Rozdział 39
Niczym
ciemność
13 luty 1999
Przestał
ją prześladować. Już nie próbował podejść do niej na Eliksirach i już nie
próbował nawiązać z nią rozmowy na korytarzu. Na początku było jej z tym
łatwiej. Odprężyła się. Zdała sobie sprawę, że się go bała. Ale teraz
zauważyła, że nieświadomie szuka go oczami na korytarzu i zerka w jego stronę
co jakiś czas na eliksirach. Znała uczucie, jakie odczuwała za każdym razem,
kiedy na niego spojrzała: poczucie winy. Ale to było idiotyczne. Nie miała się
za co winić. A może jednak miała?
Bała
się go. To było normalne. Widok znienawidzonego Mrocznego Znaku na jego
ramieniu obudził zbyt wiele wspomnień i okropną świadomość – że Draco był
jednym z nich, że prawdopodobnie
torturował i zabijał mugolaków jak ona.
Powtarzała sobie, że umie się bronić, ale czarna magia była czarną magią. A ona
wciąż pamiętała ten nieznośny ból spowodowany przez klątwę rzuconą przez
Dołohova w Departamencie Tajemnic. Zdała sobie sprawę z tego, że nie obawiała
się tego, co Draco mógłby jej zrobić – jeśli chciałby ją skrzywdzić, już by to
zrobił. Poza tym, nie był na tyle głupi żeby próbować czegoś w Hogwarcie. Ale
bała się tego, co już zrobił. Za
każdym razem kiedy wyciągał różdżkę, wzdrygała się, myślą o tym, jakie czary
rzucała. Wzdrygała się przypominając sobie, że Harry używał tej różdżki.
To
może nawet nie był strach. Może to było odrzucenie.
Cokolwiek
to było, powoli zanikało, robiąc miejsce na poczucie
winy, uczucie, którego nienawidziła. Sprawiało, że czuła się jakby to ona zrobiła coś złego, jakby to ona
została złapana na gorącym uczynku, jakby te zawistne spojrzenia, które Pansy
Parkinson jej rzucała, były zasłużone.
Przeszukiwała
swoją pamięć. Wiedziała dlaczego
czuła się winna: nie odzywała się i ignorowała Draco. Nie wiedziała dlaczego. Zrobiła coś źle. Prawda?
Zagubiona
w własnych myślach, nawet nie zauważyła, że jej nogi same zaniosły ją do
biblioteki, miejsca, gdzie zawsze lepiej jej się myślało. Lubiła przychodzić tu
w sobotnie wieczory. On nie był tu od
ponad miesiąca, zauważyła.
Był tu
dzisiaj.
Miał
na sobie mugolskim ubrania, po raz pierwszy. Sprane jeansy i ciemno niebieski
sweter, który kontrastował z jego bladą skórą, teraz bardziej złotą niż szarą.
Przybrał na wadze przez kilka ostatnich miesięcy co sprawiło, że teraz wyglądał
bardziej na szczupłego niż na szkielet. Ale jego włosy nadal desperacko
potrzebowały obcięcia, bo wpadały mu do oczu i zaczynały już kręcić się na
karku. Wyprostował się na krześle kiedy weszła, zaskoczony i zaciekawiony.
-
Hermiona?
-
Witaj, Draco.
Wymusiła
z siebie te słowa, nadal się w niego wpatrując. Przejechała wzrokiem po jego
ubraniach. Musiał to zauważyć, bo się uśmiechnął. Tęskniła za jego uśmiechem.
- Są
wygodne.
-
Jakbym nie wiedziała. – powiedziała, wskazując na siebie i jej sweter, jeansy i
trampki – Jednak nigdy nie myślałam, że dożyję dnia, w którym Draco Malfoy się
z tym zgodzi.
- No
cóż… Jest wiele rzeczy, których myślałem, że nigdy nie zobaczę. – powstrzymał
śmiech – Czuję jakby to był setny raz kiedy ci to mówię, ale… Musimy
porozmawiać.
-
Wiem. – powiedziała i usiadła naprzeciw niego.
