Rozdział 31
Jego
oczy
24 grudnia 1998
Dziecko
urodziło się z niebieskimi oczami.
Dowiedziała
się o tym dopiero jakiś czas później, kiedy małe zawiniątko zostało podane jej przez
uśmiechniętego Medyka. Podczas samego porodu była pół przytomna, o czym poinformowała
ją potem Katie. Ból był niemal nie do zniesienia. Uzdrowiciele powiedzieli, że
jest zbyt szczupła by poradzić sobie z porodem. W którymś momencie, podczas
porodu lub już po nim, podano jej środki usypiające. I zasnęła. Kiedy się
obudziła, trzy godziny później, Uzdrowiciel trzymał jej dziecko.
-
Śliczna, zdrowa, malutka dziewczynka. – powiedział, uśmiechając się szeroko i
podając jej To – Jak masz zamiar ją nazwać?
Nie
odpowiedziała, tylko wpatrywała się w To. Oczywiście spało, a wcześniej oczywiście
płakało. Teraz Tego oczy były otwarte i rozglądały się wokół, nieskupione. Były
niebieskie. To nic nie znaczyło. Wiele dzieci rodziło się z niebieskimi oczami.
Ona sama miała niebieskie oczy, więc nie było niespodzianką, że i To będzie
miało… Ale mogła stwierdzić, nawet z przelotnego spojrzenia, że to nie był
zwykły niebieski. Był jaśniejszy niż jej kolor oczu, delikatniejszy. Był… był…
To były jego oczy.
Z trudem
wciągnęła powietrze i pomyślała, że mogłaby To przypadkiem upuścić. Nie
wiedziała jakie emocje przez nią przepływały – ulga, lub smutek, lub desperacja
– ale były silniejsze niż jakiekolwiek środki usypiające i usunęły jakiekolwiek
zmęczenie, które jeszcze się w niej gnieździło.
- Twoi
przyjaciele czekają na zewnątrz. – powiedział Uzdrowiciel – Chciałabyś żeby
weszli?
Nic nie
powiedziała, ale chyba kiwnęła delikatnie głową. Jakimś sposobem, zgodziła się
by weszli. Katie szybko wparowała do środka i usiadła na brzegu łóżka, gaworząc
w kierunku Tego. Angelina, Lee i George trzymali się nieco z tyłu.
- Ona
jest śliczna. – powiedziała Katie – Och… wygląda całkiem jak ty.
Poza
oczami – jak będzie w stanie zmierzyć się z tymi oczami każdego dnia w swoim
życiu? To miało jej nos, jej kolor skóry i zaskakująco dużo czarnych włosków,
które mogły być tylko jej.
- I te oczy. – powiedziała zaraz Katie – Będzie
tak śliczna jak ty, Al.
-
Podobają mi się oczy. – zgodziła się Angelina, przybliżając się.
Serce
Alici zacisnęło się boleśnie. Oczywiście, że Angelinie podobają się te oczy.
Zakochała się w tych samych oczach. Przyciągnęła To bliżej do siebie, próbując
odwrócić Tego główkę od Ange by nie zdała sobie sprawy, gdzie wcześniej widziała ten odcień niebieskiego. Ale Angelina
wyciągnęła rękę i połaskotała To po brodzie, wpatrując się Temu głęboko w oczy.
Zamyśliła się spoglądając na to małe zawiniątko pełne życia…
- Em…
Uch… - powiedziała nagle – Myślę, że ona się zaraz rozpłacze. – cofnęła się
szybko, a To przekręciło główkę i zaczęło krzyczeć.
- Cicho.
– powiedziała Alicia i, ku zaskoczeniu wszystkich, To się uciszyło.
- O, ona
jest dobrze wyszkolonym robocikiem. – zaśmiała się Katie. – Chyba nie będzie
zbyt zajmująca.
- Miejmy
nadzieję. – powiedziała Alicia –Nie miałabym pojęcia co z Tym zrobić.
Katie
spojrzała na nią dziwnie.
- Tym?
To nie jest rzecz, Al. Spójrz – to jest mała dziewczynka.
Alicia
spojrzała. To nie wyglądało jak dziewczynka, tylko jak niemowlak. Trochę
czerwone na twarzy, z pół otwartymi, rozmazanymi oczami wydobywającymi się spod
ciemnych brwi. Usta Tego były delikatnie otwarte w swego rodzaju bezzębnym
uśmiechu, kiedy To próbowało patrzeć na Katie.
- To twoja mała dziewczynka. – dodała
Angelina.
- Wasza
też. – odpowiedziała Alicia – Każdego z was. Ona będzie potrzebować wszystkich
wujków i ciotek, ponieważ jej matka jest raczej bezużyteczna.
- Ja nie
zmieniam pieluch. – uprzedził Lee.
- Więc
się stąd wynoś. – zażartowała Alicia – Och, która godzina?
Katie
sprawdziła zegarek.
- Szósta
trzydzieści.
Alicia
westchnęła.
- Szósta trzydzieści? Ale dzisiaj jest
Wigilia… Co wy wszyscy tu jeszcze robicie?
