niedziela, 6 października 2013

Cena zwycięstwa. Rozdział 34





Z góry przepraszam za ewentualne błędy. Przerzuciłam się na OpenOffice i jeszcze nie dogadujemy się zbyt dobrze.


Rozdział 34
Bałagan zwany Domem Slytherina
9 stycznia 1999


Grangerówna rzucała mu dziwne spojrzenia kiedy mijała go na korytarzu. Było coś irytującego w sposobie, w jakim zatrzymywała się i odwracała kiedy wydawało jej się, że go widzi. Jakby mogła zrozumieć jego motywy tylko dzięki parzeniu na niego dokładniej. Jego motywy. Czy naprawdę było tak trudno uwierzyć, że Ślizgon może mówić prawdę? On tylko ją ostrzegł. Ze śmiechów i uśmiechów jakie Draco wydobywał z niej na eliksirach wiedział, że nie wzięła sobie tego do siebie. Cóż, to była jej decyzja. Może był zbyt ogólny, ale to nie było typowe dla Ślizgonów, by mowić prosto z mostu. I to nie było typowe dla Theo, by zdradzać sekrety najlepszego przyjaciela.

Jak zawsze kiedy jego myśli odbiegały w to mroczne miejsce, jego reka unosiła się do szyi, by gladzić bliznę, którą obdarował go Draco. Wspomnienia tego dnia przeleciały mu przed oczami - Draco, który nie chciał na niego spojrzeć. Sposób, w jaki w końcu patrzył Theo prosto w oczy, rzucając klątwę, tnąc jego skórę z łatwością. Sposów, w jaki Theo nie chciał odwrócić wzroku, prowokując go w każdej sekundzie. Niewyobrażalny ból. Zaciśnięte zęby. Syk, który wydostał się z jego gardła kiedy nie chciał krzyknąć. Płynąca krew. I Draco - jego wzrok, kształt szczęki i sposób, jaki opadł na kolana kiedy tylko Carrowowie odeszki, i zaczął płakać.

Drzwi otworzyły się głośno, powodując, że podskoczył.
- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć! - wykrzyknął głos.
- Astoria? - powiedział z niedowierzaniem kiedy odwrócił się by na nieą spojrzeć. Wstał gwałtownie, uderzając głową w kolumnę łóżka i znów usiadł na materacu, tym razem widząc gwiazdy - Co ty tu robisz? To jest dormitorium chłopców!
- Szukałam cię. - powiedziała, nieporuszona - Pomyślałam, że możesz tu być... Tu naprawdę jest trochę cieplej niż w Pokoju Wspólnym, prawda?
- Nie powinnaś być na zajęciach?
- Zwiałam. - powiedziała Astoria, przechodząc przez pokój i siadając na łóżku naprzeciw jego (łóżku Draco) - To tylko zielarstwo. A ty nie powinieneś?
- Mam przezrwę. Nie powinnać opuszczać zajęć.
- I tak nie mogę się skoncentrować. - zaśmiała sie delikatnie, ale w jej głosie nie było słychać wesołości - Moje oceny sięgnęły dna, a jedna godzina zielarstwa tego nie zmieni.
- Co się stało?

Z tego co wiedział, Astoria zawsze uczyła się dobrze. Nie tak dobrze jak on, ale lepiej niż odpowiednio i o wiele lepiej niż jej siostra.

- Wiesz co się stało.

Spojrzeli na siebie. Morska zieleń spotkała się z ciemnym niebieskim i przeszpiliła jego duszę. Odgadł jej kolejne słowa jeszcze zanim je wypowiedziała.

- Nie tęsknisz za nią?

Wiedział o kim mówiła. Szybko pokręcił głową. Nie w zaprzeczeniu, ale w odmowie rozmowy na ten temat. Astorii to nie interesowało. Dotknęła delikatnie jego ręki.

- Nie tęsknisz?
- Oczywiście, że tęsknię. - powiedział powoli jakby ona wyciągała z niego te słowa siłą. Niemal czuł jkaby naprawde tak było.

Tęsknił za nią szaleńczo, dziko, desperacko.

- Ona była też moją przyjaciółką, wiesz. - powiedziała cicho Astoria.
- Wiem.
- Była moją najlepszą przyjaciółką.
- Moją też. - powiedział ostro. Moją najpierw.
- Wiem o tym. - powiedziała - Theo, nie mógł byś po prosty ze mną porozmawiać? - popatrzyła prosto na niego, jej oczy szeroko otwarte w desperacji - ja musze z kimś porozmawiać. Muszę... - głos jej się załamał - Tęsknię za Tracey. Chcę ją spowrotem, Theo. Gdzie ona jest? Gdzie ona jest?

