środa, 5 lutego 2014

Cena zwycięstwa. Rozdział 39



Rozdział 39
Niczym ciemność
13 luty 1999

Przestał ją prześladować. Już nie próbował podejść do niej na Eliksirach i już nie próbował nawiązać z nią rozmowy na korytarzu. Na początku było jej z tym łatwiej. Odprężyła się. Zdała sobie sprawę, że się go bała. Ale teraz zauważyła, że nieświadomie szuka go oczami na korytarzu i zerka w jego stronę co jakiś czas na eliksirach. Znała uczucie, jakie odczuwała za każdym razem, kiedy na niego spojrzała: poczucie winy. Ale to było idiotyczne. Nie miała się za co winić. A może jednak miała?

Bała się go. To było normalne. Widok znienawidzonego Mrocznego Znaku na jego ramieniu obudził zbyt wiele wspomnień i okropną świadomość – że Draco był jednym z nich, że prawdopodobnie torturował i zabijał mugolaków jak ona. Powtarzała sobie, że umie się bronić, ale czarna magia była czarną magią. A ona wciąż pamiętała ten nieznośny ból spowodowany przez klątwę rzuconą przez Dołohova w Departamencie Tajemnic. Zdała sobie sprawę z tego, że nie obawiała się tego, co Draco mógłby jej zrobić – jeśli chciałby ją skrzywdzić, już by to zrobił. Poza tym, nie był na tyle głupi żeby próbować czegoś w Hogwarcie. Ale bała się tego, co już zrobił. Za każdym razem kiedy wyciągał różdżkę, wzdrygała się, myślą o tym, jakie czary rzucała. Wzdrygała się przypominając sobie, że Harry używał tej różdżki.

To może nawet nie był strach. Może to było odrzucenie.

Cokolwiek to było, powoli zanikało, robiąc miejsce na poczucie winy, uczucie, którego nienawidziła. Sprawiało, że czuła się jakby to ona zrobiła coś złego, jakby to ona została złapana na gorącym uczynku, jakby te zawistne spojrzenia, które Pansy Parkinson jej rzucała, były zasłużone.

Przeszukiwała swoją pamięć. Wiedziała dlaczego czuła się winna: nie odzywała się i ignorowała Draco. Nie wiedziała dlaczego. Zrobiła coś źle. Prawda?

Zagubiona w własnych myślach, nawet nie zauważyła, że jej nogi same zaniosły ją do biblioteki, miejsca, gdzie zawsze lepiej jej się myślało. Lubiła przychodzić tu w sobotnie wieczory. On nie był tu od ponad miesiąca, zauważyła.

Był tu dzisiaj.

Miał na sobie mugolskim ubrania, po raz pierwszy. Sprane jeansy i ciemno niebieski sweter, który kontrastował z jego bladą skórą, teraz bardziej złotą niż szarą. Przybrał na wadze przez kilka ostatnich miesięcy co sprawiło, że teraz wyglądał bardziej na szczupłego niż na szkielet. Ale jego włosy nadal desperacko potrzebowały obcięcia, bo wpadały mu do oczu i zaczynały już kręcić się na karku. Wyprostował się na krześle kiedy weszła, zaskoczony i zaciekawiony.

- Hermiona?
- Witaj, Draco.

Wymusiła z siebie te słowa, nadal się w niego wpatrując. Przejechała wzrokiem po jego ubraniach. Musiał to zauważyć, bo się uśmiechnął. Tęskniła za jego uśmiechem.

- Są wygodne.
- Jakbym nie wiedziała. – powiedziała, wskazując na siebie i jej sweter, jeansy i trampki – Jednak nigdy nie myślałam, że dożyję dnia, w którym Draco Malfoy się z tym zgodzi.
- No cóż… Jest wiele rzeczy, których myślałem, że nigdy nie zobaczę. – powstrzymał śmiech – Czuję jakby to był setny raz kiedy ci to mówię, ale… Musimy porozmawiać.
- Wiem. – powiedziała i usiadła naprzeciw niego.

