoniebieskie. Tak
niebieskie jak niebo w słoneczny dzień. Jak jasne jak łzy, które zaświeciły się
w oczach Cyzi. Jak jasne jak jego przyszłość w świecie wolnym od wojny.
- On sobie poradzi, Andy. Obiecuję.
Narcyza znów wyciągnęła rękę by
uścisnąć jej dłoń i tym razem, pozwoliła jej.
***
Zdecydowanie mój ulubiony rozdział :) Chciałabym przeczyatć o pierwszym spotkaniu Draco i Teddiego.
Nie mogę uwierzyć, że jeszcze tylko dwa rozdziały do końca. Kiedy zaczynałam tłumaczenie tego opowiadania, kiedy zakładałam tego bloga... nie sądziłam, że odniesie on aż taki sukces. Dlatego DZIĘKUJĘ wszystkim, którzy kiedykolwiek tu zajrzeli, przeczytali, skomentowali, obserwowali. You all make me happy as fuck :D A teraz czas na eksperyment zainspirowany gościem o nazwisku Tyler Oakley (jego kanał na YouTube możecie znaleźć tutaj). Jeśli przeczytałaś/przeczytałeś notkę pod rozdziałem, napisz w komentarzu słowo 'marchewka'. Dziękuję :)
Może mi ktoś wytłumaczyć, co się dzieje z pogodą w Dundee? Bo ja nie ogarniam :/ Btw, planuję kupić nowy telefon, bo (wierzcie lub nie) obecnie używam Samsung Corby. Tak, dobrze przeczytaliście. Więc moglibyście wyrazić swoje opinie lub podzielić się doświadczeniami z iPhonem 4/4S?? Lub może polecić jakiś inny telefon, który nie jest zbyt duży. Byłabym niezmiernie wdzięczna.
Oprócz tego, myślę nad zmianą szablonu. Może ktoś chciałby wykonać nowy? :D
Założyłam nowego bloga! Mam zamiar publikować na nim opowiadania swojego autorstwa. Będą to 3 partowce. Czasami miniaturki. Nie tylko HP. W wielkim skrócie, to będzie miejsce, gdzie Lex wrzuca całą swoją twórczość. Pierwszy rozdział już niedługo. I będzie to Dramione! :D Zapraszam serdecznie. Tutaj macie linka.
Mam nadzieję, że koniec roku szkolnego mija wam bez zbędnych stresów :)
xoxo
Lexie
Cóż mogę powiedzieć.
OdpowiedzUsuńIm bliżej końca, tym bardziej się przywiązuje do tego opowiadania.
Jest magiczne i naprawdę trudno inaczej to skomentować.
Jestem ciekawa dalszych losów bohaterów.
Dziękuję za Twoje tłumaczenie.
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
Dziękuję :)
Usuńxoxo
Lex
Kawał dobrej roboty, to opowiadanie ma w sobie coś specyficznego. Jest inne a jednak bardzo dobre. Rozdział jest wzruszający, bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Wspaniały rozdział. Czegoś takiego mi brakowało. Relacji Andromeda-Narcyza.
OdpowiedzUsuńZnalazłam parę śmiesznych literówek. Nie wiem czy jesteś w stanie je naprawić, bo nie mam pojęcia jak działa blog, ale jeżeli jest to możliwe przejrzyj rozdział i sprawdź poprawność językową.
To poniekąd straszne, że jeszcze tylko dwa rozdziały. Tym bardziej, że czuję, że koniec nie będzie taki na jaki liczyłam.
Oczywiście pozdrawiam serdecznie i... marchewka?
Dużo weny i czasu!
Skirnir
Dzięki za przypomnienie! Juz poprawiłam co widziałam :)
OdpowiedzUsuńCóż, nie ukrywam, że opowiadanie jest kanonowe, więc zakończenie tez mnie do końca nie zadowala... :/ Ale nadal jest wspaniałe.
Dzięki za marchewkę!
xoxo
Lex
To opowiadanie jest takie.. Nie wiem jak je określić.
OdpowiedzUsuńMa taki swoisty klimat, stworzony tylko dla niego.
Może to sprawia,ze z każdym rozdziałem jeste ci raz to bardziej przywiązana.
Nie wiem.
W każdym razie nie mogę uwierzyć, ze to tylko dwa rozdziały!
Tylko dwa!
Andromeda i Narcyza relacje tak rzadko opisywane, a muszą być ciekawe.
Ogólnie rodzina Blakow musi być ogromnie ciekawa!
Jak sie stało ze Andromeda poślubiła mugola, Narcyza i Bellatrix trafiły na takich mężów to wszystko jest takie fascynujące a tak mało czasu ...
Jeżeli chodzi o zakończenie roku to u mnie kilka problemów,ale dam radę!
Mam nadzieje,ze u Ciebie wszystko w porządku.
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Ach... Uwielbiam twoje komentarze, Lili! :*
UsuńCo do opowiadania, to dokładnie wiem, co masz na myśli. Wlaśnie dlatego chciałam je przetłumaczyć. Ba! To dzięki niemu w ogóle chciałam cokolwiek tłumaczyć! :)
Narcyza i Andromeda... Dla mnie to rodzina Blacków jest super tematem, a tak mało historii o nich. :(
Mam nadzieję, że ze szkołą jednak wszystko bezproblemowo ci się skończy. Powodzenia :)
Pozdrawiam,
Lex
Naprawdę rozdział jest cudny. Relacje Andy-Cyzia piękne. Nie mam pojęcia co tu dalej pisać, bo Twoje tłumaczenie kompletnie mnie zauroczyło. I w ogóle nie mogę uwierzyć że to już prawie koniec. Chyba nie chcę by ta historia się zakończyła... No ale cóż, na Twojego drugiego bloga z pewnością zajrzę i... marchewki też lubię. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSwish
Och... sama nie mogę uwierzyć, że tylko tyle zostało :( Dzięki za wszystko, w szczególności za marchewkę :)
Usuńxoxo
Lexie