- Och,
nic takiego. Tylko się rozglądamy. – powiedział George – Pomyślałem, ze może
kupię sobie niemowlaka. A tobie się wydaje, że co my tu robimy?
- Nieźle
nas przestraszyłaś. – zgodziła się Katie – Uzdrowiciele powiedzieli, ze to będzie
ciężki poród.
- Nie
interesuje mnie to. – powiedziała
Alicia – George Weasley, twoja matka mnie zabije jeśli nie zdążysz na wigilijną kolację!
-
Zrozumie. – powiedział George – Ma słabość do dzieci. Wiesz, na siódemkę swoich
i w ogóle…
- Ale to
są jej dzieci. – odpowiedziała Alicia
– A skoro ty jesteś jednym z nich, chciałaby cię mieć w domu na Święta. Sio. Wy
też. – rzuciła w stronę reszty – Idźcie do domu, do swoich rodzin.
- Chcesz
mi powiedzieć, że ty spędzisz Święta ze swoją mamą? – zapytał Lee unosząc jedną
brew.
Alicia
zamilkła. Jej matka? Ona nawet nie widziała
swoich rodziców przez ostatnie miesiące. Oni nawet nie mieli pojęcia, że zaszła
w ciążę, na Merlina. Pisała do nich regularnie i odpowiadała na każdą z ich
słów, ale nie odpowiedziała na zaproszenie świąteczne matki. Nie miała zamiaru
pokazywać im Tego. Jej matka zapewne ucieszyłaby się na jakieś dwie milisekundy
zanim zdałaby sobie sprawę, że teraz jest babcią. I oczywiście oboje byliby
zawiedzeni tą sytuacją kiedy przeminąłby początkowy szok. Miała dopiero
dwadzieścia lat i nigdy nie miała chłopaka dłużej niż dwa miesiące. Jej matka
nie miała nic przeciwko – „To nic złego,
że próbujesz znaleźć swoje miejsce, Alicia” - ale nie byłaby zadowolona z
tego, że jej niewinna, niepracująca córka ma już własne dziecko. A fakt, że
Alicia nie mogła powiedzieć kim jest jego ojciec, wcale nie pomagał.
-
Zapewne i tak nie wypuszczą mnie stąd na Święta. – powiedziała wymijająco kiedy
zdała sobie sprawę, że wszyscy na nią patrzą – To już jutro. Poza tym, jestem z rodziną. Mam… - spojrzała w dół
na To, wtulone w jej ramiona – Dziecko.
- Nie wygląda
na idealnego kompana. – zauważył George – To znaczy, nie jestem pewien czy umie
robić coś poza gaworzeniem.
- Raczej
nie. – zgodziła się Alicia – Ale To i tak moja rodzina. Idź do domu, George. Wszyscy, idźcie do domów.
To znaczy… Dziękuję, że tu jesteście, ale nie powinniście tu być, nie w
Wigilię.
- No co,
jest Wigilia. Chyba wolno nam być trochę samolubnym, nie? – zażartował Lee.
-
Myślałem, że tylko w urodziny tak można. – powiedział George, trochę oburzony.
-
Przestańcie się wygłupiać. – powiedziała Alicia. Spojrzała błagającym wzrokiem
na dziewczyny – Idźcie już, proszę. I
weźcie ich ze sobą.
- Nie
możemy cię tutaj tak zostawić…
- Nie
widziałaś swojego brata od trzech miesięcy. – przerwała Alicia – Właśnie wrócił
z Arabii Saudyjskiej i ma nadzieję, że spędzi z tobą Wigilię.
Katie
wyglądała na rozdartą.
- Wiem,
ale…
- Twoja
rodzina – kontynuowała Alicia – myślała, że po Bitwie nie będzie mogła już
nigdy więcej z tobą porozmawiać i teraz chce spędzić z tobą jak najwięcej
czasu.
-
Dobrze, dobrze. – powiedziała Katie, wyglądając na zdenerwowaną po raz pierwszy
od kilku miesięcy – Niech ci będzie.
Lee
rzucił Alici wzrok pełen wyrzutu, mówiący Teraz
to narobiłaś.
- Ale
nie zapominaj, że twoja rodzina również
nie widziała ciebie od kilku
miesięcy. – powiedziała stanowczo Katie – I że ponieważ jesteśmy twoimi przyjaciółmi,
nie chcieliśmy byś musiała spędzać Święta samotnie. Ale jeśli ty widzisz to w
taki sposób, to sobie pójdziemy. Wesołych Świąt, Alicia.
I
wymaszerowała z pokoju.
-
Cholera. – powiedział Lee – Chyba powinienem za nią iść, prawda? Cały tydzień
ma jakieś humory.
Alicia
kiwnęła głową.
- Wy wszyscy powinniście za nią iść.
- Och, Al.
– powiedziała Angelina – Jesteś strasznie uparta. Dobrze więc. Jeśli naprawdę
chcesz, to pójdziemy.
