Jak zwykle, wyspa na
Morzu Północnym mieszcząa magiczne więzienie – Azkaban –
miała w sobie ten przenikający chłód. Nawet jeśli dementorzy nie
byli już wpuszczani na teren placówki, nadal unosili się wokół
więzienia, nadając mu grobową atmosferę. Pomimo tego, że byli
poza murami, wpływali na tych słabszych z więźniów.
Jednak było kilka silnych jednostek w Azkabanie, które im się
operały.
Lucjusz Malfoy był
jedną z tych osób, na które dementorzy rzadko mieli wpływ.
Również to on był powodem, dla którego Aurorowie, Harry Potter i Ron Weasly, byli w więzieniu. Niemal osiem lat po pokonaniu
Voldemorta, blond czarodziej był wypuszczany na wolność. Z czego
wspomniana para nie była zadowolona. Harry i Ron walczyli przeciw
tej decyzji, ale Lucjusz miał dobrego prawnika po swojej stronie i Minister Magii, Kingsley Shackelbolt, upierał się, że Lucjiusz
odpłacił swój dług wobec społeczności. W ciągu ostatnich
ośmiu lat, Malfoy przekazał Ministerstwu mnóstwo informacji na
temet Śmierciożerców, których nnie udało się uwięzić. Ale
Harry i Ron nadal uważali, że to za mało.
Kiedy przyjaciele
weszli do biura w więzieniu, znaleźli tam żonę Lucjusza, Narcyzę,
oraz jego prawnika, który ich poinformował, że główny strażnik
już prowadzi więźnia.
- Cóż za radość.
- mruknął Ron cicho – Wypuszczamy na wolność kolejnego
Śmierciożercę.
Narcyzna spojrzała
na rudowłosego czarodzieja, ale zanim miała szansę cokolwiek
powiedzieć, otworzono drzwi do biura i strażnik wprowadził więźnia. Zapominając o nieuprzejmych Aurorach, Narcyza pośpieszyła
w stronę męża i przytuliła go. Pomimo tego, że Lucjusz wyglądał
trochę gorzej niż kiedyś, Narcyza była pewna, że kiedy wróci do domu, powróci
również jego osobowość.
- Nie mogę
uwierzyć, że wracasz do domu. - powiedziała kobieta. Podczas
ostatnich kilku tygodni była pewna, że coś złego się stanie i Lucjusz jednak będzie musiał zostać w więzieniu.
- Ja również. -
odpowiedział blondyn – Może to przyswoję kiedy już się
zadomowię w willi.
- Mimo tego
niezaprzeczalnego romantyzmu, lepiej zajmijmy się podpisaniem
dokumentów. - powiedział Harry. Nie zgadzał się z uwolnieniem
Lucjusza, ale sam nie chciał zbyt wiele czasu spędziać w
Azkabanie.
- I oczywiście
musimy przedyskutować warunki pańskiego uwolnienia. - dodał Ron.
- Znam warunki. -
odpowiedział Lucjusz – Rzucicie zaklęcie na moją różdżkę
żebyście przez rok mogli nadzorować jakich zaklęć używam. Co
więcej, przez następny rok muszę mieszkać w Dworze i zgłaszać
się do Ministerstwa za każdym razem kiedy Aurorowie zdecydują, że
chcą mnie sprawdzić.
Swego czasu, Lucjusz
narzekałby na ograniczenie jego ruchów i magii, ale teraz, jedyne
czego chciał, to być wolnym. Tkwił w Azkabanie przez osiem lat i chciał tylko powrócić do swojej rodziny. Cotygodniowe
wizyty Narcyzy nie były tym samym co bycie z nią każdego dnia.
Jeśli chodzi o Draco, widywał go bardzo rzadko, gdyż ten mieszkał
teraz we Francji.
Harry i Ron opornie
przedyskutowali dokumenty z Lucjiuszem i jego prawnikiem, po czym
oddali byłemu Śmierciożercy jego różdżkę. Kiedy wszystko było
już oficjalnie załatwione, aktywowali świstoklik, który miał
przetransportować Malfoyów do Ministerstwa, skąd będą mogli
pójść własną drogą.
- Szczerze mam
nadzieję, że więcej go nie zobaczymy. - rzucił Ron kiedy
obserwowali jak Malfoyowie i ich prawnik znikają.
- Zapewne inni
Aurorowie się nim zajmą. - powiedział Harry – Kingsley nie może
nas do tego zmusić.
- Miejmy nadzieję.
- westchnął Ron – Lepiej zajmijmy się dostarczeniem dokumentacji
do Ministerstwa.
