wtorek, 3 grudnia 2013

Cena zwycięstwa. Rozdział 37




Rozdział 37
Nie wypowiadaj tego słowa
3 luty 1999

-Theo… - powiedział nagle Draco – Czy ty nadal mnie nienawidzisz?

Draco siedział w Pokoju Wspólnym po raz pierwszy od około tygodnia. Nie pokazywał się tutaj od wielu dni. Był zbyt zajęty próbami przekonania Granger do rozmowy z nim i właśnie zdał sobie sprawę z tego, że to już przegrana walka. Teraz rozłożył się na kanapie, opierając brodę na dłoni. Wyraz jego twarzy był zimny, odpychający. Temperatura podskoczyła o kilka stopni, w końcu był luty, ale Pokój Wspólny nadal był chłodny więc większość Ślizgonów wybrała miejsca przy kominku. Ten kąt pomieszczenia był niemal opuszczony. Pansy usiadła obok Draco. Jej wyraz twarzy był niemożliwy do odczytania, ale Theo myślał, że zna jej myśli. Byli podobni do siebie na wiele sposobów, on i Pansy. Tak bardzo przywiązani do cholernego Draco Malfoy’a… Co takiego w nim było? Przyciągał do siebie ludzi tylko po to, by ich od siebie odrzucić kiedy się nimi znudził, a pomimo tego, oni nadal wracali kiedy ich potrzebował. Jaki był w tym sens? Co takie Draco kiedykolwiek zrobił, że zasłużył sobie na ich lojalność?

- Nie nienawidzę cię. – powiedział wreszcie Theo, ponieważ pomimo tego, że jego relacja z Draco była nieco pogmatwana, tego jednego był pewien.

Draco był Ślizgonem. Był lojalny tylko wobec siebie. Na początku, Theo nie miał nic przeciwko temu. Wiedział to od samego początku. Przyjaźnił się z chłopcem, który go akceptował tylko dlatego, że nie mógł go unikać. Kiedy przybyli do Hogwartu, został porzucony, a potem znów przygarnięty kiedy Draco go potrzebował.

Theo dorastał z silnym poczuciem tego, co jest dobre, a co złe i czarno-białym spojrzeniem na otaczający go świat. Draco również, ale czerń Theo była bielą Draco. Robił te wszystkie złe rzeczy myśląc, że są dobre dopóki nie wpakował się w bagno, z którego już nie mógł się wycofać. Dołączył do Śmierciożerców i zanurzył ręce we krwi. I Draco był jedynym, którego ojciec wyszedł z Ministerstwa bez szwanku, spędzając jedynie kilka tygodni w Azkabanie, podczas gdy ojciec Theo gnił w celi.

Jednak nadal, Theo nie potrafił nienawidzić swojego najlepszego przyjaciela. Wiedział, że Draco nie jest taki zły. Weźmy na przykład Pansy. Na początku, Theo sądził, że go denerwuje, ale tak naprawdę, Pansy zajmował specjalne miejsce w sercu Draco. Mogło jej się upiec mówienie Draco rzeczy, których nikt inny nie mógł powiedzieć. Całej palety rzeczy. Kocham cię lub Draco Malfoy, jesteś totalnym i skończonym idiotą. Draco zawsze się o nią troszczył. Prawdopodobnie – raczej na pewno – bardziej niż o Theo. Jej obecność pomagała mu w byciu dumnym  i władczym, lub spokojnym i uroczym. Jej lojalność była niewzruszona. Jej przyjaźń mocna i niezmienna. W przeciwieństwie do mojej, pomyślał gorzko Theo. Ale z drugiej strony, Draco też nie był zbyt wierny, prawda?

- Masz więcej powodów by mnie nienawidzić niż Granger. – powiedział Draco, patrząc obojętnie w przestrzeń.

Więc o to chodziło. Theo poczuł ukłucie irytacji, ponieważ uwaga Draco znów nie była skupiona na nim. Podejrzewał, ze powinien być zadowolony, że Draco potrafił tak się o kogoś martwić, tak jak martwił się o Pansy. To znaczyło, że nadal jest człowiekiem.

- Nigdy tak naprawdę jej nie skrzywdziłem. Nie fizycznie.