Wyciągnął rękę w jej stronę, a ona ją chwyciła, wstając z łóżka Draco i podchodząc bliżej niego, w połowie wisząc na nim kiedy jej ciałem wstrząsał szloch. Nigdy nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele Tracey Davis dla niej znaczyła.

Tracey.

- Ona była taka silna. - powiedziała Astoria drżącym głosem - Ja po prostu... Nigdy nie myślałam, ze ona mogłaby... Och, Theo. Chciałabym żeby ona tu była. Ona była taka silna...

Theo wiedział co czuła. Było coś takiego w Tracey, coś jakby wszechobecne wyzwanie i bunt, które sprawiały, że chciało się chwycić jej rękę i iść w środek bitwy razem z nią. Potrafiła sprawić, że zapominało się o swoich strachach i całym zagrożeniu.

- Ona jest silna. - powiedział ostro - Nie... była.

Astoria znów zaczęła szlochać.

- Tak.. tak, przepraszam. Po prostu... czasami się martwię...
- Zaufaj mi. - powiedział Theo, mocniej przytulając tą chudziutką dziewczyną jaką była Astoria - Ona jest silna. I jeśli byłaby tutaj teraz, śmiałaby się z nas do rozpuku.

Tracey taka własnie była. Miała ostry język i była chłodna, niemal nieczuła. Część z tego było jej naturą, ale część została jej wpojona w domu Slytherina. Była elitą Slytherinu i musiała walczyć o swoje miejsce w niej każdego dnia. A to wszystko dlatego, że Tracey była mugolaczką.

- Salazarze. Co się ze mną dzieje... - powiedziała Astoria, opadając na kolana obok jego łóżka - Przepraszam, Theo. Nie chciałam robić z siebie idiotki. Po prostu, ona nie pisała od tak dawna i ja... - przygryzła wargę - Nie wiem, która myśła jest gorsza. Że po prostu o mnie zapomniała czy że ona... ona...
- Nie. - powiedział Theo - Nie zapomniała o nas. To nie w jej stylu.

Jeśli Tracey byłaby cicha, słaba i uczynna, może przeżyłaby siódmy rok z jedną lub dwiema klątwami. Ale Tracey była wygadana i uparta. Była utalentowaną czarownicą i miała dar zgadywania, które słowa zabolą cię najbardziej. Draco miał ją na celowniku od pierwszego dnia - oraz Pansy, naturalnie. Ale Tracey dowiodła, że jest ich warta i Theo zaczął za nią podążać.

- Nie zapomniałaby ciebie. Ani mnie. Znamy ją, co nie? Jesteśmy jej najlepszymi przyjaciółmi.

A co to była za próba, by się do niej zbliżyć. Tracey, pomimo swojego urodzenia, była bardzo nieznośna. Tak zaparzona w siebie, że za pierwszym razem potraktowała Theo tak ostro jak Draco. Theo nalegał i obiecał nauczyć ją wszystkiego o magicznym świecie - tradycje, które są nieodzowną częśćią Slytherinu - więc ona stopniowo zaczęła go do siebie dopuszczać. Poznawanie jej było tak powolne jak zaloty u dobrze urodzonej szlachcianki, z wyjątkiem rodziców - Tracy była swoim własnym opiekunem. Stąpał ostrożnie wokół tematów, które ją irytowały i równie ostrożnie odmierzał odpowiednią ilość pochlebstw, żartów i pytań. Ale ona stawała się coraz mniej oziębła, dopóki nie był w stanie wykrzesać z niej szczerego śmiechu. Jej śmiech był piękny. Zadziwiało go to, jak mogła być tak pogodna przy nim, a tak okrutna przy Draco.

Draco, który był tak nieczuły przy Theo, że za każdym razem kiedy widział pogardliwy wzrok, kpiący uśmieszek czy przewrót oczami, gotowala się w nim krew. Było tak jkaby wcale nie byli przyjaciółmi od szóstego roku życia. Draco traktował go w taki sam sposób jak całą resztę, a w zamian, Theo zadawał się z ludźmi jak Blaise czy Tracey, których Draco nienawidził.