Pozostawiając
Azkaban za sobą, przyjaciele powrócili do pracy. Teraz Malfoy był
wolnym człowiekiem i mieli tylko nadzieję, że już nie będą
musieli mieć z nim nic do czynienia. Ich zdaniem Lucjiusz i jego
cała rodzina oznaczała złe wieści i nie chcieli się do nich
zbliżać.
--------------------------------------------------------
Tydzień po
opuszczeniu Azkabanu, Lucjiusz nadal przyzwyczajał się do pobytu w
domu. Podobnie jak Narcyza, która przez ostatnie osiem lat,
większość czasu spędzała we Francji, u boku Draco. Dopiero kiedy
dowiedzieli się o ostatecznej dacie uwolnienia czarodzieja,
zadecydowała o powrocie.
Podczas tego
tygodnia, Lucjusz rozmawiał z Draco przez sieć Floo, ale tak
naprawdę, nie widział go twarzą w twarz. Zadecydował, że
chciałby kompletnie zadomowić się w willi zanim zobaczy syna i pozna synową. Był świadom tego, kogo poślubił jego syn. I pomimo
tego, że był to dla niego szok, obiecał Draco, że nie będzie
sprawiał kłopotów. Na szczęście, był w stanie pogodzić się z
tym, kim była jego synowa, zanim musiał ją poznać osobiście.
- Wybieram się na
zakupy. - oznajmiła Narcyza, stając w drzwiach do biura Lucjusza.
Jej mąż tak naprawdę nie musiał nad niczym pracować,
poniewać teraz to Draco zajmował się rodzinnym biznesem, ale biuro
było jego prywatną przestrzenią i to tutaj Lucjusz czuł się
najlepiej.
- Baw się dobrze. -
blondyn uśmiechnął się do żony.
- Nie chcesz pójść
ze mną? - zapytała. Od uwolnienia, Lucjiusz ani razu nie opuścił
Dworu i Narcyza nie chciała by stał się pustelnikiem.
- Nie dzisiaj. -
odpowiedział.
- Nie możesz
ukrywać się do końca życia. - odpowiedziała – Wczesniej czy
później, będziesz musiał stawić czoło światu.
- Naprawdę? -
Lucjiusz uniósł pytająco jedną brew – Oboje wiemy, że jesteśmy
tutaj tylko dlatego, że muszę pozostać w willi przez następny
rok. Miałaś swoje życie we Francji. Draco ma swoje życie we
Francji. Czy naprawdę sugerujesz, że zostaniemy tu na stałe?
- Nigdy nie wiadomo.
Draco może zdecydować by wrócić do domu. - odpowiedziała
Narcyza.
- Nie widywałem
Draco zbyt często, ale nawet ja wiem, że nie ma żadnej ochoty
powrócić do Anglii. On i jego żona zadomowili się we Francji i z tego co zaobserwowałem, jest im tam dobrze.
- To prawda, ale
nigdy nie wiadomo co się stanie. Na przykład dzieci mogą zmienić
ich plany.
- Dzieci? - Lucjiusz
spojrzał na nią wielkimi oczami na myśl o wnukach. Bardzo chciałby
mieć wnuki, ale jednak najpierw wolałby poznać swoją synową.
- Mówię o
przyszłości, Lucjuszu. - Narcyza zaśmiała się widząc zszokowany
wyraz twarzy męża – Mam na myśli to, że kiedy będą mieli
dzieci, raczej wyślą je do Hogwartu.
- Lub będą chciali
trzymać je jak najdalej od niego jak się tylko da. - kłócił się
blondyn – Spójżmy prawdzie w oczy Narcyzo, zniszczyłem nasze
nazwisko. Przeze mnie, Draco został w to wciągnięty i pomimo
wszystko, niektórzy nadal sądzą, że jest złą osobą.
Jakikolwiek Malfoy uczęszczający do Hogwartu napotka niemało
trudności, więc może lepiej byłoby jeśli nasze wnuki poszłyby
do innej szkoły.
- To nie my
podejmiemy tą decyzję. - odpowiedziała kobieta – Poprostu sądzę,
że musimy myśleć o każdej możliwości. W tym momencie wygląda
na to, że przeniesiemy się do Francji jak tylko Ministerstwo na to
pozwoli, ale to może się zmienić. Nie możesz ukrywać się przez
kolejny rok.
- Wiem o tym. -
przyznał Lucjusz – Ale jeszcze nie jestem gotowy na to, by być
pośród ludzi. Ale ty idź I w spokoju zrób swoje zakupy.