Wyglądał na zaskoczonego. I miał do tego prawo, prawda? Odmawiała nawet spojrzenia w jego stronę przez ostatnie dwa tygodnie. Przez pierwsze kilka dni próbował z nią porozmawiać. Odsuwała się i mówiła, żeby dał jej spokój.

- Więc ze mną porozmawiasz?
- Tak. – potwierdziła.
- Co…
- Ja zadaję pytania. – powiedziała szybko, wiedząc, że o czym chciała porozmawiać, a o czym nie. Kiwnął powoli głową.
- W porządku jak dla mnie.

Pochyliła się do przodu, opierając brodę na dłoniach i zmusiła się by spojrzeć mu w oczy.

- Skrzywdziłeś Theo?

Wzdrygnął się, zaskoczony. Nie spodziewał się, że to będzie pierwsze pytanie.

- Tak.
- Dlaczego?

Głośno przełknął ślinę.

- To… to zdarzyło się podczas poprzedniego roku. Carrow’owie kazali mi go ukarać.
- I to zrobiłeś.

Kiwnął głową.

- Dlaczego?
- Nie wiem.
- Czy on jest twoim przyjacielem?
- Najlepszym.

Przetrawiła tę informację, po czym zmieniła temat.

- Jak wielu ludzi zabiłeś.
- Pięcioro lub sześcioro. – zawahał się – Wiem, że to brzmi strasznie, ale nie jestem do końca pewien. Co najmniej pięcioro zginęło z mojej ręki. Brałem udział w wielu atakach.

Zimny, bezuczuciowy głos jakim to wypowiedział, spowodował zimny dreszcz na kręgosłupie Hermiony.

- To byli mugole?
- Nie wszyscy.
- Jak to zrobiłeś?

Jego twarz pociemniała.

- A jak myślisz?
- Nie użyłeś morderczej klątwy.
- Nie. – przyznał – Nigdy nie byłem w stanie jej rzucić. Ja… próbowałem. Raz. Czarny Pan…
- Voldemort.

Wzdrygnął się.

- To Voldemort. – nalegała – Lub Tom Riddle. Którekolwiek z tych. Może być nawet Sam Wiesz Kto. Ale nigdy… nie to. – wciągnęła gwałtownie powietrze – To sprawia, że czuję jakbyś… jakbyś nadal do niego należał.

Kiwnął głową.

- V… Voldemort i Śmierciożercy nalegali i podburzali mnie bym to zrobił. Ale to nigdy nie działało. Myślę, że możesz się domyślić dlaczego. – przerwał – W pewnym sensie, robienie tego mugolskim sposobem było jeszcze gorsze. Krew… - zamilkł.
- Podobało ci się to? Myślisz, że oni na to zasłużyli?

Znów się zawahał, jakby uważnie dobierając słowa, ale jego odpowiedź była pewna.

- Nie. Byłem przerażony i nienawidziłem każdej tego sekundy. Nie zaprzeczam, że świadomość, że trzymasz czyjeś życie we własnych rękach jest dosyć unikatowa. – poruszył palcami, jakby chcąc to zademonstrować – Ale jak dla mnie to było bardziej przerażające i ohydne niż wyjątkowe. Nie czerpię przyjemności z morderstwa, Hermiono. Myślisz, że Potter zeznawałby w mojej obronie gdyby tak nie było? Chciałbym, żeby pewne rzeczy nigdy się nie wydarzyły, ale nie mogę cofnąć się w czasie i zmienić przeszłości.
- A chciałbyś?

Spojrzał na nią spokojnie.

- Nawet jeśli mógłbym… co mógłbym zmienić? Ja nie… nie próbują wymyślać wymówek, ale nie miałem wyjścia. Przynajmniej w to uwierz. Historia mojej rodziny sięga zbyt głęboko bym mógł uniknąc tego, czym się stałem. Musiałbym cofnąć się o setki lat.
- Kiedy otrzymałeś Mroczny Znak?
- Latem przed szóstym rokiem.
- Jak to się stało?

Zaskoczony, znowu.

- To… - załamał mu się głos – Ja…

Patrzyła na niego wyczekującym wzrokiem.

