***************
Nie miał pojęcia co go do tego zmusiło – czy były to powtarzające się koszmary, czy utrata apetytu, czy list z Azkabanu informujący, że jego ojciec nie żyje – ale zanim udało mu się zmienić zdanie, znalazł się w Hogwarcie, przed portretem Grubej Damy.
Nie podał hasła, a ona o nie nie zapytała. Po prostu udawali, że siebie nie widzą przez cale 17 niekomfortowych minut, dopóki Hermiona nie wyszła zza rogu.
Zauważyła go. Zatrzymała się.
- Wysłuchaj mnie. - powiedział.
Ona zwęziła oczy.
- Co tutaj robisz?
Nie wiedział.
- Musiałem cię zobaczyć.
- Dlaczego?
On nie wiedział.
- Mój ojciec nie żyje.
Wiedział co chciała powiedzieć - widział jak zaciska szczękę, próbując nie powiedzieć czegoś obraźliwego.
- Moje kondolencje. - powiedziała w końcu.
Przełknął ślinę.
- Możemy porozmawiać?
- Nie sądzę żeby to....
- Granger, proszę.
Widział jak ona zaciska ręce na książkach, które trzymała. Widział jak zaciska usta.
- Chodź za mną.
******************
Pomimo zeszłorocznego pożaru, Pokój Życzeń miał się dobrze.
Poprowadziła go do środka, do dużej czerwonej sofy przed palącym się kominkiem i położyła swoje książki na stoliku do kawy.
- Mów. - powiedziała.
Czekał aż ona usiądzie.
Nie usiadła.
- Słuchaj. - zaczęła - Jesli masz zamiar marnować mój czas...
- Nie mam.
- Więc czego chcesz, Malfoy?
Przełknął ślinę.
- Musiałem cię zobaczyć.
- Już to powiedziałeś.
Gorąco bijące od kominka spowodowało, że zaczął się pocić.
- Czy mogłabyś... czy mogłabyś usiąść, czy coś?
- Nie.
- Dobra. - on usiadł, przerywając ich kontakt wzrokowy żeby popatrzeć na swoje buty - Od jakiegoś czasu mam ten sen…
Czekała aż skończy mówić.
- Sen jest o tym, co się stało w zeszłym roku kiedy szmalcownicy przyprowadzili ciebie, Pottera i Weasleya do mojego domu, a potem moja ciotka... wiesz.
Ona nadal czekała.
- A potem, w moim śnie, ona zmusza mnie do... wiesz. - pomimo ciepła bijącego od kominka, przeszył go zimny dreszcz - I ja...
- Przestań. - brzmiała na wkurzoną. On podniósł na nią wzrok - Przyszedłeś tu żeby mi powiedzieć, że śnisz o torturowaniu mnie?
On nie odpowiedział.
- Jakiej reakcji na coś takiego ode mnie oczekujesz? - oddychała ciężko - Chcesz żebym cię pocieszyła? Powiedziała ci, że to nic takiego? - mocno zacisnęła swoją różdżkę w prawej ręce - Chcesz żebym ci wybaczyła? Pozbyła się części twojego poczucia winy?
- Granger ja...
- Wydaje ci się, że jako jedyny masz sny?
- Nie! - coś zagotowało się w jego żyłach, podrywając go na nogi.
Był prawie o głowę od niej wyższy i podobało mu się to, że musiała odchylić głowę by móc spojrzeć mu w oczy. Podobało mu się to, że miał nad nią taką przewagę. Gniew, który zbierał się w nim przez ostatnie dwa lata zaczął przejmować nad nim panowanie. Draco instynktownie sięgnął w stronę swojej różdżki. Hermiona podążyła wzrokiem za jego ręką.
- Zadowolisz więc swoje fantazje? Przyszedłeś tutaj by mnie torturować?
- Nie.
- Więc chcesz żebym to ja ciebie torturowała? Żebyśmy byli kwita?
- Nie.
- Chcesz żebyśmy razem płakali z powodu śmierci twojego ojca?
- Cieszę się, że nie żyje. - powiedział zanim zdążył się powstrzymać.
- W takim przypadku mamy coś wspólnego! Świat jest zdecydowanie dużo lepszy bez… Malfoy?
Szlochał. Gorąco kominka osuszało łzy na jego policzkach, ale szlochał. Jego ciało się trzęsło. Opadł z powrotem na kanapę. Gniew powodował ból gdzieś w jego brzuchu.
- Cieszę się, że on nie żyje. - powtórzył.
Hermiona obserwowała go przez chwilę, po czym również usiadła.
- Chcesz żebym wyszła? - zapytała.
On tylko pokręcił głową.
- Chcesz żebym…. Pani Pomfrey…
- Nie potrzebuję cholernej Pomfrey.
Siedzieli w ciszy przez kilka minut kiedy on próbował odzyskać kontrolę nad swoim ciałem.
- Przepraszam. - powiedział.
- Nie musisz. To nic….
Przerwał jej.
- Wiesz, że kiedyś mi się bardzo podobałaś?