- Dobrze, ale
niedługo wyjdziemy z tego domu razem. - Narcyza uprzedziłą męża
– Nie będziemy się ukrywać. Spędziłęś osiem lat w więziemiu i pomogłeś złapać wielu czarodziei, którzy byli znacznie gorsi
od ciebie. Nie będziesz tylko tu siedział I użalał się nad
sobą. Musisz wyjść do ludzi i ignorować komentarze. Molfoyowie
nie interesują się tym, co ludzie o nich mówią. Jesteśmy na tyle
silni by zignorować plotki.
Lucjiusz uśmiechnął
się do Narcyzy widząc jej determinację. Zapewne już niedługo
wyciągnie go z domu. Jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, jak
szybko się to stanie.
--------------------------------------------------------
- Harry, Ron, mam
dla was zadanie. - powiedziała Amelia Bones, szefowa Departamentu
Przestrzegania Prawa wchodząc do ich biura. Szef Biura Aurorów był
zajęty inną sprawą więc wybrała pierwszych Aurorów jakich
zobaczyła po wejściu do pomieszczenia – Właśnie kogoś
zaatakowano na Ulicy Pokątnej. Ofiara została przeniesiona do
Świętego Munga, a jej mąż poinformowany o sytuacji.
- Czy użyto czarnej
magii? - zapytał Harry.
- To właśnie wam
płacą za to, żebyście się tego dowiedzieli. - odpowiedziała
Amelia – Przenieście się na Pokąną i przesłuchajcie świadków
zanim pójdziecie do szpitala. Na miejcu jest kilku pracowników
mojego departamentu, którzy powiedzą wam ci się stało.
- Kto jest ofiarą?
I czy obrażenia są poważne? - zapytał Ron.
- Ofiarą jest
Narcyza Malfoy. I z tego co mi wiadomo, była nieprzytomna kiedy
zabierano ją do Munga. - powiedziała kobieta zanim wyszła, jeszcze
raz mówiąc im by szybko udali się na miejsce zbrodni.
- To jest kompletna
strata czasu. - narzekał Ron kiedy razem z Harrym opuszczali biuro –
Zaatakowano ją przez tego jej męża. Czytałem mnóstwo artykułów
o tym jak to ludzie są niezadowoleni z jego uwolnienia.
- Zgadzam się, to
zemsta za wypuszczenie Lucjiusza. - powiedział Harry, potwierdzając
słowa przyjaciela – Niestety, nadal musimy to zbadać.
- Wiem. Po prostu
nie podoba mi się marnowanie czasu na ludzi takich jak Malfoyowie. -
westchnął rudzielec – Należy im się, według mnie.
- Lepiej bym tego
nie ujął.
Pomimo swoich opinii
o Malfoyach, przyjaciele nadal musieli udać się na Ulicę Pokątną
by zacząć dochodzenie. Nie było zaskoczeniem, że było niewielu
świadków. Tych parę ludzi, którzy przyznali się, że coś
widzieli, mówili to samo. Widzieli osobnika ubranego w ciemną szatę,
który gwałtownie popchnął Narcyzę, a kiedy upadła, uderzył jej
głową o brukowaną ulicę. Kałuża krwi na kostce potwierdzała
opowieść. Jednak nikt nikt nie widział twarzy osobnika. Lub po
prostu nie mówili tego Harry'emu i Ronowi.
- Powiedziałbym, że
nasza teoria jest prawdziwa. - powiedział Harry do Rona kiedy
oglądali miejsce zbrodni – Wygląda na to, że ktoś był
niezadowolony z sytuacji i zaatakował Narcyzę. Nigdy nie dowiemy
się kto to był, chyba, że Narcyza coś widziała.
- Miejmy nadzieję,
że nie. - mruknął Ron tak cicho by tylko Harry go słyszał – Nie podoba mi się aresztowanie kogoś za postawienie się Malfoyom.
Harry tylko pokiwał
zgłową w zgodzie. Pozwolili oficerom zebrać oficjalne zeznania
świadków, a sami ruszyli do Munga by porozmawiać z Narcyzą. Kiedy
dotarli do szpitala, zostali skierowani do prywatnej sali gdzie
znaleźli zmartwionego Lucjiusza siedzącego przy łóżku żony.
- Czy wiecie już co
się stało? - zapytał.
- Wygląda na to, że
ktoś popchnął pańską żonę na Ulicy Pokątnej. - odpowiedział
Harry – Tych kilku świadków, którch udało nam się znaleźć
twierdzą, że upadła i uderzyła głową o ulicę.
- Czy którykolwiek
z nich opisał napastnika?
- Obawiam się, że
nie. - odpowiedział Harry – Potrzebujemy jego opisu od Narcyzy
zanim będziemy w stanie ruszyć z dochodzeniem.