Wyglądał
na zaskoczonego. I miał do tego prawo, prawda? Odmawiała nawet spojrzenia w
jego stronę przez ostatnie dwa tygodnie. Przez pierwsze kilka dni próbował z
nią porozmawiać. Odsuwała się i mówiła, żeby dał jej spokój.
- Więc
ze mną porozmawiasz?
- Tak.
– potwierdziła.
- Co…
- Ja
zadaję pytania. – powiedziała szybko, wiedząc, że o czym chciała porozmawiać, a
o czym nie. Kiwnął powoli głową.
- W
porządku jak dla mnie.
Pochyliła
się do przodu, opierając brodę na dłoniach i zmusiła się by spojrzeć mu w oczy.
- Skrzywdziłeś
Theo?
Wzdrygnął
się, zaskoczony. Nie spodziewał się, że to będzie pierwsze pytanie.
- Tak.
-
Dlaczego?
Głośno
przełknął ślinę.
- To…
to zdarzyło się podczas poprzedniego roku. Carrow’owie kazali mi go ukarać.
- I to
zrobiłeś.
Kiwnął
głową.
-
Dlaczego?
- Nie
wiem.
- Czy
on jest twoim przyjacielem?
-
Najlepszym.
Przetrawiła
tę informację, po czym zmieniła temat.
- Jak
wielu ludzi zabiłeś.
-
Pięcioro lub sześcioro. – zawahał się – Wiem, że to brzmi strasznie, ale nie
jestem do końca pewien. Co najmniej pięcioro zginęło z mojej ręki. Brałem
udział w wielu atakach.
Zimny,
bezuczuciowy głos jakim to wypowiedział, spowodował zimny dreszcz na
kręgosłupie Hermiony.
- To
byli mugole?
- Nie
wszyscy.
- Jak
to zrobiłeś?
Jego
twarz pociemniała.
- A
jak myślisz?
- Nie
użyłeś morderczej klątwy.
- Nie.
– przyznał – Nigdy nie byłem w stanie jej rzucić. Ja… próbowałem. Raz. Czarny
Pan…
-
Voldemort.
Wzdrygnął
się.
- To Voldemort. – nalegała – Lub Tom Riddle. Którekolwiek
z tych. Może być nawet Sam Wiesz Kto. Ale nigdy… nie to. – wciągnęła gwałtownie
powietrze – To sprawia, że czuję jakbyś… jakbyś nadal do niego należał.
Kiwnął
głową.
- V… Voldemort i Śmierciożercy nalegali i
podburzali mnie bym to zrobił. Ale to nigdy nie działało. Myślę, że możesz się
domyślić dlaczego. – przerwał – W pewnym sensie, robienie tego mugolskim
sposobem było jeszcze gorsze. Krew… - zamilkł.
-
Podobało ci się to? Myślisz, że oni na to zasłużyli?
Znów
się zawahał, jakby uważnie dobierając słowa, ale jego odpowiedź była pewna.
- Nie.
Byłem przerażony i nienawidziłem każdej tego sekundy. Nie zaprzeczam, że
świadomość, że trzymasz czyjeś życie we własnych rękach jest dosyć unikatowa. –
poruszył palcami, jakby chcąc to zademonstrować – Ale jak dla mnie to było
bardziej przerażające i ohydne niż wyjątkowe. Nie czerpię przyjemności z morderstwa, Hermiono. Myślisz, że Potter
zeznawałby w mojej obronie gdyby tak nie było? Chciałbym, żeby pewne rzeczy
nigdy się nie wydarzyły, ale nie mogę cofnąć się w czasie i zmienić
przeszłości.
- A
chciałbyś?
Spojrzał
na nią spokojnie.
-
Nawet jeśli mógłbym… co mógłbym
zmienić? Ja nie… nie próbują wymyślać wymówek, ale nie miałem wyjścia. Przynajmniej w to uwierz.
Historia mojej rodziny sięga zbyt głęboko bym mógł uniknąc tego, czym się
stałem. Musiałbym cofnąć się o setki lat.
-
Kiedy otrzymałeś Mroczny Znak?
-
Latem przed szóstym rokiem.
- Jak
to się stało?
Zaskoczony,
znowu.
- To…
- załamał mu się głos – Ja…
Patrzyła
na niego wyczekującym wzrokiem.