-
Powiedzcie Katie, że przepraszam, dobrze?
Angelina
uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
- Ona
też przeprasza. – pochyliła się i pocałowała Alicię w czoło – Trzymaj się. I Wesołych
Świąt.
-
Wesołych Świąt. – powtórzył Lee.
Cała
trójka zebrała się do wyjścia, ale tylko Lee i Angelina wyszli. George został w
środku i zamknął za nimi drzwi. Odwrócił się i podszedł do łóżka. Alicia
poczuła, że krew zamarza jej w żyłach.
-
Dziecko jest darem. – powiedział cicho, delikatnie dotykając ciemnych włosków
jej dziecka – Nie zapominaj o tym, Alicia.
- Nigdy bym nie mogła tego zapomnieć. – To
było darem od niego.
Spojrzał
na nią przelotnie, a potem znów przeniósł wzrok na dziecko.
-
Pamiętam kiedy Ginny była malutka… Mama cały czas do niej mówiła. Dzieci
potrzebują czegoś takiego, Alicia. Będziesz musiała być zawsze przy jej boku.
Alicia
poczuła, że coś w jej brzuchu się zaciska. Mogłaby przysiąc, dzięki sposobowi,
w jaki przekrzywił głowę, skupiając się całkowicie na dziecku, unikając jej
wzroku z takim samym zaangażowaniem, z jakim ona unikała jego, że wiedział.
- Ona
będzie dorastać w lepszym świecie niż my. – powiedział George, jeszcze
delikatniejszym głosem – Będziesz jej opowiadać historie o nas, prawda?
Nic nie
odpowiedziała. Nas. To było o nas, o mnie i tobie, czy o nas, przyjaciołach, czy o nas, o mnie i Fredzie? Czy będzie
opowiadać Temu, o swojej przeszłości?
Czy
powie Temu, kim jest jej ojciec?
- Jak ją
nazwiesz? – zapytał wreszcie George, dotykając zamkniętych powiek dziecka swoim
kciukiem. Wyglądało na to, że zasnęło.
Kiedy
nic nie odpowiedziała, jego niebieskie oczy spojrzały na jej i pomimo tego, że
nie mógł mieć nic szczególnego na myśli – on
nie wie, nie może wiedzieć – wzdrygnęła się delikatnie. Miał wzrok Freda, tak samo jak dziecko.
Alicia
odnalazła w sobie siłę by odpowiedzieć.
- Merry.
– usłyszała swój głos – Ma na imię Merry Grace… Spinnet.
- Mary? –
zapytał George – Jak Mary, matka Jezusa?
- Nie,
Merry. Jak ‘wesoły’. Tak jak w ‘Wesołych Świąt’.
Wesołych Świąt, pomyślała, patrząc na
swoją córkę – ich córkę – leżącą w
jej ramionach. Ostatni dar od Freda, który będzie wielbić już zawsze.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
***
Siema!
Jak tam szkoła? Plany lekcji spoko? :D
No i stało się! Ired, dobrze myślałaś, że to Fred będzie ojcem. Chociaż miałaś rację, to było dosyć logiczne.
Co do końcówki, tj, imienia dziecka, chodzi głównie o grę słów. Mary i Merry wymawia się bardzo podobnie, dlatego to całe tłumaczenie.
Pisałam sobie przy >tym< Kocham te laski :)
No i już tradycyjnie, zapraszam na mojego drugiego bloga. Adres >tutaj<
xoxo
Lexie
Siedzę sobie na dyżurze i się nudze ... Wchodzę na blogspota i patrzę a tu Twój nowy rozdział zaciesz mi się włączył :) domyslilam się ze to dziecko jest Freda .... Ach ten rozdział jest boski :) Weny:D Pozdrawiam,Lili:D
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, że wywołuję w tobie tak pozytywne reakcje :D
UsuńMi to teraz tylko szkoda Georga, bo on nie ma aż tak genialnej pamiątki po Fredzie...
No coz, wzruszajacy rozdzial... Milo go bylo przeczytac po Polsku xP Dziekuje za swietne tlumaczenie ;)
OdpowiedzUsuńPzdr ;D
HA. Moja logika mnie nie zawodzi ^^ Jak się czyta ze zrozumieniem to jest to logiczne ^^ :) Poza tym jeju imię córeczki bajka <3
OdpowiedzUsuńImię dziewczynki mnie oczarowało. Rozdział jak zwykle bajka
OdpowiedzUsuńseinA
Tak właśnie myślałam, że to Fred, ale ostatnio wolałam powstrzymać się od wypowiedzi, bo jeszcze bym coś głupio palnęła i by było :D Rozdział świetny, jak zawsze zresztą :) I ciekawa jestem jak ta cała sytuacja rozwinie się dalej - z Fredem i Alicią. The Veronicas - cudowne <3 !
OdpowiedzUsuńŚwietne, czekam na kolejny.;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
la_tua_cantante_
Jeny, no i znowu się poryczałam na końcówce ;( Nie wyrobię ;(
OdpowiedzUsuńTo jest takie piękne i wzruszające...