To początek
Siedziała ze skrzyżowanymi nogami
na trawniku przed Norą, jej głowa odchylona do tyłu by złapać ostatnie promienie
popołudniowego słońca. Jej długie włosy opadały na plecy jak ruda kurtyna. Były
w nieładzie. Kąciki jej ust były wykrzywione w dół, a oczy szczelnie zaciśnięte
by osłonić się od mocnego słońca. Ginny wyglądała na zamkniętą w sobie, a jego
serce zacisnęło się kiedy przypomniał sobie ostatni raz, kiedy się uśmiechała.
Tym prawdziwym uśmiechem, tym szerokim, który sprawiał, że jej oczy błyszczały,
wyrażały jej uczucia, kiedy język nie potrafił. Tym, który sprawiał, że chciał
pisać dla niej wiersze chociaż wiedział, że i tak by ich nienawidziła.
Jego
oczy są zielone jak świeże ogórki… Nadal pamiętał głos tego karła,
recytującego wiersz napisany dla niego przez Ginny. Pamiętał zmieszanie jakie
czuł i pamiętał jak Ginny się zaczerwieniła. Wspomnienie ukuło go w klatkę
piersiowa kiedy przypomniał sobie resztę swojego drugiego roku. Kiedy ona
wysłała mu ten wiersz z okazji Walentynek, a on uratował ją przed bazyliszkiem.
Jak bardzo się zmienili od tego czasu…. Najpierw była przyjaźń, a potem… coś
więcej. Tylko po to, by zakończyć się w taki sposób: ledwie byli w stanie na
siebie spojrzeć, nie wspominając już o przeprowadzeniu rozmowy. Nie wiedział
kiedy coś się popsuło.
Czy wtedy, kiedy umarł Fred? A może
wtedy kiedy ona wróciła do Hogwartu kiedy on szukał Horkruksów? Może wtedy,
kiedy zakończył wszystko pomiędzy nimi? A może naprawdę było tak, jak
powiedziała, że to on zmienił się
podczas wojny? Myślał, przez kilka godzin po bitwie, że wszystko będzie w
porządku. Ale coś poszło bardzo źle i nie był pewien, co. Jedyne czego był
pewien kiedy patrzył na Ginny, tak jak teraz, to to, że czuje to, co czuł kiedy
patrzył na nią z Deanem: pogmatwaną mieszankę straty, bezużyteczności, potrzeby
i zmieszania. Trzymał się tego uczucia desperacko, jak nadziei, jak znaku, że
wszystko może jeszcze być tak jak wcześniej.
Kiedy patrzył, Ginny wypuściła z
siebie powietrze i otworzyła oczy.
- Wiem, że tam jesteś, Harry.
Serce podskoczyło mu do gardła –
więcej nadziei. Był zaskoczony, że wyczuła jego obecność. Podejrzewał, że
wiedziała, że często na nią patrzył. Szokującą częścią było to, że postanowiła
mu o tym powiedzieć. Że się do niego odezwała.
Ruszył zza drzewa, które prawie w
ogóle go nie zakrywało, niepewny czego oczekiwać, i spojrzał w oczy Ginny.
Uśmiechnęła się smutno, tym
nieprawdziwym uśmiechem.
- Wiesz, niektórzy powiedzieliby,
że to chore.
- Niektórzy powiedzieliby, że
romantyczne. – powiedział, a potem przygryzł dolną wargę.
Ale Ginny nie miała mu chyba tego
za złe. Prawdę mówiąc, uśmiechnęła się szerzej, cieplej.
- Pozwolę tobie zadecydować, do
której grupy ja należę.
- Mam nadzieję, że nie tej
pierwszej. – powiedział ostrożnie Harry – Ale raczej nie tej drugiej.
Jej brązowe oczy były smutne,
pomimo uśmiechu.
- Raczej nie. – zgodziła się – To chyba
zależy od twoich intencji.
Jego serce zaczęło bić nierówno.
Nie dlatego, że uważał, że ona z nim flirtuje, ale dlatego, że nie rozmawiali
od czasu Świąt (a ta rozmowa oczywiście nie była miła), a w ostatnim zdaniu
żądała odpowiedzi. To było zaproszenie do kontynuacji, a Harry nie potrzebował
zbyt wiele zachęty.