Ręka Theo powędrowała do jego gardła. Czy kiedykolwiek będzie w stanie o tym zapomnieć? Przeszywający wzrok Pansy zauważył ten ruch i dziewczyna rzuciła mu ostre spojrzenie. Draco nie mówił Pansy wszystkiego, ale jednak wiedziała o nim wszystko. Theo próbował wyglądać niewinnie i podrapał się po karku, mając nadzieję, ze wygląda to na przypadkowy ruch.

- Więc nadal z tobą nie rozmawia? – zapytał, próbując utrzymać spokojny głos.
- Nie, nie rozmawia. Nawet na mnie nie patrzy.

Pansy była cicho, niezwyczajnie cicho. Jeśli chodziłoby o kogoś innego, wyciągnęłaby rękę, pogłaskała Draco po plecach i powiedziała coś pocieszającego. Ale na dźwięk nazwiska Granger, zesztywniała. Theo rozumiał jej urazę do dziewczyny, ale mógł powstrzymać się przed rozmyślaniem czy czasem w tej całej mieszance nie było również odrobiny zazdrości.

- Cóż. – powiedziała, próbując brzmieć normalnie – Nie codziennie dowiadujesz się, że twój przyjaciel jest mordercą.

Draco spojrzał mu w oczy.

- Jesteś pewien, że mnie nie nienawidzisz?
- Przepraszam.
- Myślałem, ze wie. – powiedział Draco – To znaczy… Kto nie wiedział? To nie był przecież żaden sekret.

Pansy nie mogła już wytrzymać.

- Próbowałeś utrzymać to w sekrecie. – wybuchła – Na szóstym roku, nie chciałeś…
- Tak, ale później… - powiedział zniecierpliwiony Draco – Każdy wiedział, prawda?

To był pierwszy raz kiedy Theo widział Draco przerywającego Pansy.

- Cóż… Było trudno się togo nie domyślać. – powiedziała sztywno Pansy, widocznie urażona – Z rodzeństwem Carrow wysługującym się tobą i ludźmi nagle kończącymi z krwawymi ranami kiedykolwiek stanęli ci na drodze.

Znowu, Theo zamarł bezwiednie i znowu Pansy przyłapała go na nagłym ruchu. Rzuciła mu znaczące spojrzenie.

- Więc nie wiedziała. – powiedział Theo by odwrócić jej uwagę od jego ręki… jego karku – I teraz już wie. I co z tego, Draco? Ona nawet nie była twoją przyjaciółką. – nie taką jaką była Pansy.

- Przynajmniej to jest jasne. – powiedział Draco – Wiesz co, Theo? Masz rację. Nie mam pojęcia dlaczego mnie to tak męczy, ale jednak męczy. – wzruszył ramionami – Ona po prosu sprawia, że czuję… że jestem coś wart w jakiś sposób. Pewnie dlatego, że nie wiedziała, co zrobiłem. – pokręcił głową i zaśmiał się gorzko – To głupie, naprawdę.
- Naprawdę.
- Jednak chciałbym żeby chociaż ze mną porozmawiała. – kontynuował – Teraz jest tak, jakby nawet nie była na mnie zła. Bardziej jak wystraszona. Jeśli by po prostu spojrzała mi w oczy i powiedziała, że mnie nienawidzi, to byłoby w porządku. Mógłbym z tym żyć. Prawdopodobnie mógłbym ją nienawidzić jeśli bym się postarał. Ale ona nawet na mnie nie spojrzy.
- Znam to uczucie. – Pansy i Theo powiedzieli w tym samym momencie.

~-o-~

Wiedział, że nie mieli nic konkretnego na myśli, nie chcieli przysporzyć mu wyrzutów sumienia. Ale ten spokojny ton, w jakim wypowiedzieli te słowa, w perfekcyjnej synchronizacji, spowodowały ostry ból gdzieś w środku. Był czas kiedy mógł na nich spojrzeć i wymusić z siebie uśmiech. Teraz musiał zmuszać się by spojrzeć im w oczy. W pewien sposób, fakt, że go nie obwiniali, wszystko pogarszał. Czuł się przez to jeszcze bardziej bezwartościowy, nie wart ich. Nigdy wcześniej się tak nie czuł. Pansy była jego przyjaciółką od zawsze i zawsze czuł, że są siebie warci. Theo był kłótliwy i niezależny. Umawiał się i przyjaźnił z dziewczyną, która nienawidziła Draco. Draco nigdy nie martwił się, ze nie zasługuje na Theo, ponieważ Theo wiedział jak podejmować własne decyzje. Jednak teraz, rozmyślał na temat swojego przyjaciela. Już nie chodziło o decyzje, chodziło o rozsądek. Theo miał wiele powodów by go nienawidzić, a jednak tego nie czuł.

