Rozdział 37
Nie
wypowiadaj tego słowa
3 luty 1999
-Theo…
- powiedział nagle Draco – Czy ty nadal mnie nienawidzisz?
Draco
siedział w Pokoju Wspólnym po raz pierwszy od około tygodnia. Nie pokazywał się
tutaj od wielu dni. Był zbyt zajęty próbami przekonania Granger do rozmowy z
nim i właśnie zdał sobie sprawę z tego, że to już przegrana walka. Teraz
rozłożył się na kanapie, opierając brodę na dłoni. Wyraz jego twarzy był zimny,
odpychający. Temperatura podskoczyła o kilka stopni, w końcu był luty, ale Pokój
Wspólny nadal był chłodny więc większość Ślizgonów wybrała miejsca przy
kominku. Ten kąt pomieszczenia był niemal opuszczony. Pansy usiadła obok Draco.
Jej wyraz twarzy był niemożliwy do odczytania, ale Theo myślał, że zna jej
myśli. Byli podobni do siebie na wiele sposobów, on i Pansy. Tak bardzo
przywiązani do cholernego Draco Malfoy’a… Co
takiego w nim było? Przyciągał do siebie ludzi tylko po to, by ich od siebie
odrzucić kiedy się nimi znudził, a pomimo tego, oni nadal wracali kiedy ich
potrzebował. Jaki był w tym sens? Co takie Draco kiedykolwiek zrobił, że
zasłużył sobie na ich lojalność?
- Nie
nienawidzę cię. – powiedział wreszcie Theo, ponieważ pomimo tego, że jego
relacja z Draco była nieco pogmatwana, tego jednego był pewien.
Draco
był Ślizgonem. Był lojalny tylko wobec siebie. Na początku, Theo nie miał nic
przeciwko temu. Wiedział to od samego początku. Przyjaźnił się z chłopcem,
który go akceptował tylko dlatego, że nie mógł go unikać. Kiedy przybyli do
Hogwartu, został porzucony, a potem znów przygarnięty kiedy Draco go
potrzebował.
Theo
dorastał z silnym poczuciem tego, co jest dobre, a co złe i czarno-białym
spojrzeniem na otaczający go świat. Draco również, ale czerń Theo była bielą
Draco. Robił te wszystkie złe rzeczy myśląc, że są dobre dopóki nie wpakował
się w bagno, z którego już nie mógł się wycofać. Dołączył do Śmierciożerców i
zanurzył ręce we krwi. I Draco był jedynym, którego ojciec wyszedł z
Ministerstwa bez szwanku, spędzając jedynie kilka tygodni w Azkabanie, podczas
gdy ojciec Theo gnił w celi.
Jednak
nadal, Theo nie potrafił nienawidzić swojego najlepszego przyjaciela. Wiedział,
że Draco nie jest taki zły. Weźmy na przykład Pansy. Na początku, Theo sądził,
że go denerwuje, ale tak naprawdę, Pansy zajmował specjalne miejsce w sercu
Draco. Mogło jej się upiec mówienie Draco rzeczy, których nikt inny nie mógł
powiedzieć. Całej palety rzeczy. Kocham
cię lub Draco Malfoy, jesteś totalnym
i skończonym idiotą. Draco zawsze się o nią troszczył. Prawdopodobnie –
raczej na pewno – bardziej niż o Theo. Jej obecność pomagała mu w byciu
dumnym i władczym, lub spokojnym i
uroczym. Jej lojalność była niewzruszona. Jej przyjaźń mocna i niezmienna. W przeciwieństwie do mojej, pomyślał
gorzko Theo. Ale z drugiej strony, Draco też nie był zbyt wierny, prawda?
- Masz
więcej powodów by mnie nienawidzić niż Granger. – powiedział Draco, patrząc
obojętnie w przestrzeń.
Więc o
to chodziło. Theo poczuł ukłucie irytacji, ponieważ uwaga Draco znów nie była
skupiona na nim. Podejrzewał, ze powinien być zadowolony, że Draco potrafił tak
się o kogoś martwić, tak jak martwił się o Pansy. To znaczyło, że nadal jest
człowiekiem.
-
Nigdy tak naprawdę jej nie skrzywdziłem. Nie fizycznie.