Uniosła brwi zdziwiona.
- Nie. - odpowiedziała.
On zaśmiał się cicho.
- Kiedy…?
- Lata temu. Chyba na drugim roku. Ale zdecydowanie mi przeszło kiedy dałaś mi w twarz na trzecim.
Uśmiechnęła się szeroko słysząc to.
- Nie mam zamiaru za to przepraszać. - powiedziała.
- Byłaś nieznośna.
- Doganiał kocioł garnkowi, nie sądzisz?
- Może do siebie pasujemy?
Zakładał, że ona zaprzeczy. Chciał żeby zaprzeczyła. Ale nie zrobiła tego.
- Dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś, że ci się podobam? - zapytała.
Charakterystyczny, ale trochę wymuszony uśmieszek pojawił się na jego twarzy.
- Mieliśmy po trzynaście lat. Nie można komuś powiedzieć czegoś takiego mając trzynaście lat.
Oboje wiedzieli, że to nie był prawdziwy powód.
- Ja i tak zawsze lubiłam Freda Weasleya. - powiedziała - Nie umówiłabym się z tobą.
Cisza, która nastała była tylko trochę niezręczna.
- Dlaczego tu wróciłaś? - zapytał.
- Do Hogwartu? Żeby dokończyć moją edukację. - odpowiedziała, wskazując dłonią na swoje książki.
Pokręcił głową.
- Dlaczego tak naprawdę wróciłaś? - zapytał.
Ona westchnęła głośno i zapatrzyła się w ogień na chwilę.
- Sny. - powiedziała w końcu.
- Jakiego rodzaju sny?
- Takiego samego jak twoje. - zamknęła oczy - Ranni i cierpiący ludzie. Umierający ludzie. To uczucie bezradności.
- Dlaczego więc nie wyjechałaś gdzieś daleko? Dlaczego nie zostawiłaś tego wszystkiego za sobą? Dlaczego nie próbowałaś zapomnieć?
Otworzyła oczy.
- Jestem Gryfonką. Nie uciekam przed takimi rzeczami.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Jestem Ślizgonem. Zmęczyło mnie uciekanie.
Znów zapadła cisza.
- Przykro mi z powodu twojego ojca.
- Dzięki.
Znów cisza.
- Czy kiedykolwiek śniłaś o mnie? - zapytał.
- Nie.
Nie mógł zdecydować czy był zawiedziony jej odpowiedzią.
- Ron ze mna zerwał. - powiedziała.
On uniósł brwi zdziwiony.
- Ja… - zaczął.
- Przepraszam. - przerwała mu szybko. Uśmiechnęła się. Ten uśmiech rozpoznał. Tak on sam się uśmiechał. Widział za nim gorycz i ból. Nagle chciał ją pocieszyć. - Nie wiem dlaczego ci to powiedziałam. I tak cię to pewnie nie interesuje.
Wzruszył ramionami.
- Możesz udawać, że ci przykro z powodu mojego ojca więc ja mogę udawać, że mi przykro z powodu Wesleya.
Zamyśliła się.
- Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy tylko we dwoje, prawda?
- Nie sądzę.
- Nie jesteś aż tak bezczelny kiedy nie chcesz zaimponować swoim kumplom. - jej uśmiech zamienił się w bardziej naturalny kiedy to powiedziała - Pomyślałam, że chciałbyś to usłyszeć.
Wybuchli śmiechem w tym samym momencie.
Ogień w kominku trochę przygasł.
- Dlaczego tu jesteś Malfoy?
Wziął głęboki oddech.
- Żeby cię zobaczyć.
- Ale dlaczego?
- Żeby cię zobaczyć Hermiono - drugim razem łatwiej mu było to przyznać na głos.
- Ale nie rozumiem…
- Na Merlina kobieto… A mowią, że jesteś inteligentna. - powiedział i przysunął się do niej na chwilę, uderzając ją lekko ramieniem.
- Więc… - zaczęła niemal szeptem - Jedyną rzeczą, która cię do tej pory zatrzymywała był twój ojciec?
Pokręcił głową.
- Oczywiście, że nie. Oboje wiemy, że to jest trochę bardziej skomplikowana sytuacja.
Zapatrzyła się w ogień.
- Więc dlaczego…
- Nie mam żadnego powodu do cholery. - przerwał jej.
Ona zadrżała lekko, po czym skierowała różdżkę w stronę kominka. Ogień od razu powrócił do oryginalnego rozmiaru, zalewając pokój nową falą ciepła.
- Słuchaj. - zaczął - Nie proszę cię, żebyś była dla mnie kimkolwiek. Po prostu chciałem ci to powiedzieć.
- Dobrze.
Coś w jego klatce piersiowej - coś o czego istnieniu nie miał wcześniej pojęcia - zapadło się.
- Zachowywałem się w stosunku do ciebie jak dupek. - powiedział - Przez lata. I przepraszam za to.
Kiwnęła głową.
- I jeśli kiedykolwiek będziesz chciała… nie wiem… wzbudzić zazdrość w Rudzielcu….