- Wtedy po raz pierwszy widziałem Czarnego Pana. – powiedział krótko, nie mając zamiaru rozwijać swojej wypowiedzi.

Jej brązowe oczy wpatrywały się w jego, ale nie naciskała. Czekała cierpliwie na jego słowa. Wiedziała, że jej powie. Bała się tego, jak dobrze go znała.

- Ci, którzy noszą Mroczny Znak należą do głównego kręgu Pana. Mając te 16 lat, nie powinienem był zostać… uhonorowany w ten sposób, pomimo mojego pochodzenia. Ale to było… to była kara dla moich rodziców, za porażkę. Widok ich syna naznaczonego i podążającego ich haniebnymi ścieżkami. Może oczekiwał, że umrę podczas misji. Lub może miał nadzieję, że będę bardziej przydatny niż mój ojciec i po drodze miałby okazję ich upokorzyć. Kto wie? Podczas… tego, on zmusza cię byś patrzył mu prosto w oczy i mówił… rzeczy. Przysięgi. Oddajesz mu się. – jego głos zmienił się w beznamiętny, jakby mówił o innych ludziach, ludziach, których nigdy nie poznał, o których nigdy nie dbał – Swoją lojalność, swoje życie. Nawet twoja różdżka staje się jego własnością.

Spojrzał na nią z oczywistym pytaniem w oczach. Czy wiedziała? Czy on, mugolak, rozumiała co to znaczy, poddać komuś swoją różdżkę? Czy ten błysk w jej oczach to zrozumienie?

Hermiona wiedziała. W Średniowieczu, był to znak przynależności sługi do jego pana, żony do męża. Różdżka była odzwierciedleniem czarodzieja, który ją posiadał. Przekazanie jej komuś było jak przekazanie siebie.

- Potem o bierze twoją rękę w swoją lewą dłoń. Jest zimna jak lód. Wskazuje swoją różdżką na ciało i wykrzykuje klątwę. Możesz usłyszeć drwiny pozostałych Śmierciożerców. Myślisz, że twoja matka krzyczy. Ale potem zdajesz sobie sprawę… że to ty krzyczysz. – teraz mówił szybko, jakby słowa same wydostawały się z jego ust, niekontrolowane – Potem ból staje się zbyt silny i tracisz przytomność. To było jak… Jakby w moich żyłach płynął lodowaty ogień, wypalając mnie od środka. I kiedy się obudziłem, on już tu był.

Wyciągnął swoją rękę. Hermiona wzdrygnęła się.

- Teraz jest może bledszy, ale to pewni tylko moja wyobraźnia. Kiedyś, czasami się ruszał. Wił się. A kiedy Czarny Pan nas wzywał, palił. Podobnie jak kiedy został nam nadany, tylko słabiej. Nie poruszył się od kiedy Pan…
- Dlaczego tak mówisz? – zapytała ostro – My. Czarny Pan. Dlaczego?

Spojrzał na nią, nie rozumiejąc.

- Przez to czuję, jakbyś nadal do niego należał. – powiedziała po raz drugi.
- Dlaczego myślisz, że tak nie jest?

Spojrzała mu w oczy.

- Wiem, że to nie jest prawda.
- Więc do kogo teraz należę?

Wyciągnęła rękę i delikatnie przejechała palcem po jego policzku. Zadrżał, ale nie spuścił wzroku.

- Należysz tylko do siebie, Draco.
- Nieprawda. – powiedział – Nieprawda. Co ty możesz o tym wiedzieć? Jakim cudem mogłabyś to wiedzieć? Nic o mnie nie wiesz.
- Więc mi powiedz.
- Jest gorzej.
- Więc mi powiedz.

I powiedział.

Powiedział jej o krwi, krzykach i błaganiach. O klątwach, groźbach i płaczu. O nienawiści, wyższości i zdradzie. O mugolakach, jugolach i Śmierciożercach. O śmierci, torturach i cierpieniu. O poczuciu winy, strachu i sprawiedliwości. Słuchała tego wszystkiego w ciszy i, kiedy już skończył, wreszcie zadała mu pytanie.