-
Wtedy po raz pierwszy widziałem Czarnego Pana. – powiedział krótko, nie mając
zamiaru rozwijać swojej wypowiedzi.
Jej
brązowe oczy wpatrywały się w jego, ale nie naciskała. Czekała cierpliwie na
jego słowa. Wiedziała, że jej powie. Bała się tego, jak dobrze go znała.
- Ci,
którzy noszą Mroczny Znak należą do głównego kręgu Pana. Mając te 16 lat, nie
powinienem był zostać… uhonorowany w
ten sposób, pomimo mojego pochodzenia. Ale to było… to była kara dla moich
rodziców, za porażkę. Widok ich syna naznaczonego i podążającego ich haniebnymi
ścieżkami. Może oczekiwał, że umrę podczas misji. Lub może miał nadzieję, że
będę bardziej przydatny niż mój ojciec i po drodze miałby okazję ich upokorzyć.
Kto wie? Podczas… tego, on zmusza cię byś patrzył mu prosto w oczy i mówił…
rzeczy. Przysięgi. Oddajesz mu się. – jego głos zmienił się w beznamiętny,
jakby mówił o innych ludziach, ludziach, których nigdy nie poznał, o których
nigdy nie dbał – Swoją lojalność, swoje życie. Nawet twoja różdżka staje się jego własnością.
Spojrzał
na nią z oczywistym pytaniem w oczach. Czy wiedziała? Czy on, mugolak,
rozumiała co to znaczy, poddać komuś swoją różdżkę? Czy ten błysk w jej oczach
to zrozumienie?
Hermiona
wiedziała. W Średniowieczu, był to znak przynależności sługi do jego pana, żony
do męża. Różdżka była odzwierciedleniem czarodzieja, który ją posiadał.
Przekazanie jej komuś było jak przekazanie siebie.
-
Potem o bierze twoją rękę w swoją lewą dłoń. Jest zimna jak lód. Wskazuje swoją
różdżką na ciało i wykrzykuje klątwę. Możesz usłyszeć drwiny pozostałych
Śmierciożerców. Myślisz, że twoja matka krzyczy. Ale potem zdajesz sobie sprawę…
że to ty krzyczysz. – teraz mówił szybko, jakby słowa same wydostawały się z
jego ust, niekontrolowane – Potem ból staje się zbyt silny i tracisz
przytomność. To było jak… Jakby w moich żyłach płynął lodowaty ogień, wypalając
mnie od środka. I kiedy się obudziłem, on już tu był.
Wyciągnął
swoją rękę. Hermiona wzdrygnęła się.
- Teraz
jest może bledszy, ale to pewni tylko moja wyobraźnia. Kiedyś, czasami się
ruszał. Wił się. A kiedy Czarny Pan nas wzywał, palił. Podobnie jak kiedy
został nam nadany, tylko słabiej. Nie poruszył się od kiedy Pan…
-
Dlaczego tak mówisz? – zapytała ostro – My. Czarny Pan. Dlaczego?
Spojrzał
na nią, nie rozumiejąc.
-
Przez to czuję, jakbyś nadal do niego należał. – powiedziała po raz drugi.
-
Dlaczego myślisz, że tak nie jest?
Spojrzała
mu w oczy.
- Wiem, że to nie jest prawda.
- Więc
do kogo teraz należę?
Wyciągnęła
rękę i delikatnie przejechała palcem po jego policzku. Zadrżał, ale nie spuścił
wzroku.
-
Należysz tylko do siebie, Draco.
- Nieprawda.
– powiedział – Nieprawda. Co ty możesz o tym wiedzieć? Jakim cudem mogłabyś to
wiedzieć? Nic o mnie nie wiesz.
- Więc
mi powiedz.
- Jest
gorzej.
- Więc
mi powiedz.
I
powiedział.
Powiedział
jej o krwi, krzykach i błaganiach. O klątwach, groźbach i płaczu. O nienawiści,
wyższości i zdradzie. O mugolakach, jugolach i Śmierciożercach. O śmierci,
torturach i cierpieniu. O poczuciu winy, strachu i sprawiedliwości. Słuchała
tego wszystkiego w ciszy i, kiedy już skończył, wreszcie zadała mu pytanie.
