piątek, 3 kwietnia 2015

Sprawy rodzinne. Rozdział 1





Jak zwykle, wyspa na Morzu Północnym mieszcząa magiczne więzienie – Azkaban – miała w sobie ten przenikający chłód. Nawet jeśli dementorzy nie byli już wpuszczani na teren placówki, nadal unosili się wokół więzienia, nadając mu grobową atmosferę. Pomimo tego, że byli poza murami, wpływali na tych słabszych z więźniów. Jednak było kilka silnych jednostek w Azkabanie, które im się operały.

Lucjusz Malfoy był jedną z tych osób, na które dementorzy rzadko mieli wpływ. Również to on był powodem, dla którego Aurorowie, Harry Potter i Ron Weasly, byli w więzieniu. Niemal osiem lat po pokonaniu Voldemorta, blond czarodziej był wypuszczany na wolność. Z czego wspomniana para nie była zadowolona. Harry i Ron walczyli przeciw tej decyzji, ale Lucjusz miał dobrego prawnika po swojej stronie i Minister Magii, Kingsley Shackelbolt, upierał się, że Lucjiusz odpłacił swój dług wobec społeczności. W ciągu ostatnich ośmiu lat, Malfoy przekazał Ministerstwu mnóstwo informacji na temet Śmierciożerców, których nnie udało się uwięzić. Ale Harry i Ron nadal uważali, że to za mało.

Kiedy przyjaciele weszli do biura w więzieniu, znaleźli tam żonę Lucjusza, Narcyzę, oraz jego prawnika, który ich poinformował, że główny strażnik już prowadzi więźnia.

- Cóż za radość. - mruknął Ron cicho – Wypuszczamy na wolność kolejnego Śmierciożercę.

Narcyzna spojrzała na rudowłosego czarodzieja, ale zanim miała szansę cokolwiek powiedzieć, otworzono drzwi do biura i strażnik wprowadził więźnia. Zapominając o nieuprzejmych Aurorach, Narcyza pośpieszyła w stronę męża i przytuliła go. Pomimo tego, że Lucjusz wyglądał trochę gorzej niż kiedyś, Narcyza była pewna, że kiedy wróci do domu, powróci również jego osobowość.

- Nie mogę uwierzyć, że wracasz do domu. - powiedziała kobieta. Podczas ostatnich kilku tygodni była pewna, że coś złego się stanie i Lucjusz jednak będzie musiał zostać w więzieniu.
- Ja również. - odpowiedział blondyn – Może to przyswoję kiedy już się zadomowię w willi.

- Mimo tego niezaprzeczalnego romantyzmu, lepiej zajmijmy się podpisaniem dokumentów. - powiedział Harry. Nie zgadzał się z uwolnieniem Lucjusza, ale sam nie chciał zbyt wiele czasu spędziać w Azkabanie.
- I oczywiście musimy przedyskutować warunki pańskiego uwolnienia. - dodał Ron.
- Znam warunki. - odpowiedział Lucjusz – Rzucicie zaklęcie na moją różdżkę żebyście przez rok mogli nadzorować jakich zaklęć używam. Co więcej, przez następny rok muszę mieszkać w Dworze i zgłaszać się do Ministerstwa za każdym razem kiedy Aurorowie zdecydują, że chcą mnie sprawdzić.

Swego czasu, Lucjusz narzekałby na ograniczenie jego ruchów i magii, ale teraz, jedyne czego chciał, to być wolnym. Tkwił w Azkabanie przez osiem lat i chciał tylko powrócić do swojej rodziny. Cotygodniowe wizyty Narcyzy nie były tym samym co bycie z nią każdego dnia. Jeśli chodzi o Draco, widywał go bardzo rzadko, gdyż ten mieszkał teraz we Francji.

Harry i Ron opornie przedyskutowali dokumenty z Lucjiuszem i jego prawnikiem, po czym oddali byłemu Śmierciożercy jego różdżkę. Kiedy wszystko było już oficjalnie załatwione, aktywowali świstoklik, który miał przetransportować Malfoyów do Ministerstwa, skąd będą mogli pójść własną drogą.

- Szczerze mam nadzieję, że więcej go nie zobaczymy. - rzucił Ron kiedy obserwowali jak Malfoyowie i ich prawnik znikają.
- Zapewne inni Aurorowie się nim zajmą. - powiedział Harry – Kingsley nie może nas do tego zmusić.
- Miejmy nadzieję. - westchnął Ron – Lepiej zajmijmy się dostarczeniem dokumentacji do Ministerstwa.

