środa, 4 września 2013

Cena zwycięstwa. Rozdział 31




Rozdział 31
Jego oczy
24 grudnia 1998

Dziecko urodziło się z niebieskimi oczami.

Dowiedziała się o tym dopiero jakiś czas później, kiedy małe zawiniątko zostało podane jej przez uśmiechniętego Medyka. Podczas samego porodu była pół przytomna, o czym poinformowała ją potem Katie. Ból był niemal nie do zniesienia. Uzdrowiciele powiedzieli, że jest zbyt szczupła by poradzić sobie z porodem. W którymś momencie, podczas porodu lub już po nim, podano jej środki usypiające. I zasnęła. Kiedy się obudziła, trzy godziny później, Uzdrowiciel trzymał jej dziecko.

- Śliczna, zdrowa, malutka dziewczynka. – powiedział, uśmiechając się szeroko i podając jej To – Jak masz zamiar ją nazwać?

Nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w To. Oczywiście spało, a wcześniej oczywiście płakało. Teraz Tego oczy były otwarte i rozglądały się wokół, nieskupione. Były niebieskie. To nic nie znaczyło. Wiele dzieci rodziło się z niebieskimi oczami. Ona sama miała niebieskie oczy, więc nie było niespodzianką, że i To będzie miało… Ale mogła stwierdzić, nawet z przelotnego spojrzenia, że to nie był zwykły niebieski. Był jaśniejszy niż jej kolor oczu, delikatniejszy. Był… był… To były jego oczy.

Z trudem wciągnęła powietrze i pomyślała, że mogłaby To przypadkiem upuścić. Nie wiedziała jakie emocje przez nią przepływały – ulga, lub smutek, lub desperacja – ale były silniejsze niż jakiekolwiek środki usypiające i usunęły jakiekolwiek zmęczenie, które jeszcze się w niej gnieździło.

- Twoi przyjaciele czekają na zewnątrz. – powiedział Uzdrowiciel – Chciałabyś żeby weszli?

Nic nie powiedziała, ale chyba kiwnęła delikatnie głową. Jakimś sposobem, zgodziła się by weszli. Katie szybko wparowała do środka i usiadła na brzegu łóżka, gaworząc w kierunku Tego. Angelina, Lee i George trzymali się nieco z tyłu.

- Ona jest śliczna. – powiedziała Katie – Och… wygląda całkiem jak ty.

Poza oczami – jak będzie w stanie zmierzyć się z tymi oczami każdego dnia w swoim życiu? To miało jej nos, jej kolor skóry i zaskakująco dużo czarnych włosków, które mogły być tylko jej.

- I te oczy. – powiedziała zaraz Katie – Będzie tak śliczna jak ty, Al.
- Podobają mi się oczy. – zgodziła się Angelina, przybliżając się.

Serce Alici zacisnęło się boleśnie. Oczywiście, że Angelinie podobają się te oczy. Zakochała się w tych samych oczach. Przyciągnęła To bliżej do siebie, próbując odwrócić Tego główkę od Ange by nie zdała sobie sprawy, gdzie wcześniej widziała ten odcień niebieskiego. Ale Angelina wyciągnęła rękę i połaskotała To po brodzie, wpatrując się Temu głęboko w oczy. Zamyśliła się spoglądając na to małe zawiniątko pełne życia…
- Em… Uch… - powiedziała nagle – Myślę, że ona się zaraz rozpłacze. – cofnęła się szybko, a To przekręciło główkę i zaczęło krzyczeć.
- Cicho. – powiedziała Alicia i, ku zaskoczeniu wszystkich, To się uciszyło.
- O, ona jest dobrze wyszkolonym robocikiem. – zaśmiała się Katie. – Chyba nie będzie zbyt zajmująca.
- Miejmy nadzieję. – powiedziała Alicia –Nie miałabym pojęcia co z Tym zrobić.

Katie spojrzała na nią dziwnie.

- Tym? To nie jest rzecz, Al. Spójrz – to jest mała dziewczynka.

Alicia spojrzała. To nie wyglądało jak dziewczynka, tylko jak niemowlak. Trochę czerwone na twarzy, z pół otwartymi, rozmazanymi oczami wydobywającymi się spod ciemnych brwi. Usta Tego były delikatnie otwarte w swego rodzaju bezzębnym uśmiechu, kiedy To próbowało patrzeć na Katie.

- To twoja mała dziewczynka. – dodała Angelina.
- Wasza też. – odpowiedziała Alicia – Każdego z was. Ona będzie potrzebować wszystkich wujków i ciotek, ponieważ jej matka jest raczej bezużyteczna.
- Ja nie zmieniam pieluch. – uprzedził Lee.
- Więc się stąd wynoś. – zażartowała Alicia – Och, która godzina?

Katie sprawdziła zegarek.

- Szósta trzydzieści.

Alicia westchnęła.