- Chciałem cię zobaczyć.
- Widzisz mnie prawie każdego dnia.
Mama ciągle zaprasza cię na obiad.
- Tak, ale… nie w ten sposób. Nie
tak zamkniętą i ostrożną.
Tak ostrożną w jego obecności, nawet
bardziej niż kiedy byli młodsi i go uwielbiała.
- Chciałem zobaczyć ciebie. Tylko ciebie. Nie… nie to, co
zdarzyło się między nami.
Kiwnęła głową, jakby miało to sens.
- I to mnie widzisz, kiedy jestem
sama?
- Tak.
- Więc co ja muszę zrobić, żeby zobaczyć
ciebie? – zapytała zachrypniętym
głosem.
Jego całe ciało drżało. Pytania.
Odpowiedzi. Rozmowa. Podszedł do niej bliżej. Patrzyła na niego, ale nic nie
powiedziała.
- To ja. – powiedział, rozciągając
ramiona – Nie taki, jakiego znałaś mnie kiedyś. Teraz zdaję sobie z tego
sprawę. Wiem, że miałaś rację, zmieniłem się. Ale… to nadal ja, Ginny.
Jej oczy błyszczały, ale nie
wiedział czy to od łez, od słońca odbijającego się w nich, czy może od czegoś
kompletnie innego.
- Wiem. – powiedziała – Wiem o tym.
Jesteś sobą, tak jak ja, ale… już do siebie nie pasujemy.
To zabolało. Zabolało bardziej niż
Harry sobie kiedykolwiek wyobrażał, ale nie pokazał tego po sobie. Ona mówiła do niego, próbowała coś zmienić,
a on nie miał zamiaru przepuścić takiej okazji.
- Myślę… myślę, że tak do końca się
nie zmieniliśmy. Nadal jesteśmy tymi samymi ludźmi, ale… część nas zniknęła.
Więc już nie pasujemy do siebie tak jak kiedy. Jesteśmy… postrzępieni.
- Postrzępieni. – powtórzyła Ginny.
Samotna łza spłynęła po jej policzku. Nienawidził widzieć jej płaczącej –
Kiedyś Luna powiedziała coś podobnego. Zagubione fragmenty… są rzeczy które
zostawiliśmy w tyle, prawda? Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. – jej głos
zamienił się w szorstki szept – Fred nigdy nie wróci.
- Nie. – powiedział – Nie wróci.
Żadne z nich.
- Więc już zawsze będzie czegoś
brakować?
Chciał, tak bardzo, powiedzieć jej,
że nie, oczywiście, że nie.
- Tak. Tak sądzę. Ale… nauczysz się
z tym żyć, wiesz? Kiedy Syriusz umarł… wiem, że to nie to samo. – powiedział
szybko – Nie chciałem…
Roześmiała się dziwnie.
- Nie przesadzaj. Syriusz był twoją
jedyną rodziną.
Był zaskoczony.
- Tak… to prawda.
- Jak… jak przez to przebrnąłeś? –
zapytała miękko – Jakim cudem znów byłeś szczęśliwy?
Spojrzał na nią uważnie.
- Ty pomogłaś. – powiedział
szczerze – Bardzo. Ty, Ron i Hermiona.
- Już nie mogę ci pomóc. –
powiedziała – Teraz jestem dla ciebie bezużyteczna. Ja nie… Ja po prostu nie
mogę.
Nie wiedział gdzie znalazł odwagę –
odwagę gryfona – ale to zrobił. Przeszedł kilka kroków, które ich dzieliło i
usiadł naprzeciwko niej. Wziął jej dłonie w swoje, patrząc jej prosto w oczy,
które były czerwone od płaczu.
- Nie jesteś bezużyteczna. –
powiedział – Na pewno nie dla mnie.
- Więc czym dla ciebie jestem?
Na ułamek sekundy przestał
oddychać. Słowa zawisły między nimi, ciężkie, pełne desperacji, zamotane. Czym dla ciebie jestem? Pytanie dzwoniło
mu w uszach. Czym dla ciebie jestem?
- Nie wiem. – powiedział wreszcie –
Ostatnio niczego nie wiem.