- Obawiam się, że
to niemożliwe. - powiedziała Uzdrowicielka wchodząc do sali.
- Dlaczego nie? -
zapytał z wyrzutem Ron.
- Pani Malfoy
doznała poważnego urazu głowy i nadal jest nieprzytomna. Nie mamy
pojęcia kiedy się obudzi. - odpowiedziała kobieta.
- Albo czy w ogóle
się obudzi. - mruknął smutno Lucjusz, przenosząc swoją uwagę na
żonę, która leżała nieruchomo na szpitalnym łóżku z bandarzem
na głowie.
- Musimy być
pozytywnej myśli. - powiedziała blondynowi Uzdrowicielka, kładąc
mu rękę na ramieniu.
Lucjusz kiwnął
głową po zym znów przeniósł swoje zimne, szare oczy na Harry'ego i Rona.
- Wygląda na to, że
będziecie musieli kontynuować przez jakiś czas bez zeznania
Narcyzy.
- Bez niego nie mamy
jak kontynuować. - prychnął Ron – Wiemy dlaczego została
zaatakowana. Nie wimy tylko przez kogo.
- Jakim cudem
możecie wiedziać dlaczego ją zaatakowano? - zapytał zdziwiony
Lucjusz.
- Nie możemy być
do końca pewni, ale naszym zdaniem jej atak to zemsta za pańskie
uwolnienie. - odpowiedział Harry – Ludziom się to nie podoba i wygląda na to, ze pańska żona za to zapłaciła.
Lucjiusz odwrócił
się w stronę Narcyzy. Jego ciało wypełniło poczucie winy. Już
wystarczająco winił się za to, przez co jego rodzina musiała
przejść podczas wojny. A teraz musiał dodać do tego wypadek żony.
Bał się myśleć o tym jak Draco zareaguje na wieść o ataku i jego winie. Może to dostatecznie zniszczyć ich już wystarczająco
delikatne relacje.
*****
I co? Jak Wam się podoba?
Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Wierzcie lub nie, ale dwa tygodnie przed Świętami Bożego Narodzenia popsuł mi się komputer. No może nie komputer ale system mi padł. I dopiero wczoraj zdołałam załatwić sobie Ubuntu i teraz na tym pracuję. Takie życie na obczyźnie bez moich płytek z Windowsem :D
Dziękuję za wszystkie komentarze, na które nie udało mi się odpowiedzieć.
Dziękuję za codzienne odwiedziny, pomimo mojej nieobecności.
Ale jestem już! Wróciłam! Mam nadzieję, że podoba Wam się opowiadanie. Nie będzie ono ani takie długie jak 'The cost of victory', ani tak depresyjne. I jest w nim więcej skupienia na Dramione. Tym razem mamy tylko 11 rozdziałów i Epilog. Mam nadzieję, że uda mi się publikować dosyć regularnie, ale nic nie obiecuję, bo mam masę raportów do napisania i całe cztery moduły do wykucia na egzaminy.
Co więcej, podczas mojej małej przerwy, blog dołączył do nowego katalogu! Jest to katalog wyłącznie z blogami z Hermioną Granger jako główną bohaterką. Link możecie znaleźć po prawej stronie bloga. Wystarczy kliknąć na uroczy obrazek z napisem 'Katalog Granger'. Miłego przeglądania!
Oraz miłego weekendu!
xoxo
Lexie
Strasznie się cieszę, że wróciłaś z kolejnym tłumaczeniem. Robisz coś świetnego i jestem Ci bardzo wdzięczna za to, że powalasz swoim czytelnikom poznać Dramione nie tylko z naszej małej polskiej społeczności. To opowiadanie zaczyna się ciekawie, chociaż dobija mnie fakt, że jest tak krótkie. Przyznaję, że z taką historią jeszcze się nie spotkałam, a po pierwszym rozdziale mam wiele pytań. Najważniejsze z nich chyba nie budzi wątpliwości - z kim ożenił się Draco? ;) Cóż, pozostaje mi czekać na kolejne rozdziały i jak chyba każdy - na Dramione! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za przemiłe słowa :)
UsuńOpowiadanie jest krótkie, ale jednak na tyle długie by w dobry sposób opowiedzieć historię. Co do innych Twoich pytań... będziesz musiała poczekać na kolejne rozdziały :D
Pozdrawiam,
Lexie
Ciesze sie, ze znów tłumaczysz :)
OdpowiedzUsuńJuz sięe martwilam, ze nie wrócisz, ale nie trafiłam nadziei i jak widać poplacilo się :)
Lece czytać kolejny rozdział.
Weny.
Pozdrawiam,Lili.