„Znam to uczucie.” Co mieli przez to na myśli? Czy naprawdę ich aż tak ignorował przez ostatnie lata? W przypadku Theo, przesłanie było oczywiste. Całkowicie go odepchnął w czasie pierwszych lat Hogwartu. Ale Pansy… Pansy była tą, która odrzuciła Draco. Oczywiście, zasłużył sobie na to po tym jak ją potraktował, ale nigdy jej nie ignorował. Nigdy. Chyba, że….

„Na szóstym roku nie chciałeś…” Nie pozwolił jej dokończyć zdania, ale teraz to do niego powróciło. Co miała zamiar powiedzieć? „Nie chciałeś ze mną rozmawiać”. To była prawda. Tego roku trzymał ją na odległość ręki, ale to było dla jej dobra, prawda? Nie musiała uczestniczyć w tym bagnie, w które się wpakował. Chciał by pozostała czysta, nieskalana, perfekcyjna. Niewinna.

„Nie jestem twoją lalką, Draco.” Powiedziała mu raz podczas ich siódmego roku. „Nie ochraniasz mnie. My chronimy siebie nawzajem.” Nie uszanował tego, to było pewne.

- Przepraszam. – powiedział wreszcie, podnosząc wzrok na przyjaciół.
- Wiem. – powiedzieli w tym samym momencie.

Uśmiechnął się delikatnie. To było trochę śmieszne.

- Słuchaj, Draco. – powiedział spokojnie Theo – Wiemy kim jesteś i nadal jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Przestań myśleć o tej dziewczynie. Ona nie ma znaczenia.

Gdyby nie Duce, Draco w końcu by się poddał i zaakceptował ten fakt. Theo potrafił być bardzo przekonujący. Niestety, Duce słuchał ich rozmowy. Duce był piątoklasistą, który myślał, że jest najważniejszy i działał wszystkim na nerwy. To nigdy nie jest dobra rzecz kiedy musisz dzielić dormitorium i Pokój Wspólny z grupą Ślizgonów. Jednak był dobry w stawaniu się niewidzialnym kiedy tego chciał i właśnie teraz to zrobił, siedząc cicho w fotelu nieopodal trójki przyjaciół. Już wpakował się w kilka bójek w tym roku. Zwykle z głupich powodów. I teraz widocznie pragnął następnej.  Dzieciak uwielbiał dokuczanie i gnębienie, ale był słaby kiedy dochodziło do konkretnej walki. W tym roku wylądował w Skrzydle Szpitalnym już trzy razy.

- Kim jest ‘ona’? – zapytał Duce.
- To tylko dziewczyna, o której nawija od rozpoczęcia roku. – powiedziała Pansy.
- Och. Słyszałem o tym.

Salazarze, czy wszyscy już wiedzieli?

- Masz na myśli Szlamę? – kontynuował bezceremonialnie Duce, co zamroziło krew w żyłach Draco.

Jego reakcja była instynktowa i sto razy bardziej oczywista niż podczas podróży w Ekspresie Hogwart. Podniósł się w mgnieniu oka, jego ręka wystrzeliła do przodu by złapać piątoklasistę za krawat. Brutalnie przyciągnął go bliżej tak, że niemal stykali się nosami.

- Nie wypowiadaj tego słowa. – wysyczał, zabierając swoją dłoń.
- Draco, nie! – wykrzyknęła Pansy, ruszając do przodu.

Zobaczył przerażenie w oczach dzieciaka chwilę przed tym jak jego pięść wylądowała na jego policzku z satysfakcjonującym odgłosem. Szybko cofnął rękę. Duce wykrzyknął i zacisnął mocno oczy, czekając na kolejny cios.

Nigdy nie nadszedł.

Draco odwrócił głowę by spojrzeć na Theo, którego smukłe palce mocno ściskały jego nadgarstek, nie pozwalając Draco ruszyć ręką. Jego wyraz twarzy był jak zwykle pusty, ale Draco wiedział lepiej. Wiedział jak go odczytać. W oczach przyjaciela widział przebłyski tego samego przerażenia, które było widoczne u Duce.