Ginny szybko kiwnęła głową. Nie
zabrała swoich rąk. Przez chwilę siedziała w ciszy, szybko mrugając by pozbyć
się łez, a potem jej spojrzenie zawisło nad czymś w oddali, nad jego ramieniem.
Odwrócił głowę by zobaczyć na co patrzyła. Słońce się chowało i pokrywało niebo
odcieniami różu i pomarańczy.
- Lubię zachody słońca. – mruknęła
Ginny – Razem z Luną, tego roku w Hogwarcie często je oglądałyśmy.
Nie musiał pytać, co ma na myśli.
- To było coś… stałego. –
kontynuowała Ginny zabierając ręce i oplatając się nimi kiedy wiatr zawiał
mocniej.
Próbował nie przejmować się utratą
jej dotyku.
- Głupia, piękna stała w świecie, gdzie wszystko było popaprane i
nieprzewidywalne. Wydaje mi się, że to pomogło. Nadal pomaga.
- Co się stało? – zapytał – Tego
roku. Nigdy mi nie powiedziałaś… tak naprawdę nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
- O moim roku czy twoim?
- Twoim. – uśmiechnął się smutno –
Wydaje mi się, że wiesz już chyba wszystko o moim. Ron i Hermiona pewnie ci
powiedzieli większość.
- Trochę. – poprawiła go – Nie
powiedzieli mi wszystkiego. Na przykład nie wytłumaczyli tego, kiedy
myśleliśmy, że nie żyjesz…
- Przepraszam.
- Możesz sobie wyobrazić jak się
czułam? – powiedziała ostrym głosem, a potem dodała – Przepraszam. Nie powinnam
była…
- Nie, nie. – powiedział szybko - W
porządku. Opowiem ci… kiedyś.
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale
słowa ugrzęzły mu w gardle. Możesz mnie
zapytać, Ginny. Możesz pytać mnie o wszystko. Po prostu ze mną rozmawiaj.
Chciał by to wiedziała.
- Odwróć się. – powiedziała Ginny,
odwracając wzrok od jego intensywnego spojrzenia.
Zrobił to. Odwrócił się i przesunął
tak, że teraz siedział obok niej, spoglądając na zachód słońca za Norą.
- Kiedyś myślałam – powiedziała
bardzo cicho Ginny, patrząc do przodu – że świat się zmienił. Że ty się
zmieniłeś. Że Hogwart się zmienił. Że wszystko wokół mnie się zmieniło. Ale
teraz myślę… myślę, że to ja się
zmieniłam. Może po prostu widzę wszystko nową parą oczu. I te rzeczy są
zniekształcone w porównaniu do tego, co kiedyś widziałam, dlatego myślę, że się
zmieniły. Więc lubię oglądać zachody słońca… bo one nadal są takie same. Harry,
czy myślisz, że to kiedykolwiek będzie łatwiejsze?
- Nie. – powiedział – Nie sądzę.
Kiwnęła głową. Słońce prawie już
zniknęło.
- Ostatni rok był inny. –
powiedziała wreszcie – W Hogwarcie było strasznie. Chyba słyszałeś o
najważniejszych rzeczach od Nevilla.
Podciągnęła rękaw swojej białej
bluzki, ukazując około pięciu przecinających się blizn wzdłuż jej
przedramienia. Harry nie widział ich wcześniej. Nosiła długie rękawy. Teraz
wiedział dlaczego.
- Tutaj też miałam kilka. –
powiedziała, dotykając policzka jedną ręką – Tak jak Neville. Ale te można było
wyleczyć. Oszczędzali te gorsze zaklęcia na miejsca, które można było ukryć,
jak ramiona. Tą dostałam… - wskazała na źle wyglądającą, potarganą bliznę na
ręce – po tym jak po raz pierwszy napisaliśmy ‘Rekrutacja Trwa’ zaraz obok
Wielkiej Sali. Ale nie łapano mnie zbyt często, wiesz. Czasami Snape przejmował
nasze kary i wtedy nic nam nie robił. Wtedy tego nie rozumiałam, ale teraz
chyba wiem. Hermiona mi o nim opowiedziała.
Kiwnął głową.
- Te gorsze kary nie pochodziły
jednak od Carrow’ów. Ale od Pionków.