Spojrzała na niego i to wystarczyło by się uciszył.
- Śniłeś mi się. - powiedziała - Raz.
- Naprawdę?
- Tak.
Czekał aż ona kontynuuje ale nie zrobiła tego.
- Powinnam już iść. - powiedziała zamiast tego - Muszę się uczyć. Już niedługo egzaminy.
- Dobrze.
Żadne z nich się nie ruszyło.
- Mogę uczyć się tutaj. - powiedziała patrząc na swoje książki - Tu jest zdecydowanie ciszej niż w pokoju wspólnym Gryfonów.
- Dam ci spokój w takim razie.
Żadne z nich się nie ruszyło.
- Draco.
- Tak?
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że to by nam nigdy nie wyszło?
Skupił się na tym by na jego twarzy nie pojawił się zawód jaki właśnie poczuł.
- Ja… - przerwała by przełknąć ślinę powoli - Ja nie chcę wzbudzić zazdrości w Ronie.
Nagle, z zaskoczeniem, Draco zrozumiał.
- W takim razie… - powiedział opierając się wygodnie o oparcie kanapy i kładąc stopy na stoliku - Lepiej żeby się o tym nie dowiedział.
Zarumieniła się.
- Nie tylko o to mi chodzi. - powiedziała - Twoi znajomi nigdy by mnie nie zaakceptowali.
- Ja nie mam już żadnych znajomych. Wszyscy są albo w Azkabanie, albo uciekli z kraju. - uśmiechnął się - Kolejny argument?
- Moi znajomi nigdy by cię nie zaakceptowali.
- Myślałem, że nic im nie mówimy.
- Dobrze. - spojrzała mu w oczy - Ja jestem w Hogwarcie, a ty nie.
Powiedziała to jakby rzucając mu wyzwanie. Jakby chciała by znalazł na to rozwiązanie. Jakby połapała się w jego grze i też chciała zagrać. On parsknął i położył rękę na oparciu kanapy, prawie
dotykając jej ramienia.
- Został ci… co? Miesiąc w Hogwarcie? Będę cię odwiedzał.
- Nie mamy ze sobą nic wspólnego.
Spuścił stopy ze stolika na podłogę.
- Oboje nadal tu jesteśmy.
- Prześladowałeś mnie całe moje dzieciństwo.
Wskazał na swoje oko gdzie pięć długich lat temu wylądowała jej pięść.
- A ty mnie. Dzięki Merlinowi, że się zmieniliśmy.
Zaśmiała się cicho.
- Jaki z ciebie jest Ślizgon…
- A z ciebie Gryfon. Wierz mi, mi z tym ciężej niż tobie.
Uśmiechnęła się. Szczerze. Do niego.
- Twój ojciec by…
Przerwała szybko.
On bardzo delikatnie wyciągnął rękę i dotknął jej dłoni. Pozwoliła mu spleść ich palce.
- Mój ojciec nic nie może zrobić.
Wzięła głęboki oddech.
- Boję się ciebie.
Przysunął się do niej bliżej. Ich ciała prawie się dotykaly.
- Nie chcę żebyś się mnie bała.
Ona chwyciła jego drugą dłoń.
- To już wszystkie moje argumenty. - powiedziała cicho.
Poczuł, że ona drży.
- Chcesz żebym powiększył ogień?
Pokręciła głową.
- Chcę usłyszeć twoje argumenty.
Przejechał kciukiem po jej dłoni.
- Już ci powiedziałem. Nie mam żadnych argumentów. Ja po prostu wiem.
Ona przygryzła dolną wargę.
- Wymyśl jakiś.
Uwolnił jedną dłoń i przejechał palcem po jej policzku.
- Moim argumentem jest to, że oboje tego chcemy.
Nie zaprzeczyła.
- O czym był twój sen? - zapytał niemal szeptem - Ten ze mną.
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Byliśmy w Wielkiej Sali. Siedzieliśmy obok siebie jedząc kolację. Poprosiłam cię żebyś podał mi masło.
- To cały sen?
- Kiedy po nie sięgnąłeś, zauważyłam, że twój Mroczny Znak zniknął.
Sięgnęła w stronę jego rękawa.
- Nadal tam jest. - powiedział - Zbladł, ale nadal go mam.
Zabrała rękę i podciągnęła własny rękaw. Słowo Szlama, zadziwiająco białe i widoczne na jej skórze, nadal było widoczne.
- Ja też nadal to mam.
Przeklął cicho.
- Przepraszam.
- Nie musisz. - jej oczy zaświeciły się - Dla mnie jest to pamiątka. Nigdy nie zapomnę, że przeżyłam.
Mocno zacisnął wargi.
- W takim razie dla mnie też w jakiś sposób jest to pamiątka.
Oboje wpatrywali się w ogień przez dłuższą chwilę.
Ona pierwsza się odezwała.
- Chcę tego.
- Słucham?
- Chcę tego.
Jego serce biło głośno.
- Udowodnij. - rzucił.
Przysunęła się do niego.
Gdzieś w oddali wzeszedł księżyc.