-
Byłeś z tego dumny?
-
Znaku? Wtedy tak.
- A
teraz?
- Jak
mógłbym być? – odpowiedział – To zrujnowało mi życie. Gdziekolwiek idę, nawet z
zaklęciem ukrywającym, ludzie będą go widzieć. Nie będą widzieć mnie lub tego,
kim się stałem. Będą jedynie widzieć ten znak i to, kim byłem.
- Kim
się stałeś? – zapytała ciszej.
Nastała
długa pauza.
-
Człowiekiem. – powiedział wreszcie.
-
Zawsze nim byłeś. – powiedziała, sięgając po jego dłoń.
Potem szybko
odwróciła jego nadgarstek w taki sposób, że mogła widzieć jego przedramię.
Zapomniał – specjalnie? – zaklęcia ukrywającego. Zadrżał pod wpływem jej
dotyku. Ale nie zabrał ręki.
-
Przepraszam. – powiedziała szczerze.
Pozostała
w takiej pozycji. Śledząc Znak swoimi palcami. Jeżdżąc ręką w górę i w dół po
czarnym tatuażu, który był znakiem przynależności Draco do niego, jakby jej dotyk miał pomóc mu się wyzwolić.
- Nie
powinieneś go ukrywać. – powiedziała w pewnym momencie.
Spojrzał
na nią z niedowierzaniem.
- Nie
musisz go ukrywać. – powiedziała – Przede mną. Nie musiałeś. Nie powinieneś
był. Zrozumiałabym. Nigdy więcej go przede mną nie ukrywaj.
Próbował
zabrać rękę, ale trzymała go mocno, dłonią nadal śledząc jego Znak.
-
Przepraszam. – powiedziała znowu.
- Nie
musisz przepraszać. – odpowiedział Draco – To ja potrzebuję wybaczenia.
-
Wybaczyłam ci. – powiedziała miękko – Myślę, że wybaczyłam ci już dawno temu.
- Masz
ze sobą płaszcz?
Zmiana
tematu była tak niespodziewana, że ją zaskoczyła.
- Co?
- Twój
płaszcz. – powtórzył, a kiedy ona nadal tylko się w niego wpatrywała, wzruszył
ramionami i odezwał się ze zniecierpliwieniem – Nieważne. Weź mój.
Wstał,
sięgnął po swój płaszcz wiszący na oparciu krzesła i umieścił go na jej
ramionach, upewniając się, że jest nim dokładnie okryta. Jego ręce zadrżały
kiedy zapinał go pod jej szyją. Jego twarz przybrała dziwny wyraz. Wydawało jej
się, że przez sekundę, jeden z jego palców gładził jej policzek, ale nie była
pewna. Potem się wyprostował, dziwny wyraz został zastąpiony uśmiechem i
wyciągnął do niej rękę. Zauważyła, że była to ta nosząca Znak.
-
Chodź ze mną.
-
Gdzie? – zapytała.
-
Zaufaj mi. – powiedział i tak zrobiła.
Umieściła
dłoń w jego dłoni i podążyła za nim.
~-o-~
-
Draco, na zewnątrz jest zimno.
-
Wiem.
- I jest
już po dziewiątej.
- To
też wiem.
- Więc
dlaczego dokładnie tu jesteśmy?
Tu, czyli na boisku do Quidditcha.
Wiedziała dokąd zmierzają, od momentu, kiedy wyszli z budynku. Nazwijcie to
instynktem, nazwijcie to przyjaźnią. Domyśliła się, dokąd szedł Draco. Jednak nie
mogła pojąc, dlaczego. Ciekawość
sprawiła, że poszła za nim, nadal trzymając go za rękę.
Draco
odwrócił się do niej i uśmiechnął się. Uśmiech zdawał się obejmować całe jego
ciało. Wyglądał na zrelaksowanego, otwartego, przyjacielskiego. Nawet pomimo
tego, że miał na sobie tylko sweter, nie drżał w sposób, w jaki Hermiona drżała
mając na sobie jego płaszcz. Jego ręka była ciepła.
-
Połóż się. – powiedział i sam rzucił się na trawę – No dalej.