Pozostawiając Azkaban za sobą, przyjaciele powrócili do pracy. Teraz Malfoy był wolnym człowiekiem i mieli tylko nadzieję, że już nie będą musieli mieć z nim nic do czynienia. Ich zdaniem Lucjiusz i jego cała rodzina oznaczała złe wieści i nie chcieli się do nich zbliżać.

--------------------------------------------------------

Tydzień po opuszczeniu Azkabanu, Lucjiusz nadal przyzwyczajał się do pobytu w domu. Podobnie jak Narcyza, która przez ostatnie osiem lat, większość czasu spędzała we Francji, u boku Draco. Dopiero kiedy dowiedzieli się o ostatecznej dacie uwolnienia czarodzieja, zadecydowała o powrocie.
Podczas tego tygodnia, Lucjusz rozmawiał z Draco przez sieć Floo, ale tak naprawdę, nie widział go twarzą w twarz. Zadecydował, że chciałby kompletnie zadomowić się w willi zanim zobaczy syna i pozna synową. Był świadom tego, kogo poślubił jego syn. I pomimo tego, że był to dla niego szok, obiecał Draco, że nie będzie sprawiał kłopotów. Na szczęście, był w stanie pogodzić się z tym, kim była jego synowa, zanim musiał ją poznać osobiście.

- Wybieram się na zakupy. - oznajmiła Narcyza, stając w drzwiach do biura Lucjusza. Jej mąż tak naprawdę nie musiał nad niczym pracować, poniewać teraz to Draco zajmował się rodzinnym biznesem, ale biuro było jego prywatną przestrzenią i to tutaj Lucjusz czuł się najlepiej.
- Baw się dobrze. - blondyn uśmiechnął się do żony.
- Nie chcesz pójść ze mną? - zapytała. Od uwolnienia, Lucjiusz ani razu nie opuścił Dworu i Narcyza nie chciała by stał się pustelnikiem.
- Nie dzisiaj. - odpowiedział.
- Nie możesz ukrywać się do końca życia. - odpowiedziała – Wczesniej czy później, będziesz musiał stawić czoło światu.
- Naprawdę? - Lucjiusz uniósł pytająco jedną brew – Oboje wiemy, że jesteśmy tutaj tylko dlatego, że muszę pozostać w willi przez następny rok. Miałaś swoje życie we Francji. Draco ma swoje życie we Francji. Czy naprawdę sugerujesz, że zostaniemy tu na stałe?
- Nigdy nie wiadomo. Draco może zdecydować by wrócić do domu. - odpowiedziała Narcyza.
- Nie widywałem Draco zbyt często, ale nawet ja wiem, że nie ma żadnej ochoty powrócić do Anglii. On i jego żona zadomowili się we Francji i z tego co zaobserwowałem, jest im tam dobrze.
- To prawda, ale nigdy nie wiadomo co się stanie. Na przykład dzieci mogą zmienić ich plany.
- Dzieci? - Lucjiusz spojrzał na nią wielkimi oczami na myśl o wnukach. Bardzo chciałby mieć wnuki, ale jednak najpierw wolałby poznać swoją synową.
- Mówię o przyszłości, Lucjuszu. - Narcyza zaśmiała się widząc zszokowany wyraz twarzy męża – Mam na myśli to, że kiedy będą mieli dzieci, raczej wyślą je do Hogwartu.
- Lub będą chciali trzymać je jak najdalej od niego jak się tylko da. - kłócił się blondyn – Spójżmy prawdzie w oczy Narcyzo, zniszczyłem nasze nazwisko. Przeze mnie, Draco został w to wciągnięty i pomimo wszystko, niektórzy nadal sądzą, że jest złą osobą. Jakikolwiek Malfoy uczęszczający do Hogwartu napotka niemało trudności, więc może lepiej byłoby jeśli nasze wnuki poszłyby do innej szkoły.
- To nie my podejmiemy tą decyzję. - odpowiedziała kobieta – Poprostu sądzę, że musimy myśleć o każdej możliwości. W tym momencie wygląda na to, że przeniesiemy się do Francji jak tylko Ministerstwo na to pozwoli, ale to może się zmienić. Nie możesz ukrywać się przez kolejny rok.
- Wiem o tym. - przyznał Lucjusz – Ale jeszcze nie jestem gotowy na to, by być pośród ludzi. Ale ty idź I w spokoju zrób swoje zakupy.
- Dobrze, ale niedługo wyjdziemy z tego domu razem. - Narcyza uprzedziłą męża – Nie będziemy się ukrywać. Spędziłęś osiem lat w więziemiu i pomogłeś złapać wielu czarodziei, którzy byli znacznie gorsi od ciebie. Nie będziesz tylko tu siedział I użalał się nad sobą. Musisz wyjść do ludzi i ignorować komentarze. Molfoyowie nie interesują się tym, co ludzie o nich mówią. Jesteśmy na tyle silni by zignorować plotki.