- Puść mnie. – wysyczał.
- Odpuść mu, Draco. – powiedział Theo – To tylko dzieciak. On nie…
- Puść mnie! – powtórzył Draco, próbując się uwolnić.

Ślad bólu przemknął po twarzy Theo.

- Nie. – powiedział. Po czym zaczął wykręcać ramię Draco do tyłu.

To był taki rodzaj ruchu jaki starsi bracia używają by przywołać do porządku młodsze rodzeństwo. To działało, oczywiście. Ból w jego ramieniu i ręce zmusił Draco do puszczenia Duce i odwrócenia się by odkręcić ramię. Kątem oka widział jak dzieciak ucieka. Theo momentalnie go puścił i cofnął się.

Draco rzucił się do przodu i przycisnął go do ściany za nim.

- Dlaczego to zrobiłeś.?

Theo spojrzał spokojnie w jego oczy. To była rzecz, która zawsze wytrącała Draco z równowagi. Rzecz, dzięki której w wieku sześciu lat zadecydował, że są równi. Kiedy Draco szybko tracił kontrolę i stawał się agresywny kiedy się złościł, Theo nigdy nie tracił równowagi. Nawet kiedy ręce Draco mocno ściskały jego ramiona i przyciskały je do kamiennej ściany. Poczuł wyrzuty sumienia i puścił go kiedy pomyślał o bólu w nadgarstku.

- Co miałeś zamiar mu zrobić? – zapytał Theo miękko , głosem tak cichym by nikt więcej w Pokoju Wspólnym go nie usłyszał.. A potem dodał – Nigdy nie sądziłem, że pałasz się mugolskim bijatykami. Znasz przecież tak wiele Czarnomagicznych zaklęć…

A Theo wiedział o tym z pierwszej ręki. Niemal nieświadomie, Draco jeszcze bardziej odsunął się od Theo.

- Co miałeś zamiar mu zrobić? – powtórzył Theo.

Skrzywdzić go, wyszeptało coś w Draco. Chciał, potrzebował skrzywdzić tego dzieciaka za powtarzanie kłamstw, które powtarzano sobie wokół, za powtarzanie jednego słowa, które Draco nadużywał przez lata. Opuścił ręce.

Rozejrzał się po Pokoju Wspólnym, napotykając wzrok kilku osób, które zdecydowały się tu pozostać po jego wybuchu. Jedynie siódmoklasiści. Pansy i Goyle. W wyrazie twarzy obojgu z nich można było dostrzec niechęć i szok. Nawet Blaise. Zimny, spokojny Blaise. Nawet on wyglądał na nispokojnego. Draco spojrzał na Theo i poczuł się źle widząc współczucie w jego oczach.

Odwrócił się na pięcie i wyszedł z Pokoju Wspólnego.

~-o-~

Nie mógł pójść do biblioteki. Hermiona mogłaby tam być. A nawet jeśli jej tam nie było, nie mógłby się tam skupić. Podnosiłby wzrok za każdym razem kiedy ktoś otworzyłby drzwi, zastanawiając się, czy to ona. Więc poszedł do Pokoju Życzeń. Pokoju, w którym prawie umarł. Pokoju, w którym Crabbe umarł po podłożeniu w nim ognia. Draco nie był tu od czasu Bitwy. Nie czuł potrzeby. Pokój Życzeń nigdy nie był miejscem, które lubił.  Poznał go lepiej podczas swojej szóstej klasy, ale nadal go nienawidził. Nienawidził sekretów, kłamstw, intryg.

Kiedy drzwi się ukazały, niemal się na nie rzucił.


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

***

Znów przepraszam za tak długą nieobecność. Niestety, w najbliższym czasie, sytuacja raczej się nie poprawi. Czeka mnie kończenie Courseworków i egzamin z Materials and Mechanics... So not good... :(

Mam nadzieję, że wam się podobało :D
Jak idą przygotowania do świąt?

Już miałam klikać 'Opublikuj', kiedy przypomniałam sobie, że miałam podzielić się z wami piosenką, na punkcie której ostatnio wariuję.  >klik< 

xoxo
Lexie
Calliste Bajkowe szablony