- Kogo?
- Pionków. Śmierciożerców w
szkoleniu. Nie prawdziwi
Śmierciożercy, ale czysto krwiści Ślizgoni pod pełną kontrolą Carrow’ów.
- Masz na myśli… - fala odrzucenia
uderzyła w Harry’ego – Chcesz powiedzieć, że uczniowie was krzywdzili?
- Oczywiście. Neville ci nie
powiedział? To była część przedmiotu – Czarnej Magii. Ale to nie bolało tak
bardzo. – powiedziała Ginny, drapiąc jedną z blizn – To byłą sama idea tego… to było straszne. Carrow’owie
wiedzieli o tym.
- Oni wrócili? – zapytał Harry –
Któreś z nich wróciło do Hogwartu w tym roku?
Ginny kiwnęła głową.
- Tak. Kilkoro z nich. W tym roku
było tylko kilku ślizgonów, ale…
- Jakim cudem o tym nie wspomniano
na żadnych procesie? – chciał wiedzieć Harry.
- Bo nikt by nie zeznawał.
Rozwiązaliśmy to między sobą. Naville i ja… całe GD się z nami zgodziło. Oni
też musieli się bać.
- Jak to?
Ginny rzuciła mu zniesmaczone
spojrzenie.
- A ty nie zrobiłeś podczas tego
roku czegoś, co wolałbyś zapomnieć? Czegoś, czego się wstydzisz?
- Cóż, tak, ale…
- To była wojna, Harry.
Niebo pociemniało kiedy słońce
nareszcie zniknęło za horyzontem. Blask opuścił oczy i włosy Ginny, ale jej
blada skóra zdawała się świecić w półmroku.
- Ci ludzie… oni równie dobrze
mogli być nami, wiesz? Byli w naszym wieku. Carrow’owie ich przerażali. Nas
wszystkich. Nie zasłużyli na Azkaban z tego powodu.
- Ale…
- Jeden z nich – powiedziała Ginny
– nawet odprowadził mnie do Wieży Gryffindoru po wszystkim. Mogłam pójść sama,
ale chciał być pewien, że dotrę na miejsce, i że będzie tam ktoś, kto się mną
zajmie. On nigdy tak naprawdę nie przeprosił, ale wiedziałam, że mu przykro.
Większość z nich nie chciała tego robić. Tak samo jak my nie chcieliśmy by to
robili, Harry. Oni nie mieli wyboru. Neville się mną zajął kiedy dotarliśmy do
Wieży i on… on podziękował temu
chłopakowi. Wszyscy się tak czuliśmy, serio. To byliśmy My, uczniowie,
przeciwko Nim, Carrow’om. Może Ślizgoni nie byli po prostu tak bardzo otwarci
mówiąc to, jak my. Myśleli, że Voldemort zwycięży. Ale tak naprawdę nie chcieli by tak się stało.
- Ale… - powiedział Harry – Tak jak
mówiłaś, wy też się baliście, a ty nie…
- Jestem zdrajczynią krwi, Harry. –
przerwała mu – Carrow’owie wiedzieli kim jest moja rodzina. I nie zajęło im
dużo czasu dowiedzenie się, że byłam z tobą blisko. Nie mogłam tego uniknąć,
nawet jeśli bym próbowała. Z Nevillem było podobnie, z powodu tego, co
Bellatrix zrobiła jego rodzicom. Dlatego
zdecydowaliśmy się kontynuować GD. – mrugnęła, dwukrotnie – Byliśmy zdziwieni
tym, jak wiele ludzi zatrzymało swoje monety. Dużo dla nich znaczyłeś, Harry.
- Ja nie…
- GD było naszą jedyną szansą na
przetrwanie. – powiedziała Ginny – Ale Ślizgoni… oni musieli znaleźć inny
sposób i jeśli tylko tak mogli ocalić własne życia, kim ja jestem, żeby to
komentować?
- Ale ty nigdy nikogo nie
skrzywdziłaś. To, co oni wam zrobili było… złe.