- Byłeś z tego dumny?
- Znaku? Wtedy tak.
- A teraz?
- Jak mógłbym być? – odpowiedział – To zrujnowało mi życie. Gdziekolwiek idę, nawet z zaklęciem ukrywającym, ludzie będą go widzieć. Nie będą widzieć mnie lub tego, kim się stałem. Będą jedynie widzieć ten znak i to, kim byłem.
- Kim się stałeś? – zapytała ciszej.

Nastała długa pauza.

- Człowiekiem. – powiedział wreszcie.
- Zawsze nim byłeś. – powiedziała, sięgając po jego dłoń.

Potem szybko odwróciła jego nadgarstek w taki sposób, że mogła widzieć jego przedramię. Zapomniał – specjalnie? – zaklęcia ukrywającego. Zadrżał pod wpływem jej dotyku. Ale nie zabrał ręki.

- Przepraszam. – powiedziała szczerze.

Pozostała w takiej pozycji. Śledząc Znak swoimi palcami. Jeżdżąc ręką w górę i w dół po czarnym tatuażu, który był znakiem przynależności Draco do niego, jakby jej dotyk miał pomóc mu się wyzwolić.

- Nie powinieneś go ukrywać. – powiedziała w pewnym momencie.

Spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Nie musisz go ukrywać. – powiedziała – Przede mną. Nie musiałeś. Nie powinieneś był. Zrozumiałabym. Nigdy więcej go przede mną nie ukrywaj.

Próbował zabrać rękę, ale trzymała go mocno, dłonią nadal śledząc jego Znak.

- Przepraszam. – powiedziała znowu.
- Nie musisz przepraszać. – odpowiedział Draco – To ja potrzebuję wybaczenia.
- Wybaczyłam ci. – powiedziała miękko – Myślę, że wybaczyłam ci już dawno temu.
- Masz ze sobą płaszcz?

Zmiana tematu była tak niespodziewana, że ją zaskoczyła.

- Co?
- Twój płaszcz. – powtórzył, a kiedy ona nadal tylko się w niego wpatrywała, wzruszył ramionami i odezwał się ze zniecierpliwieniem – Nieważne. Weź mój.

Wstał, sięgnął po swój płaszcz wiszący na oparciu krzesła i umieścił go na jej ramionach, upewniając się, że jest nim dokładnie okryta. Jego ręce zadrżały kiedy zapinał go pod jej szyją. Jego twarz przybrała dziwny wyraz. Wydawało jej się, że przez sekundę, jeden z jego palców gładził jej policzek, ale nie była pewna. Potem się wyprostował, dziwny wyraz został zastąpiony uśmiechem i wyciągnął do niej rękę. Zauważyła, że była to ta nosząca Znak.

- Chodź ze mną.
- Gdzie? – zapytała.
- Zaufaj mi. – powiedział i tak zrobiła.

Umieściła dłoń w jego dłoni i podążyła za nim.

~-o-~

- Draco, na zewnątrz jest zimno.
- Wiem.
- I jest już po dziewiątej.
- To też wiem.
- Więc dlaczego dokładnie tu jesteśmy?

Tu, czyli na boisku do Quidditcha. Wiedziała dokąd zmierzają, od momentu, kiedy wyszli z budynku. Nazwijcie to instynktem, nazwijcie to przyjaźnią. Domyśliła się, dokąd szedł Draco. Jednak nie mogła pojąc, dlaczego. Ciekawość sprawiła, że poszła za nim, nadal trzymając go za rękę.

Draco odwrócił się do niej i uśmiechnął się. Uśmiech zdawał się obejmować całe jego ciało. Wyglądał na zrelaksowanego, otwartego, przyjacielskiego. Nawet pomimo tego, że miał na sobie tylko sweter, nie drżał w sposób, w jaki Hermiona drżała mając na sobie jego płaszcz. Jego ręka była ciepła.

- Połóż się. – powiedział i sam rzucił się na trawę – No dalej.