- Szósta trzydzieści? Ale dzisiaj jest Wigilia… Co wy wszyscy tu jeszcze robicie?
- Och, nic takiego. Tylko się rozglądamy. – powiedział George – Pomyślałem, ze może kupię sobie niemowlaka. A tobie się wydaje, że co my tu robimy?
- Nieźle nas przestraszyłaś. – zgodziła się Katie – Uzdrowiciele powiedzieli, ze to będzie ciężki poród.
- Nie interesuje mnie to. – powiedziała Alicia – George Weasley, twoja matka mnie zabije jeśli nie zdążysz na wigilijną kolację!
- Zrozumie. – powiedział George – Ma słabość do dzieci. Wiesz, na siódemkę swoich i w ogóle…
- Ale to są jej dzieci. – odpowiedziała Alicia – A skoro ty jesteś jednym z nich, chciałaby cię mieć w domu na Święta. Sio. Wy też. – rzuciła w stronę reszty – Idźcie do domu, do swoich rodzin.
- Chcesz mi powiedzieć, że ty spędzisz Święta ze swoją mamą? – zapytał Lee unosząc jedną brew.

Alicia zamilkła. Jej matka? Ona nawet nie widziała swoich rodziców przez ostatnie miesiące. Oni nawet nie mieli pojęcia, że zaszła w ciążę, na Merlina. Pisała do nich regularnie i odpowiadała na każdą z ich słów, ale nie odpowiedziała na zaproszenie świąteczne matki. Nie miała zamiaru pokazywać im Tego. Jej matka zapewne ucieszyłaby się na jakieś dwie milisekundy zanim zdałaby sobie sprawę, że teraz jest babcią. I oczywiście oboje byliby zawiedzeni tą sytuacją kiedy przeminąłby początkowy szok. Miała dopiero dwadzieścia lat i nigdy nie miała chłopaka dłużej niż dwa miesiące. Jej matka nie miała nic przeciwko – „To nic złego, że próbujesz znaleźć swoje miejsce, Alicia” - ale nie byłaby zadowolona z tego, że jej niewinna, niepracująca córka ma już własne dziecko. A fakt, że Alicia nie mogła powiedzieć kim jest jego ojciec, wcale nie pomagał.

- Zapewne i tak nie wypuszczą mnie stąd na Święta. – powiedziała wymijająco kiedy zdała sobie sprawę, że wszyscy na nią patrzą – To już jutro. Poza tym, jestem z rodziną. Mam… - spojrzała w dół na To, wtulone w jej ramiona – Dziecko.
- Nie wygląda na idealnego kompana. – zauważył George – To znaczy, nie jestem pewien czy umie robić coś poza gaworzeniem.
- Raczej nie. – zgodziła się Alicia – Ale To i tak moja rodzina. Idź do domu, George. Wszyscy, idźcie do domów. To znaczy… Dziękuję, że tu  jesteście, ale nie powinniście tu być, nie w Wigilię.
- No co, jest Wigilia. Chyba wolno nam być trochę samolubnym, nie? – zażartował Lee.
- Myślałem, że tylko w urodziny tak można. – powiedział George, trochę oburzony.
- Przestańcie się wygłupiać. – powiedziała Alicia. Spojrzała błagającym wzrokiem na dziewczyny – Idźcie już, proszę. I weźcie ich ze sobą.
- Nie możemy cię tutaj tak zostawić…
- Nie widziałaś swojego brata od trzech miesięcy. – przerwała Alicia – Właśnie wrócił z Arabii Saudyjskiej i ma nadzieję, że spędzi z tobą Wigilię.

Katie wyglądała na rozdartą.

- Wiem, ale…
- Twoja rodzina – kontynuowała Alicia – myślała, że po Bitwie nie będzie mogła już nigdy więcej z tobą porozmawiać i teraz chce spędzić z tobą jak najwięcej czasu.
- Dobrze, dobrze. – powiedziała Katie, wyglądając na zdenerwowaną po raz pierwszy od kilku miesięcy – Niech ci będzie.

Lee rzucił Alici wzrok pełen wyrzutu, mówiący Teraz to narobiłaś.

- Ale nie zapominaj, że twoja rodzina również nie widziała ciebie od kilku miesięcy. – powiedziała stanowczo Katie – I że ponieważ jesteśmy twoimi przyjaciółmi, nie chcieliśmy byś musiała spędzać Święta samotnie. Ale jeśli ty widzisz to w taki sposób, to sobie pójdziemy. Wesołych Świąt, Alicia.

I wymaszerowała z pokoju.

- Cholera. – powiedział Lee – Chyba powinienem za nią iść, prawda? Cały tydzień ma jakieś humory.

Alicia kiwnęła głową.

- Wy wszyscy powinniście za nią iść.
- Och, Al. – powiedziała Angelina – Jesteś strasznie uparta. Dobrze więc. Jeśli naprawdę chcesz, to pójdziemy.
- Powiedzcie Katie, że przepraszam, dobrze?