- Wiem o tym. - powiedziała Astoria – I to sprawia, że wszystko jest jeszcze bardziej przerażające. Niemal mam nadzieję, że zapomniała, bo... bo...

Bo druga opcja jest dużo gorsza.

- Dlaczego się nie pokazała, Theo? - zapytała Astoria – Wojna się skończyła, a Sam-Wiesz-Kto nie żyje. Już nie ma powodu by się ukrywać. Chyba, że...
- Nie mów tak. - powiedział ostro – Jest wiele powodów. Nie wiesz, co ona teraz robi.

Podczas ich drugiego roku, roku, w którym otwarto Komnatę Tajemnic, Tracey była przerażona. Draco ciągle gnębił ją z tego powodu – tego Theo nigdy nie zapomni. Jej odzywki stały się jeszcze ostrzejsze, ale nie w stosunku do theo. Dla niego była milsza. Na drugim roku po raz pierwszy robaczył ją płaczącą.

- Mam nadzieję, że jest szczęśliwa. - powiedziała cicho Astoria. Już się uspokoiła, jej głos był bardziej pewny – Mam nadzieję, że jeszcze ją zobaczymy.

Na ich trzecim roku, tylko Draco i Theo ze Slytherinu wybrali Numerologię. Na pierwszej lekcji, Draco usiadł obok swojego starego przyjaciela i powiedział ciepłym głosem, którego Theo nie słyszał odkąd zaczęli Hogwart: Siema, stary. Jesteś tam gdzie obiecałeś.

I Theo wybaczył mu wszystko w ciągu dwóch sekund. Kiedy mieli siedem lat, razem przysięgli, że będą w tym samym domu w Hogwarcie i wybiorą takie same przedmioty. Theo zastanawiał się czy naprawdę jest tak słaby by tak szybko wybaczyć komuś, z kim ledwie zamienił słowo przez ostatnie dwa lata.

Był.

Rozmowa w dormitorium poszła i nieco lżej i Theo zdołał przekonać przyjaciela by ten „odpuścił trochę Tracey”. Ale wtedy Tacey zaczęła krzyczeć na Theo niemal tak często jak się z nim śmiała, a anprawdę krzyczała dosyć dużo i głośno kiedy Theo zaczął znów zadawać się z Draco. Już wtedy udało jej się wspiąć dużo wyżej w Slytherinie nawet rozwijając coś w rodzaju przyjaźni z dwa lata młodszą arystokratką – Astorią Greengrass. Walczyła o to zacięcie. Udało jej się ustawić się w tej samej linii co czystokrwiści i półkrwi Ślizgoni i oni wszyscy nienawidzili jej za to.

- Naprawdę ją kochasz, prawda? - zapytała Astoria.

Nigdy nie chodziło o miłość, ale o potrzebę. Podczas ich piątego roku, zaraz po jedej z ich kłótni, Tracey go pocałowała. Theo nigdy wcześnie nie rozmyślał zbyt poważnie o dziewczynach, ale po tym, jedyne o czym potrafił myśleć to uczucie ust Tracey na swoich, ogniste i domagające się uwagi, bo taka była Tracey. Jej siła była pierwszym co go do niej przyciągnęło i to go przy niej utrzymało.

A potem zaczęła się wojna.

- Jeśli tylko rzeczy wyglądałyby inaczej... - wyszeptała Astoria.

Szlama w Slytherinie. Ci, którzy właśnie zaczęli tolerować Tracey, teraz zwrócili się przeciw niej, agresywnie. Theo znalazł ją zapłakaną dwa razy i uderzyło go to bardziej niż gdyby zobaczył ją zakrwawioną. Jej siła była wtedy tak delikatna jak szkło. Prawie ją wtedy opuścił, ale człowieczeństwo mu nie pozwoliło i zamiast tego, jeszcze bardziej się do niej zbliżył.

I wtedy, jednego dnia podczas ich szóstego roku, Tracey zniknęła. Nie pokazała się na śniadaniu w Wielkiej Sali. Nie pokazała się na zajęciach. I kiedy Theo poszedł do Skrzydła Szpitalnego z nieprzyjemnym uczuciem wkręcającym się w jego brzuch, tam też jej nie znalazł. Mugolaki znikały od tygodni, ale Theo nie śmiał wspomnieć o tym Tracey.