Ręka
Theo powędrowała do jego gardła. Czy kiedykolwiek będzie w stanie o tym
zapomnieć? Przeszywający wzrok Pansy zauważył ten ruch i dziewczyna rzuciła mu
ostre spojrzenie. Draco nie mówił Pansy wszystkiego, ale jednak wiedziała o nim
wszystko. Theo próbował wyglądać niewinnie i podrapał się po karku, mając
nadzieję, ze wygląda to na przypadkowy ruch.
- Więc
nadal z tobą nie rozmawia? – zapytał, próbując utrzymać spokojny głos.
- Nie,
nie rozmawia. Nawet na mnie nie patrzy.
Pansy
była cicho, niezwyczajnie cicho. Jeśli chodziłoby o kogoś innego, wyciągnęłaby
rękę, pogłaskała Draco po plecach i powiedziała coś pocieszającego. Ale na
dźwięk nazwiska Granger,
zesztywniała. Theo rozumiał jej urazę do dziewczyny, ale mógł powstrzymać się
przed rozmyślaniem czy czasem w tej całej mieszance nie było również odrobiny
zazdrości.
- Cóż.
– powiedziała, próbując brzmieć normalnie – Nie codziennie dowiadujesz się, że
twój przyjaciel jest mordercą.
Draco
spojrzał mu w oczy.
-
Jesteś pewien, że mnie nie nienawidzisz?
-
Przepraszam.
-
Myślałem, ze wie. – powiedział Draco – To znaczy… Kto nie wiedział? To nie był przecież żaden sekret.
Pansy
nie mogła już wytrzymać.
-
Próbowałeś utrzymać to w sekrecie. – wybuchła – Na szóstym roku, nie chciałeś…
- Tak,
ale później… - powiedział zniecierpliwiony Draco – Każdy wiedział, prawda?
To był
pierwszy raz kiedy Theo widział Draco przerywającego Pansy.
- Cóż…
Było trudno się togo nie domyślać. – powiedziała sztywno Pansy, widocznie
urażona – Z rodzeństwem Carrow wysługującym się tobą i ludźmi nagle kończącymi
z krwawymi ranami kiedykolwiek stanęli ci na drodze.
Znowu,
Theo zamarł bezwiednie i znowu Pansy przyłapała go na nagłym ruchu. Rzuciła mu
znaczące spojrzenie.
- Więc
nie wiedziała. – powiedział Theo by odwrócić jej uwagę od jego ręki… jego karku
– I teraz już wie. I co z tego, Draco? Ona nawet nie była twoją przyjaciółką. – nie taką jaką była
Pansy.
-
Przynajmniej to jest jasne. – powiedział Draco – Wiesz co, Theo? Masz rację.
Nie mam pojęcia dlaczego mnie to tak męczy, ale jednak męczy. – wzruszył
ramionami – Ona po prosu sprawia, że czuję… że jestem coś wart w jakiś sposób.
Pewnie dlatego, że nie wiedziała, co zrobiłem. – pokręcił głową i zaśmiał się
gorzko – To głupie, naprawdę.
-
Naprawdę.
-
Jednak chciałbym żeby chociaż ze mną porozmawiała. – kontynuował – Teraz jest
tak, jakby nawet nie była na mnie zła. Bardziej jak wystraszona. Jeśli by po
prostu spojrzała mi w oczy i powiedziała, że mnie nienawidzi, to byłoby w
porządku. Mógłbym z tym żyć. Prawdopodobnie mógłbym ją nienawidzić jeśli bym
się postarał. Ale ona nawet na mnie nie spojrzy.
- Znam
to uczucie. – Pansy i Theo powiedzieli w tym samym momencie.
~-o-~
Wiedział,
że nie mieli nic konkretnego na myśli, nie chcieli przysporzyć mu wyrzutów
sumienia. Ale ten spokojny ton, w jakim wypowiedzieli te słowa, w perfekcyjnej
synchronizacji, spowodowały ostry ból gdzieś w środku. Był czas kiedy mógł na
nich spojrzeć i wymusić z siebie uśmiech. Teraz musiał zmuszać się by spojrzeć
im w oczy. W pewien sposób, fakt, że go nie obwiniali, wszystko pogarszał. Czuł
się przez to jeszcze bardziej bezwartościowy, nie wart ich. Nigdy wcześniej się
tak nie czuł. Pansy była jego przyjaciółką od zawsze i zawsze czuł, że są
siebie warci. Theo był kłótliwy i niezależny. Umawiał się i przyjaźnił z
dziewczyną, która nienawidziła Draco. Draco nigdy nie martwił się, ze nie
zasługuje na Theo, ponieważ Theo wiedział jak podejmować własne decyzje. Jednak
teraz, rozmyślał na temat swojego przyjaciela. Już nie chodziło o decyzje,
chodziło o rozsądek. Theo miał wiele powodów by go nienawidzić, a jednak tego
nie czuł.