Lucjiusz uśmiechnął się do Narcyzy widząc jej determinację. Zapewne już niedługo wyciągnie go z domu. Jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, jak szybko się to stanie.

--------------------------------------------------------

- Harry, Ron, mam dla was zadanie. - powiedziała Amelia Bones, szefowa Departamentu Przestrzegania Prawa wchodząc do ich biura. Szef Biura Aurorów był zajęty inną sprawą więc wybrała pierwszych Aurorów jakich zobaczyła po wejściu do pomieszczenia – Właśnie kogoś zaatakowano na Ulicy Pokątnej. Ofiara została przeniesiona do Świętego Munga, a jej mąż poinformowany o sytuacji.
- Czy użyto czarnej magii? - zapytał Harry.
- To właśnie wam płacą za to, żebyście się tego dowiedzieli. - odpowiedziała Amelia – Przenieście się na Pokąną i przesłuchajcie świadków zanim pójdziecie do szpitala. Na miejcu jest kilku pracowników mojego departamentu, którzy powiedzą wam ci się stało.
- Kto jest ofiarą? I czy obrażenia są poważne? - zapytał Ron.
- Ofiarą jest Narcyza Malfoy. I z tego co mi wiadomo, była nieprzytomna kiedy zabierano ją do Munga. - powiedziała kobieta zanim wyszła, jeszcze raz mówiąc im by szybko udali się na miejsce zbrodni.
- To jest kompletna strata czasu. - narzekał Ron kiedy razem z Harrym opuszczali biuro – Zaatakowano ją przez tego jej męża. Czytałem mnóstwo artykułów o tym jak to ludzie są niezadowoleni z jego uwolnienia.
- Zgadzam się, to zemsta za wypuszczenie Lucjiusza. - powiedział Harry, potwierdzając słowa przyjaciela – Niestety, nadal musimy to zbadać.
- Wiem. Po prostu nie podoba mi się marnowanie czasu na ludzi takich jak Malfoyowie. - westchnął rudzielec – Należy im się, według mnie.
- Lepiej bym tego nie ujął.

Pomimo swoich opinii o Malfoyach, przyjaciele nadal musieli udać się na Ulicę Pokątną by zacząć dochodzenie. Nie było zaskoczeniem, że było niewielu świadków. Tych parę ludzi, którzy przyznali się, że coś widzieli, mówili to samo. Widzieli osobnika ubranego w ciemną szatę, który gwałtownie popchnął Narcyzę, a kiedy upadła, uderzył jej głową o brukowaną ulicę. Kałuża krwi na kostce potwierdzała opowieść. Jednak nikt nikt nie widział twarzy osobnika. Lub po prostu nie mówili tego Harry'emu i Ronowi.

- Powiedziałbym, że nasza teoria jest prawdziwa. - powiedział Harry do Rona kiedy oglądali miejsce zbrodni – Wygląda na to, że ktoś był niezadowolony z sytuacji i zaatakował Narcyzę. Nigdy nie dowiemy się kto to był, chyba, że Narcyza coś widziała.
- Miejmy nadzieję, że nie. - mruknął Ron tak cicho by tylko Harry go słyszał – Nie podoba mi się aresztowanie kogoś za postawienie się Malfoyom.

Harry tylko pokiwał zgłową w zgodzie. Pozwolili oficerom zebrać oficjalne zeznania świadków, a sami ruszyli do Munga by porozmawiać z Narcyzą. Kiedy dotarli do szpitala, zostali skierowani do prywatnej sali gdzie znaleźli zmartwionego Lucjiusza siedzącego przy łóżku żony.