- Skrzywdzili nas. – zgodziła się
Ginny – Ale my też krzywdziliśmy ludzi. Wszystko co robiliśmy – żarty,
dywersje, wszystko – miało swoje skutki. Próbowaliśmy nie dać się złapać
Carrow’om i jeśli nam się udało, odbijali to sobie na kimś innym, i to on był
karany. Za każdym razem, kiedy robiliśmy coś, co naprawdę ich wkurzyło, kończyło
się to źle dla jednego z uczniów. Czasami był to Ślizgon, za bycie zbyt wolnym
i pozwolenie nam na ucieczkę. Myślę, że po jakimś czasie, Neville celowo dał
się łapać żeby nikt nie musiał przyjmować ciosów za niego. Widziałeś jego twarz
przed Bitwą. Ale ja tak nie robiłam. Ja uciekałam. Za każdym razem. – odwróciła
się by być twarzą w twarz z Harrym – Nie widzisz tego? My też ich
krzywdziliśmy. To byłoby głupie… To byłoby wręcz niewłaściwe, by mieć im coś za złe. Nie winię żadnego z nich. A
teraz, kiedy wygraliśmy, nadal mi ich żal, bo muszą sobie poradzić z tym, co
zrobili. Więc nie, nie zeznawaliśmy i tego nie zrobimy. A co do tych kilku,
którzy wrócili do Hogwartu… Rozmawiałam z jednym z nich. Był w bardzo złym
stanie… To było okropne.
- Co powiedziałaś?
- Powiedziałam mu, że mi przykro.
- Jak to przyjął?
Ginny uśmiechnęła się, nadal nie
jej prawdziwym uśmiechem, ale czuł, że ten jest już blisko.
- Powiedział mi, że jestem idiotką.
- Jak miło z jego strony.
- A potem mi podziękował. Myślę, że
był zaskoczony, to wszystko. Ale był bardzo uprzejmy. Rozmawialiśmy przez
jakieś pięć minut. Nie pamiętam o czym dokładnie… o głupotach. Dzięki temu
zdałam sobie sprawę, że ci ludzie, wiesz, są normalni. Jak ja, jak ty. Po
prostu… normalni ludzie z rodzinami i problemami, i rzeczami, które lubią i
nienawidzą. Myślę, że Hermiona miała rację i ta cała rywalizacja pomiędzy
domami nie ma sensu. Może, jeśli bylibyśmy w tym samym domu, ja i ten chłopak
bylibyśmy przyjaciółmi. Ale teraz już się tego nie dowiemy, ponieważ gadająca
czapka tak zadecydowała. Nawet Quidditch… jest przereklamowany i napędza tą
niechęć i rywalizację.
- Quidditch jest przereklamowany?
Dobra. Myliłem się. Zmieniłaś się.
- Byłam kapitanem w tym roku. –
powiedziała, kręcąc głową – To było wspaniałe. Nadal kocham grać. Mam nadzieję, że w przyszłym roku też będę kapitanem.
Ale niektórzy ludzie za bardzo się tym przejmują. – uśmiechnęła się delikatnie –
Ślizgoni wygrali Puchar.
- Nie waż się mówić tego Ronowi.
Twoja rodzina cie wydziedziczy.
- Byłam zawiedziona. – przyznała –
Ale Malfoy tak się cieszył…
- Malfoy? – powtórzył Harry.
- Był kapitanem ślizgonów w tym
roku. I on… - nagle przerwała.
- I?
- I nic. – powiedziała – Mam na
myśli to, że oni też są ludźmi, jak my.
- Nawet Malfoy?
- Nie pytasz mnie chyba poważnie?
Widziałeś w jakim stanie był na procesie. Hermiona mi o tym opowiedziała. Nadal
masz obsesję na jego punkcie?
Harry się zastanowił.
- Może. A może chcę wierzyć, że tak
jest, żebym mógł udawać, że świat się tak bardzo nie zmienił.
- Wyglądał lepiej. – powiedziała Ginny
– Głównie widywałam go kiedy grał i wtedy wyglądał… w porządku. Myślę, że
będzie w porządku.
- Lepiej żeby tak było. – rzucił Harry
– Nie na próżno ratowałem jego tyłek od Azkabanu.
Zaśmiała się.
- Powinniśmy częściej to robić.
- Co? Oglądać zachód słońca?
- To też. Miałam jednak na myśli
rozmowę.
Odwzajemnił uśmiech.