Angelina uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

- Ona też przeprasza. – pochyliła się i pocałowała Alicię w czoło – Trzymaj się. I Wesołych Świąt.
- Wesołych Świąt. – powtórzył Lee.

Cała trójka zebrała się do wyjścia, ale tylko Lee i Angelina wyszli. George został w środku i zamknął za nimi drzwi. Odwrócił się i podszedł do łóżka. Alicia poczuła, że krew zamarza jej w żyłach.

- Dziecko jest darem. – powiedział cicho, delikatnie dotykając ciemnych włosków jej dziecka – Nie zapominaj o tym, Alicia.
- Nigdy bym nie mogła tego zapomnieć. – To było darem od niego.

Spojrzał na nią przelotnie, a potem znów przeniósł wzrok na dziecko.

- Pamiętam kiedy Ginny była malutka… Mama cały czas do niej mówiła. Dzieci potrzebują czegoś takiego, Alicia. Będziesz musiała być zawsze przy jej boku.

Alicia poczuła, że coś w jej brzuchu się zaciska. Mogłaby przysiąc, dzięki sposobowi, w jaki przekrzywił głowę, skupiając się całkowicie na dziecku, unikając jej wzroku z takim samym zaangażowaniem, z jakim ona unikała jego, że wiedział.

- Ona będzie dorastać w lepszym świecie niż my. – powiedział George, jeszcze delikatniejszym głosem – Będziesz jej opowiadać historie o nas, prawda?

Nic nie odpowiedziała. Nas. To było o nas, o mnie i tobie, czy o nas, przyjaciołach, czy o nas, o mnie i Fredzie? Czy będzie opowiadać Temu, o swojej przeszłości?

Czy powie Temu, kim jest jej ojciec?

- Jak ją nazwiesz? – zapytał wreszcie George, dotykając zamkniętych powiek dziecka swoim kciukiem. Wyglądało na to, że zasnęło.

Kiedy nic nie odpowiedziała, jego niebieskie oczy spojrzały na jej i pomimo tego, że nie mógł mieć nic szczególnego na myśli – on nie wie, nie może wiedzieć – wzdrygnęła się delikatnie. Miał wzrok Freda, tak samo  jak dziecko.

Alicia odnalazła w sobie siłę by odpowiedzieć.

- Merry. – usłyszała swój głos – Ma na imię Merry Grace… Spinnet.
- Mary? – zapytał George – Jak Mary, matka Jezusa?
- Nie, Merry. Jak ‘wesoły’. Tak jak w ‘Wesołych Świąt’.


Wesołych Świąt, pomyślała, patrząc na swoją córkę – ich córkę – leżącą w jej ramionach. Ostatni dar od Freda, który będzie wielbić już zawsze.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

***

Siema!
Jak tam szkoła? Plany lekcji spoko? :D 

No i stało się! Ired, dobrze myślałaś, że to Fred będzie ojcem. Chociaż miałaś rację, to było dosyć logiczne. 
Co do końcówki, tj, imienia dziecka, chodzi głównie o grę słów. Mary i Merry wymawia się bardzo podobnie, dlatego to całe tłumaczenie. 

Pisałam sobie przy >tym< Kocham te laski :)

No i już tradycyjnie, zapraszam na mojego drugiego bloga. Adres >tutaj<

xoxo
Lexie

8 komentarzy:

  1. Siedzę sobie na dyżurze i się nudze ... Wchodzę na blogspota i patrzę a tu Twój nowy rozdział zaciesz mi się włączył :) domyslilam się ze to dziecko jest Freda .... Ach ten rozdział jest boski :) Weny:D Pozdrawiam,Lili:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że wywołuję w tobie tak pozytywne reakcje :D
      Mi to teraz tylko szkoda Georga, bo on nie ma aż tak genialnej pamiątki po Fredzie...

      Usuń
  2. No coz, wzruszajacy rozdzial... Milo go bylo przeczytac po Polsku xP Dziekuje za swietne tlumaczenie ;)
    Pzdr ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. HA. Moja logika mnie nie zawodzi ^^ Jak się czyta ze zrozumieniem to jest to logiczne ^^ :) Poza tym jeju imię córeczki bajka <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Imię dziewczynki mnie oczarowało. Rozdział jak zwykle bajka
    seinA

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak właśnie myślałam, że to Fred, ale ostatnio wolałam powstrzymać się od wypowiedzi, bo jeszcze bym coś głupio palnęła i by było :D Rozdział świetny, jak zawsze zresztą :) I ciekawa jestem jak ta cała sytuacja rozwinie się dalej - z Fredem i Alicią. The Veronicas - cudowne <3 !

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne, czekam na kolejny.;p
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeny, no i znowu się poryczałam na końcówce ;( Nie wyrobię ;(
    To jest takie piękne i wzruszające...

    OdpowiedzUsuń

Calliste Bajkowe szablony