- Czy wiecie już co się stało? - zapytał.
- Wygląda na to, że ktoś popchnął pańską żonę na Ulicy Pokątnej. - odpowiedział Harry – Tych kilku świadków, którch udało nam się znaleźć twierdzą, że upadła i uderzyła głową o ulicę.
- Czy którykolwiek z nich opisał napastnika?
- Obawiam się, że nie. - odpowiedział Harry – Potrzebujemy jego opisu od Narcyzy zanim będziemy w stanie ruszyć z dochodzeniem.
- Obawiam się, że to niemożliwe. - powiedziała Uzdrowicielka wchodząc do sali.
- Dlaczego nie? - zapytał z wyrzutem Ron.
- Pani Malfoy doznała poważnego urazu głowy i nadal jest nieprzytomna. Nie mamy pojęcia kiedy się obudzi. - odpowiedziała kobieta.
- Albo czy w ogóle się obudzi. - mruknął smutno Lucjusz, przenosząc swoją uwagę na żonę, która leżała nieruchomo na szpitalnym łóżku z bandarzem na głowie.
- Musimy być pozytywnej myśli. - powiedziała blondynowi Uzdrowicielka, kładąc mu rękę na ramieniu.

Lucjusz kiwnął głową po zym znów przeniósł swoje zimne, szare oczy na Harry'ego i Rona.

- Wygląda na to, że będziecie musieli kontynuować przez jakiś czas bez zeznania Narcyzy.
- Bez niego nie mamy jak kontynuować. - prychnął Ron – Wiemy dlaczego została zaatakowana. Nie wimy tylko przez kogo.
- Jakim cudem możecie wiedziać dlaczego ją zaatakowano? - zapytał zdziwiony Lucjusz.
- Nie możemy być do końca pewni, ale naszym zdaniem jej atak to zemsta za pańskie uwolnienie. - odpowiedział Harry – Ludziom się to nie podoba i wygląda na to, ze pańska żona za to zapłaciła.

Lucjiusz odwrócił się w stronę Narcyzy. Jego ciało wypełniło poczucie winy. Już wystarczająco winił się za to, przez co jego rodzina musiała przejść podczas wojny. A teraz musiał dodać do tego wypadek żony. Bał się myśleć o tym jak Draco zareaguje na wieść o ataku i jego winie. Może to dostatecznie zniszczyć ich już wystarczająco delikatne relacje.


*****

I co? Jak Wam się podoba?

Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Wierzcie lub nie, ale dwa tygodnie przed Świętami Bożego Narodzenia popsuł mi się komputer. No może nie komputer ale system mi padł. I dopiero wczoraj zdołałam załatwić sobie Ubuntu i teraz na tym pracuję. Takie życie na obczyźnie bez moich płytek z Windowsem :D

Dziękuję za wszystkie komentarze, na które nie udało mi się odpowiedzieć. 
Dziękuję za codzienne odwiedziny, pomimo mojej nieobecności.

Ale jestem już! Wróciłam! Mam nadzieję, że podoba Wam się opowiadanie. Nie będzie ono ani takie długie jak 'The cost of victory', ani tak depresyjne. I jest w nim więcej skupienia na Dramione. Tym razem mamy tylko 11 rozdziałów i Epilog. Mam nadzieję, że uda mi się publikować dosyć regularnie, ale nic nie obiecuję, bo mam masę raportów do napisania i całe cztery moduły do wykucia na egzaminy. 

Co więcej, podczas mojej małej przerwy, blog dołączył do nowego katalogu! Jest to katalog wyłącznie z blogami z Hermioną Granger jako główną bohaterką. Link możecie znaleźć po prawej stronie bloga. Wystarczy kliknąć na uroczy obrazek z napisem 'Katalog Granger'. Miłego przeglądania!

Oraz miłego weekendu!
xoxo
Lexie


3 komentarze:

  1. Strasznie się cieszę, że wróciłaś z kolejnym tłumaczeniem. Robisz coś świetnego i jestem Ci bardzo wdzięczna za to, że powalasz swoim czytelnikom poznać Dramione nie tylko z naszej małej polskiej społeczności. To opowiadanie zaczyna się ciekawie, chociaż dobija mnie fakt, że jest tak krótkie. Przyznaję, że z taką historią jeszcze się nie spotkałam, a po pierwszym rozdziale mam wiele pytań. Najważniejsze z nich chyba nie budzi wątpliwości - z kim ożenił się Draco? ;) Cóż, pozostaje mi czekać na kolejne rozdziały i jak chyba każdy - na Dramione! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za przemiłe słowa :)
      Opowiadanie jest krótkie, ale jednak na tyle długie by w dobry sposób opowiedzieć historię. Co do innych Twoich pytań... będziesz musiała poczekać na kolejne rozdziały :D

      Pozdrawiam,
      Lexie

      Usuń
  2. Ciesze sie, ze znów tłumaczysz :)
    Juz sięe martwilam, ze nie wrócisz, ale nie trafiłam nadziei i jak widać poplacilo się :)
    Lece czytać kolejny rozdział.
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń

Calliste Bajkowe szablony