Usiadła powoli, potem położyła się płasko na plecach. Bardzo blisko Draco, ponieważ ich ręce nadal były złączone. Zamknęła oczy.

- Nie ufasz mi? – zapytał szeptem.
- Wiesz, że ufam. – odszepnęła.

Nie odpowiedział i przez chwilę myślała, że jej słowa zostały porwane przez wiatr. Ale potem Draco ścisnął jej rękę i wiedziała, że ją słyszał.

- Jesteś trochę głupia. – powiedział z uśmiechem w głosie – Ale lubię cię taką. I tak przy okazji, możesz otworzyć oczy. Prawdę mówiąc, wtedy jest lepiej.

Otworzyła oczy, zaciekawiona po co ją tu przyprowadził. Zaczęła przekręcać głowę w bok by na niego spojrzeć, ale jego głos ją powstrzymał.

- Nie. Spójrz prosto w górę… spójrz na niebo.

Spojrzała. Było czarne.

- Pamiętasz jak mi powiedziałaś, że nienawidzisz kiedy w zimę wcześnie robi się zimno? – zapytał.
- Tak.
- Ja uwielbiam noc. – powiedział – Przyjrzyj się uważnie i powiedz mi, czy gwiazdy nie są niesamowite.

Spojrzała.

- No dobra. Gwiazdy są piękne. – przyznała.
- Widzisz to? – jego ręka uniosła się i wskazała na gwiazdy – Tam. To Wielki Wóz.

Wcześniej widziała go tylko dwukrotnie. Była fatalna w znajdowaniu konstelacji.

- A dokładnie tam… - jego ręka przesunęła się – jest Mały Wóz.
- Jesteś w tym dobry. – zauważyła.
- Czego oczekiwałaś po kimś, w kogo rodzinie niemal każdy nazwany jest na cześć gwiazdy lub konstelacji? – zapytał – Byłem ciekawy – zatoczył łuk ręką na niebie – Widzisz te gwiazdy? To Draco. Mój imiennik.

Tym razem, naprawdę się przyjrzała. Gwiazdy tej konstelacji nie były zbyt jasne. Zwłaszcza, kiedy porównało się je do tych dwóch poprzednich konstelacji. Ale gdy się skupiła, połączyła gwiazdy w głowie, rysując linie, dopóki smok nie pojawił jej się przed oczami.

- Jest piękny. – wyszeptała.


Kiedy Draco się odezwał, było słychać uśmiech w jego głosie.


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
***
Moim zdaniem, jest to jeden z najlepszych rozdziałów. Jest taki... szczery. Nie sądzicie?
Kolejny nosi nazwę 'Walentynki' :D Fajnie się to w czasie złożyło. Może powinnam opublikować go w walentynki...
Jeszcze tylko 11 rozdziałów! Nie mogę w to uwierzyć.

Dziękuję z całego serca za te niesamowicie motywujące komentarze.

xoxo
Lexie

5 komentarzy:

  1. Cudowny, dopiero dzisiaj mogłam go przeczytać ;3
    Pozdrawiam,
    heavy x

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo... Jest świetny! Kocham ten rozdział! I tak się cieszę, że opublikowałaś go tak szybko! Walentynki to niezły pomysł, choć perspektywa kolejnych siedmiu dni oczekiwania jest straszna. Mam nadzieję, że będzie dotyczył Dramione, choć będę się cieszyć niezależnie od tego.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę uwiezyc, ze zostało tylko 11 rozdziałów.
    Zdecydowanie ten rozdział podoba mi sie najbardziej, jak dotychczasz, jest taki...inny niż pozostałe...niezwykly.
    Może szczery... W każdym razie jest w nim coś czego słowami nie sposób wyrazić.
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę się doczekać Walentynek tylko z powodu tego opowiadania i twojej obietnicy. :3
    Super tłumaczysz : )
    xoxo
    -Evanesca

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację, ten rozdział naprawdę był taki szczery i... nie znam odpowiedniego słowa. Chyba mogę śmiało stwierdzić, że jest to mój ulubiony ;)

    OdpowiedzUsuń

Calliste Bajkowe szablony