Usiadła
powoli, potem położyła się płasko na plecach. Bardzo blisko Draco, ponieważ ich
ręce nadal były złączone. Zamknęła oczy.
- Nie
ufasz mi? – zapytał szeptem.
-
Wiesz, że ufam. – odszepnęła.
Nie
odpowiedział i przez chwilę myślała, że jej słowa zostały porwane przez wiatr.
Ale potem Draco ścisnął jej rękę i wiedziała, że ją słyszał.
-
Jesteś trochę głupia. – powiedział z uśmiechem w głosie – Ale lubię cię taką. I
tak przy okazji, możesz otworzyć oczy. Prawdę mówiąc, wtedy jest lepiej.
Otworzyła
oczy, zaciekawiona po co ją tu przyprowadził. Zaczęła przekręcać głowę w bok by
na niego spojrzeć, ale jego głos ją powstrzymał.
- Nie.
Spójrz prosto w górę… spójrz na niebo.
Spojrzała.
Było czarne.
-
Pamiętasz jak mi powiedziałaś, że nienawidzisz kiedy w zimę wcześnie robi się
zimno? – zapytał.
- Tak.
- Ja
uwielbiam noc. – powiedział – Przyjrzyj się uważnie i powiedz mi, czy gwiazdy
nie są niesamowite.
Spojrzała.
- No
dobra. Gwiazdy są piękne. – przyznała.
-
Widzisz to? – jego ręka uniosła się i wskazała na gwiazdy – Tam. To Wielki Wóz.
Wcześniej
widziała go tylko dwukrotnie. Była fatalna w znajdowaniu konstelacji.
- A
dokładnie tam… - jego ręka przesunęła się – jest Mały Wóz.
-
Jesteś w tym dobry. – zauważyła.
-
Czego oczekiwałaś po kimś, w kogo rodzinie niemal każdy nazwany jest na cześć
gwiazdy lub konstelacji? – zapytał – Byłem ciekawy – zatoczył łuk ręką na
niebie – Widzisz te gwiazdy? To Draco. Mój imiennik.
Tym
razem, naprawdę się przyjrzała. Gwiazdy tej konstelacji nie były zbyt jasne.
Zwłaszcza, kiedy porównało się je do tych dwóch poprzednich konstelacji. Ale
gdy się skupiła, połączyła gwiazdy w głowie, rysując linie, dopóki smok nie
pojawił jej się przed oczami.
- Jest
piękny. – wyszeptała.
Kiedy
Draco się odezwał, było słychać uśmiech w jego głosie.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
***
Moim zdaniem, jest to jeden z najlepszych rozdziałów. Jest taki... szczery. Nie sądzicie?
Kolejny nosi nazwę 'Walentynki' :D Fajnie się to w czasie złożyło. Może powinnam opublikować go w walentynki...
Jeszcze tylko 11 rozdziałów! Nie mogę w to uwierzyć.
Dziękuję z całego serca za te niesamowicie motywujące komentarze.
xoxo
Lexie
Cudowny, dopiero dzisiaj mogłam go przeczytać ;3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
heavy x
Ooo... Jest świetny! Kocham ten rozdział! I tak się cieszę, że opublikowałaś go tak szybko! Walentynki to niezły pomysł, choć perspektywa kolejnych siedmiu dni oczekiwania jest straszna. Mam nadzieję, że będzie dotyczył Dramione, choć będę się cieszyć niezależnie od tego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie mogę uwiezyc, ze zostało tylko 11 rozdziałów.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie ten rozdział podoba mi sie najbardziej, jak dotychczasz, jest taki...inny niż pozostałe...niezwykly.
Może szczery... W każdym razie jest w nim coś czego słowami nie sposób wyrazić.
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Nie mogę się doczekać Walentynek tylko z powodu tego opowiadania i twojej obietnicy. :3
OdpowiedzUsuńSuper tłumaczysz : )
xoxo
-Evanesca
Masz rację, ten rozdział naprawdę był taki szczery i... nie znam odpowiedniego słowa. Chyba mogę śmiało stwierdzić, że jest to mój ulubiony ;)
OdpowiedzUsuń