Nie otrzymała lub zdecydowała się nie odpowiadać na jego sowy. Rozpłynęła się w powietrzu. Żaden inny szóstoklasista nie wspomniał o tym, a Theo niemal rozchorował się ze zmartwienia w ciągu kolejnego miesiąca. I wtedy napisała do niego list. Tylko jeden. Tylko trzy słowa. Zwięzły i niemal ostry, jak ona. Jestem bezpieczna. Przeżyj.

Rzucił się życiu w ramiona, ucząc się wydajnie, śmiejąc się z Draco. W sekrecie, nadał głębszy sens słowom Tracey i zaczął podpytywać Draco o Czarną Magię – Draco wiedział o niej najwięcej z nich wszystkich. Zaczął czytać książki o tym, jak się przed nią bronić. Na siódmym roku, złapano go na „pożyczaniu” z Działu Ksiąg Zakazanych więc Carrow'owie postanowili ukarać go podczas zajęć. Draco został wybrany by rzucić klątwę więc przeciął jego skórę i pozostawił po sobie groteskową bliznę. Theo stał prosto, nieprzytrzymywany, a jego oczy wyzywały Draco by to zrobił.

Tej nocy widział Draco płaczącego po raz pierwszy. I może wybaczyłby mu szybciej gdyby nie słowa Tracey, nadal brzmiące w jego głowie.

Przeżyj, napisała.

I przeżył. Zrobił nawet więcej. Nauczył się i dojrzał, fizycznie i psychicznie. Dorósł. Przeżyj. Ale czy Tracey przeżyła? Nie odezwała się od czasu tych trzech słów, siemiu sylab, które wysłała ponad rok temu. Nie pokazała się w Hogwarcie ani podczas odbudowy, ani podczas świętowania. Nie przyjechała nawet na rok szkolny.

Jestem bezpieczna. Trzymał się tych słów jak koła ratunkowego, często wyciągając list w nocy by czytać go w kółko dopóki nie usnął. Była bezpieczna. Dlaczego jeszcze nie wyszła z ukrycia? Proszę, niech ona nie będzie martwa. Może Voldemort ją dopadł.

- Jest bezpieczna. - powiedziała Astoria, powtarzając jego myśli. Teraz jej głos był niski i spokojny – Jest bezpieczna i to wszystko ma jakieś logiczne wytłumaczenie, i na pewno znów ją zobaczymy. Już niedługo.

Delikatnie się od niego odsunęła i spojrzała na niego swoimi wilgotnymi oczami. Jej wzrok sprawił, że czuł się nieswojo. Była małą dziewczynką, bardzo szczupłą, ale sposób w jki chodziła sprawiał, że zdawało się, że jest wyższa. Jej oczy lśniły inteligencją. Pomimo swojej przyjaźnia z Tracey, nigdy nie zbliżył się go Astorii. Była śliczna, ale siła i piękno Tracey przyciemniało jej delikatność i Theo nigdy nie poświęcał jej zbyt wiele uwagi.


- Cóż. - powiedział – Kiedy znów cię zobaczy, będzie chciała wiedzieć dlaczego uciekasz z zajęć, głupiutka dziewczyno. - delikatnie trącił ją łokciem przez co wstała – Uciekaj Tory. - powiedział, używając przezwiska, które wymyśliła jej Tracey – Na hebrologię.


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

6 komentarzy:

  1. No nie spodziewałam się, że do opowiadania zostanie wplątany kolejny wątek :) Ale jak zwykle podoba mi się! Nie mogłoby być inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie też było to dosyć niespodziewane. Sama autorka twierdzi, że jest zafascynowana postacią Theo i chciała go jak najwięcej w opowiadaniu :)

      Usuń
  2. Wow :D czegoś takiego.to się nie spodziewałam.....ale jak zwykle jest cudownie mimo tych kilku literówek ;)
    Weny:D
    Pozdrawiam,Lili:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się poprawić! :) Dzięki za zwrócenie uwagi.

      xoxo
      Lexie

      Usuń
  3. To jest najlepszy rozdzial z calego opowiadania.. Czytam go drugi raz i nie moge powstrzymac wzruszenia ;( Ladnie przetlumaczone ;DDD
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez jakoś tak lubię ten rozdział. Pomimo tego, że trochę ciężko mi się go tłumaczyło. Dlatego niezmiernie doceniam pozytywne opinie :) Dzięki.

      xoxo
      Lexie

      Usuń

Calliste Bajkowe szablony