„Znam to uczucie.” Co mieli przez to na
myśli? Czy naprawdę ich aż tak ignorował przez ostatnie lata? W przypadku Theo,
przesłanie było oczywiste. Całkowicie go odepchnął w czasie pierwszych lat
Hogwartu. Ale Pansy… Pansy była tą, która odrzuciła Draco. Oczywiście, zasłużył
sobie na to po tym jak ją potraktował, ale nigdy jej nie ignorował. Nigdy.
Chyba, że….
„Na szóstym roku nie chciałeś…” Nie
pozwolił jej dokończyć zdania, ale teraz to do niego powróciło. Co miała zamiar
powiedzieć? „Nie chciałeś ze mną
rozmawiać”. To była prawda. Tego roku trzymał ją na odległość ręki, ale to
było dla jej dobra, prawda? Nie musiała uczestniczyć w tym bagnie, w które się
wpakował. Chciał by pozostała czysta, nieskalana, perfekcyjna. Niewinna.
„Nie jestem twoją lalką, Draco.” Powiedziała
mu raz podczas ich siódmego roku. „Nie
ochraniasz mnie. My chronimy siebie nawzajem.” Nie uszanował tego, to było
pewne.
-
Przepraszam. – powiedział wreszcie, podnosząc wzrok na przyjaciół.
-
Wiem. – powiedzieli w tym samym momencie.
Uśmiechnął
się delikatnie. To było trochę
śmieszne.
-
Słuchaj, Draco. – powiedział spokojnie Theo – Wiemy kim jesteś i nadal jesteśmy
twoimi przyjaciółmi. Przestań myśleć o tej dziewczynie. Ona nie ma znaczenia.
Gdyby
nie Duce, Draco w końcu by się poddał i zaakceptował ten fakt. Theo potrafił
być bardzo przekonujący. Niestety, Duce słuchał ich rozmowy. Duce był
piątoklasistą, który myślał, że jest najważniejszy i działał wszystkim na
nerwy. To nigdy nie jest dobra rzecz kiedy musisz dzielić dormitorium i Pokój
Wspólny z grupą Ślizgonów. Jednak był dobry w stawaniu się niewidzialnym kiedy
tego chciał i właśnie teraz to zrobił, siedząc cicho w fotelu nieopodal trójki
przyjaciół. Już wpakował się w kilka bójek w tym roku. Zwykle z głupich
powodów. I teraz widocznie pragnął następnej. Dzieciak uwielbiał dokuczanie i gnębienie, ale
był słaby kiedy dochodziło do konkretnej walki. W tym roku wylądował w Skrzydle
Szpitalnym już trzy razy.
- Kim
jest ‘ona’? – zapytał Duce.
- To
tylko dziewczyna, o której nawija od rozpoczęcia roku. – powiedziała Pansy.
- Och.
Słyszałem o tym.
Salazarze,
czy wszyscy już wiedzieli?
- Masz
na myśli Szlamę? – kontynuował bezceremonialnie Duce, co zamroziło krew w
żyłach Draco.
Jego
reakcja była instynktowa i sto razy bardziej oczywista niż podczas podróży w
Ekspresie Hogwart. Podniósł się w mgnieniu oka, jego ręka wystrzeliła do przodu
by złapać piątoklasistę za krawat. Brutalnie przyciągnął go bliżej tak, że
niemal stykali się nosami.
- Nie wypowiadaj tego słowa. – wysyczał,
zabierając swoją dłoń.
-
Draco, nie! – wykrzyknęła Pansy, ruszając do przodu.
Zobaczył
przerażenie w oczach dzieciaka chwilę przed tym jak jego pięść wylądowała na
jego policzku z satysfakcjonującym odgłosem. Szybko cofnął rękę. Duce
wykrzyknął i zacisnął mocno oczy, czekając na kolejny cios.