- Tak… tak, powinniśmy. Tak jak
kiedyś.
- To były dobre czasy. –
powiedziała, i po raz pierwszy, wydawało my się, że dostrzegł ślad tego
prawdziwego uśmiechu w jej oczach – Co się z nami stało, Harry?
- Nie wiem. – powiedział. Zamilkł,
a po chwili znów się odezwał – Co jeśli… chodzi mi o to, czy myślisz, że jeśli
byśmy spróbowali, moglibyśmy do tego wrócić?
Jej uśmiech zniknął, a on szybko
zaczął wyjaśniać.
- Nie miałem na myśli tego. Nie… - powiedział, czując ciepło
wkradające się na policzki – Rozumiem to, co powiedziałaś wcześniej, nie martw
się. Mówiłem o… wiem, że myślisz, że to się nie uda, ale moglibyśmy spróbować…
spróbować i być przyjaciółmi? Bo…
- Harry. – powiedziała. W tych dwóch
sylabach, jego imieniu, dało się
znaleźć irytację, wesołość i zamiłowanie,
które ciepło otuliły jego serce – W porządku. Rozumiem. Tak.
- Więc… jesteśmy przyjaciółmi?
Ginny wyciągnęła rękę i przykryła
jego dłoń. Kiedyś, jej dotyk sprawiał, że drżał.
- Jesteśmy przyjaciółmi. – potwierdziła z
prawdziwym, szerokim, wartym pisania wierszy uśmiechem. A potem dodała, by ją
dobrze zrozumiał – Na razie.
Nie było to idealne, ale był to
początek.
***
Nie mogę uwierzyć, że to już ostatni rozdział...
Chciałabym podziękować każdemu, kto kiedykolwiek skomentował, bo to Wasze komentarze motywowały mnie do dlaszego tłumaczenia, kiedy myślałam, że już nie dam rady. Wyjątkowo bardzo dziękuję tym komentującym, którzy są regularnymi gośćmi: Swish, La Tua Cantante, Cama Camille, Lili Blue, Florence. Chciałabym podziękować każdemu, kto kiedykolwiek obserował tego bloga, jak i tym, którzy nadal to robią. Od początku dawaliście mi nadzieję, że coś może z tego wyjść. Chciałabym podziękować każdemu, kto kiedykolwiek odwiedził tego bloga. Nie mogę się nadziwić kiedy, codziennie wchodząc tu, widzę jak rośnie ten licznik. W momencie kiedy to piszę, jest 29976 wejść, a dla mnie to wielki sukces. Dziękuję!
Nie może sie obejść bez podziękowań dla Fulgance - autorki opowiadania. Wiem, że ona nie jest w stanie tego przeczytać, ale jednak czuję, że takie podziękowanie powinnam tu zamieścić. Warto również nadmienić, że maila z podziękowaniem dostaje ona średnio co miesiąc :D Dziękuję najbardziej za to, że pozwoliła mi przetłumaczyć tą wręcz epicką historię. Dziękuję, że w ogóle podjęła się jej napisania. I dziękuję za te długie rozmowy o fabule, przyszłości opowiadania, życiu i kompletnych głupotach.
W odpowiedzi na już dosyć częste pytania na temat przyszłości bloga... Nie martwcie się! Nigdzie się nie wybieram. Zamierzam zrobić sobie krótką przerwę, ale w tym czasie mam zamiar czytać, czytać, czytać i szukać nowych opowiadań dla was. Nadal próbuję znaleźć TO jedno, które czytałam bardzo dawno temu i kompletnie się w nim zakochałam, ale pamiętam tylko zarys fabuły... :( Chcę zmienić szablon, bo uważam, że z zakończeniem tak długiego etapu, jakim było 'The Cost of Victory', zmiana jest potrzebna. Mam nadzieję, że się uda, więc trzymajcie kciuki! Jeśli dotarłaś/dotarłeś aż tak daleko w moich lamentch, proszę, zamieść w komentarzu słowo 'kawa'. Nie wiem dlaczego akurat kawa... Chyba dlatego, że moja dziwnie szybko zniknęła :)
Jeszcze raz dziękuję wszystkim i życzę udanych wakacji i wspaniałej pogody.
Do zobaczenia niedługo!
xoxo