Nigdy
nie nadszedł.
Draco
odwrócił głowę by spojrzeć na Theo, którego smukłe palce mocno ściskały jego
nadgarstek, nie pozwalając Draco ruszyć ręką. Jego wyraz twarzy był jak zwykle
pusty, ale Draco wiedział lepiej. Wiedział jak go odczytać. W oczach
przyjaciela widział przebłyski tego samego przerażenia, które było widoczne u
Duce.
- Puść
mnie. – wysyczał.
-
Odpuść mu, Draco. – powiedział Theo – To tylko dzieciak. On nie…
- Puść mnie! – powtórzył Draco, próbując
się uwolnić.
Ślad
bólu przemknął po twarzy Theo.
- Nie.
– powiedział. Po czym zaczął wykręcać ramię Draco do tyłu.
To był
taki rodzaj ruchu jaki starsi bracia używają by przywołać do porządku młodsze
rodzeństwo. To działało, oczywiście. Ból w jego ramieniu i ręce zmusił Draco do
puszczenia Duce i odwrócenia się by odkręcić ramię. Kątem oka widział jak
dzieciak ucieka. Theo momentalnie go puścił i cofnął się.
Draco
rzucił się do przodu i przycisnął go do ściany za nim.
-
Dlaczego to zrobiłeś.?
Theo
spojrzał spokojnie w jego oczy. To była rzecz, która zawsze wytrącała Draco z
równowagi. Rzecz, dzięki której w wieku sześciu lat zadecydował, że są równi.
Kiedy Draco szybko tracił kontrolę i stawał się agresywny kiedy się złościł,
Theo nigdy nie tracił równowagi. Nawet kiedy ręce Draco mocno ściskały jego
ramiona i przyciskały je do kamiennej ściany. Poczuł wyrzuty sumienia i puścił
go kiedy pomyślał o bólu w nadgarstku.
- Co
miałeś zamiar mu zrobić? – zapytał Theo miękko , głosem tak cichym by nikt
więcej w Pokoju Wspólnym go nie usłyszał.. A potem dodał – Nigdy nie sądziłem,
że pałasz się mugolskim bijatykami. Znasz przecież tak wiele Czarnomagicznych
zaklęć…
A Theo
wiedział o tym z pierwszej ręki. Niemal nieświadomie, Draco jeszcze bardziej
odsunął się od Theo.
- Co
miałeś zamiar mu zrobić? – powtórzył Theo.
Skrzywdzić go, wyszeptało coś w Draco.
Chciał, potrzebował skrzywdzić tego
dzieciaka za powtarzanie kłamstw, które powtarzano sobie wokół, za powtarzanie
jednego słowa, które Draco nadużywał przez lata. Opuścił ręce.
Rozejrzał
się po Pokoju Wspólnym, napotykając wzrok kilku osób, które zdecydowały się tu
pozostać po jego wybuchu. Jedynie siódmoklasiści. Pansy i Goyle. W wyrazie
twarzy obojgu z nich można było dostrzec niechęć i szok. Nawet Blaise. Zimny,
spokojny Blaise. Nawet on wyglądał na nispokojnego. Draco spojrzał na Theo i
poczuł się źle widząc współczucie w jego oczach.
Odwrócił
się na pięcie i wyszedł z Pokoju Wspólnego.
~-o-~
Nie
mógł pójść do biblioteki. Hermiona mogłaby tam być. A nawet jeśli jej tam nie
było, nie mógłby się tam skupić. Podnosiłby wzrok za każdym razem kiedy ktoś
otworzyłby drzwi, zastanawiając się, czy to ona. Więc poszedł do Pokoju Życzeń.
Pokoju, w którym prawie umarł. Pokoju, w którym Crabbe umarł po podłożeniu w nim ognia. Draco nie był tu od czasu Bitwy.
Nie czuł potrzeby. Pokój Życzeń nigdy nie był miejscem, które lubił. Poznał go lepiej podczas swojej szóstej
klasy, ale nadal go nienawidził. Nienawidził sekretów, kłamstw, intryg.
Kiedy
drzwi się ukazały, niemal się na nie rzucił.
Mam nadzieję, że wam się podobało :D
Jak idą przygotowania do świąt?